Hej wszystkim to znowu ja:) Moja wena wróciła więc cieszmy się i radujmy. Rozdział dedykuje Mei Tachibana za miłe słowa w komentarzach:)
Po drugiej stronie lustra
- Luffy bądź ciszej, bo wszystko popsujesz...
- Przecież jestem cicho, tu jest za dużo rzeczy
- W końcu to sklep z antykami baranie
- Dobra chłopaki, pakujcie go, tylko na niego nie patrzcie...A ty głąbie nawet go nie dotykaj bo rozwalisz...
-Daj spokój Nami, przecież to ja jestem kapitanem
- I dlatego kazałam zostać ci z Sanji'm i Robin na statku...
- Zamknijcie się oboje... - Zoro zakrył płachtą zwierciadło i zaczął wiązać je grubą liną.
- Ty to w ogóle się nie odzywaj, bo to wszystko i tak twoja wina...
- Odwal się ode mnie kretynko, Ja mu nie kazałem się przeglądać w ty głupim lustrze.
- Idiota, zachowujesz się jakbyś nie wiedział...
- Oboje dajcie spokój... - Usopp wiązał lustro drugą liną. - Wasze warczenie na siebie nic nie odkręci i nie pomorze. Zoro zabieraj to na plecy i spadamy z tond...
Nami zrobiła obrażoną minę i obróciła się w stronę drogi ucieczki ciągnąc za sobą Luffy'ego.
Zoro odwrócił się tyłem do zwierciadła i za pomocą lin wciągnął je na plecy, poczuł jak nogi uginają mu się od ciężaru.
- O w mordę... - Chłopak poczerwieniał z wysiłku - Usopp przypomni mi, że jak ten nasz kucharzyna wróci to ma zakaz pindrzenia się przed lustrem i sam je będzie wywalał ze statku.
- Uwierz że jak wróci to na pewno wykopie je za burtę z wielkim hukiem. - Usopp zaśmiał się cicho i powolnym krokiem ruszyli stronę wyjścia.
Zielonowłosy chłopak po kilku krokach stąpał już pewnie, nie przypuszczał, że takie zwierciadło może być aż tak ciężkie, w gruncie rzeczy może to potraktować jako ćwiczenia fizyczne które ostatnio i tak robił więcej niż zwykle. Popatrzył przed siebie światło księżyca wpadało przez spore okna do środka co ułatwiało całą sprawę z włamaniem.
- O nie... - Nami stała przy drzwiach którymi mieli uciec i intensywnie coś sprawdzała. Luffy siedział na podłodze nudząc się. Pewnie myślał że takie włamanie będzie dużo ciekawsze.
- Co jest Nami? - Usopp podbiegł do niej.
- Nie zmieści się...
-Co!? Jak to?! - Usopp złapał się za głowę a jego nogi zaczęły się trzepać - Wiecie chyba złapałem jakąś chorobę....
- Nie czas na wygłupy trzeba jakoś poszerzyć to wejście...
Nie Trzeba było dwa razy powtarzać nim którekolwiek zdążyło zareagować Luffy wstał napiął mięśnie i jednym ciosem rozwalił drzwi i większość ściany znajdującej się wokół nich. Automatycznie włączył się głośny alarm. Młody kapitan jak najbardziej dumny z siebie patrzył na swoje działo. Usopp wpadł w czarną rozpacz, Nami zaczęła krzyczeć a Zoro westchną, w sumie tego można było się spodziewać.
- Dobra, no to lecimy... - Zoro ruszył przed siebie biegiem, bo pobudzeni mieszkańcy zaczęli wyglądać z domów.
- Tylko się nie zgub! - Krzyknęła za nim Nami.
- Gdzie ja kurde jestem... - Zoro rozejrzał się dookoła. Stał na środku małej polanki otoczonej gęstym lasem, zastanawiając się jak właściwie się tu znalazł. Zdjął z pleców wielkie zwierciadło i usiadł zmęczony na trawie. To nie było przecież możliwe żeby tak bardzo zmienił kurs ucieczki. Odetchnął głęboko trocho ciszy i spokoju na pewno mu się przyda. Atmosfera na statku w ogóle się nie poprawiała, każdy miał do niego jakieś pretensje, a zwłaszcza ta ruda jędza, że niby to wszystko jego wina, jakbym miał wpływ na to w co się gapi ta blond pała. Może był trochę bardziej wredny niż zawsze...dużo bardziej wredny ale miał ku temu powody.
