No to jedziemy z tym koksem:)
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba:)
Więc miłego czytania życzę:)
W głębi serca
Przekroczyć granice
- To chyba jakaś kpina! - Blondwłosy chłopak warknął wściekły sam na siebie, podnosząc z ziemi kawałek suchej gałęzi.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba:)
Więc miłego czytania życzę:)
W głębi serca
Przekroczyć granice
- To chyba jakaś kpina! - Blondwłosy chłopak warknął wściekły sam na siebie, podnosząc z ziemi kawałek suchej gałęzi.
Nie potrafił sobie przypomnieć, co się stało tamtego
wieczoru. To doprowadzało go do szału. Czy on naprawdę próbował dobrać się do
tego zielonego imbecyla? Kapitan nie miał powodu, by go okłamywać, bo i tak nie
potrafił. Naprawdę jest idiotą, widział, że przez cały czas Luffy mu czegoś nie
mówi i aż dziw, że wytrzymał tak długo, zatajając prawdę. Gdyby tylko go trochę
przycisnął, już dawno wyśpiewałby mu prawdę. Oczywiście jedyną osobą, która
dokładnie wie, co się wtedy stało, jest ta ciemna Alga.
- Chciałbym obudzić się z tego koszmaru... - Oparł się o
drzewo i przymknął oczy, by zebrać myśli.
Może po pijaku naszło go na jakiś okrutny żart, a ten
idiota źle to zinterpretował?
- Kurwa! - Jaki pojeb zakochuje się w takich
okolicznościach? On naprawdę musi mieć coś nie tak z głową.
- Dobra, Sanji, na spokojnie... - Mruknął do siebie i
odsunął się od drzewa, otwierając oczy. Pewnie wygląda jak idiota i to w
dodatku mówiący do siebie. Musi na chłodno przeanalizować całą tę sytuację.
Ruszył przed siebie, dalej zbierając gałęzie nadające się na rozpałkę. Równocześnie
próbując poskładać najważniejsze fakty do kupy. Niestety doszedł do wniosku, że
gdyby się nie upił, to nic by się nie stało. Gdyby chociaż pamiętał, co wtedy
zrobił. Teraz doskonale rozumiał, dlaczego Zoro był takim palantem. Nie
rozumiał tylko, dlaczego nic nie powiedział? Jakby sobie wszystko wyjaśnili na
początku, na pewno nie trafiłby na to cholerne lustro i nie udałby się do
innego świata. A już na pewno nikt nie wpadłby na pomysł swatania ich ze sobą.
Znów się zatrzymał i wciągnął ze świstem powietrze,
próbując ignorować piekące uszy.
Nigdy nie musiałby się z nim całować i w dodatku być
dłużnym uratowania życia, o czym wspominał Chopper.
- Pieprzony rycerz... - Sanji popatrzył na dobrze mu
znany statek i westchnął smętnie. - Nie chcę, byś mnie kochał...
Luffy wskoczył na statek, pozostawiając zwierzynę na dole,
i od razu namierzył smętnie wyglądającego Zoro.
- Nasz kapitan w końcu łaskawie się zjawił. — Warknęła
Nami. - Teraz to tylko brakuje Sanjiego.
Zupełnie ignorując Nami, kapitan ruszył w stronę
szermierza, wesoło się uśmiechając i rozciągając swoje gumowe palce.
- Słuchasz ty mnie w ogóle? Masz szczęście, że logowanie
potrwa kilka dni, możemy tu zostać i trochę ochłonąć. Robin sprawdziła
miasteczko. Nie ma ani śladu Marynarki, a miejscowi nie wyglądają, jakby byli
na bieżąco z wiadomościami.
- Super! No to zrobimy sobie dzisiaj ognisko. - Kapitan
stanął przed swoim szermierzem, mierząc go według siebie surowym spojrzeniem.
Dla Zoro bardziej wyglądał jak obrażony dzieciak.
- Obaj jesteście kretynami. - Powiedział i
niespodziewanie wymierzył mu prawego sierpowego z taką siłą, że zielonowłosy
opuścił statek w trybie natychmiastowym.
- Zwariowałeś?! – Ryknęła Nami.
- Shishishi, czuję się świetnie! - Luffy wesoło podszedł
do krawędzi statku i odszukał wzrokiem leżącego na trawie przyjaciela. - To na
opamiętanie! Wiesz, taki cios prosto z serca! - Chłopak założył na głowę swój
słomiany kapelusz.
Zoro popatrzył w niebo, trzeba przyznać, że ich kapitan
jest nieprzewidywalny i ma cios.
- Nie powiem, że mnie nie cieszy ten widok...
Szermierz wzdrygnął się i popatrzył na stojącego nad nim
blondyna, trzymającego w dłoni papierosa.
- Nie wątpię...- Nie spodziewał się, że wróci tak szybko
i że w ogóle. – Wiesz. Ja...
- Zamknij się. - Sanji wypuścił papierosowy dym z płuc,
patrząc na ich wariackiego kapitana, którego burczenie brzucha było słychać aż
tutaj. - Jestem tak wściekły, że nie mam najmniejszej ochoty z tobą gadać,
Marimo. Ej! Luffy, jeśli myślisz, że będę sam rozpalał ci to gówniane ognisko,
to chyba do reszty cię pogięło!
- Ja też was kocham, chłopaki! - Zawołał wesoło kapitan,
oglądając się na załogę. - Mówiłem, że wszystko będzie dobrze.
- Luffy, myślisz, że jednym ciosem załatwisz wszystko? -
Usopp podszedł do kapitana nadal nieco zdziwiony jego postępowaniem i popatrzył
w stronę chłopaków.
- W sumie to dwoma ciosami. - Luffy założył ręce za
głowę. - Kocham was wszystkich. Nawet jak czasem robicie głupie rzeczy. -
Zaśmiał się wesoło, niewzruszony minami towarzyszy.
Sanji spuścił zrezygnowany głowę, ich kapitan czasami
lekko przesadza z otwartością. Starał się nie patrzeć na zielonego glona, nie
był gotowy na rozmowę. Nie chciał usłyszeć więcej i jeszcze bardziej wszystkiego
komplikować. Zwłaszcza że to wszystko zaczęło się od niego. Musiał wszystko
przemyśleć, tak na spokojnie i sam.
Przyjemne ciepło ogniska grzało zielonowłosego
popijającego Sake prosto z butelki. Większość załogi już odpoczywała po obfitym
posiłku. Pomimo usilnych starań kapitana impreza przy ognisku była raczej
spokojna. To, że i tak udało się je zrobić, było wielkim osiągnięciem. Widział,
jak Nami stara się udobruchać blondyna, co udało się jej zadziwiająco szybko.
Zaśmiał się pod nosem, po prostu nie mógł lepiej trafić. Zakochać się w
najbardziej heteroseksualnym facecie pod słońcem. Popatrzył na statek, na który
wcześniej odprowadzał wzrokiem blondyna udającego się do kuchni. Jak to będzie
teraz wyglądać? Kucharz przez całe popołudnie nawet na niego nie spojrzał, a
Nami z Usoppem patrzyli na siebie spode łba, co było całkowicie niepotrzebne. Potrafił
zrozumieć chęć pomocy, ale kłótnie z ich powodu były już przesadą.
Potarł obolałą twarz i zaśmiał się pod nosem. Tak, cios
prosto z serca. Znając siłę kapitana, gdyby został uderzony z pełną mocą,
straciłby większość zębów.
Szermierz westchnął, wracając wspomnieniami do dnia, w
którym to wszystko się zaczęło. Kto by przypuszczał, że jedno wydarzenie wywoła
w nim tyle emocji, że nie będzie potrafił się ogarnąć.
Dla dobra wszystkich powinien zapanować nad sobą i po
prostu zapomnieć. Tak jak powinien zrobić od samego początku. Najlepiej zacząć
od razu i wtedy pozostawałby tylko jeden problem.
Wstał i podszedł do snajpera, który grzebał patykiem w
ognisku zapewne pogrążony we własnych myślach.
- Ej... - Jak on nienawidził się produkować w takich sprawach,
ale jak mus to mus. Towarzysz wzdrygnął się i rozejrzał nerwowo.
- Boże, myślałem, że śpisz! Chyba dostałem zawału! -
Chłopak demonstracyjnie złapał się za serce.
- Przeproś rudą i miejmy już to z głowy.
- Nie, dopóki nie zrozumie, co narobiła...
Zoro westchnął i kucnął przy nim nie bardzo zadowolony,
że będzie musiał przekonywać przyjaciela.
- Rób, co chcesz, najwyżej Luffy wam też obije mordy. –
Czuł, jak przyjaciel spina się automatycznie.
- Eee...no...może już zrozumiała...
- Też tak myślę...
Sanji wycierał ręce po wypucowaniu wszystkich naczyń. Co
oni do diabła wyprawiali? Czy ich kapitan naprawdę tak lekkomyślnie podchodzi
do ostatnich wydarzeń? Czy on sam przesadza, przejmując się tym? Co powinni
zrobić? Jeśli Luffy myśli, że tak po prostu ruszą w dalszą podróż, to chyba się
przeliczy. Przez cały wieczór czuł na sobie jego wzrok. Co sprawiło, że znowu
zaczął się denerwować.
Oczywiście przyjął przeprosiny słodkiej Nami-swan, bo nie
mógłby postąpić inaczej. Niestety, nawet po jej żarliwych przeprosinach, wcale
nie odczuł ulgi. No bo…dlaczego ona to zrobiła? Przecież to było świństwo!
Blondyn westchnął i przeczesał włosy dłonią, za dużo
rozmyślał. Może przepływali po prostu przez jakieś niewłaściwe prądy morskie i
wszystkim tymczasowo padło na mózg.
Sięgnął po papierosa, czując narastające pieczenie
policzków.
Sam wcale nie był lepszy, myśli zaczęły kłębić się w jego
głowie, przypominając wszystkie żenujące zajścia, odkąd wrócił z drugiego
świata.
- I jeszcze to noszenie jak jakąś pannę... - Spuścił
głowę, równocześnie rozmasowując sobie skronie. Jak on mógł w ogóle dopuścić do
takiej sytuacji? Jak mógł być takim idiotą i nie domyślić się, co jest grane?
Tak, to było kompletnie niewiarygodne, ale tłumaczyło choć trochę zachowanie
glona.
- Kurwa! - Młody kucharz otrząsnął się i wyszedł z kuchni,
zapalając przy tym papierosa. Zrobił kilka kroków i oparł się o balustradę. Teraz
miał doskonały widok na obozowisko. Zaciągnął się swoim ulubionym papierosowym
dymem, obserwując, jak Marimo chyba rozmawia o czymś z Usoppem. Według planu
jutro mieli się udać do miasta, to byłby dobry moment, by porozmawiać z kimś z
załogi o tych wszystkich wydarzeniach. Najrozsądniej byłoby poprosić o rozmowę
Robin-chan. Sanji zagryzł dolną wargę, dalej obserwując towarzyszów. Ciekawe,
co ci dwaj znów knują? Pomyślał i sam zganił się za takie podejrzenia. Przecież
to całkowicie normalne, że przyjaciele rozmawiają ze sobą. Jego serce zaczęło
szybciej bić, a jego dłonie lekko drżeć ze zdenerwowania. Zgasił papierosa i
szybkim krokiem ruszył z powrotem do kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparł
się o nie i osunął się na podłogę ze spuszczoną głową.
Jak on ma im teraz zaufać?
Biegł po schodach do góry, jego ciało całe drżało ze
zmęczenia, a nogi były miękkie jak z waty. Poznawał to miejsce, ale nie potrafił
sobie przypomnieć, skąd je zna. Na pewno nie znajdował się na Sunnym. W końcu
dobiegł do drzwi i wpadł zdyszany do pomieszczenia. Poczuł niepokój, gdy
rozpoznał miejsce, w którym się znajdował. Przecież to niemożliwe! Wszedł głębiej
do mieszkania i popatrzył na stojącego na środku pokoju Zoro, który zmierzył go
tym swoim gorącym spojrzeniem.
- Wiedziałem, że wrócisz...
Sanji poderwał się do siadu oblany zimnym potem. Co to
kurwa było? Rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu, z ulgą stwierdzając, że
nadal jest na statku. To był tylko zły sen. Przecież zwierciadła się pozbyli i
już nigdy nie wróci do tamtego świata. A jeśli nie? Zacisnął dłonie na
spodniach, do powrotu nie było mu potrzebne lustro...boże, tylko nie to.
Drgnął, gdy do pomieszczenia ktoś wszedł. Oczywiście
musiał to być nie kto inny jak Marimo. Zmierzył go spojrzeniem, a gdy ich oczy
się spotkały poczuł, jak złość miesza się ze strachem.
- Co jest? - Zoro wszedł do środka, kucharz wydał mu się
jakiś dziwnie spięty. A na pewno już bledszy niż zwykle. Miał nadzieję, że
wczoraj zdążył trochę ochłonąć i będą mogli dzisiaj pogadać. Zwłaszcza że
załoga już poszła do miasta, dając im taką możliwość.
- Nic. Nie twoja sprawa. - Sanji wstał, starając się
zatuszować drżenie ciała. To był tylko głupi sen, powtarzał sobie w myślach. -
Czego chcesz?
- Myślałem, że pogadamy...inni już poszli do miasta. -
Zoro doskonale widział, jak blondyn się wzdrygnął, gdy to powiedział.
- Nie. - Zmierzył go spojrzeniem. - Nie dotarło do
ciebie, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać? Jesteś głuchy czy nienormalny, że
nie wiesz, co się do ciebie mówi? - Sanji włożył marynarkę. Co to znowu za
podchody? Przecież rano mieli ustalić szczegóły i razem wybrać się do miasta, a
oni zostawili go tu samego z nim!
- Nie pozwalaj sobie, pokręcona brewko! – Syknął,
krzywiąc się. Rozumiał, że może być zły, ale to nie znaczy, że pozwoli się tak
obrażać. Przecież chciał tylko pogadać i jakoś załagodzić całą tę sytuację.
- Bo co mi zrobisz? Nie moja wina, że jesteś tępakiem. -
Blondyn ruszył w stronę drzwi. - A teraz się suń, bo ja też wychodzę...
Zoro zmierzył go uważnym spojrzeniem, trzymając swoje
katany w pogotowiu.
- Nie uważasz, że powinniśmy pogadać?
- Od kiedy toś się zrobił taki rozmowny? - Sanji stanął
przed nim i pewny siebie popatrzył mu prosto w oczy. Nie da się przytłoczyć tym
wydarzeniom. – Pogadamy, jak ja będę tego chciał i nie spodziewaj się usłyszeć
czegoś nowego. A teraz mnie przepuść, chyba że chcesz, bym przestawił ci
facjatę.
Zoro po chwili
mierzenia się na spojrzenia przepuścił kucharza, który szybko wyszedł.
Rozejrzał się po pustym pomieszczeniu i przejechał dłonią po swoim torsie. Znów
poczuł się tak, jakby wnętrzności wywróciły mu się na lewą stronę. A ból w
piersi stawał się nie do wytrzymania.
Zaraz przejdę przez zawał... To głupie uczucie kiedy rozumiesz brewkę Ale marimo też ma rację >.< czekam na dalszy ciąg wydarzeń! ^^
OdpowiedzUsuńHej, dzisiaj przeczytałam całe opowiadanie i musze stwierdzić, że jest świetne. Dawno nieczytalam tak naturalnego opowiadania i mam nadzieję, że mimo wszystko Zoro i Sanji sie pogodzą.
OdpowiedzUsuńTeraz tak trpche z własnej wyobraźni to wpadlam na pomysł specjala do tej serii a mianowicoe - po przeskoku gdy spotykają Law'a i po jakimś czasie schodząc sie z Luffy'm a Sanji prubuje nie doprowadzić do tej sytuaji i namawia całą załogę by gtrzymała ich od siebie z daleka bo to może źle sie skończyć.
To tylko propozycja więc nie namawiam ale może jak skończy sie ta chistoria napiszesz cos o Law'ie i Luffu'm w świecie One Pieca?
Ps. Pisałam na telefonie wiec przepraszam za błędy.
Życzę duzo, bardzo dużo weny i mnustwo wolnego czasu ba pisanie, no i oczywiście czekam z niecierpliwością na rozdział <3
Cześć Słońce,
OdpowiedzUsuńTym razem znalazłam rzecz, do której mogę się przyczepić, uwaga na powtórzenia!!!
"Jego serce zaczęło szybciej bić, a jego dłonie lekko drżeć ze zdenerwowania."
Nie musisz dodawać jego, może być np. tak:
"Serce zaczęło mu szybciej bić, a jego dłonie lekko drżeć ze zdenerwowania."
Albo w ten sposób:
"Jego serce zaczęło szybciej bić, a dłonie lekko drżeć ze zdenerwowania."
Widzisz, wystarczy jedno słowo usunąć lub dodać, żeby zniwelować błąd ;).
Co do rozdziału, podobał mi się (choć poprzedni i tak wymiata). Rozumiem Sanji'ego, choć z drugiej strony, naprawdę szkoda mi Zoro. Mam szczerą nadzieję, że ktoś przemówi im do rozumu (czytaj, Lufy :D) i w końcu się zejdą.
Życzę wszystkiego dobrego i przesyłam dużooo weny ;).
Ma-chan
PS Kocham twój styl pisania ;D.
Ups, trafna uwaga. Jako pani korektor to ja zbieram baty ;)
UsuńRzeczywiście nie zauważyłam powtórzenia, ponieważ starałam się jak najszybciej oddać rozdział. Pamiętam, że w innym rozdziale poprawiałam już taki błąd, więc mam nadzieję, że tutaj to tylko jednorazowe niedopatrzenie :)
Pozdrawiam
Arashi
Nie ma problemu, po prostu zwróciłam na to uwagę.
UsuńMa-chan
Jeszcze jedno, zgadzam się z moją poprzedniczką (dodała komentarz 19 lutego), że specjał LawLu to bardzo dobry pomysł :).
OdpowiedzUsuńRozumiem, że wena nie sługa i nie nalegam, ale byłabym naprawdę szczęśliwa ;).
Ma-chan