Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

23 listopada 2016

Rozdział 8

Hej wszystkim:) Udało się, mamy kolejny rozdział:) Mam nadzieje, że się cieszycie.
Noto miłego czytania i jak zawsze z góry przepraszam za wszelakie błędy:P

Wgłębi serca 
Przekroczyć granice

- Czuje mięcho! - Luffy wpadł do kuchni i wręcz rzucił się na stół zastawiony mnóstwem smakołyków. - Matko Sanji ile można spać? Ominąłeś trzy posiłki! - Wrzeszczał Luffy już z pełnymi ustami.
- Zamknij się jełopie! Ciesz się, że w ogóle coś dostałeś! - Sanji zaciekle siekał warzywa. - Zdrzemnąłem się chwilkę, a ty wyżarłeś połowę zapasów ze spiżarni!
Młody kucharz mamrocząc pod nosem popatrzył na okrągły talerz po brzegi wyłożonym kulkami ryżowymi. Zagryzł dolną wargę i z lekkim wahaniem chwycił porcelanę, by już po sekundzie pewnym krokiem postawić ją na stole przy innych potrawach. Ledwie jego dłoń puściła talerz, a już gumowa ręka kapitana próbowała zwinąć smakołyk z radosnym okrzykiem.
Sanji niewiele myśląc, uderzył Luffy'ego w dłoń tak, że onigiri wypadło mu spomiędzy palców, po czym sam je złapał, nim upadło na podłogę.
- Mało masz miecha?! - Warknął, wpatrując się w zdziwione spojrzenie kapitana i dotarło do niego to, co właściwie zrobił.
- Zrobiłeś je dla Zoro'a? - Kapitan uśmiechnął się od ucha do ucha a Sanji aż się cofnął widząc wesołe iskierki w jego oczach.
- Na pewno nie dla ciebie... - Mruknął i wepchnął sobie kulkę do ust by choć trochę ukryć zażenowanie całą tą sytuacją. Wrócił do swoich garnków, wiedząc, że to co robił było niecodzienne ale pragnął się jakoś zrewanżować szermierzowi. 



Gdy Zoro usiadł przy stole pierwsze co się mu rzuciło w oczy był talerz z jego ulubionymi Onigiri a jeszcze zadziwiający był fakt, że brakowało tylko jednej. Z lubością przybliżył do siebie talerz i zaczął jeść, wsłuchując się w wesołą atmosfer przy stole.
- Luffy to moje, nawet nie próbuj! - Usopp właśnie próbował wyrwać spomiędzy zębów kapitana kawałek pieczeni.
- Przestańcie debile! - Nami walnęła ich obu w głowę z pięści, na których wyrosły obfite guzy.
- Zachowywalibyście się przy stole gówniane przybłędy... - Sanji usiadł w końcu przy stole razem z wszystkimi, na jego nieszczęście musiał siedzieć obok tego idioty, który właśnie zajadał się kulkami ryżowymi. Sanji musiał przyznać, że to było miłe uczucie, patrzeć jak inni jedzą jego dania z taką satysfakcją, sam nałożył sobie potrawkę z kraba.
- Kuk-san, masz na policzku ryż... - Robin siedząca naprzeciwko blondyna uśmiechnęła się delikatnie.
Zoro popatrzył w bok i dostrzegł małe ziarenko ryżu na twarzy kucharza.
- Gdzie? - Sanji puścił łyżkę z zamiarem pomacania się potwarzy, ale nie zdążył.
- Tutaj... - Zoro za pomocą palca zdjął mu ziarenko z twarzy i najzwyczajniej w świecie zjadł.
Sanji'ego zatkało, Co To Kurwa Miało Być! Myślał gorączkowo i zerknął na pozostałych. Ze zdziwieniem stwierdził, że nikt zbytnio nie zareagował na to coś... Jak by to co zrobił właśnie zielonowłosy było czymś naturalnym. 
- O i już nie ma. - Robin, wróciła do jedzenia swojej sałatki z owoców morza.
Blondyn zaczął szybko jeść swoją potrawkę, próbując zatuszować tak swoje zażenowanie.



