Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

30 czerwca 2016

Rozdział 10

Hej wszystkim to znowu ja:) Moja wena wróciła więc cieszmy się i radujmy. Rozdział dedykuje Mei Tachibana za miłe słowa w komentarzach:)

Po drugiej stronie lustra


- Luffy bądź ciszej, bo wszystko popsujesz...

- Przecież jestem cicho, tu jest za dużo rzeczy

- W końcu to sklep z antykami baranie

- Dobra chłopaki, pakujcie go, tylko na niego nie patrzcie...A ty głąbie nawet go nie dotykaj bo rozwalisz...

-Daj spokój Nami, przecież to ja jestem kapitanem

- I dlatego kazałam zostać ci z Sanji'm i Robin na statku...

- Zamknijcie się oboje... - Zoro zakrył płachtą zwierciadło i zaczął wiązać je grubą liną.

- Ty to w ogóle się nie odzywaj, bo to wszystko i tak twoja wina...

- Odwal się ode mnie kretynko, Ja mu nie kazałem się przeglądać w ty głupim lustrze.

- Idiota, zachowujesz się jakbyś nie wiedział...

- Oboje dajcie spokój... - Usopp wiązał lustro drugą liną. - Wasze warczenie na siebie nic nie odkręci i nie pomorze.  Zoro zabieraj to na plecy i spadamy z tond...

Nami zrobiła obrażoną minę i obróciła się w stronę drogi ucieczki ciągnąc za sobą Luffy'ego.

Zoro odwrócił się tyłem do zwierciadła i za pomocą lin wciągnął je na plecy, poczuł jak nogi uginają mu się od ciężaru.

- O w mordę... - Chłopak poczerwieniał z wysiłku - Usopp przypomni mi, że jak ten nasz kucharzyna wróci to ma zakaz pindrzenia się przed lustrem i sam je będzie wywalał ze statku.

- Uwierz że jak wróci to na pewno wykopie je za burtę z wielkim hukiem. - Usopp zaśmiał się cicho i powolnym krokiem ruszyli stronę wyjścia.

Zielonowłosy chłopak po kilku krokach stąpał już pewnie, nie przypuszczał, że takie zwierciadło może być aż tak ciężkie, w gruncie rzeczy może to potraktować jako ćwiczenia fizyczne  które ostatnio i tak robił więcej niż zwykle. Popatrzył przed siebie  światło księżyca wpadało przez spore okna do środka co ułatwiało całą sprawę z włamaniem.

- O nie... - Nami stała przy drzwiach którymi mieli uciec i intensywnie coś sprawdzała. Luffy siedział na podłodze nudząc się. Pewnie myślał że takie włamanie będzie dużo ciekawsze.

- Co jest Nami? - Usopp podbiegł do niej.

- Nie zmieści się...

-Co!? Jak to?! - Usopp złapał się za głowę a jego nogi zaczęły się trzepać  - Wiecie chyba złapałem jakąś chorobę....

- Nie czas na wygłupy trzeba jakoś poszerzyć to wejście...

Nie Trzeba było dwa razy powtarzać nim którekolwiek zdążyło zareagować Luffy wstał napiął mięśnie i jednym ciosem rozwalił drzwi i większość ściany znajdującej się wokół nich. Automatycznie włączył się głośny alarm. Młody kapitan jak najbardziej dumny z siebie patrzył na swoje działo. Usopp wpadł w czarną rozpacz, Nami zaczęła krzyczeć a Zoro westchną, w sumie tego można było się spodziewać.

- Dobra, no to lecimy... - Zoro ruszył przed siebie biegiem, bo pobudzeni mieszkańcy zaczęli wyglądać z domów.

- Tylko się nie zgub! - Krzyknęła za nim Nami.


- Gdzie ja kurde jestem... - Zoro rozejrzał się dookoła. Stał na środku małej polanki otoczonej gęstym lasem, zastanawiając się jak właściwie się tu znalazł. Zdjął z pleców wielkie zwierciadło i usiadł zmęczony na trawie. To nie było przecież możliwe żeby tak bardzo zmienił kurs ucieczki. Odetchnął głęboko trocho ciszy i spokoju na pewno mu się przyda. Atmosfera na statku w ogóle się nie poprawiała, każdy miał do niego jakieś pretensje, a zwłaszcza ta ruda jędza, że niby to wszystko jego wina, jakbym miał wpływ na to w co się gapi ta blond pała. Może był trochę bardziej wredny niż zawsze...dużo bardziej wredny ale miał ku temu powody.

