Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

31 lipca 2016

Rozdział 16

No dobra udało się! Notka powstała czy wam się spodoba to nie wiem ale starałam się jak mogłam:) Zapraszam do czytania i do zobaczenia w przyszłą niedziele.



Po drugiej stronie lustra

Zoro otworzył ciężkie powieki i rozejrzał się. Leżał w ich spólnej kajucie a wokoło panował przyjemny półmrok. Odetchnął głęboko gdy wspomnienia z niedawno prowadzonej walki powróciły. Wstał powoli a jego mięśnie drgały z wysiłku, był cały w bandażach i wszystko go bolało ale to mu wcale nie przeszkadzało, już nie raz bywał w cięższym stanie. Musiał wiedzieć co się stało i czy blondyn żyje, on dobrze wiedział jak kruchy potrafi być człowiek i jak łatwo można stracić życie przez głupią nieuwagę, minął resztę śpiącej załogi i wyszedł z kajuty. Wiedział dokąd zmierza, musiał tylko trafić tam za pierwszym razem. Serce waliło mu jak oszalałe gdy zobaczył słabe światło palące się w gabinecie Chopper'a. Złapał za klamkę i pchnął lekko drzwi, w myślach sam siebie próbował uspokoić. Ulżyło mu gdy zobaczył blondyna śpiącego na łóżku w małym gabinecie ich doktora. Chopper podniósł zmęczony wzrok znad próbówek i popatrzył prosto na niego. Chwilę trwało nim się całkowicie przebudził i dotarło do niego kto zaszczycił ich swoją obecnością.
- Zoro, nie powinieneś wstawać!? - Krzyknął szeptem i od razu podbiegł do niego.
- Co z nim? - Jego serce powoli się uspokajało i dotarło do niego jak głupio musiało to wyglądać. Nigdy nie martwił się o kucharza a tu nagle takie zainteresowanie jego osobą.
Chopper'a pewnie też zdziwiło to pytanie bo zamrugał kilkakrotnie, ale nie kazał mu długo czekać na odpowiedź.
- Będzie dobrze, jest poturbowany ale wyzdrowieje...
Zoro odetchnął z ulgą mierząc się z podejrzliwym wzrokiem lekarza.
-Leki przestały działać...Obudził mnie ból...- Skłamał bo lepszej wymówki nie udało mu się wymyślić na poczekaniu.
Chopper zaczął przepraszać go i od razu podał mu nowe leki, karząc natychmiast wrócić do łóżka. Zoro posłuchał go, najważniejszego się już dowiedział, reszta mogła poczekać do rana.
Wyszedł rzucając jeszcze jedno ukradkowe spojrzenie w kierunku śpiącego kucharza.


-Zolo... - Doszedł go wesoły głos kapitana. - Zolo obudź się - powtórzył i poczuł jak coś łaskocze go w nos.
- Nakopać ci...pajacu...
Luffy roześmiał się wesoło i zabrał piórko którym go łaskotał.
- Jak się czujesz?
- Jak bym dostał z armaty... - Zoro otworzył oczy i popatrzył jak kapitan na te słowa czerwieni się.
- Sorry... - Oparł się o krzesło i popatrzył w sufit.
- Wiedziałem, że to twoja sprawka idioto, nie dość że masz niewyparzony jęzor to jeszcze chcesz nas pozabijać... - Zielono włosy usiadł na łóżku ignorując ból i obserwował kapitana. 
Luffy uniósł brew zdziwiony.
- Nie wyparzony jęzor?
- Nie upoważniłem cię byś całej załodze wyklepał co wyprawiał zalany kucharz...Powinienem ci skopać dupsko palancie...
- Ojej... 
- Ja ci dam kurwa ''Ojej''...Jak już ta zakręcona brewka do nas wróci to ma się nigdy nie dowiedzieć...Rozumiesz?
- Nie rozumiem dla czego?
- Ty nie musisz rozumieć... Dla własnego dobra trzymaj dziób na kłódkę...
Luffy skrzywił się.
- No dobra...
Zoro ziewnął przeciągle i podrapał się po głowie.
- Czemu właściwie mnie obudziłeś?
- Pomyślałem, że wolisz wstać...
- Akurat ci uwierzę...Nudziło ci się?
- Trochę...
- Możesz sobie iść...Nie potrzebuje towarzystwa.
Kapitan uśmiechał się radośnie i wstał.
- Przyniosę ci kawał mięcha.
Wybiegł zostawiając szermierza samego.