Zoro przeciągnął się, po tak pysznej kolacji najlepszy będzie długi sen i nie ma bata, by wrobili go w nocną wachtę. Nagle czyjeś ręce wciągnęły go do pomieszczenia i ze zgrozą stwierdził, że w tym pokoju jeszcze nigdy nie był.
- Muszę ci przyznać, że to było Boskie Zoro! - Szermierz patrzył, jak rudowłosa kobieta wesoło podskakuje, trzymając go mocno za ramie, tak jak by był jakąś grudką złota bądź drogocennym kamieniem. 
- Bardzo urocze... - Dodała Robin, odrywając się od lektury.
Zoro podrapał się po głowie, musiał przyznać, że nie miał zielonego pojęcia, co miały na myśli dziewczyny.
- Ale co? - Zapytał niepewnie i patrząc, jak miny obu kobiet się zmieniają.
- Mówiłam, że zrobił to nieświadomie... - Robin westchnęła i powróciła do czytania swojej książki.
- Specjalnie czy nie akcja była przednia... - Mruknęła lekko poirytowana rudowłosa ale w dalszym ciągu szczęśliwa. - Myślałam, że wybuchnie i zacznie ... - Zachichotała.
Zoro przysłuchiwał się rozmowie, ziewając i cały czas próbując zrozumieć, co właściwie się stało. Dlaczego dziewczyny są tak uradowane? Nawigatorka pewnie widząc konsternacje malującą się na jego twarzy, jeszcze bardziej się roześmiała.
- Jak grochem o ścianę. Wiesz, normalnie ludzie nie ściągają z czyjejś twarzy jedzenia i nie zjadają go...no, chyba że są parą.
- Albo dążą do tego celu... - Dodała pani Archeolog.
- Eeee... - Zoro zamyślił się. Czyli co? Jawnie go przy wszystkich podrywał? - I tym się tak jaracie?
- Tak. - Odpowiedziała wesoło Nami. - A jak już to zrobicie, poproszę o szczegółowy raport!
- Nami! - Starsza kobieta skarciła ją, chociaż sama nabrał rumieńców.
- Po moim trupie... - Odgonił się od napalonych niewiast i wyszedł z pośpiesznie, trzaskając za sobą drzwiami. Z pomieszczenia doszły go jeszcze głośne śmiechy.
Odetchnął i przeciągnął się chciał jak najszybciej udać się do łóżka.
- Co! Ty! Tam! Robiłeś!!!!!
Szermierz odskoczył od drzwi i rozejrzał się, słysząc ten znajomy wkurwiony głos. Dostrzegł go, stał przy schodach i w błyskawicznym tempie dopalał papierosa.
- Nie widzisz? Wychodzę z pieczary smoczyc... - Zażartował, co tylko rozjuszyło już wściekłego Kuka.
- Jak ty nazwałeś słodką Nami-san i rozkoszną Robi-chan?! - Blondyn podbiegł do niego i wymierzył mu cios prawą nogą, który od razu został sparowany jedną z katan.
Zaczęli się tak okładać, robiąc mnóstwo hałasu, ale żaden z członków załogi nie przyszedł nawet sprawdzić, co się dzieje.
- I co księżniczko? Musisz więcej ćwiczyć... - Zoro podciął mu nogi jednym ze swoich mieczy i patrzył, jak kucharz ląduje na miękkiej trawie.
- Nie mów tak do mnie gówniane Marimo...
- Jak? Księżniczko? - Zoro uśmiechnął się pod nosem, chociaż oświetlało ich tylko światło księżyca to i tak doskonale widział, jak blondyn nabiera rumieńców ze złości.
- Parszywy troglodyta...- Warknął i podniósł się z ziemi, otrzepując zaraz swoje ubranie.
Obserwował, jak blondyn nerwowo wyciąga kolejnego papierosa i odpala go pośpiesznie. Patrząc tak na towarzysza wiedział, że nadszedł właśnie ten odpowiedni moment w którym powinien mu wszystko powiedzieć. Już miał otworzyć usta, by wyznać całą prawdę, ale kucharz go ubiegł.
- Powiesz mi, co ci takiego zrobiłem... Wtedy po pijaku? Mówiłeś, że zrobiłem coś głupiego...
Zoro zamrugał, takiego pytania się nie spodziewał usłyszeć, myślał, że towarzysz nie będzie wracał do tego tematu.
- Jeszcze sobie nie przypomniałeś? - Zaśmiał się i schował miecze, które przez cały czas trzymał wyciągnięte, na wszelki wypadek gdyby kucharzowi zebrało by się jeszcze na walkę.
Sanji skrzywił się, ta zielona pała irytowała go coraz bardziej.
- Gdybym pamiętał to bym cię o to nie pytał idioto. - Warknął i zaciągnął się dymem papierosowym.
- Wiesz i tak miałem ci powiedzieć... - Zaczął, kątem oka dostrzegając jakiś cień na pokładzie.
- Jestem głodny! - Jęknął Luffy, pół przytomnie kierując się w stronę kuchni.
Zoro patrzył, jak blondyn się ożywia i mija go z zamiarem dogonienia kapitana, nim ten wyżre wszystko z lodówki. Zielono włosy złapał przyjaciela za ramie i zatrzymał. Już drugi raz chciał mu o wszystkim powiedzieć i jak na złość im przerwano.
Blondy popatrzył na niego pytająco i odruchowo próbował wyrwać rękę, zdziwiło go, że jednak przyszło mu to z łatwością.
- Porozmawiamy jutro...



