Witajcie po przerwie, moi pewnie nie liczni czytelnicy.
Oto kolejny rozdział "W głębi serca" który udało mi się stworzyć. Proszę nie bijcie zbyt mocno jak się wam nie spodoba :). Naprawdę postaram się pisać i dodawać notki częściej i jeśli chodzi o długość rozdziałów też z czasem postaram się by były dłuższe:)
Zapraszam was również na mojego drugiego bloga:
http://one-piece-love-story.blog.pl
Na którym również jest to opowiadanie ale mam nadzieję że już niedługo pojawi się tam nowe opowiadanie mojego autorstwa.
Zapraszam więc do czytania i miłej lektury:)
Po drugiej stronie lustra
Sanji siedział na kanapie i przeglądał strony internetowe z nieskrywaną ciekawością. Był wdzięczny Nami-san, że znalazła jego laptopa i nauczyła z niego korzystać. Wzdrygnął się gdy poczuł na sobie wzrok tego zielonego glona. Było mu przykro, że dziewczyna musiała już iść i zostawiła go samego z nim. Uprzednio besztając Zoro za tak długie przebywanie poza domem w takiej sytuacji. Blond włosy chłopak poczuł jak coś a raczej ktoś siada zbyt blisko niego. Jego mięśnie automatycznie się spięły, nigdy by nie przypuszczał że będzie się czuć tak niekomfortowo przy jakimkolwiek członku załogi, nawet przy tym palancie.
- Zostać z tobą jutro? - Zoro położył dwie herbaty na stoliku zerkając na otwartą stronę internetową.
- Nie - Sanji wyciągnął papierosa i wsadził go sobie do ust, zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.
- Możemy pogadać?
- Nie
- Jak zapalisz jeszcze jednego papierosa to obiecuje ze siłom zaciągnę cię do sypialni.
Sanji'emu wypadł papieros z ust i o ile to w ogóle możliwe jego ciało spięło się jeszcze bardziej.
- Nami powiedziała, że znalazłeś coś ciekawego i że powinniśmy porozmawiać, a nie uda nam się jak będziesz takim wrednym gnojkiem, rozumiesz?
Sanji zamrugał i zamknął usta bo z otwartymi na pewno wyglądał idiotycznie.Odetchnął głęboko.
- Żeby było jasne, nigdy, przenigdy i niema nawet takiej możliwości byśmy wylądowali w tamtym pokoju razem - Sanji wskazał palcem sypialnie - rozumiemy się Marimo?
- Niech ci będzie... ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię nad sobą panować.
- Wolne żarty, ja zawsze nad sobą panuje. - Prychnął i podał mu laptopa - Jak taki chętny to proszę bardzo przeczytaj to i może uda się nam dojść do porozumienia.
- Nie zawsze...- Zoro zabrał się za czytanie. Sanji obserwował go nieco zirytowany, sięgnął po kubek z parującym napojem który pojawił się na stoliku wraz z pojawieniem się obok niego tego zielonego kosmity i upił trochę. Delikaty miętowy aromat rozlał się po jego ciele przynosząc nieco ukojenia. Zamknął oczy delektując się chwilą ciszy, wyobraził sobie statek i swoich przyjaciół, był ciekaw co teraz dzieje się po drugiej stronie lustra. Zaśmiał się w duchu bo brzmiało to naprawdę komicznie, jak jakaś bajka którą opowiada się małym dzieciom, tylko w wersji dla dorosłych bo w roli głównej Marimo Gej.
- Smakuje?
- Sam nie wierzę ale tak... - Sanji wyrwany z rozmyślań spojrzał prosto w te ciemne oczy głupiego glona i nie wiedząc dlaczego jego mięśnie od razu się spięły. Nigdy by nie pomyślał, że ktoś taki może mieć tak głębokie i pełne uczuć spojrzenie.
- Dobrze więc, mam rozumieć, że chcesz mnie tymi internetowymi bredniami przekonać do swoich racji?
Sanji odetchnął głęboko starając się nie denerwować i odganiając dziwne myśli na temat glona z głowy.
- Nie...To inni chcą bym cię przekonał, tak naprawdę to co ty myślisz mi zwisa i powiewa byleś mi nie przeszkadzał w powrocie do domu.
Zoro skrzywił się i zrobił minę jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
Blondyn napił się jeszcze herbaty, czół, że raczej go nie przekona co tak naprawdę utrudni nieco sprawę powrotu ale nigdy w życiu mu nie powie, że jest mu potrzebna jego pomoc.
- Dupek z ciebie, normalnie jak byśmy się cofnęli do czasów szkolnych.
- Dzięki bogu, więc są tu jakieś czasy w których cię nie lubię...
- Owszem są, więc co niby chcesz teraz zrobić?
- Jeszcze nie wiem, muszę iść znowu do muzeum zobaczyć to zwierciadło.
Zoro zamknął laptopa i odłożył go na stolik wzdychając cicho, to było zbyt zagmatwane jak dla niego.
