Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

24 lutego 2017

Rozdział 12


W głębi serca
Przekroczyć granice


Sanji zajrzał do środka kuchni, wyglądało na to, że Marimo sobie poszedł. Czego on od niego oczekiwał? Naprawdę myślał, że usiądą przy butelce sake i pogadają o tym, co się stało?
Chłopak wszedł do środka, zamykając cicho drzwi.
Nie miał zamiaru przeprowadzać tej rozmowy tak szybko, jeśli w ogóle. Nie mogliby po prostu zostawić tego za sobą i wrócić do normalności?
- Kurwa!
Popieprzony świat za lustrem! Wdarł się tu niezaproszony i namieszał wszystkim w głowach! A szczególnie temu idiocie. Rozmawiać mu się zachciało, nagle wylewny się zrobił, palant jeden.
Młody kucharz podszedł do lodówki i otworzył ją z rozmachem. Musiał się odprężyć, a co najważniejsze, przestać myśleć w kółko o tym Glonie. W końcu przestać doszukiwać się w tym wszystkim jakiegoś sensu. I na siłę jakiegoś rozwiązania. To przez ten stres pewnie miał ten gówniany sen o tamtym świecie. Musi w końcu się uspokoić. Co z tego, że Roronoa go kocha? Przecież to nie jego problem? Niech sam się weźmie w garść i pogodzi z rzeczywistością. Bo co on mógłby jeszcze dodać? Powiedział, a raczej wykrzyczał mu już wszystko!
Wyciągnął kilka rzeczy i rozłożył na blacie. I tak będą musieli zrobić nowe zapasy.

- Wiesz, chciałbym mieć już to z głowy... - Blondyn zaciągnął się papierosowym dymem i nałożył kolejną przepyszną potrawę na półmisek. Nawet nie zwrócił uwagi, że minęło tyle czasu. Całkowicie dał się pochłonąć gotowaniu, co doskonale ukazywał zapełniony pachnącymi potrawami stół.
Popatrzył obojętnie na Usoppa, który wyglądał na spiętego. Gdy zobaczył go wchodzącego do kuchni jakiś czas temu, uznał, że powinien to zrobić. Dowiedzieć się czegoś więcej i pogadać, by zrzucić z siebie ten ciężar. Bo czuł, że jak tego nie zrobi, w końcu oszaleje. A ich snajper nadawał się do tego idealnie, wyglądał, jakby dużo wiedział o tym, co się działo na statku. On na pewno pozwoli mu zrozumieć, co się stało i wcale nie będzie musiał rozmawiać z Algą. Tak, to był świetny pomysł. On dowie się wszystkiego, czego chce, a Marimo niech się męczy sam.
- Długo mam jeszcze czekać? Gadaj... - Sanji popatrzył na towarzysza ponaglająco, unosząc swoją zakręconą brew.
- Eeee...no a co konkretnie chciałbyś usłyszeć? - Młody kucharz postawił kolejną potrawę na stole i westchnął, starając się zachować spokój.
- Już przecież powiedziałem, po prostu opowiedz wszystko od początku. Chcę w końcu zrozumieć, dlaczego mnie okłamaliście.
- Ale może powinieneś porozmawiać z Zoro, ja nie wiem wszystkiego...
- Wiesz wystarczająco dużo... - Syknął, a złość znów w nim wezbrała, wrócił do swojej kuchni i znów zaczął szykować składniki na kolejną potrawę. -  Nie chcę rozmawiać z nim, tylko z tobą. Rozumiesz?
- Dobra...


Sanji dopalił papierosa w trybie natychmiastowym i wyciągnął kolejnego, mierząc snajpera rozeźlonym spojrzeniem. Musiał skończyć z gotowaniem, bo na stole i blatach nie było miejsca na kolejną potrawę. Więc usiadł naprzeciwko niego i próbując zachować spokój, słuchał jego opowieści.
- Nie sądziłem, że z ciebie taki artysta... - Zakpił, opowieść Usoppa wiele wyjaśniała i musiał przyznać, że ich snajper ma gadane.
Usopp zaczerwienił się po czubki uszu, w duchu modląc się, by Sanji nie skopał mu teraz tyłka.
- I ta głupkowata książka też była od ciebie?
- Tak, zrozum, chcieliśmy mu jakoś pomóc w tych trudnych chwilach...
Blondyn uniósł brew, ale nic nie odpowiedział. Powoli zaczął rozumieć, jak w ogóle doszło to tej głupiej sytuacji.
- Wiesz, wróciłeś z tamtego świata i byłeś jakiś inny. Myśleliśmy, że ty też coś poczułeś...i że się tego wstydzisz.
Kucharz dopalił papierosa i westchnął zrezygnowany, naprawdę się porobiło.
- Rozumiem, że upiliście mnie i podaliście na tacy Zoro, bo uznaliście, że nagle zmieniłem orientację i jestem w nim zakochany. A seks z nim pomoże mi odkryć swoje prawdziwe pragnienia?
- To był pomysł Nami. - Usopp skrzywił się. - Próbowałem ją przekonać, że to nie jest dobry plan, ale ona chyba zwariowała na waszym punkcie.
- Cudownie. Pomysły, plany i konspiracje. - Mówił spokojnie, ale jego słowa wręcz ociekały kpiną. - Jestem ciekawy, skąd ta pewność, że nic mi nie zrobił? Ja nic nie pamiętam. A wątpię, że czatowaliście pod drzwiami.
- No wiesz!? On przecież nie jest taki! - Usopp wstał rozeźlony. - Słuchałeś mnie w ogóle?
- Dobra, uspokój się...rozumiem, Zoro to ideał wszystkich cnót, wręcz rycerz w złotej zbroi i na białym koniu.- Prychnął z irytacją, ale na jego policzki wkradły się zdradliwe rumieńce.
Bardzo nie spodobała mu się postawa Zoro. Z góry założył, że nie poradzi sobie z pijacką wpadką i z jego dziwnymi uczuciami. Później dał się namówić do próby uwiedzenia jego osoby, nawet nie wierząc, że mu się to uda. Przecież to nielogiczne! On naprawdę nie ma mózgu. - Myślisz, że on tak na serio...się zakochał? - Pomyślał o swoim powrocie i o związanych z nim emocjach. Tyle się wydarzyło i tam, i tu. Ta cholerna zmiana Marimo i te wszystkie krępujące zdarzenia teraz nabrały sensu. Co on sobie w ogóle myśli? Przecież On to On, a Glon to Glon, czy nikt nie widzi, jakie to irracjonalne? Czy on tego nie widzi?
Potarł dłońmi skronie, by choć trochę zebrać myśli. Co powinien teraz zrobić?
- Myślę, że tak... wątpię, że gdyby było inaczej dałby się namówić na te wszystkie głupie rzeczy, jakie zrobił...
- Wiesz... - Sanji popatrzył na niego zrezygnowany. - Może jednak chodzi mu o tamtego mnie? Dobra, może zrobiłem coś głupiego po pijaku, ale to wcale nie oznacza, że wtedy się zakochał. Przecież był na mnie wściekły, a później pojawiła się ta Ciota i namieszała mu w głowie... - Zmierzył przyjaciela poważnym i pełnym nadziei spojrzeniem. Bardzo chciałby, by przyznał mu rację.
- Raczej to wyglądało tak, jakby go nie lubił jeszcze bardziej niż ciebie...
- To po cholerę dał mu się pocałować?! - Blondyn wsunął dłoń we włosy. - Może lubi takie bezbronne sieroty, które trzeba na każdym kroku ratować? Ja taki nie jestem! Nie potrzebuję wybawiciela! Co ja kurwa gadam!? W ogóle nie potrzebuję faceta!
- Sanji?
- Co?!
- Powiedz, czy w tamtym świecie coś się stało?
Młody kucharz zamrugał gwałtownie, przełykając ciężko ślinę. Odkąd wrócił, z nikim nie rozmawiał o zdarzeniach z tamtego świata. Jak ktoś pytał, to omijał najważniejsze szczegóły. Bo przecież to było takie krępujące. Nie chciał do tego już nigdy wracać, ale niestety ciążyło to nad nim jak jakiś omen.
Jednak gdy zaczął, reszta nie była już trudna. Opowiedział wszystko to, co dotyczyło jego i Marimo. Zawiesił głos, gdy doszedł do końca opowieści. Jego policzki pociemniały, a uszy zapiekły. Sam nie wierzył, że wypowie te słowa na głos. Było mu tak wstyd.
- No i on wtedy...zrozum, nie miałem siły, by go odepchnąć...no i zaczął mnie całować... - Popatrzył na tępy wyraz twarzy kolegi, co wcale nie pomniejszyło wstydu, jaki teraz czuł. - A zaraz potem, trach i już byłem tutaj, i całowałem Marimo...