Był zdenerwowany, tak to było najlepsze określenie tego, co właśnie działo się w jego głowie.
- Porozmawiamy jutro.
Sanji niemal słyszał ten pewny siebie i zdecydowany ton głosu w swojej głowie to właśnie on nie dawał mu zasnąć w nocy. Tak samo jak te ciemne jak noc oczy, które w tamtej chwili przewiercały go na wylot.
Gdyby nie ten cholerny słomiany idiota, który z pewnością wyżarłby resztę zapasów, pociągnąłby tę rozmowę dalej, nie musiałby wtedy czekać.
Tak, był bardzo ciekawy, co usłyszy, obiecał sobie, że do czegokolwiek głupiego się przyzna ten zielony kretyn lub cokolwiek mu powie on zachowa spokój w końcu byli Nakama.
Wszedł do siłowni i westchnął, akurat dzisiaj ten idiota musiał spać we wspólnej kajucie.
- On tu chyba nigdy nie wietrzy... - Mruknął do siebie pod nosem i pootwierał wszystkie okna, wpuszczając do pomieszczenia światło słoneczne i dostawę świeżego powietrza.
Klęknął na kanapie i popatrzył na wschodzące słońce, dzień zapowiadał się na naprawdę ładny i ciepły, może dziewczyny postanowią się poopalać, a on będzie mógł przygotować im jakieś pyszne koktajle.
Tylko najpierw czekała go ta przeklęta rozmowa, zaciągnął się papierosem i rozłożył wygodniej na kanapie. Coś twardego uwierało go w tyłek. Co go strasznie zirytowało.
- Kurde pewnie wsadził tam jeden z tych swoich ciężarków.
Sanji wstał i dźwignął poduszkę o dziwo to, co tam zobaczy, wcale nie było żelastwem, tylko książką.
Wyciągnął ją, a poduszkę ułożył z powrotem na miejsce, siadając już wygodnie na kanapie. Kto by się spodziewał, że znajdzie książkę w takim miejscu. Obejrzał dokładnie brązową okładkę i przeczytał napis. Żołądek w jednej chwili znalazł się gdzieś na wysokości gardła, a on sam zaczął przeglądać strony. Pomyślał, że to kiepski żart i że tak naprawdę znajdzie w środku jakiś schowek na alkohol, ale nic takiego się nie stało. Książka na dodatek nosiła ślady czytania, wyciągnął luźną kartkę złożoną na pół i z ciekawością się jej przyjrzał.
- Rysunek? - Sanji rozłożył kartkę i zamarł.