Zoro popatrzył na zasłonięte zwierciadło z niechęcią i lekką ciekawością. Robin zabroniła im w ogóle patrzeć w swoje odbicia w obawie wciągnięcia do tego drugiego świata. A mimo wszystko był ciekaw jaki ten drugi świat był, może w tamtym świecie Kłyna jeszcze żyła i miała się dobrze spełniając swoje marzenia. Chętnie wypytałby tą podróbkę kuka o szczegóły ale od staniej rozmowy chyba postanowił go unikać.
- Gej...- Zoro zamknął oczy - To jest gej zakochany we mnie... - Poderwał się. Właśnie do niego dotarło, że on też jest tam gejem. Poczerwieniał na samom myśl co ten drugi on może robić właśnie jego kukowi. Jak go upije to nie będzie miał trudno, mógł by go nawet zerżnąć a on by pewnie nawet tego nie zapamiętał. Męskość Zoro zareagowała na napływ niechcianych myśli.
- Co się zemną dzieję...co mnie to kurwa obchodzi...jaki znowu mój kuk... - Mężczyzna potarł skronie próbując zebrać myśli i uspokoić się. Po dłuższej chwili pozbierał się z ziemi i wciągnął na plecy zwierciadło. Uznał, że jak już wszystko wróci do normy, powinien poderwać jakąś dziewczynę bo najwidoczniej brakowało mu już seksu skoro tak absurdalne myśli działają na niego pobudzająco.
- Widzę go! - Krzyknął Usopp obserwujący okolice z bocianiego gniazda. Dochodziło już południe a Zoro dopiero co wybiegł z gęstego lasu dźwigając na plecach ciężkie zwierciadło.
- Tutaj Zoro! - Słomiany kapitan zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami by zwrócić na siebie uwagę zagubionego przyjaciela.
Dopiero w tedy Zoro dostrzegł ich statek i to w dodatku nie w małych tarapatach. Sany Go był atakowany przez trzy statki Marins a on znajdował się nie dość że nie tam gdzie powinien to w dodatku od statku dzieliła go ogromna przepaść. Obejrzał się za siebie, powrót do tego cholernego gąszczu nawet nie wchodziło w grę.
- A więc jednak do przodu... - Zrobił kilka kroków do tyłu i z rozbiegu skoczył z urwiska w nadziei że uda mu się trafić w statek. Jednak po chwili spadania dotarło do niego że jednak bardzo się przeliczył. Z całej siły uderzył w tafle wzburzonej wody a zwierciadło od razu zaczęło ciągnąć go na dno. Pomimo bólu wywołanego przez uderzenie w wodę Zoro próbował płynąć w górę aż w końcu udało mu się wynurzyć. Nie długo musiał czekać na pomoc, dłubie ręce kapitana już po chwili wciągnęły go razem z zwierciadłem na statek. Szermierz odetchnął z ulgą na widok znajomych twarzy załogi.
- Wybaczcie trochę zabłądziłem...
Luffy roześmiał się i skoczył na swoje ulubione miejsce na statku, Nami właśnie z kończyła ustalać kurs ich nowej trasy. Sanji kucnął zaraz przy Zoro kładąc mu ręcznik na głowie.
- Ty jesteś istnym szaleńcem!
- Myślałem, że trafie w statek...
- Pogięło cię?! Co ty jesteś jakiś pieprzony heros!
- Prawie się udało... - Zoro zaśmiał się widząc tom dziwną minę kucharza. Mieszanka złości, podziwu i troski oraz nutka niedowierzania wymalowana na bladej twarzy chłopaka wyglądała bardzo komicznie.
- Załogo! - Wykrzyknął uradowany Kapitan - Płyniemy ku nowej przygodzie!
Franky uruchomił ich super działo zasilane colom i przy odgłosach wystrzeliwanych w ich kierunku kul armatnich wystrzelili z ogromną siłą w powietrze. Zoro złapał za rękę zdziwionego blondyna.
- Trzymaj się bo odlecisz... - Zaśmiał się i poczuł jak kucharz obejmuje mocno jego ramie.
Aaaaaaah, urocze to mało powiedziane a z każdym rozdziałem coraz bardziej wciągające. Serio połknęłam to na raz i już nie mogą doczekać się ciągu dalszego. Bodajby cie Nagi Wen nie opuszczał.
OdpowiedzUsuńOpowiadanko bardzo fajne, acz trzeba by było popracować nad ortografią.
OdpowiedzUsuń