- O kurwa... - Usopp nie pohamował języka, był raczej osobą, która nie używa wulgaryzmów. Chyba Sanji pierwszy raz słyszał przekleństwo wypowiedziane z jego ust.
- Nie wiem, co teraz zrobić... - Blondyn położył głowę na kawałku wolnego od potraw stołu. Ich intensywne zapachy zaczęły mieszać się ze sobą i zamiast kusić, drażniły nos.
- Może powinieneś porozmawiać...
- Jeśli powiesz, że z Zoro, to nakopię ci do dupy... - Popatrzył na niego groźnie. - Nie chcę z nim o tym rozmawiać i jeśli myślisz, że przyznam się przed nim do tego, co zaszło, to chyba cię porąbało. Już wystarczająco mi wstyd za to głupie pijackie nieporozumienie! - Wstał energicznie. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, to oszaleje.
- Więc dlatego tak dziwnie się zachowywałeś...
- No raczej! Nieczęsto mi się zdarza być prawie przelecianym przez jakąś morską Algę! Czy się z nią całować! Czy...do jasnej dupy...! - Sanji popatrzył na przyjaciela, po jego minie domyślił się, że pewnie wygląda jak wariat. - Ty rozumiesz!? To jest kurwa Zoro!
- Tak, rozumiem, że całowałeś się z Zoro i... w dodatku z oboma... - Snajper podrapał się po swoim długim nosie. Próbował usiedzieć na krześle i nie uciec przed lekko rozchwianym emocjonalnie i nadludzko silnym towarzyszem. Dlaczego to on musiał z nimi rozmawiać? Przecież to Robin jest tą najmądrzejszą i na pewno by jej nie pobili w napadzie złości. - Nie zrozum mnie źle...ale chyba nie rozumiem, dlaczego się tak złościsz? - Usopp zagryzł dolną wargę, to co planował powiedzieć na sto procent skończy się jego śmiercią. - Jeśli nic do niego nie czujesz, co oczywiście już nam wielokrotnie potwierdziłeś, to w czym problem? Możecie porozmawiać, ustalić pewne rzeczy. Że nic się nigdy nie wydarzy, Zoro pewnie zrozumie, chyba że...jednak ci się podobało? I nie możesz się z tym pogodzić...?
Sanji zdębiał, czy to naprawdę tak wyglądało?
- Pojebało cię? Czy ja jestem jakiś nienormalny?
- Przestań! Zoro też nie jest nienormalny, po prostu się zakochał.
- Jesteśmy piratami! Nie zakochujemy się!
- I mówi to ten, co nadskakuje każdej napotkanej pannie...
- To zupełnie co innego!
- To dokładnie to samo. Po prostu chciał, byś go polubił i na pewno nigdy nie planował zrobić czegoś niewłaściwego. A ty potraktowałeś go, jakby bóg wie co zrobił. Przecież cię nie zgwałcił ani do niczego nie zmuszał! Więc zacznij w końcu myśleć i zastanów się, co teraz zrobić. Bo jak się nie dogadacie, nie popłyniemy dalej!
Kucharz usiadł z powrotem na krzesło i odetchnął głęboko. Usopp naprawdę go zadziwiał.
- Nie wiem, co bym miał mu powiedzieć. Myślisz, że mnie nie jest źle, że taki antyspołeczny troglodyta zakochał się akurat we mnie? I to przeze mnie?
- Więc go przeproś i na pewno jakoś się dogadacie...
- Matko, Zoro też tak doradzałeś? - Sanji przeczesał dłonią włosy, robiło mu się coraz bardziej głupio i niezręcznie.
- Co ty! Przy nim musiałem wypić morze wódki, by w ogóle coś z niego wydobyć i się nie bać, że mnie pokroi. - Zaśmiał się, by choć trochę rozładować sytuację i uspokoić trzęsące nogi. - Wszyscy zawaliliśmy i jesteśmy sobie winni tego, co się dzieje. Możesz nam wybaczyć albo nie. Twoja decyzja, ale jeśli chcemy ruszyć dalej, musisz odpuścić jemu...
Sanji przyjrzał się uważnie przyjacielowi i uniósł zakręconą brew.
- Mam mu odpuścić? Pogadać i przeprosić za coś, czego nawet nie pamiętam? - Chłopak zacisnął usta, ta propozycja nie była taka zła, ale czy Marimo naprawdę tak spokojnie się z tym pogodzi? No bo co z tego, że pogadają i ustalą jakieś tam granice, jeśli on w dalszym ciągu będzie go...kochał? Będzie się gapił tymi swoimi smutnymi oczami. Jak długo wytrzymają taką presję? W końcu któryś z nich pęknie. Znowu go nawyzywa od najgorszych, raniąc jego uczucia jeszcze bardziej, albo co gorsza tej Aldze strzeli coś głupiego do głowy.
- Sanji?
- Jest jeszcze coś... - Kucharz otrząsnął się z rozmyślań i zamiast patrzeć w przestrzeń, skupił wzrok na towarzyszu. Jak już otworzył się przed Usoppem, to nie było sensu czegokolwiek ukrywać. - Boję się...że mój powrót nie odbył się poprawnie...

***
Hej!
Miałam tu coś napisać...
Oczywiście dziękuje za wszystkie komentarze:)
Jeśli chodzi o dodatek Law/Lu to się właśnie produkuje ale jeszcze trochę to potrwa:p
Czy Law pojawi się w opowiadaniu po tej stronie lustra?
Tak, jasne:) Ale niestety dopiero w czwartej części więc trochę poczekacie:p.



10 lutego 2017

Rozdział 11

No to jedziemy z tym koksem:)
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba:)
Więc miłego czytania życzę:)


W głębi serca
Przekroczyć granice


- To chyba jakaś kpina! - Blondwłosy chłopak warknął wściekły sam na siebie, podnosząc z ziemi kawałek suchej gałęzi.
Nie potrafił sobie przypomnieć, co się stało tamtego wieczoru. To doprowadzało go do szału. Czy on naprawdę próbował dobrać się do tego zielonego imbecyla? Kapitan nie miał powodu, by go okłamywać, bo i tak nie potrafił. Naprawdę jest idiotą, widział, że przez cały czas Luffy mu czegoś nie mówi i aż dziw, że wytrzymał tak długo, zatajając prawdę. Gdyby tylko go trochę przycisnął, już dawno wyśpiewałby mu prawdę. Oczywiście jedyną osobą, która dokładnie wie, co się wtedy stało, jest ta ciemna Alga.
- Chciałbym obudzić się z tego koszmaru... - Oparł się o drzewo i przymknął oczy, by zebrać myśli.
Może po pijaku naszło go na jakiś okrutny żart, a ten idiota źle to zinterpretował?
- Kurwa! - Jaki pojeb zakochuje się w takich okolicznościach? On naprawdę musi mieć coś nie tak z głową.
- Dobra, Sanji, na spokojnie... - Mruknął do siebie i odsunął się od drzewa, otwierając oczy. Pewnie wygląda jak idiota i to w dodatku mówiący do siebie. Musi na chłodno przeanalizować całą tę sytuację. Ruszył przed siebie, dalej zbierając gałęzie nadające się na rozpałkę. Równocześnie próbując poskładać najważniejsze fakty do kupy. Niestety doszedł do wniosku, że gdyby się nie upił, to nic by się nie stało. Gdyby chociaż pamiętał, co wtedy zrobił. Teraz doskonale rozumiał, dlaczego Zoro był takim palantem. Nie rozumiał tylko, dlaczego nic nie powiedział? Jakby sobie wszystko wyjaśnili na początku, na pewno nie trafiłby na to cholerne lustro i nie udałby się do innego świata. A już na pewno nikt nie wpadłby na pomysł swatania ich ze sobą.
Znów się zatrzymał i wciągnął ze świstem powietrze, próbując ignorować piekące uszy.
Nigdy nie musiałby się z nim całować i w dodatku być dłużnym uratowania życia, o czym wspominał Chopper.
- Pieprzony rycerz... - Sanji popatrzył na dobrze mu znany statek i westchnął smętnie. - Nie chcę, byś mnie kochał...

Luffy wskoczył na statek, pozostawiając zwierzynę na dole, i od razu namierzył smętnie wyglądającego Zoro.
- Nasz kapitan w końcu łaskawie się zjawił. — Warknęła Nami. - Teraz to tylko brakuje Sanjiego.
Zupełnie ignorując Nami, kapitan ruszył w stronę szermierza, wesoło się uśmiechając i rozciągając swoje gumowe palce.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? Masz szczęście, że logowanie potrwa kilka dni, możemy tu zostać i trochę ochłonąć. Robin sprawdziła miasteczko. Nie ma ani śladu Marynarki, a miejscowi nie wyglądają, jakby byli na bieżąco z wiadomościami.
- Super! No to zrobimy sobie dzisiaj ognisko. - Kapitan stanął przed swoim szermierzem, mierząc go według siebie surowym spojrzeniem.
Dla Zoro bardziej wyglądał jak obrażony dzieciak.          
- Obaj jesteście kretynami. - Powiedział i niespodziewanie wymierzył mu prawego sierpowego z taką siłą, że zielonowłosy opuścił statek w trybie natychmiastowym.
- Zwariowałeś?! – Ryknęła Nami.
- Shishishi, czuję się świetnie! - Luffy wesoło podszedł do krawędzi statku i odszukał wzrokiem leżącego na trawie przyjaciela. - To na opamiętanie! Wiesz, taki cios prosto z serca! - Chłopak założył na głowę swój słomiany kapelusz.
Zoro popatrzył w niebo, trzeba przyznać, że ich kapitan jest nieprzewidywalny i ma cios.
- Nie powiem, że mnie nie cieszy ten widok...
Szermierz wzdrygnął się i popatrzył na stojącego nad nim blondyna, trzymającego w dłoni papierosa.
- Nie wątpię...- Nie spodziewał się, że wróci tak szybko i że w ogóle. – Wiesz. Ja...
- Zamknij się. - Sanji wypuścił papierosowy dym z płuc, patrząc na ich wariackiego kapitana, którego burczenie brzucha było słychać aż tutaj. - Jestem tak wściekły, że nie mam najmniejszej ochoty z tobą gadać, Marimo. Ej! Luffy, jeśli myślisz, że będę sam rozpalał ci to gówniane ognisko, to chyba do reszty cię pogięło!
- Ja też was kocham, chłopaki! - Zawołał wesoło kapitan, oglądając się na załogę. - Mówiłem, że wszystko będzie dobrze.
- Luffy, myślisz, że jednym ciosem załatwisz wszystko? - Usopp podszedł do kapitana nadal nieco zdziwiony jego postępowaniem i popatrzył w stronę chłopaków.
- W sumie to dwoma ciosami. - Luffy założył ręce za głowę. - Kocham was wszystkich. Nawet jak czasem robicie głupie rzeczy. - Zaśmiał się wesoło, niewzruszony minami towarzyszy.
Sanji spuścił zrezygnowany głowę, ich kapitan czasami lekko przesadza z otwartością. Starał się nie patrzeć na zielonego glona, nie był gotowy na rozmowę. Nie chciał usłyszeć więcej i jeszcze bardziej wszystkiego komplikować. Zwłaszcza że to wszystko zaczęło się od niego. Musiał wszystko przemyśleć, tak na spokojnie i sam.
Przyjemne ciepło ogniska grzało zielonowłosego popijającego Sake prosto z butelki. Większość załogi już odpoczywała po obfitym posiłku. Pomimo usilnych starań kapitana impreza przy ognisku była raczej spokojna. To, że i tak udało się je zrobić, było wielkim osiągnięciem. Widział, jak Nami stara się udobruchać blondyna, co udało się jej zadziwiająco szybko. Zaśmiał się pod nosem, po prostu nie mógł lepiej trafić. Zakochać się w najbardziej heteroseksualnym facecie pod słońcem. Popatrzył na statek, na który wcześniej odprowadzał wzrokiem blondyna udającego się do kuchni. Jak to będzie teraz wyglądać? Kucharz przez całe popołudnie nawet na niego nie spojrzał, a Nami z Usoppem patrzyli na siebie spode łba, co było całkowicie niepotrzebne. Potrafił zrozumieć chęć pomocy, ale kłótnie z ich powodu były już przesadą.
Potarł obolałą twarz i zaśmiał się pod nosem. Tak, cios prosto z serca. Znając siłę kapitana, gdyby został uderzony z pełną mocą, straciłby większość zębów.
Szermierz westchnął, wracając wspomnieniami do dnia, w którym to wszystko się zaczęło. Kto by przypuszczał, że jedno wydarzenie wywoła w nim tyle emocji, że nie będzie potrafił się ogarnąć.
Dla dobra wszystkich powinien zapanować nad sobą i po prostu zapomnieć. Tak jak powinien zrobić od samego początku. Najlepiej zacząć od razu i wtedy pozostawałby tylko jeden problem.
Wstał i podszedł do snajpera, który grzebał patykiem w ognisku zapewne pogrążony we własnych myślach.
- Ej... - Jak on nienawidził się produkować w takich sprawach, ale jak mus to mus. Towarzysz wzdrygnął się i rozejrzał nerwowo.
- Boże, myślałem, że śpisz! Chyba dostałem zawału! - Chłopak demonstracyjnie złapał się za serce.
- Przeproś rudą i miejmy już to z głowy.
- Nie, dopóki nie zrozumie, co narobiła...
Zoro westchnął i kucnął przy nim nie bardzo zadowolony, że będzie musiał przekonywać przyjaciela.
- Rób, co chcesz, najwyżej Luffy wam też obije mordy. – Czuł, jak przyjaciel spina się automatycznie.
- Eee...no...może już zrozumiała...
- Też tak myślę...