Zoro popatrzył na zasłonięte zwierciadło z niechęcią i lekką ciekawością. Robin zabroniła im w ogóle patrzeć w swoje odbicia w obawie wciągnięcia do tego drugiego świata. A mimo wszystko był ciekaw jaki ten drugi świat był, może w tamtym świecie Kłyna jeszcze żyła i miała się dobrze spełniając swoje marzenia. Chętnie wypytałby tą podróbkę kuka o szczegóły ale od staniej rozmowy chyba postanowił go unikać.

- Gej...- Zoro zamknął oczy - To jest gej zakochany we mnie... - Poderwał się. Właśnie do niego dotarło, że on też jest tam gejem. Poczerwieniał na samom myśl co ten drugi on może robić właśnie jego kukowi. Jak go upije to nie będzie miał trudno, mógł by go nawet zerżnąć a on by pewnie nawet tego nie zapamiętał. Męskość Zoro zareagowała na napływ niechcianych myśli.

- Co się zemną dzieję...co mnie to kurwa obchodzi...jaki znowu mój kuk... - Mężczyzna potarł skronie próbując zebrać myśli i uspokoić się. Po dłuższej chwili pozbierał się z ziemi i wciągnął na plecy zwierciadło. Uznał, że jak już wszystko wróci do normy, powinien poderwać jakąś dziewczynę bo najwidoczniej brakowało mu już seksu skoro tak absurdalne myśli działają na niego pobudzająco.



- Widzę go! - Krzyknął Usopp obserwujący okolice z bocianiego gniazda. Dochodziło już południe a Zoro dopiero co wybiegł z gęstego lasu dźwigając na plecach ciężkie zwierciadło.

- Tutaj Zoro! - Słomiany kapitan zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami by zwrócić na siebie uwagę zagubionego przyjaciela.

Dopiero w tedy Zoro dostrzegł ich statek i to w dodatku nie w małych tarapatach. Sany Go był atakowany przez trzy statki Marins a on znajdował się nie dość że nie tam gdzie powinien to w dodatku od statku dzieliła go ogromna przepaść. Obejrzał się za siebie, powrót do tego cholernego gąszczu nawet nie wchodziło w grę.

- A więc jednak do przodu... - Zrobił kilka kroków do tyłu i z rozbiegu skoczył z urwiska w nadziei że uda mu się trafić w statek. Jednak po chwili spadania dotarło do niego że jednak bardzo się przeliczył. Z całej siły uderzył w tafle wzburzonej wody a zwierciadło od razu zaczęło ciągnąć go na dno. Pomimo bólu wywołanego przez uderzenie w wodę Zoro próbował płynąć w górę aż w końcu udało mu się wynurzyć. Nie długo musiał czekać na pomoc, dłubie ręce kapitana już po chwili wciągnęły go razem z zwierciadłem na statek. Szermierz odetchnął z ulgą na widok znajomych twarzy załogi.

- Wybaczcie trochę zabłądziłem...

Luffy roześmiał się i skoczył na swoje ulubione miejsce na statku, Nami właśnie z kończyła ustalać kurs ich nowej trasy. Sanji kucnął zaraz przy Zoro kładąc mu ręcznik na głowie.

- Ty jesteś istnym szaleńcem!

- Myślałem, że trafie w statek...

- Pogięło cię?! Co ty jesteś jakiś pieprzony heros!

- Prawie się udało... - Zoro zaśmiał się widząc tom dziwną minę kucharza. Mieszanka złości, podziwu i troski oraz nutka niedowierzania wymalowana na bladej twarzy chłopaka wyglądała bardzo komicznie.

- Załogo! - Wykrzyknął uradowany Kapitan - Płyniemy ku nowej przygodzie!

Franky uruchomił ich super działo zasilane colom i przy odgłosach wystrzeliwanych w ich kierunku kul armatnich wystrzelili z ogromną siłą w powietrze. Zoro złapał za rękę zdziwionego blondyna.

- Trzymaj się bo odlecisz... - Zaśmiał się i poczuł jak kucharz obejmuje mocno jego ramie.

27 czerwca 2016

Rozdział 9

Witajcie po przerwie, moi pewnie nie liczni czytelnicy.
Oto kolejny rozdział "W głębi serca" który udało mi się stworzyć. Proszę nie bijcie zbyt mocno jak się wam nie spodoba :). Naprawdę postaram się pisać i dodawać notki częściej i jeśli chodzi o długość rozdziałów też z czasem postaram się by były dłuższe:)
Zapraszam was również na mojego drugiego bloga:
http://one-piece-love-story.blog.pl
Na którym również jest to opowiadanie ale mam nadzieję że już niedługo pojawi się tam nowe opowiadanie mojego autorstwa.
Zapraszam więc do czytania i miłej lektury:)

Po drugiej stronie lustra

Sanji siedział na kanapie i przeglądał strony internetowe z nieskrywaną ciekawością. Był wdzięczny Nami-san, że znalazła jego laptopa i nauczyła z niego korzystać. Wzdrygnął się gdy poczuł na sobie wzrok tego zielonego glona. Było mu przykro, że dziewczyna musiała już iść i zostawiła go samego z nim. Uprzednio besztając Zoro za tak długie przebywanie poza domem w takiej sytuacji. Blond włosy chłopak poczuł jak coś a raczej ktoś siada zbyt blisko niego.  Jego mięśnie automatycznie się spięły, nigdy by nie przypuszczał że będzie się czuć tak niekomfortowo przy jakimkolwiek członku załogi, nawet przy tym palancie.
- Zostać z tobą jutro? - Zoro położył dwie herbaty na stoliku zerkając na otwartą stronę internetową.
- Nie - Sanji wyciągnął papierosa i wsadził go sobie do ust, zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.
- Możemy pogadać?
- Nie
- Jak zapalisz jeszcze jednego papierosa to obiecuje ze siłom zaciągnę cię do sypialni.
Sanji'emu wypadł papieros z ust i o ile to w ogóle możliwe jego ciało spięło się jeszcze bardziej.
- Nami powiedziała, że znalazłeś coś ciekawego i że powinniśmy porozmawiać, a nie uda nam się jak będziesz takim wrednym gnojkiem, rozumiesz?
Sanji zamrugał i zamknął usta bo z otwartymi na pewno wyglądał idiotycznie.Odetchnął głęboko.
- Żeby było jasne, nigdy, przenigdy i niema nawet takiej możliwości byśmy wylądowali w tamtym pokoju razem - Sanji wskazał palcem sypialnie - rozumiemy się Marimo?
- Niech ci będzie... ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię nad sobą panować.
- Wolne żarty, ja zawsze nad sobą panuje. - Prychnął i podał mu laptopa - Jak taki chętny to proszę bardzo przeczytaj to i może uda się nam dojść do porozumienia.
- Nie zawsze...- Zoro zabrał się za czytanie. Sanji obserwował go nieco zirytowany, sięgnął po kubek z parującym napojem który pojawił się na stoliku wraz z pojawieniem się obok niego tego zielonego kosmity i upił trochę. Delikaty miętowy aromat rozlał się po jego ciele przynosząc nieco ukojenia. Zamknął oczy delektując się chwilą ciszy, wyobraził sobie statek i swoich przyjaciół, był ciekaw co teraz dzieje się po drugiej stronie lustra. Zaśmiał się w duchu bo brzmiało to naprawdę komicznie, jak jakaś bajka którą opowiada się małym dzieciom, tylko w wersji dla dorosłych bo w roli głównej Marimo Gej.
- Smakuje?
- Sam nie wierzę ale tak... - Sanji  wyrwany z rozmyślań  spojrzał prosto w te ciemne oczy głupiego glona i nie wiedząc dlaczego jego mięśnie od razu się spięły. Nigdy by nie pomyślał, że ktoś taki może mieć tak głębokie i pełne uczuć spojrzenie.
- Dobrze więc, mam rozumieć, że chcesz mnie tymi internetowymi bredniami przekonać do swoich racji?
Sanji odetchnął głęboko starając się nie denerwować i odganiając dziwne myśli na temat glona z głowy.
- Nie...To inni chcą bym cię przekonał, tak naprawdę to co ty myślisz mi zwisa i powiewa byleś mi nie przeszkadzał w powrocie do domu.
Zoro skrzywił się i zrobił minę jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
Blondyn napił się jeszcze herbaty, czół, że raczej go nie przekona co tak naprawdę utrudni nieco sprawę powrotu ale nigdy w życiu mu nie powie, że jest mu potrzebna jego pomoc.
- Dupek z ciebie, normalnie jak byśmy się cofnęli do czasów szkolnych.
- Dzięki bogu, więc są tu jakieś czasy w których cię nie lubię...
- Owszem są, więc co niby chcesz teraz zrobić?
- Jeszcze nie wiem, muszę iść znowu do muzeum zobaczyć to zwierciadło.
Zoro zamknął laptopa i odłożył go na stolik wzdychając cicho, to było zbyt zagmatwane jak dla niego.
- Dobra
- Co, dobra idioto?
- Dobra, powiedzmy, że ci wierze...
Na twarz Sanjiego mimowolnie wykwitł uśmiech, miał nadzieje, że teraz wszystko pójdzie z górki.