Zoro popatrzył w górę, okna były pootwierane, czyżby blondyn postanowił na niego poczekać w siłowni. Wczoraj w nocy obiecał mu rozmowę, ale sam nie był pewny, co tak naprawdę chciał mu powiedzieć a raczej od czego powinien zacząć. Odetchnął głęboko i zaczął się wspinać na górę, jakoś to będzie, pomyślał i wszedł do środka.
- Hej...- Zoro wyprostował się i popatrzył na siedzącego na kanapie blondyna, chciał się jeszcze odezwać, ale oniemiał, zobaczywszy, co towarzysz trzyma w rękach, a mianowicie była to jego jakże krępująca książka i rysunek przedstawiający blondyna.
- Powiesz mi łaskawie... Co to kurwa jest? - Syknął, równocześnie wstając i wyciągając w jego stronę ręce, by pokazać mu, obiekt swojej złości.
Zoro obserwował mężczyznę, milcząc. Po minie Kuka wiedział, że jest bardzo źle i że za długo zwlekał z wyjaśnieniami.
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać... - Zaczął, ale poirytowane prychnięcie mu przerwało.
- No ja nie wątpię...- Warknął, cały jego spokój poszedł się jebać. - Po co ten cały cyrk i te podchody? Jakaś kolejna chora gierka? Znowu chcecie się upewnić czy przypadkiem nie jestem gejem?
- Nie, uspokój się ja... - Zoro podszedł do niego i chciał złapać przyjaciela za ramiona, ale ten cofnął się gwałtownie.
- Nie dotykaj mnie! - Cisnął w niego książką, która odbiła się od jego mięśni i wylądowała na podłodze. - Nie wiem, co sobie ubzdurałeś w tej durnej główce ani w co zemną, pogrywasz, ale nie waż się do mnie więcej zbliżać a tym bardziej mnie dotykać... Ty chory pomyleńcu...
- To nie tak jak myślisz... - Zoro znów zrobił krok w jego kierunku.
- A skąd wiesz, co ja myślę? - Sanji gniótł w dłoni ten głupi rysunek, mając ochotę rozszarpać go na małe kawałeczki. - Dobrze się bawiłeś podpuszczając mnie? Może mi jeszcze powiesz, że ten pocałunek gdy wróciłem też nie był przypadkowy?!
- Nikt się tobą nie bawił... - Zoro odwrócił wzrok i przełknął głośno ślinę. - Nie, nie był...
Kucharz otworzył szerzej oczy, czy właśnie spełniał się najgorszy z jego scenariuszy.
- Żartujesz sobie, zemnie? - Popatrzył na książkę która leżała na podłodze, jego serce biło jak szalone, nie rozumiejąc co się właściwe działo.
- Nie... - Zoro patrzył na niego zdenerwowany, doskonale widział, jak blondyn trzęsie się ze złości.
- Nie co? Nie żartujesz sobie zemnie? A ta książka to nie jest dowcip? - Sanji'emu coraz bardziej trzęsły się dłonie. - Może jeszcze mi powiedzieć, że się we mnie kochasz? - Zaśmiał się sztucznie, ale zaraz zamarł widząc ból w oczach towarzysza.
- Chciałem ci... - Zaczął ale kolejny raz blondyn mu przerwał. Widział na jego bladej twarzy złość zmieszaną ze niedowierzaniem.
- Nie chce słuchać tych bzdur... Ty chyba oszalałeś... Nie będziemy rozmawiać na ten temat już nigdy więcej i nie warz się komukolwiek mówić...
Szermierz jęknął w duchu, wiedział, że to, co zamierza powiedzieć, doprowadzi blondyna do szału.
- Wszyscy już wiedzą...
- Co?
- To, co słyszałeś, wszyscy już wiedzą myślisz, że skąd bym miał tę książkę czy rysunek... - Patrzył, jak blondyn blednie coraz bardziej. - Tak, o tym, że pozwoliłem się pocałować też wiedzą...
Sanji przestał nad sobą panować i kopnął towarzysza prosto w twarz. Ku jego zadowoleniu nawet nie próbował się bronić.
- Jakim prawem...

Sanji usiadł zrezygnowany na jednej z beczek i przejechał dłonią po czole, obcierając je z kropelek potu. Chyba przesadził, przełknął ślinę, w tamtej chwili był tak wściekły, że przestał nad sobą panować, jeszcze nigdy nikogo tak nie zwyzywał. Jego wściekłe wrzaski, pewnie rozniosły się echem po całym statku, oznajmiając reszcie załogi, że już się dowiedział o tej małej intrydze.
- Wszyscy wiedzą... - Powiedział sam do siebie i smętnie rozejrzał po ładowni. - Nie, wcale nie przesadziłem! Pieprzona gnida... - Warknął i wstał kolejny raz, by znowu zacząć chodzić w kółko.
Siedział tu już strasznie długo, próbując jakoś ochłonąć, sam nie wiedział, co bardziej doprowadziło go do szału, fakt, że Glon chciał mu uświadomić, że sprawdziły się jego najgorsze podejrzenia czy to, że wszyscy doskonale wiedzieli, jaka jest sytuacja i nikt mu nie powiedział, a co gorsze prawdopodobnie trzymali stronę tego idioty.
Z rozmachem kopnął beczkę, która stanęła mu na drodze, obiekt z łatwością uległ jego sile i rozpadł się na części, wysypując ze środka jabłka, które rozsypały się po ładowni.
- Kurwa!

Zoro zaczął zbierać z podłogi roztargany na kawałeczki rysunek, który dostał od Usopp'a.
- Tośmy sobie pogadali... - Mruknął smętnie, wybuch złości blondyna był tak wielki, że nawet nie dał mu dojść do słowa. Nawet mu się nie dziwił, każdy normalny facet o zdrowych zmysłach postąpiłby tak samo. Jeszcze nigdy nie widział kucharza w takim stanie i pomimo tych wszystkich okropnych słów, które wywrzeszczał dziś w jego kierunku, nie potrafił być na niego wściekły.
- Chyba zasłużyłem... - Wyrzucił kawałki zarysowanej kartki do kosza  mając przed oczami jak rozwścieczony blondyn, targa rysunek na kawałeczki. - Ale czemu to tak strasznie boli...

2 komentarze:

  1. Ło! No to się porobiło! Właściwie powinnam napisać coś ambitniejszego ale cóż:I
    Oł noł jak tak dalej pójdzie to Roronka uczepi się Vinsmoke'a na amen x'< albo wręcz przeciwnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam dzisiaj całość, łącznie z "Po drugiej stronie lustra" i muszę przyznać że jestem pod wrażeniem na pewno systematyczności i niedużych, naprawdę niedużych odstepow w czasie, a najbardziej zachwyca mnie to, że pomimo tak wielu rozdziałów wciąż wychodzą nowe! Samo opowiadanie jest świetne. Sama nie mam pojęcia ile już się naczytałam prostych historii i tylko czasem trafiałam na coś dłuższego. Co prawda uwielbiam czytać jakiekolwiek opowiadania z tą parą nawet jeśli są krótkie i powierzchowne,ale to takie długie i rozwinięte przynoszą mi największą i taką pełniejszą radość. Mam nadzieję że się nie złamiesz i dalej będziesz to ciągnąć w tak świetnym tempie, bo jest to chyba jedno z tych najlepszych opowiadanian jakie kiedykolwiek czytałam!
    PS. Napisałabym z konta ale telefon postanowił się na mnie obrazić :(

    OdpowiedzUsuń