Sanji wycierał ręce po wypucowaniu wszystkich naczyń. Co oni do diabła wyprawiali? Czy ich kapitan naprawdę tak lekkomyślnie podchodzi do ostatnich wydarzeń? Czy on sam przesadza, przejmując się tym? Co powinni zrobić? Jeśli Luffy myśli, że tak po prostu ruszą w dalszą podróż, to chyba się przeliczy. Przez cały wieczór czuł na sobie jego wzrok. Co sprawiło, że znowu zaczął się denerwować.
Oczywiście przyjął przeprosiny słodkiej Nami-swan, bo nie mógłby postąpić inaczej. Niestety, nawet po jej żarliwych przeprosinach, wcale nie odczuł ulgi. No bo…dlaczego ona to zrobiła? Przecież to było świństwo!
Blondyn westchnął i przeczesał włosy dłonią, za dużo rozmyślał. Może przepływali po prostu przez jakieś niewłaściwe prądy morskie i wszystkim tymczasowo padło na mózg.
Sięgnął po papierosa, czując narastające pieczenie policzków.
Sam wcale nie był lepszy, myśli zaczęły kłębić się w jego głowie, przypominając wszystkie żenujące zajścia, odkąd wrócił z drugiego świata.
- I jeszcze to noszenie jak jakąś pannę... - Spuścił głowę, równocześnie rozmasowując sobie skronie. Jak on mógł w ogóle dopuścić do takiej sytuacji? Jak mógł być takim idiotą i nie domyślić się, co jest grane? Tak, to było kompletnie niewiarygodne, ale tłumaczyło choć trochę zachowanie glona.
- Kurwa! - Młody kucharz otrząsnął się i wyszedł z kuchni, zapalając przy tym papierosa. Zrobił kilka kroków i oparł się o balustradę. Teraz miał doskonały widok na obozowisko. Zaciągnął się swoim ulubionym papierosowym dymem, obserwując, jak Marimo chyba rozmawia o czymś z Usoppem. Według planu jutro mieli się udać do miasta, to byłby dobry moment, by porozmawiać z kimś z załogi o tych wszystkich wydarzeniach. Najrozsądniej byłoby poprosić o rozmowę Robin-chan. Sanji zagryzł dolną wargę, dalej obserwując towarzyszów. Ciekawe, co ci dwaj znów knują? Pomyślał i sam zganił się za takie podejrzenia. Przecież to całkowicie normalne, że przyjaciele rozmawiają ze sobą. Jego serce zaczęło szybciej bić, a jego dłonie lekko drżeć ze zdenerwowania. Zgasił papierosa i szybkim krokiem ruszył z powrotem do kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparł się o nie i osunął się na podłogę ze spuszczoną głową.
Jak on ma im teraz zaufać?

