Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

30 stycznia 2017

Rozdział 10


Heja wszyscy:D
Chcę tylko zaznaczyć, że ten rozdział różni się nieco od pozostałych i mam nadzieje, że też się wam spodoba.
Uwaga! Jeśli chodzi o Luffy'ego pamiętajcie, że jego mózg to jeszcze dziecko:)
Dłuższy wywód na koniec rozdziału.


W głębi serca
Przekroczyć granice

- Rannyy. - Jęknął Luffy, siedząc po ciemku na dziobie w kształcie słoneczka i przyglądając się zarysowi wyspy. - I jak się tu cieszyć z nowej przygody?
Kapitan przeciągnął swoje gumowe ciało i westchnął, nie podobała mu się sytuacja panująca na statku. Zjadłby coś. Nie chciał patrzeć, jak przyjaciele się kłócą. Najlepiej mięsko. Gdyby wystarczyłoby obić im mordy, by wszystko wróciło do normy, nie wahałby się ani chwili. Dużo mięska. Niestety to jedna z takich sytuacji, w której nie pomoże rozwiązanie siłowe, podobno. 
Nie rozumiał, dlaczego robili z tego zakochania taki cyrk? A może pieczoną rybkę.
Przecież się lubią, czy to ważne, że oboje są facetami? Przecież, on też ich wszystkich bardzo kocha i jakoś nikt nie ma z tym problemu. Nie, jednak mięsko. Jak w ogóle Sanji mógł pomyśleć, że Zoro zrobiłby mu krzywdę? Jestem głodny. Ciekawe co Usopp miał na myśli mówiąc "po używać"? 
Może to samo, co proponował mu w tedy kucharz? Też chyba mówił o używaniu czegoś...to było zabawne. Jeszcze nigdy nie widział Zoro'a takiego czerwonego.
Luffy zamyślił się, patrząc w ciemność i drapiąc się intensywnie po głowie. 
- Ale to wszystko głupie! - Burknął, wszyscy na statku byli w złym humorze, albo smutni. A on, chyba pierwszy raz nie wiedział co z tym zrobić. - Jestem głodny!

- Wredne padalce. - Warknęła Nami, zagłębiając się w kąpieli z pianą. Nad ranem mieli przybić do brzegu kolejnej wyspy, odmówiła, ponieważ log pose jej nie pokazuje, ale jak zwykle została zignorowana. 
I bądź tu człowieku miły dla innych! Westchnęła naburmuszona, patrząc przed siebie. Na cholerę Usopp wyjechał z tym upiciem? Przecież Sanji nie musiał wiedzieć, że to było zaplanowane. Poza tym głupi Zoro, jakby zrobili to, co trzeba po pijaku, na bank obu by się spodobało i nie byłoby problemu. Przecież gołym okiem widać, te chemie w powietrzu, tylko trzeba blondaskowi to uświadomić! Gdyby miał go kompletnie gdzieś, nie reagowałby takimi wypiekami na twarzy, tylko skopał mu tyłek!
Ale nie, jej nikt nigdy tu nie słucha. Zamiast jej genialnych pomysłów na podryw, wolał słuchać chrzanionego Usopp'a i czytać tę głupawą książkę dla panienek, która i tak w ogóle nie pomogła. Takimi tanimi sztuczkami mógłby uwieść nie jedną pannę, ale na boga nie ich kucharza! Któremu trzeba twardo wyjaśnić, czego chce, bo sam tego nie wie.


Usopp przewrócił się z boku na bok, próbując zasnąć. Po jaką cholerę się w to mieszał?
Współczuł Zoro nie ma to, jak uświadomić sobie, że podoba się mu ktoś całkowicie nie odpowiedni, nie dostępny, a jednak na wyciągnięcie ręki. Mógł mu powiedzieć, że ma rację i że to nie ma sensu i że powinien zapomnieć, byłoby to okrutne, ale na pewno nie tak jak teraz, gdy narobił sobie nadziei.  Nie potrzebnie go nakręcali, robili mu tylko wodę z mózgu. Kazali wykorzystywać okazje w ogóle przestali myśleć o Sanji'm. Przecież powiedział, że to był koszmar w tamtym świecie, powinni pomyśleć, że jego zmieszanie i zakłopotanie ma zupełnie inny wymiar. A Nami, to w ogóle przegięła, na całe szczęście Zoro to naprawdę honorowy facet i nigdy by nikogo nie wykorzystał w taki sposób. 
- Ciekawe co on w ogóle w nim widzi...? - Westchnął, ich kucharz miał spore branie, jeśli chodzi o dziewczyny, ale co takiego zobaczył w nim szermierz w tę noc, od której, to wszystko się zaczęło. Luffy powiedział im, że Sanji dość wymownie próbował namówić go na pewne rzeczy, ale czy takie coś wystarczyło, by kogoś pokochać?
I najważniejsze, czy ich kapitan wszystko dobrze zinterpretował? Naprawdę czasami wątpił czy, on w ogóle wie, co się dzieje na statku.   

Franky siedział pod pokładem i wymachując miodkiem, zbijał deski ze sobą, i śpiewał pod nosem dość wesołym rytmem.
A ja, a ja.
Wciąż im powtarzałem.
Że to, że to. 
Suuuupeeerryyy!
Zły pomysł...
Fanky przestał na chwilę uderzać młotkiem i zakrył sobie twarz dłonią, spod której zaczęły wypływać łzy prawdziwego twardziela.
- Ale, to taka smutna historia...
Zawył, zanosząc się płaczem i obficie mocząc drewnianą podłogę. 


Czarnowłosa kobieta czytała książkę, co chwilę zerkając na towarzyszkę, która wściekła jak osa krzątała się po ich wspólnej kajucie.
To przykre.
- Kąpiel nie pomogła? - Zapytała, chociaż doskonale znała odpowiedź.
Wysłuchała spokojnie tyrady rudowłosej ognistej dziewczyny i westchnęła cicho, następnie odkładając książkę na półkę.
- Może się pomyliliśmy...
Dziewczyna nie brała nawet pod uwagę takiej opcji, zwalając całą winę na Idiotę <Zoro>, Dupka <Sanji> i kolesia, któremu najchętniej urwałaby głowę <Usopp>.
- Może jednak naprawdę woli kobiety...
To smutne.
Kolejna tyrada na temat tego, że przecież sam składał mu "niemoralne propozycję".
Robin doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie wszystko w życiu jest proste.
To irytujące.
- Zapominasz, że on tego nie pamięta. A to, co się stało, mogło być tylko głupim pijacki wygłupem...



Muszę być dzielnym mężczyzną. Powtarzał sobie w myślach młody lekarz, namiętnie ugniatając zioła w swoim gabinecie i co chwile pociągając nosem.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że uczucia są skomplikowane, ale wcale nie powinny takie być. Ludzie nie powinni cierpieć z miłości, a przyjaciele nie powinni ranić się nawzajem.
Gdyby tylko był lepszym lekarzem i wynalazł jakieś lekarstwo na wszystkie troski, byłoby wspaniale.
Usopp mu powiedział, żeby się nie martwił  i że wszystko się skończy dobrze. Przecież nasza przygoda trwa, a to, że trochę się pokłócili, to normalne wśród piratów i pewnie już niedługo znów będą słuchać ich codziennych kłótni.
- Usopp jest taki mądry... - Uśmiechnął się pod nosem, odpędzając od siebie wszystkie smętne myśli i próbując powstrzymać potok łez.


Omijając główny port, wpłynęli w głąb wyspy otoczony lasem. Płynęli dalej wąskim lejem, aż dotarli do małego naturalnego jeziorka. Zgodnie uznali, że to doskonałe miejsce, by zacumować tu Sanny'ego.
- Przygoda! - Zawołał wesoło Luffy, licząc na jakieś żywsze poruszenie jego załogi. Ku jego zaskoczeniu nic takiego się nie wydarzyło.
- Dobra, nie wiemy na jak długo możemy tu zostać więc proponuję, by iść do miasteczka, aby zdobyć jakieś informację...- I znów nikt jej nie słuchał. Patrzyła jak Zoro zeskakuje ze statku i bez słowa idzie prosto przed siebie.
- Zoro! Nie idź sam! Poczekaj! - Wołała, ale nie zatrzymał się ani nie odwrócił, zagryzła dolną wargę, próbując nie wyjść z siebie. - Tylko pamiętaj, że jesteś poszukiwany! - Odwróciła się do reszty, wzdychając z irytacją. - Dobrze, Sanji-kun ty...
- Też już poszedł. - Przerwała jej pani archeolog, która wskazała palcem na plecy oddalającego się blondyna w przeciwnym kierunku niż Zoro.
Na statku nastała cisza i pozostali skierowali wzrok na kapitana, który założył ręce za głowę.
- Przejdzie im. - Uśmiechnął się beztrosko. - Jestem głodny, chodźmy coś zjeść. 
- Muszę uzupełnić leki. - Powiedział Chopper uśmiechając się nieco raźniej. Jak Luffy powiedział, że im przejdzie, to na pewno tak będzie.
- Tak, dobrze... - Powiedziała Nami, nieśmiało się uśmiechając. - To idź razem z Usopp'em... - Popatrzyła na długonosa, który odwrócił wzrok, ale podszedł do lekarza i razem opuścili statek.
Nawet nie zauważyła, kiedy Luffy zniknął  a Franky też szybko zszedł ze statku twierdząc, że też potrzebuje różnych rzeczy.
- Robin czy mogłabyś zdobyć jakieś informację? Ja zostanę i popilnuję statku.
- Oczywiście, wrócę jak tylko się czegoś dowiem... - Położyła jej pocieszająco dłoń na ramieniu. - Nie martw się, pewnie muszą przemyśleć pewne sprawy w samotności.
- Pewnie tak... - Mruknęła smętnie i patrzyła jak przyjaciółka opuszcza statek, pozostawiając ją samą. Usiadła na pokładowej huśtawce i westchnęła smętnie. Cała wczorajsza wściekłość już dawno z niej uleciała. Pozostała tylko niepewność czy aby faktycznie nie przesadziła.


Sanji usiadł pod konarem jednego z drzew, czuł się podle opuszczając statek w taki sposób.
Złość ciągle się w nim tliła. Jak oni mogli mu to zrobić? Sanji wzdrygnął się na samą myśl o tym, że ten głupi szermierz mógłby go dotykać, znowu.
Całą noc starał sobie przypomnieć, co się stało tamtego wieczoru i niestety nie pamiętał nic prócz otaczającego go ciepła i tego, co stało się później.
Westchnął ciężko, przymykając oczy, musiał pomyśleć i wszystko dokładnie przeanalizować, sam.
- Pieprzony glon... - Mruknął do siebie, przypominając sobie te pozbawione blasku oczy. Dlaczego ma wyrzuty sumienia? Przecież ta parszywa gnida go okłamała i się nim bawiła? Co on w ogóle chciał osiągnąć? To przecież nie możliwe by naprawdę się w nim zakochał. To nieracjonalne i porąbane, a jeśli chciał się nim zabawić to, dlaczego nie wykorzystał tego, że był piany? Dlaczego załoga mu kibicowała i pomagała w tym absurdzie? Przecież oboje byli mężczyznami!
Skrzywił się, wiedział, że potraktował tego Glona naprawdę podle, wyzywając od najgorszych. O ironio zrobił dokładnie to, co Zeff robił tamtym dwóm. A ten pieprzony palant nawet się nie bronił, w każdych normalnych okolicznościach, nigdy nie pozwoliłby tak do siebie mówić. Powinien się wściec i bójką powinni roznieść pół statku a ten idiota stał i słuchał! Nie zrobił kompletnie nic a na dodatek zamknął się w swojej wierzy obrażony na cały świat. 
W ogóle nie przypominał siebie, tępy idiota. Kucharz spiął się, nie rozumiał, dlaczego w ogóle o tym myśli.
Jednak jego zaduma nie trwała długo, bo z rozmyślań wyciągnęła go rzeczywistość. Gdy zobaczył jak ich słomiany kapitan biegnie w jego stronę, wesoło do niego wołając, to wydało mu się bardzo niepokojące i podejrzane.


Skręcił kolejny raz w prawo, a przednim rozciągał się gęsty las, przecież dobrze zapamiętał miejsce, gdzie zacumowali. Ruszył dalej, teraz dla odmiany skręcając parę razy w lewo, ku jego zdziwieniu krajobraz w ogóle się nie zmienił.
- Cholera... - Warknął, jeszcze tego brakowałoby pomyśleli sobie, że stchórzył i uciekł. A kiedy on chciał tylko ochłonąć od tej napiętej atmosfery. Nie rozumiał, po cholerę wyskoczyli jeszcze z tym upiciem. Pewnie teraz blondy myśli, że wykorzystał okazje i zrobił mu coś, czego nie powinien. 
To wszystko było przytłaczające, zdawał sobie sprawę, że tak właśnie to się skończy, ale dlaczego pozostali się kłócili? Czy tak to właśnie jest, że miłość niszczy przyjaźń? I sprawia, że wszyscy do o koła dzielą się na strony? Przecież on wcale tego nie chciał, nie potrzebował tego, by brali jego stronę, nie za cenę skłócenia całej załogi.
- Zgubiłeś się? 
Zoro odwrócił się napięcie, słysząc spokojny i lekko rozbawiony głos Robi.
- Nie...i nie skradaj się za mną kobieto. - Zoro nienawidził, kiedy ona to robiła, zjawiała się gdzieś nieoczekiwana. 
- Byłam w miasteczku zdobyć informacje dla Nami...wrócisz zemną na statek, czy masz jeszcze ochotę pospacerować po tym pięknym lesie?
Zoro widział jej zatroskaną minę, nie chciał sprawiać więcej kłopotów.
- Tak, wracajmy...
Robin obróciła się prawdopodobnie w odpowiednią stronę i ruszyła podziwiając bujną roślinność. Szermierz nie mając zbytnio innego wyboru, ruszył za nią. 
- Jak się czujesz? 
Zoro popatrzył na towarzyszkę zaskoczony. Co to w ogóle za pytanie?
- Normalnie. - Odpowiedział niechętnie. 
Dziewczyna popatrzyła na niego, lekko unosząc brwi i przeszywając go wzrokiem. Nienawidził tego jeszcze bardziej od jej skradania się.
- Rozmowa o uczuciach nie jest czymś złym, bardzo pomaga... - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Oczywiście może być też bardzo krępująca bądź żenująca, ale nikt nie będzie się z ciebie śmiał. - Zoro popatrzył na jej wyraz twarzy i zwątpił. Samowolnie delikatne rumieńce wkradły się na jego policzki.
- Daj mi spokój, nie jestem dziecko. Jak mówię, że wszystko jest w porządku, to tak jest. 
- Rozumiem. Czyli to, że Sanji wyrwał ci serce i zdeptał dosłownie na naszych oczach, w ogóle nie zrobiło na tobie wrażenia?
Mężczyzna zmierzył ją groźnym spojrzeniem, które i tak nie zrobiło na niej wrażenia.
- Powinniście przestać się wtrącać. Sama widzisz, do czego doprowadziły wasze dobre chęci i optymizm. - Warknął i przyśpieszył kroku. - Mnie nic nie będzie. 
- Nie uważasz, że nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo? - Kobieta wyprowadziła ich z lasu i obu ukazał się ich statek. Zoro patrzył na nią nie rozumiejąc do czego zmierza. Przecież nic dobrego nie wynikło z tego, że kucharz poznał prawdę, tylko wszystko wzięło w łeb.  


- Sanji! Kolacja mnie goni!! - Luffy prawie wpadł na drzewo, przy którym siedział jego kucharz i wyszczerzył się od ucha do ucha.  Nie dało się nie zauważyć, że w ich kierunku biegło stado rozjuszonych dzików, robiąc niemały dym koło siebie.
- Kolacja? - Spytał zdziwiony blondy i zaraz po tych słowach poderwał się.
- No! Będzie zabawa! - Zawołał podekscytowany czarnowłosy i z okrzykiem rzucił się na dziką zwierzynę.
Nie trwało to długo a dla niego nawet zbyt krótko, uśmiechnął się szeroko do kucharza, który pomógł mu uporać się ze zwierzętami, nie żeby potrzebował pomocy, ale to było zabawne.
- Pojebało cię do reszty?! Czemu uciekałeś? Jak zwykle nie pomyślałeś co by się stało, gdybyś natknął się na dziewczyny? Durna pało?! - Sanji wyzywał go, ale po chwili dał se spokój widząc, że na kapitanie w ogóle nie robi to wrażenia, tylko coraz bardziej się uśmiecha. - Co cię tak bawi bałwanie?!
- Poprawiłem ci humor? - Luffy patrzył na jego głupi wyraz twarzy, ciesząc się coraz bardziej, jego załoga była taka fajna. - Zróbmy obóz i takie wielkie ognisko z pieczonym mięskiem!
- Rany, z tobą to jak z dzieckiem... - Sanji podrapał się po głowie krzywiąc się lekko. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co dzieje się na twoim statku? Wątpię, że ktokolwiek będzie miał ochotę na ognisko. Myślisz, że ja mam teraz ochotę bawić się z wami? 
- Rany... - Kapitan skrzyżował ręce na piersi. - Zoro cię kocha, wielki mi problem. - Zrobił minę obrażonego dziecka i zaczął tupać nogą, by podkreślić swoje niezadowolenie.
- Przestań on wcale się we mnie nie kocha! -  Sanji zaczerwienił się mimowolnie. - Coś mu się pomieszało i jak widzę, tylko namieszał wam w głowie...
- Nie rozumiem... - Luffy zaczął palcem dłubać sobie w nosie.
- Czego tu nie rozumiesz idioto? Twój szermierz oszalał i ubzdurał sobie, że mnie kocha, ale to przecież nie możliwe. - Blondyn warknął. Dlaczego nikt nie pojmował absurdu całej tej sytuacji?
- Dlaczego? Myślałem, że też jest ci bliski... - Luffy westchnął zniecierpliwiony. - Niby gadaliście a ty dalej nic nie czaisz...
- O czym ty mówisz? - Sanji popatrzył na niego zdziwiony, trochę się obawiał usłyszeć kolejne rewelacje.
- Rany, Zoro nie chciał ci nic mówić...uważał, że jak się dowiesz o tym jak po pijaku chciałeś robić z nim różne rzeczy, to opuścisz załogę... Mówiłem mu, że to głupota, ale się uparł. - Kapitan patrzył na niego poważnie.
- Że niby co chciałem z nim robić? O czym ty do mnie mówisz? - Blondyn spiął się, kapitan na pewno nie wspomina ostatniego upicia, czyli to by znaczyło, że tą głupią rzeczą...
- Chciałeś się z nim kochać... nie wszystko słyszałem, byłem tak nażarty po imprezie, że mi się przysypiało, ale na pewno się do niego przytulałeś i mówiłeś różne rzeczy, po których Zoro się czerwienił. Musiałbyś spytać Zoro bo on dokładnie wie co się w tedy stało. - Luffy podrapał się po głowie patrząc jak jego kucharz robi się biały jak papier. - No i o tym też wszyscy wiedzą...
Sanji'ego zatkało, patrzył nie dowierzając na kapitana. Jak to...że niby on chciał...z nim? To przecież nie mogła być prawda! On taki nie jest! Nie lubi facetów i nie składa im żadnych propozycji nawet po pijaku! To nie mogła być prawda.
- Che być sam... - Szepnął spięty i odwracając się tyłem do kapitana, chciał uciec jak najdalej. W tym momencie czół obrzydzenie do samego siebie, ale nie dane mu było zrobić nawet kroku. Ponieważ czyjaś gumowa pięść wbiła go w podłoże, robiąc na głowie ogromnego guza. 
- Pojebało cię!? - Sanji uniósł się trochę i zobaczył jak kapitan siada naprzeciwko niego.
- Przepraszam. - Patrzył na niego z góry. - Nie ładnie zrobiliśmy, że cię okłamaliśmy. A Nami nie powinna cię upijać, to chyba niezdrowe...
Sanji podniósł się do siadu, nie wiedział już, czy się złościć, czy śmiać z zachowania kapitana. Pomacał się po głowie, na pewno będzie miał wielkiego guza. 
- Czemu mnie bijesz idioto?!
- A bo już od dawna miałem ochotę wam przywalić byście zaczęli myśleć, ale nie chciałem się wtrącać. - Luffy przeciągnął się a jego brzuch dał o sobie znać głośnym burczeniem. - Chcę ognisko!
- A ja chcę, byś dał mi święty spokój!
- No to świetnie. - Luffy uśmiechnął się wesoło. - To ja wezmę zwierzynę, a ty pozbieraj drewno na ognisko. 
- Jesteś walnięty... 
Luffy wzruszył ramionami i podszedł do dzików, próbując zabrać jak najwięcej a najlepiej wszystkie. 
- Nikt nie oczekuje, że od razu przestaniesz się na nas gniewać, ale jeśli uciekniesz, zrobisz dokładnie to, co przewidział Zoro. 
Sanji prychnął wściekły i znów pomacał się po obolałej głowie. 
- Nie miałem zamiaru uciekać, idioto... 

***
I już po:) Mam nadzieje, że było fajnie. A teraz odpowiem na kilka pytań:)
Ayo: Masz rację, co do tego Pan/Pani robiłam tak ponieważ trudno oddać mi taką postać Jak Robin a to raczej była najprostsza rzecz która ją wyróżniała. Ale postaram się to zmienić:)
Ma-chan: Na początku bardzo się cieszę, że jesteś:) Bardzo dziękuje za ciepłe słowa. Naprawdę się staram, nie jestem orłem w pisaniu a poprawa rozdziałów zajmuje dużo więcej czasu niż samo napisanie więc naprawdę mi miło, że doceniacie. 
Jeśli chodzi o rozwinięcie niektórych wątków to mogę już oficjalnie powiedzieć, że takowe się pojawią. Pojawi się dodatek Law/Luffy który jest już pisany i będzie dość długi więc trochę to potrwa. Oraz jest w planach dodatek Zoro/Sanji po drugiej stronie lustra:)
Jeśli chodzi o złość Sanji'ego na załogę. Początkowo miał się złościć jedynie na Zoro ale uznałem, że to by było za mało ze wzgląd jak bardzo reszta załogi namieszała i wtrąciła swoje trzy grosze.

Dziękuje za uwagę:) Kocham was i do następnego rozdziału:) 

3 komentarze:

  1. Witam :)
    Trafiłam na Twoje opowiadanie już jakiś czas temu, przeczytałam to, co było w jakiś tydzień i z niecierpliwością czekałam na kolejne rozdziały... Kobieto! Jak Ty potrafisz prowadzić fabułę, wplatać tyle wątków i jeszcze sprawić, żeby to wszystko miało ręce i nogi :D Byłam zauroczona, czytając "Po drugiej stronie lustra", podobało mi się takie przeskakiwanie z jednego świata w drugi i stopniowe rozkochiwanie chłopaków ;)
    Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju i pełnej satysfakcji z czytania. Już ktoś o tym pisał wcześniej - chodzi o masę błędów, literówek, przecinków... przepraszam, ale jestem osobą, która dba o poprawną polszczyznę, więc musiałam o tym napisać. I bardzo mnie cieszy, że poprawiasz rozdziały, co znaczy, że nie jest Ci to obojętne :) I tu moja propozycja: jeślibyś chciała, z chęcią zrobię korektę wszystkich Twoich rozdziałów :) A Ty będziesz mogła spokojnie zająć się pisaniem kolejnych, bo sama jestem ciekawa, cóż to się dalej wydarzy :D Zatem, jeśli jesteś chętna na współpracę, to daj znać. Mój mail: arashi@interia.com

    Wypadałoby jeszcze coś powiedzieć o rozdziale :) Fajnie, że zrobiłaś taki przerywnik, bohaterowie dostali czas na przemyślenia i ochłonięcie po ostatnich wydarzeniach (wcale nie dziwię się Sanjiemu - też bym się wkurzyła, że wszyscy chowają przede mną taką tajemnicę -.-). Mam nadzieję, że ten rozdział to taka cisza przed burzą. Burzą uczuć oczywiście :3
    I ostatnia rzecz. Świetnie, że planujesz ZoSan po drugiej stronie lustra! Już nie mogę się doczekać :D
    Pozdrawiam!
    Arashi

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz, i w pełni udało Ci się oddać Robin bez tego "Pan/Pani" w tym rozdziale! Jej bezpośredniość była genialna i ogólnie myślę, że dobre zestawienia tych pouczających bohaterów dałaś. Myślę, że Robin dobrze wpłynie na Zoro, a Luffy da do myślenia Sanjiemu. W sumie to bardzo ciekawa jestem jak to dalej rozegrasz. Czekam z niecierpliwością na kontynuację!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć słońce,
    Rozdział naprawdę dobrze napisany, autentycznie, nie mam się do czego przyczepić.
    To ja dziękuję za ciepłe słowa i bardzo się cieszę, że trafiłam na tego bloga.
    Co do LawLu, nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka w tym momencie jestem szczęśliwa :D, to w końcu mój ulubiony paring jest (tuż za nim drepczą ZoSanki, a jak żeby inaczej).
    Mam jeszcze jedno pytanie, czy zamierzasz do głównego opowiadania włożyć LawLu?
    To chyba tyle na dziś, ściskam i przesyłam dużooo weny ;).
    Ma-chan

    OdpowiedzUsuń