Po kilku gadzinach Zoro'a znudziło zbijanie bąków w kajucie więc uznał, że dobrym pomysłem na rozciągnięcie obolałych mięśni będzie trening lub medytacja. Musiał również poszukać swoich katan które oddał rudej do popilnowania i od tamtej pory ich nie widział.
Gdy już prawie był w swojej siłowni za pleców dobiegł go gniewny głos Chopper'a.
- A ty dokąd? Nie wolno ci jeszcze trenować!
- Nic mi nie jest. - Popatrzył na niego z góry ale mały renifer nie wyglądał na przekonanego.
- Masz odpoczywać rozumiesz?
- Szukam moich katan...Nie było ich w kajucie... - Zoro uznał, że to jedyna wymówka w jaką doktor by mu uwierzył i przestanie mu truć za uszami.  
- Dobrze... Ale masz naprawdę odpoczywać i nie warz się ściągać bandaży... - Pogroził mu raciczką i oddalił się w kierunku swojego gabinetu.
Zoro wszedł na górę i rozejrzał się, jego katany leżały oparte o sprzed do ćwiczeń. Usiadł na podłodze przed nimi i popatrzył na miecz swojej zmarłej przyjaciółki. Wiedział, że już nie może udawać przed samym sobą, że to co się z nim działo to nic takiego. Przypomniał sobie wszystkie uczucia jakie czół gdy ranny blondyn wpadł do wody. Nie mógł się wiecznie wściekać bo nie podobało mu się to co czół. Chciał by żeby ta pokręcona brewka wróciła, w tedy nie musiał by się nigdy więcej martwić, że sobie nie poradzi. Był silny i nigdy nie potrzebował ochrony, więc taka sytuacja by się nie powtórzyła. Zamknął oczy i przypomniał sobie tą imprezę na której blondyn się upił. W tedy poczuł to pierwszy raz i przez te wszystkie dni te uczucia kiełkowały w nim, wprowadzając go w złość i zmieszanie. Mógł by dalej oszukiwać sam siebie, że to tylko mu się zdaję i nic do niego nie czuję, ale jeśli nie pogodzi się z tym sam przed sobą nie będzie potrafił sobie z tym dać rady. Odetchnął głęboko, wiedział że jego uczucia muszą pozostać tylko dla niego, nie może oczekiwać czegokolwiek o blondyna. Zepsuł by wszystko, nie mógł ryzykować rozpadu załogi, ich podróż jest zbyt ważna by psuć ją takimi głupstwami. Głupi pijacki wyskok kuka nie upoważnia go do jakiekolwiek kroku dalej. Musi zapomnieć, schować to wspomnienie głęboko w sercu razem z towarzyszącymi mu uczuciami. Są piratami i ich podróż trwa, a on musi dotrzymać danej obietnicy w jego życiu nie ma miejsca na Miłość, zwłaszcza taką... 
- Ciekawe co ty byś mi powiedziała Kuina...? - Zoro przyglądał się białej katanie jak gdyby miała mu zaraz odpowiedzieć. - Pewnie stwierdziłabyś, że jestem idiotą...
Zoro złapał jedną ze swoich sztang i zaczął ja podnosić, był ciekawy jaką przygodę przeżywa w tej chwili kucharz i przypomniał sobie jak przez te ostatnie tygodnie był dla niego okropny. Nie zamierzał go przepraszać bo jego duma mu na to nie pozwalała ale chciałby żeby wrócił i wszystko było po staremu. Kłótnie bez powodu i ich przepychani które zazwyczaj kończyły się remisem ale tylko dlatego, że mu na to pozwalał. Gdyby walczyli na poważnie to na pewno rozłożył by go na łopatki, blondyn był silny ale na pewno nie tak jak on.
- Głupia zakręcona brewka...Mógłbyś w końcu wrócić...



Po godzinnych ćwiczeniach został nakryty przez wściekłego Chopper'a i wygoniony z siłowni. Nie rozumiał podejścia lekarza przecież ćwiczenia jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Nie mając wyjścia udał się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. To co zobaczył w kuchni było nie typowym zjawiskiem zwiastującym tragedie. Dziewczyny pod kierownictwem Usopp'a próbowały ugotować jakieś konkretne danie.
- Źle to robisz Nami! - Mężczyzna pomachał jej przepisem przed rozwścieczoną twarzą. 
- Jeszcze jedno słowo a sam będziesz gotował! - Rudowłosa wytrąciła mu książkę z ręki. - Zrobimy to po swojemu...
Dziewczyna popatrzyła na niego i Zoro zdziwił się widząc malującą się na jej twarzy ulgę.
- Co wy właściwie robicie? - Zielono włosy podszedł do nich i zajrzał do garnka w którym było coś co przypominało brązową gęstą zupę.
- Obiad, kucharz nie czuje się zbyt dobrze a Chopper i tak unieruchomił mu rękę. - Robin uśmiechnęła się do niego łagodnie. - Miło, że chociaż ty czujesz się lepiej...
Zoro popatrzył na nich, wszyscy wiedzieli jakim skarbem były dla kucharza jego ręce, gołym okiem było widać, że wszyscy się martwią a cała ta zamiana osobistości przestała ich bawić.
- Gdzie Luffy?
- Siedzi z Sanji'm - Usopp podniósł książkę z podłogi i odłożył z powrotem na półkę, nastała niezręczna cisza przerywana bulgotaniem garnka. Szermierz zrozumiał, że załoga nie mówi mu całej prawdy.
- Co znaczy, że nie czuje się zbyt dobrze? - Zoro zmierzył Nami swoim groźnym spojrzeniem. Miał dość już tych wszystkich podchodów jak by nie umieli nazywać rzeczy po imieniu.
- Wiesz niby się obudził...Ale nie chce ani jeść ani pić... Nie chce nawet rozmawiać... Tylko siedzi i wpatruje się w ścianę... - Nami popatrzyła na niego smętnie... - Żadne argumenty do niego nie trafiają, Chopper mówi, że to szok wywołany bólem i ogólną sytuacją... 
Zoro zagotował się w środku, tego już było za wiele jak dla niego.
- Dajcie mi trochę tego czegoś... - Zoro pokazał im gotującą się zupę ignorując uniesioną brew Robin.
Już po chwili znajdował się pod drzwiami do gabinetu Chopper'a, odetchnął głęboko i zacisnął palce na tacce z jedzeniem i wodą. Jednym płynnym ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
Luffy i Chopper od razu zwrócili na niego uwagę tylko kucharz nie okazał cienia zainteresowania, tempo wpatrując się w ścianę. Był biały jak ściana a podkrążone oczy wcale nie dodawały mu uroku, Zoro poczuł jeszcze większą złość. 
- Chopper zostaw nas...
- Nie...Miałeś odpoczywać...- Renifer urwał widząc zapewne jego rozwścieczone oblicze.
- Idź Chopper... - Kapitan poklepał go uspokajająco po ramieniu, mały doktor niechętnie zostawił ich samych.
Zoro podszedł do łóżka i popatrzył na blondyna z góry.
- Żryj to! - Zoro położył mu tace na kolanach, blondyn nie zareagował. - Powiedziałem jedź...
- Zoro, poczekaj...
- Nie interesuje mnie to...- Szermierz popatrzył na swojego kapitana. - To nie jest jego ciało więc powinien je szanować dopóki się w nim znajduje. Nikt nie kazał mu uczestniczyć w walce, Nami wręcz zabroniła mu wychodzić z bezpiecznego miejsca więc to co się stało jest wyłącznie jego winą więc niech nie zachowuje się jak Cipa i się w końcu ogarnie.
- Zoro...
- No co? Naraził życie naszego towarzysza a jeszcze sprawia dodatkowe problemy, więc nie zamierzam się nad nim litować jak reszta i jeśli nie zacznie jeść to wleje mu tą zupę siłą do gardła i skopie dupsko w razie potrzeby. - Zielono włosy odwrócił się od kapitana i napotkał lśniące oczy wpatrujące się w niego ze smutkiem. Blondyn zaczął drżącą ręką wkładać sobie jedzenie do ust a po policzkach zaczęły spływać łzy. Zoro oparł się o ścianę czół ,że nie zapomni tego widoku już nigdy.
- Kurwa - Popatrzył na kapitana który o dziwo uśmiechał się do niego promiennie.
- Dobra robota...  


Zoro siedział pod ścianą i obserwował jedzącego blondyna, słyszał jak Chopper chodzi tam i z powrotem po korytarzu. Luffy bujał się na krześle pogwizdując cicho. Blondyn jakby się uspokoił i w końcu podniósł wzrok znad miski.
- Dzięki...i przepraszam... - Sanji wyglądał na zawstydzonego swoją postawą.
- Spoko. - Luffy wstał i poklepał go po zabandażowanej głowie. Zabrał tackę z pustymi naczyniami i podszedł do drzwi otwierając je na oścież. 
Chopper niemal natychmiast wpadł do środka rozglądając się nerwowo i podbiegając do pacjenta. Zoro również wstał, nie zaszczycił już blondyna swoim spojrzeniem tylko wyszedł zaraz za kapitanem. Szli tak w ciszy aż przyjaciel zatrzymał się nagle zagradzając u drogę.
- Coś się zmieniło? - Luffy przyglądał mu się uważnie.
- Nie chce o tym gadać... - Zoro miał już dość tych wszystkich poważnych rozmów, wiedział już co czół ale nie planował się tą wiedzą z nikim dzielić. 
- Wiesz cieszę się, że go uratowałeś... - Luffy drapał się po głowie jedną ręką a jego brzuch zaburczał głośno.
- Daj spokój kretynie...Padł byś z głodu jakbyśmy stracili kuka... - Zoro zaśmiał się, ta rozmowa stawała się krępująca więc chciał zakończyć ją jak najszybciej. - A teraz idź bo tobie też na kopie jak dalej będziesz bredził od rzeczy.
- Ta jasne. - Luffy zarechotał i ruszył w stronę kuchni radośnie podskakując.
Zoro mimowolnie się uśmiechnął, miał szczerą nadzieje, że wszystko jak najszybciej wróci do normy a on już nigdy więcej nie będzie musiał patrzeć jak ten blond idiota płacze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz