Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

18 stycznia 2017

Rozdział 9

Wróciłam! 
Ludziska Wszystkiego dobrego w nowym roku:*
Przepraszam za tę moją nieobecność i mam nadzieje, że choć trochę wam ją wynagrodzę nowym rozdziałem a jak nie tym to następnym:)
Więc zapraszam do czytania:)



W głębi serca
Przekroczyć granice

Młody kucharz otworzył rozmachem drzwi, na całe szczęście nikt z załogi nie truł mu za uszami w czasie szykowania posiłku. Mógł skupić się na swoim zadaniu i chociaż na chwilę nie myśleć o dzisiejszym poranku. Ostatnie godziny spędził pod pokładem, próbując się uspokoić i jakoś dojść do siebie po usłyszanych rewelacjach. Dopiero gdy uświadomił sobie, że porzucił kuchnie na pastwę wiecznie głodnego kapitana, uznał, że lepiej będzie wrócić, nim zniknie reszta zapasów ze spiżarni.
- Kolacja! - Zawołał stając w drzwiach, a następnie wrócił do pomieszczenia. 
Pierwszy jak zwykle wpadł do środka Luffy, który z okrzykiem radości zajął swoje miejsce i zaczął się zajadać pieczoną rybą, dokładnie tak jakby poranny incydent nie miał miejsca. Pomijając naturalne zachowanie kapitana, kucharz i tak poczuł się dziwnie niepewnie, przełknął ślinę i zamieszał w garnku. Mógł przewidzieć, że jego poranny wybuch złości odbije się na załodze. Trudno, będzie musiał się jakoś wytłumaczyć, że po prostu Marimo oszalał. 
W końcu do pomieszczenia wszedł Franky a zaraz za nim ku uldze blondyna Robin-chan.
- Dobry wieczór Kuk-san. - Kobieta uśmiechnęła się słabo. - Nami nie jest głodna i położyła się wcześniej spać.
Sanji zamrugał zdziwiony. Jak to nie jest głodna? Pomyślał i odwrócił smętny wzrok, przecież Nami-san nigdy nie opuszczała głównych posiłków.
- Rozumiem...
Robin usiadła do stołu i uśmiechnęła się do niczym nieprzejmującego się kapitana, który pożarł właśnie wielki kawał mięsa. 
- Gdzie reszta? - Luffy oblizał usta i nie czekając na nadejście odpowiedzi, zaczął jeść gulasz, przyciągając do siebie całą wazę.
- Usopp siedzi z doktorkiem... - Mruknął Franky. - Strasznie przeżył to, jak nasz blondasek olał szermierza...delikatnie ujmując.
Kucharz drgnął i popatrzył na zebranych, nieco speszony. Czyżby przesadził? Ale niby jak inaczej miał zareagować na coś takiego? Patrzył jak Robin-chan posyła cieśli karcąco piorunujące spojrzenie. Kapitan wzruszył ramionami i przełknął to, co miał w buzi. Popatrzył na Sanji'ego z nietęgą miną, tak jakby się nad czymś zastanawiał.
- No w sumie, to było bardziej niemiłe niż zwykle. Chyba, bo nie wszystko zrozumiałem... - Podrapał się po głowie. - Co miałeś na myśli nazywając go:"Uwstecznionym, popapranym i zakłamanym dupkiem, który ma florę zamiast mózgu?"
Sanji patrzył na zaciekawioną twarz kapitana, nawet nie pamiętał, że coś takiego powiedział.
- Myślę, że on też tego nie zrozumiał...- Odpowiedział lekko zirytowany zachowaniem kapitana. Zachowywał się całkowicie normalnie, co było dziwne, bo jak nikt inny nienawidził, kiedy raniło się jego przyjaciół. 
- Ja od razu mówiłem, że to jest mega zły pomysł. - Franky przeciągnął się. - Dobrze, że Zoro to mega hiper twardy gostek, który na pewno jakoś przegryzie to odtrącenie...pewnie już się z tym pogodził. - Franky zupełnie ignorował gromiące go spojrzenia Robin-chan informujące by w końcu się zamknął.
Sanji milczał i odwrócił wzrok, dalej był wściekły na zielonowłosego i wątpił, czy kiedykolwiek zdoła mu wybaczyć tę chorą intrygę by... no właśnie. Co on chciał osiągnąć, robiąc te wszystkie miłe rzeczy? 
- Będzie dobrze. - Kapitan przerwał ciszę swoim beztroskim stwierdzeniem  i patrzył na niego uśmiechając się szeroko. 
- Lepiej pójdę sprawdzić co z Chopper'em...- Sanji przykrył garnek pokrywką i wyłączył wszystkie palniki, bez słowa wyszedł. Od razu skierował się do gabinetu Chopper'a i bez ostrzeżenia wszedł do środka. 
Usopp przerwał swoją wypowiedz i popatrzył na niego smętnie, Chopper pociągał nosem i płakał. 
- Dlaczego ryczysz? - Sanji stanął przed nimi i skrzyżował ręce na piersi.
- No bo...bo...bo...wy...Zo...lo...wy...ty. - Młody kucharz patrzył jak renifer próbuje się wysłowić a żyłka zirytowania wyskoczyła mu na czole.

- Posłuchaj mnie uważnie... - Sanji kucnął przednim. - Rozumiem, że martwisz się o Zoro i że to, co zrobiłem i powiedziałem ja było bardzo niemiłe... 

- To...było...okropne! - Chopper pociągnął nosem, na co kucharz skrzywił się. 

- Myślisz, że nie wiem? - Sanji popatrzył na niego tak poważnie, że renifer przestał ronić łzy i odwzajemnił spojrzenie z przestrachem. - Myślisz, że mnie nie jest przykro? Właśnie się dowiedziałem, że odkąd wróciłem, to wszyscy mnie okłamywaliście. Każdy z was miał co najmniej ze sto okazji, by mi powiedzieć, że... ale dla was to i tak ja jestem ten zły?
Chopper spuścił głowę a Usopp stał obserwując całą tę sytuację bez słowa. 
- Myślisz, że miło było się dowiedzieć, że coś, co chciałeś zatrzymać tylko dla siebie, już dawno jest ujawnione? Albo, że gorliwe zapewnienia, że wszystko jest w porządku i nic się nie zmieniło, okazały się jednym wielkim kłamstwem?
 Jeśli uważasz, że jestem okropny, bo dałem się ponieść to twoja sprawa, ale na boga przestań ryczeć jak mała dziewczynka. Weź się w garść, w końcu jesteś mężczyzną. - Kucharz wstał i wyciągnął papierosa. - A teraz jazda zjeść kolację, bo nakopie wam do tyłków... - Uśmiechnął się niemrawo by rozładować nieco napiętą sytuację.
Chopper wytarł sobie nos i zeskoczył z kozetki.
- Przepraszam. - Mruknął i wybiegł z gabinetu.
- Sanji? - Usopp popatrzył na niego przejęty.
- Idź jeść... - Sanji odpalił papierosa. - Mnie nic...chce być sam.
- Jasne... - Usopp minął go ze spuszczoną głową.


Zielonowłosy mężczyzna leżał wyciągnięty na miękkiej kanapie, obracając między palcami białą katanę. Nie miał pojęcia jak długo już tu siedzi, przytłaczająca cisza panująca na statku wcale mu nie pomagała rozeznać się w porze dnia i godzinie. Zwykłe i codzienne śmiechy załogi ucichły, jedyną osobę, którą dało się jeszcze usłyszeć to ich jakże nieugięty kapitan. Westchnął smętnie, gdyby nie światło słoneczne czy blask księżyca wkradające się przez zamknięte okna nie wiedziałby nic.
Czy tak właśnie wygląda chandra? Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak, otępiały. Gdy umarła Kuina, cierpiał i to bardzo, ale było to inne cierpienie. Ono skłoniło go do działania, a teraz? Nie bardzo miał ochotę robić cokolwiek. Zaśmiał się w duchu, to było do niego takie niepodobne. Nigdy by nie pomyślał, że jego największym wrogiem będą jego własne uczucia i to jeszcze skierowane do kogoś takiego jak Kuk. 
Westchnął, w tym momencie musiał wyglądać naprawdę żałośnie. 
Usiadł niechętnie i wpuścił do pomieszczenia trochę świeżego powietrza, zaciągając się nim. Na dworze panował półmrok więc Zoro wiedział, że jego załoga pewnie teraz zajada się kolacją zmyślnie przygotowaną przez zakręconego blondyna.
Żołądek mężczyzny wywinął orła na wspomnienie towarzysza a tym bardziej na myśl o jego jedzeniu. 
Tak, na pewno siedzę tu dłużej niż jeden dzień, pomyślał i przeciągnął się, napinając mięśnie. Jego brzuch głośno zaburczał, dopominając się jedzenia co sprawiło, że Zoro wstał niemrawo. Przecież nie będzie się głodził.
Wyjrzał jeszcze raz przez okno i dopiero teraz dostrzegł niedaleko coś, co wyglądało jak...
- Wyspa.


Sanji zmywał naczynia po kolacji czując na sobie spojrzenia reszty załogi. Na posiłku pojawili się wszyscy, prócz tego zielonego kretyna. Co wcale go nie zdziwiło, bo nie wyściubił nosa ze tej swojej siłowni od trzech dni. Jednak większym zaskoczeniem było zachowanie jego słodkiej Nami-san, która była na niego wściekła co było widać gołym okiem.
- Usopp może...
- Nie pójdę po niego, jest już duży jak będzie chciał to sam przyjdzie...
Nami prychnęła rozgniewana i popatrzyła gniewnie na kucharza.
- Pewnie znów nie wyjdzie nie wiadomo jak długo przez tego kretyna...
Sanji zakręcił kran i zwiesił głowę, wzdychając ciężko, następnie wytarł ręce i odwrócił się do załogi.
- Nami-san czy ja zrobiłem coś złego? - Wszyscy popatrzyli na niego a rudowłosa dziewczyna wyglądała jak by miała dostać białej gorączki.
- Ty się jeszcze pytasz!- Krzyknęła wstając od stołu. - Jasne, że...
- Nie. - Przerwał jej Usopp - Nie zrobiłeś nic złego Sanji...
- Jaja sobie robisz? Nie słyszałeś tych wszystkich okropnych rzeczy  które mu powiedział?!
- Słyszałem doskonale i jedyny błąd jaki popełnił to obwijanie o to wszystko Zoro'a. Powinien się wściekać na nas a nie na niego. Uważam również, że Zoro pewnie jest wściekły na naszą dwójkę dlatego nie mam zamiaru tam iść i w jakikolwiek sposób nakłaniać do zejścia.
Kucharz zamrugał nie rozumiejąc. Dlaczego niby ten tępy glon miałby być wściekły niby na tą dwójkę? I on również?
- Nie zrobiłam nic złego. - Prychnęła rozgniewana dziewczyna.
- Jesteś idiotką jeśli tak myślisz! - Wrzasnął a Franky przyklasnął w dłonie, nawet Luffy patrzył na niego zdziwiony.
- Jakim prawem śmiesz się tak odzywać do Nami-san! - Sanji wyszedł za lady, nie bardzo rozumiał co się dzieje ale nikt nie będzie obrażał w jego towarzystwie kobiety. Usopp popatrzył prosto na niego, ostatnio widział go tak wściekłego kiedy pokłócił się z Luffy'm o Merry, zatrzymał się.
- Nie broniłbyś jej gdybyś wiedział jakimi intrygami i chorymi pomysłami zasypywała Zoro'a...
- Zamknij się kretynie! - Nami cała czerwona po twarzy obiegła stół by następnie rzucić się na długonosa z pięściami.
- Nie. Jeśli jesteś na tyle mądra by wszystkich obwiniać, to powiedz mu jak go specjalnie upiłaś by Zoro mógł sobie po używać... - Twarz Usopp'a znalazła się w talerzu a rozwścieczona nawigatorka trzymał go i przyciskała bardziej do porcelany.
- Mówiłam  żebyś się przymknął! Ty i ta twoja książka w cale nie jesteście lepsi...
Sanji zamarł a serce podeszło pod same gardło, upili mnie specjalnie, pomyślał i zbladł automatycznie.
- Spokojnie panie kucharzu, o ile mi wiadomo nie wykorzystał okazji... - Powiedziała spokojnie czarnowłosa kobieta przyglądając się z zażenowaniem na zaistniałą scenę przy stole.
- Nami! Przestań udusisz go!! - Wrzeszczał Chopper próbując odciągnąć nawigatorkę od Usopp'a który topił się w talerzu z zupą.
- No to kaszana...- Wtrącił Franky.
Luffy beknął głośno i westchnął głaszcząc się po brzuszku.
- Ale się nażarłem!
Sanji zastygł nie mogąc się poruszyć, właśnie do niego dotarło, że załoga nie tylko o wszystkim wiedziała ale również pomagała temu skretyniałemu szermierzowi go...no właśnie co oni chcieli by on mu zrobił? 
- A was to już do reszty powaliło?
Sanji odwrócił się w stronę drzwi i zobaczył tam Zoro'a ze zdziwieniem przyglądającemu się całemu zdarzeniu, serce mu przyśpieszyło gdy spojrzał na te jego ciemne oczy pozbawione blasku i dość widoczne cienie pod nimi. 
- Zoro! - Luffy uśmiechnął się radośnie na jego widok i równie optymistycznie popatrzył na Nami topiącą Usopp'a. - I o co ta kłótnia sam przyszedł.
- Przepływamy koło wyspy, zatrzymujemy się? - Zoro podszedł do stołu i jednym sprawnym ruchem odciągnął dziewczynę od snajpera. Chłopak upadł na podłogę ciężko dysząc i mamrocąc pod nosem, że właśnie skończyło się jego krótkie ale iście szalone i pełne przygód życie.
- Zoro? - Dziewczyna popatrzyła na niego ze łzami złości w oczach.
- Co ty wyprawiasz kobieto? - Zoro przeczuwał, że ominęło go coś ważnego, znowu.
- Sanji wszystko z tobą w porządku? - Luffy patrzył na niego przekrzywiając głowę na bok. 
Blondyn złapał się za serce próbując się uspokoić i porządnie zaczerpnąć powietrze. 
No chyba sobie żartujesz! Warknął sam na siebie w myślach bo nie potrafił odpowiedzieć na pytanie ani przestać nerwowo drżeć. Uspokój się natychmiast kretynie! To nie czas na wpadanie w panikę! Nic ci nie jest! Odpowiedz! Powiedz coś kurwa! Oddychaj!
Zoro puścił dziewczynę, i popatrzył na kucharza który wyglądał jak wariat, przyjrzał mu się uważniej i dostrzegł, że jego twarz z bladej robiła się coraz bardziej sina i nie tylko on się zorientował bo Luffy właśnie z rozmachem wstał za stołu i podbiegł do niego.
- Ej, Sanji! Ej, co jest?! - Luffy zaczął go uderzać w plecy otwartą dłonią i potrząsać na zmianę.
Sanji zaczerpnął powietrze do puc i z całej siły kopnął kapitana w brzuch który przeleciał przez pomieszczenie uderzając w ścianę.
- Przestań debilu mną potrząsać! - Oddychając głęboko oparł się plecami o blat.
- Za co...? - Jęknął kapitan podnosząc się z ziemi.
Chopper podbiegł do kucharza i zaczął skakać dookoła niego, wypytując co się dzieje i czy potrzebuje lekarza. 
Sanji podniósł wzrok, teraz wszyscy się na niego patrzyli czekając na jakąś reakcje z jego strony, nawet Usopp pozbierał się z podłogi i obserwował go.
- Sanji-kun...? - Zaczęła nieśmiało Nami.
- Nic mi nie jest... - Odpowiedział chłodno. - Dajcie mi chwilę, właśnie mnie uświadomiliście, że chcieliście by ten zielonowłosy troglodyta mnie przeleciał i to w dodatku bez mojej zgody...
- Sanji czy to był... - Chopper popatrzył na niego zaskoczony i trochę przerażony. -  Atak paniki? 
- Ależ gdzie tam... - Syknął ciągle próbując uspokoić drżenie rąk i szaleńcze bicie serca. - To całkowicie normalne, że nie mogę zaczerpnąć powietrza. - Dodał jeszcze bardziej złośliwie, odetchnął głęboko a jego ciało w końcu przestało się trząść czego nie mógł powiedzieć o sercu. - Może nie wyraziłem się jasno, więc powtórzę a wy postarajcie się zapamiętać moje słowa. Nic mnie z nim nie łączy - Tu wskazał palcem Zoro - I chce by tak zostało, jeśli ktoś ma z tym problem to już nie moja sprawa.
- Jak możesz... - Warknęła Nami ale Zoro zakrył jej usta dłonią uciszając ją tak.
- Daj już se spokój...- Powiedział najobojętniej jak potrafił chociaż czół jak pęka mu serce. Ten chłodny ton głosu blondyna był dziesięć razy gorszy niż wrzaski. - Luffy wyspa...
- Tak, przybijemy do brzegu... - Luffy patrzył jak jego kucharz wychodzi bez słowa trzaskając za sobą drzwiami.
Zoro ogarnął wszystkich chłodnym i zrezygnowanym spojrzeniem zatrzymując wzrok na kapitanie.
- Nadal uważasz, że tak jest lepiej?









4 komentarze:

  1. Aż mi się mordeczka ucieszyła, jak mnie blogger poinformował o nowej notce u Ciebie :D Cieszę się, że wróciłaś!
    Notka zajebista. Wyraziłaś w niej po prostu wszystkich. Usopp był świetny, genialnie to zrobiłaś. Ciekawe jak to z chłopakami dalej będzie. Myślę, że Sanji nie do końca ogarnął swoje uczucia. No i szkoda mi Zoro.
    Mam w sumie jedną uwagę :) Wiem, czepiam się pierdół, ale to silniejsze ode mnie xD Skoro jest Franky to jesteśmy już po Enies Lobby, a to znaczy, że Robin powinna się zwracać do załogi już normalnie, imionami, a nie przez "Pan/Pani" + funkcję w załodze :)
    Czekam na kolejną notkę! Dużo weny i motywacji do kontynuowania!

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu! :">
    Już się bałam ze umrzesz na amen ;_; a tego bym nie chciała.
    Głupia brewka! Głuuuuupia!
    Zorson taki zrezygnowany aż się serce kraje :"I

    OdpowiedzUsuń
  3. Za e.biste
    Znowu szczerzylam się sama do siebie jak gdy zobaczę nowy rozdział op. Już prawie straciłam nadzieję, ale coś mnie tknęło żeby sprawdzić, że może... może jest... i JEST.
    Czytając jestem po stronie Sanji'ego. Niby wszyscy go obwiniaja jak potraktował Zoro, ale do teraz nikt nie zwracał uwagi na to jak on się czuł. ;-;
    Z niecierpliwością czekam na więcej! (๑・v・๑)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    Jestem tu nowa, dopiero co przeczytałam twoje dzieło i muszę przyznać, że to jest naprawdę pięknie napisane opowiadanie. Z przyjemnością się to czyta, dbasz o ortografię i interpunkcję, a przebieg akcji jest bardzo płynny.
    Pojawiły się też moje ulubione paringi, czyli LawLu i ZoSan. Jeśli mogłabym prosić o rozwinięcie wątku LawLu i bardziej szczegółowy opis, byłabym Ci dozgonnie wdzięczna.
    Szkoda mi Zoro, ale jestem w stanie zrozumieć postępowanie Sanji-ego. Jedyne czego trochę nie rozumiem to ta irracjonalna złość na resztę załogi, przecież nie mogli mu powiedzieć, ponieważ była to prywatna sprawa Zoro.
    Z wyrazami szacunku i podziwu dla twojej pracy,
    Ma-chan

    OdpowiedzUsuń