Kilka dni później
- Sanji chodźmy już z tond, jestem głodny...
- Jeszcze chwile
- Mówiłeś tak godzinę temu...nie możesz myśleć w domu?
- Zrobiłem ci kanapki, nie marudź
- Już zjadłem, no wracajmy
- Nikt nie karze ci tu siedzieć, możesz iść...
- Zoro mnie prosił a Nami kazała - Burknął obrażonym głosem Luffy wiercąc się na ławeczce.
Sanji popatrzył na niego, nieco rozbawiony.
- Dobra chodźmy bo i tak nie mogę się przy tobie skupić.
- Super! Po drodze do domu kupimy hamburgery a później coś fajnego ugotujesz.
Sanji rzucił ostatnie spojrzenie na zwierciadło, wstał z ławeczki i ruszył do wyjścia, od kilku dni przychodził tu starając się coś wymyślić a raczej czekając na cud, który nie chciał nadejść. Bezsilność sytuacji przytłaczała go coraz bardziej i coraz częściej zdawał sobie sprawę, że może zostać tu już na zawsze i nigdy nie powrócić do swojego prawdziwego życia.
- Martwisz się? - Luffy przyglądał mu się już dłuższą chwile.
- Nie bardziej niż zwykle. 
- Mogę ci zadać pytanie?
- Właśnie to zrobiłeś dwukrotnie ale dam ci jeszcze jedną szanse - Sanji uśmiechnął się wesoło. Luffy najbardziej przypominał mu dom, najbardziej przypominał siebie.
- Kiedy pójdziesz do łóżka z Zoro?   
Blond włosy chłopak gdyby pił to na pewno by się teraz opluł.
Sanji spodziewał by się każdego pytania ale nie czegoś takiego.
- Nigdy, jeszcze nie zwariowałem. 
Luffy skrzywił się lekko i przechylił głowę w bok jakby nad czymś myślał.
- Ale dlaczego? Nie podoba ci się?
-  Już chyba dałem wam do zrozumienia, że jestem hetero, wole dziewczyny trudno to pojąć?
- No kiedyś, też byłeś hetero i jakoś nie przeszkadzało ci to zejść się z Zoro i uprawiać z nim seks - Luffy uśmiechnął się łobuzersko.
- Błagam przestań, nie interesuje mnie co robił ten drugi ja...- Sanji przyspieszył kroku, nie miał zamiaru słuchać o Marimo i seksie a tym bardziej o seksie z Marimo.
- Masz coś do gejów? - Luffy zatrzymał się przed McDonaldem - Zastanów się nad odpowiedzią ja zaraz wrócę. 
Sanji obejrzał się na niego i również zatrzymał, próbował pojąć co się właściwie teraz stało. Największy idiota, dzieciuch i niedorozwój jakiego było mu poznać rozmawia z nim o seksie i o seksie z gejami i w ogolę co to miało znaczyć czy ma coś do gejów. Sanji odetchnął głęboko. W sumie do gejów nic nie ma byle trzymali się z daleka od niego. 
Sanji wyciągnął papierosa i szybko zapalił, już myślał, że chodź jedna osoba jest sobą a tu taka wtopa. Zapatrzył się na chwile na kolorowe auta przejeżdżające ulicą. 
Luffy pojawił się obok niego z torbą wypchaną jedzeniem i wcinając już jednego hamburgera.
- Po ak? Moosz cos po dejów? 
- Nie nauczono cię, że z pełną gębą się nie gada?
Luffy wyszczerzył się i przełknął wszystko co miał w ustach.
- Zawsze zapominam shi shi shi...
- I ktoś taki chce rozmawiać o seksie...wiesz w ogóle co to znaczy? - Sanji ruszył przed siebie dopalając papierosa.
- Ej, nie jestem idiotą, ludzie uprawiają seks gdy są w związku i się kochają - Odpowiedział dumy z siebie.
- Łał, no to porozmawiamy o tym jak już będziesz w związku...a teraz daj mi spokój.
Luffy zaśmiał się głośno.
- No to możemy rozmawiać dalej...Mój chłopak jest lekarzem i jest boski w tych sprawach jak chcesz to nauczy cie paru trików...
Sanji zatrzymał się gwałtownie, czół się jakby ktoś wylał na niego kubeł z zimną wodą i poobijał facjatę gumowym młotem.
- Słucham?
- Teraz mnie też nie będziesz lubił? 
- Chce wrócić do domu...
- Przecież wracamy
Sanji westchnął jak już myśli, że nic go nie zaskoczy to spada na niego bomba wielkości arbuza i wali go prosto w łeb.
- Niech ci będzie... i dalej cie lubię tylko bez żadnych numerów, rozumiemy się?
- shi shi shi, rozumiemy...