Biegł po schodach do góry, jego ciało całe drżało ze zmęczenia, a nogi były miękkie jak z waty. Poznawał to miejsce, ale nie potrafił sobie przypomnieć, skąd je zna. Na pewno nie znajdował się na Sunnym. W końcu dobiegł do drzwi i wpadł zdyszany do pomieszczenia. Poczuł niepokój, gdy rozpoznał miejsce, w którym się znajdował. Przecież to niemożliwe! Wszedł głębiej do mieszkania i popatrzył na stojącego na środku pokoju Zoro, który zmierzył go tym swoim gorącym spojrzeniem.
- Wiedziałem, że wrócisz...

Sanji poderwał się do siadu oblany zimnym potem. Co to kurwa było? Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu, z ulgą stwierdzając, że nadal jest na statku. To był tylko zły sen. Przecież zwierciadła się pozbyli i już nigdy nie wróci do tamtego świata. A jeśli nie? Zacisnął dłonie na spodniach, do powrotu nie było mu potrzebne lustro...boże, tylko nie to.
Drgnął, gdy do pomieszczenia ktoś wszedł. Oczywiście musiał to być nie kto inny jak Marimo. Zmierzył go spojrzeniem, a gdy ich oczy się spotkały poczuł, jak złość miesza się ze strachem.
- Co jest? - Zoro wszedł do środka, kucharz wydał mu się jakiś dziwnie spięty. A na pewno już bledszy niż zwykle. Miał nadzieję, że wczoraj zdążył trochę ochłonąć i będą mogli dzisiaj pogadać. Zwłaszcza że załoga już poszła do miasta, dając im taką możliwość.
- Nic. Nie twoja sprawa. - Sanji wstał, starając się zatuszować drżenie ciała. To był tylko głupi sen, powtarzał sobie w myślach. - Czego chcesz?
- Myślałem, że pogadamy...inni już poszli do miasta. - Zoro doskonale widział, jak blondyn się wzdrygnął, gdy to powiedział.
- Nie. - Zmierzył go spojrzeniem. - Nie dotarło do ciebie, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać? Jesteś głuchy czy nienormalny, że nie wiesz, co się do ciebie mówi? - Sanji włożył marynarkę. Co to znowu za podchody? Przecież rano mieli ustalić szczegóły i razem wybrać się do miasta, a oni zostawili go tu samego z nim!
- Nie pozwalaj sobie, pokręcona brewko! – Syknął, krzywiąc się. Rozumiał, że może być zły, ale to nie znaczy, że pozwoli się tak obrażać. Przecież chciał tylko pogadać i jakoś załagodzić całą tę sytuację.
- Bo co mi zrobisz? Nie moja wina, że jesteś tępakiem. - Blondyn ruszył w stronę drzwi. - A teraz się suń, bo ja też wychodzę...
Zoro zmierzył go uważnym spojrzeniem, trzymając swoje katany w pogotowiu.
- Nie uważasz, że powinniśmy pogadać?
- Od kiedy toś się zrobił taki rozmowny? - Sanji stanął przed nim i pewny siebie popatrzył mu prosto w oczy. Nie da się przytłoczyć tym wydarzeniom. – Pogadamy, jak ja będę tego chciał i nie spodziewaj się usłyszeć czegoś nowego. A teraz mnie przepuść, chyba że chcesz, bym przestawił ci facjatę.
 Zoro po chwili mierzenia się na spojrzenia przepuścił kucharza, który szybko wyszedł. Rozejrzał się po pustym pomieszczeniu i przejechał dłonią po swoim torsie. Znów poczuł się tak, jakby wnętrzności wywróciły mu się na lewą stronę. A ból w piersi stawał się nie do wytrzymania.