- Dobra
- Co, dobra idioto?
- Dobra, powiedzmy, że ci wierze...
Na twarz Sanjiego mimowolnie wykwitł uśmiech, miał nadzieje, że teraz wszystko pójdzie z górki.
Kilka dni później
- Sanji chodźmy już z tond, jestem głodny...
- Jeszcze chwile
- Mówiłeś tak godzinę temu...nie możesz myśleć w domu?
- Zrobiłem ci kanapki, nie marudź
- Już zjadłem, no wracajmy
- Nikt nie karze ci tu siedzieć, możesz iść...
- Zoro mnie prosił a Nami kazała - Burknął obrażonym głosem Luffy wiercąc się na ławeczce.
Sanji popatrzył na niego, nieco rozbawiony.
- Dobra chodźmy bo i tak nie mogę się przy tobie skupić.
- Super! Po drodze do domu kupimy hamburgery a później coś fajnego ugotujesz.
Sanji rzucił ostatnie spojrzenie na zwierciadło, wstał z ławeczki i ruszył do wyjścia, od kilku dni przychodził tu starając się coś wymyślić a raczej czekając na cud, który nie chciał nadejść. Bezsilność sytuacji przytłaczała go coraz bardziej i coraz częściej zdawał sobie sprawę, że może zostać tu już na zawsze i nigdy nie powrócić do swojego prawdziwego życia.
- Martwisz się? - Luffy przyglądał mu się już dłuższą chwile.
- Nie bardziej niż zwykle.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Właśnie to zrobiłeś dwukrotnie ale dam ci jeszcze jedną szanse - Sanji uśmiechnął się wesoło. Luffy najbardziej przypominał mu dom, najbardziej przypominał siebie.
- Kiedy pójdziesz do łóżka z Zoro?
Blond włosy chłopak gdyby pił to na pewno by się teraz opluł.
Sanji spodziewał by się każdego pytania ale nie czegoś takiego.
- Nigdy, jeszcze nie zwariowałem.
Luffy skrzywił się lekko i przechylił głowę w bok jakby nad czymś myślał.
- Ale dlaczego? Nie podoba ci się?
- Już chyba dałem wam do zrozumienia, że jestem hetero, wole dziewczyny trudno to pojąć?
- No kiedyś, też byłeś hetero i jakoś nie przeszkadzało ci to zejść się z Zoro i uprawiać z nim seks - Luffy uśmiechnął się łobuzersko.
- Błagam przestań, nie interesuje mnie co robił ten drugi ja...- Sanji przyspieszył kroku, nie miał zamiaru słuchać o Marimo i seksie a tym bardziej o seksie z Marimo.
- Masz coś do gejów? - Luffy zatrzymał się przed McDonaldem - Zastanów się nad odpowiedzią ja zaraz wrócę.
Sanji obejrzał się na niego i również zatrzymał, próbował pojąć co się właściwie teraz stało. Największy idiota, dzieciuch i niedorozwój jakiego było mu poznać rozmawia z nim o seksie i o seksie z gejami i w ogolę co to miało znaczyć czy ma coś do gejów. Sanji odetchnął głęboko. W sumie do gejów nic nie ma byle trzymali się z daleka od niego.
Sanji wyciągnął papierosa i szybko zapalił, już myślał, że chodź jedna osoba jest sobą a tu taka wtopa. Zapatrzył się na chwile na kolorowe auta przejeżdżające ulicą.
Luffy pojawił się obok niego z torbą wypchaną jedzeniem i wcinając już jednego hamburgera.
- Po ak? Moosz cos po dejów?
- Nie nauczono cię, że z pełną gębą się nie gada?
Luffy wyszczerzył się i przełknął wszystko co miał w ustach.
- Zawsze zapominam shi shi shi...
- I ktoś taki chce rozmawiać o seksie...wiesz w ogóle co to znaczy? - Sanji ruszył przed siebie dopalając papierosa.
- Ej, nie jestem idiotą, ludzie uprawiają seks gdy są w związku i się kochają - Odpowiedział dumy z siebie.
- Łał, no to porozmawiamy o tym jak już będziesz w związku...a teraz daj mi spokój.
Luffy zaśmiał się głośno.
- No to możemy rozmawiać dalej...Mój chłopak jest lekarzem i jest boski w tych sprawach jak chcesz to nauczy cie paru trików...
Sanji zatrzymał się gwałtownie, czół się jakby ktoś wylał na niego kubeł z zimną wodą i poobijał facjatę gumowym młotem.
- Słucham?
- Teraz mnie też nie będziesz lubił?
- Chce wrócić do domu...
- Przecież wracamy
Sanji westchnął jak już myśli, że nic go nie zaskoczy to spada na niego bomba wielkości arbuza i wali go prosto w łeb.
- Niech ci będzie... i dalej cie lubię tylko bez żadnych numerów, rozumiemy się?
- shi shi shi, rozumiemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz