Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

13 marca 2018

Rozdział 1

Witam wszystkich czytelników:D Trwała to dłużej niż chciałam ale udało się:D Rozpoczynam trzeci sezon. Wiem, że jak na pierwszy rozdział jest króciutki i ... sami ocenicie... ale mam nadzieje, że nadrobię wszelkie braki w następnych rozdziałach:) 
Więc bez zbędnej gatki życzę wszystkim miłego czytania. Buziaki.



W głębi serca


Odnaleźć siebie

A teraz głęboki wdech…Dobrze i jeszcze jeden, przecież nic strasznego się nie dzieje, to tylko ten cholerny glon. Wparował mu nieproszony do łazienki i znowu to robi, wymaga tak szybkich zmian… dlaczego? Jak on to sobie niby wyobraża?! Trzeba było nic nie mówić i wyprzeć się wszystkiego, ale nie, on musiał mu powiedzieć o pocałunku! Idiota! Minął tydzień od krępującej rozmowy i przez pierwsze dwa dni wydawałoby się, że wszystko wróciło do normy, ale później coś się zmieniło w zachowaniu zielonowłosego. Jakby nagle dotarło do niego coś, co sprawiło, że zaczął działać pomimo jego usilnych protestów.
- Czy możesz przestać, kretynie?! -  Sanji oparł się plecami o zimne kafelki i popatrzył wprost w ciemne oczy, w których można było dostrzec wesołe iskierki. Tak, glon był ostatnio zbyt wesoły i stanowczo za bardzo nachalny.
- Przeszkadza ci to? – Szepnął i przycisnął blondyna bardziej do ściany, jednak smukłe dłonie kucharza nie pozwoliły zbliżyć mu się bardziej. Uśmiechnął się pod nosem, w tym tygodniu wiele się zmieniło i wiele rzeczy do niego dotarło, a raczej zostało mu wytłumaczone. Na początku chciał dać spokój, przynajmniej na jakiś czas, i spróbować powrócić do normalności. Pewnie nie tylko on wpadł na taki pomysł, bo zachowanie Kuka także wróciło do normy. To uspokoiło załogę i wprowadziło wesołą atmosferę na statku. Jednak cały czas jedno nie dawało mu spokoju: Sanji w końcu go pocałował! Sam mu o tym powiedział! Więc by zrozumieć, co tak naprawdę się stało, poszedł po radę do jedynej rozsądnej osoby na tym statku. I nie pomylił się, Robin wszystko mu wytłumaczyła. Oczywiście na początku nie potrafił uwierzyć w słowa pani archeolog, jednak gdy sam poskładał wszystkie fakty, jej wersja wcale nie wydawała się już tak nieprawdopodobna. Więc zaczął próbować, bo przecież blondyn musi się w końcu na coś zdecydować.
- Jasne, że przeszkadza, imbecylu! Naruszasz moją przestrzeń prywatną… - Sanji położył dłonie na gołym torsie Marimo, powstrzymując od dalszego zbliżania się. Czuł, jak towarzyszowi bije szybko serce, a po twarzy muskał go jego gorący oddech. Co on wyprawia?! Powinien kopnąć go w jaja, by mieć święty spokój, a nie to…
- Jesteś uroczy, kiedy się wstydzisz, wiesz…? - Zoro uśmiechnął się i wykorzystując to, że blondyn ma zajęte ręce, jedną dłonią złapał go za podbródek i uniósł lekko do góry, by zajrzeć blondynowi głęboko w oczy.
- A ciebie chyba pogięło… - Mruknął, z trudem odwzajemniając spojrzenie. Co ten Glon planował i, co ważniejsze, skąd w nim tyle odwagi do tak radykalnych posunięć? – Chcesz czegoś…?
- W tym momencie to tylko cię pocałować…
Sanji spiął się, słysząc coś takiego wypowiedziane w tak beztroski sposób.
- Zwariowałeś!? – Sanji odepchnął go z całej siły, serce waliło mu jak szalone, a twarz płonęła. – Czemu opowiadasz takie głupoty… to, że pocałowałem cię, bo musiałem, nic nie znaczy… - dodał już ciszej.
- To ty masz problem z przyjęciem prawdy… dobrze wiesz, dlaczego pocałunek mnie odczarował. A poza tym, wcale nie musiałeś tego robić, sam podjąłeś taką decyzję…
- Ty… - Zagryzł dolną wargę, gorączkowo myśląc, co zrobić. Mógł się domyślić, że w końcu zielonowłosy wpadnie na to, co się stało albo ktoś z załogi mu to wytłumaczy. – Cokolwiek sobie ubzdurałeś, nie upoważnia cię to do robienia takich rzeczy…
- Takich rzeczy? Masz na myśli próby zbliżenia się do ciebie? – Zoro skrzyżował dłonie na piersi, starając się zachować spokój. Nie żeby był zły, po prostu zawstydzenie kuka sięgało już zenitu, co sprawiało mu nie lada frajdę.
Sanji rozejrzał się, szukając jakiejś drogi ucieczki. Stali sami w łazience naprzeciwko siebie, a w jego głowie panował zamęt. Najchętniej uciekłby stąd, trzaskając za sobą drzwiami, ale jakaś jego część chciała zostać i pozwolić glonowi na różne dziwne rzeczy. Na pocałunki i bliskość, jednak gdy próbował sobie to wyobrazić, przewracało mu się w żołądku.
Zoro obserwował, jak gorączkowo blondyn myśli. Wiedział, że jest strasznie nachalny, ale po prostu miał dość czekania, aż blondyn się zdecyduje. Jeśli naprawdę coś do niego czuje, jak tłumaczyła mu to Robin, nie powinien tyle myśleć, tylko dać się ponieść…chwili.
- Będziesz tak stał i się gapił? Miałem zamiar się wykąpać… - Prychnął blondyn, próbując jakoś rozładować kłębiące się w jego głowie myśli.
- Nie wiem, na co czekasz… - Zoro uśmiechnął się perfidnie, widząc jak już czerwona twarz Kuka nabiera jeszcze ciemniejszego odcienia. Nigdy by nie pomyślał, że można go tak łatwo zawstydzić. – Jeśli chcesz, mogę ci nawet umyć plecy…
- Moje plecy! – Tego było już za wiele, skąd taka zmiana w tym glonie? – Ty słyszysz w ogóle, co mówisz…?
- Tak, i zastanawiam się, jak długo zamierzasz się bronić i wypierać własne uczucia…
- Co? Ja nic nie wypieram… to ty chyba coś źle zrozumiałeś…i…i…właśnie!
- Więc zaprzeczasz, że odczarowałeś mnie pocałunkiem prawdziwej miłości? – Zoro patrzył uważnie na zdziwioną minę Kuka. Słysząc własne słowa, prawie się roześmiał, bo w jego ustach brzmiało to bardzo komicznie. – i…właśnie?
- Ja… - Sanji odwrócił wzrok, co on niby miał teraz zrobić? Nie może przecież zaprzeczyć, znów cofnęliby się, zamiast pójść do przodu, co byłoby niewskazane. Może powinien mu pozwolić…w końcu przeszedł przez tę głupią linię…tylko, powoli. Nie może mu również przytaknąć. Po chwili odwzajemnił spojrzenie, już nieco pewniej, choć dalej zawstydzony. – Czego ty tak właściwie chcesz ode mnie?
- Chyba już powiedziałem… - Zoro westchnął zrezygnowany.
- No to dalej…na co czekasz? – Sanji opuścił ręce i oparł się znów, tym razem z własnej woli, o chłodną ścianę. Serce biło mu jak szalone, nie był pewny, czego się spodziewać. Jedyne co pamiętał z feralnego pocałunku, to smak krwi i potu w ustach. Nie było to przyjemne wspomnienie, warto by je czymś zamazać. Glon nie powinien całować źle…i może da mu na trochę spokój. Zamknął powieki, by skrępowanie nie wzięło góry i odetchnął głęboko, czekając…
Jak to na co czekam!? Zoro przełknął ciężko ślinę, twarz tak go paliła, że pewnie można by było użyć jej jako kuchenki i ugotować wodę. Z niedowierzaniem patrzył na blondyna, który właśnie pozwolił się pocałować i czekał! On naprawdę pozwoli mu…to chyba sen.
- Marimo? – Kucharz uchylił lekko powieki i to, co zobaczył, sprawiło, że parsknął śmiechem. Jeszcze nigdy nie widział twarzy glona tak czerwonej. Dobrze wiedzieć, że Alga morska jest tylko mocna w gębie. – I co, spękałeś?
- Zamknij się...po prostu mnie zaskoczyłeś…
- Sam się zamknij, glonie jeden… - Sanji przetarł dłonią zawstydzoną i rozbawioną twarz.
- Po prostu mnie zaskoczyłeś… - Zoro znów się do niego zbliżył i złapał za ramiona, pewnie zaglądając mu w oczy. Czas się na chwilę zatrzymał, a powietrze zgęstniało wokół nich. Miał wrażenie, że czekał na tę chwilę wieki.
 - Jak myślisz, na czym stoją nasze gołąbeczki?
- Cóż, pewnie walczą o dominację… w związku.
- Stawiam Berry na to, że Zoro będzie na górze…
- Jesteś pewna swego Nami-chan, przyjmuję zakład. Sanji wydaje się w takich sprawach bardziej doświadczony…
- Pff…może z dziewczynami, z Zoro to zupełnie co innego...przy nim Sanji jest jak…
Nie było dane jej dokończyć, bo z wielkim impetem tuż przed nimi przeleciał Zoro. Przebijając ścianę i wbijając się w następną. Po chwili przez dziurę wyszedł również Sanji i popatrzył na dziewczyny.
- Łazienka już wolna, Nami-swan i Robin-chan. – Mruknął i oddalił się szybkim krokiem, zostawiając dziewczyny w niemym zdziwieniu.
- Eeee…dobra. – Nami popatrzyła zaskoczona na Zoro. – W czymś przerwałyśmy?
Zoro westchnął i pomacał się po obolałej twarzy, już tak niewiele brakowało…a skończyło się jak zawsze, kopniakiem prosto w gębę.
- Myślę, że powinnyśmy poszukać Franky’ego… - Robin przyjrzała się dziurze w ścianie. – Nie będzie zachwycony…



Szedł szybko przez statek, a serce waliło mu jak szalone i co gorsza nie chciało przestać. Wszedł do jednego z pomieszczeń, które okazało się pracownią Usoppa, i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Musimy pogadać…- Warknął, usiadł na podłodze i odpalił papierosa, patrząc na towarzysza zdenerwowany.
- Eeee…no dobra -Usopp uniósł wzrok i zerknął na podenerwowanego blondyna, czekał.
Sanji milczał, odpalając papieros za papierosem, i wpatrywał się w sufit, myśląc gorączkowo. Trwało to dłuższą chwilę, na tyle długą, że Usopp przestał się w niego wpatrywać i powrócił do przerwanej mu wcześniej pracy.
- Myślisz… - Zaciągnął się papierosem i z przykrością stwierdził, że nie wie, co zrobić ani co powiedzieć, bo to, o czym myślał, nie chciało przejść mu przez gardło.
- Chodzi o Zoro? – Snajper uniósł wzrok i, widząc minę kucharza, wiedział, że chodziło dokładnie o niego. – Jak ci to pomoże, możemy pomilczeć…?
- Myślisz… - zaczął znowu, nie miał z kim pogadać, a musiał, potrzebował opinii innej osoby. – Że on chce To ze mną zrobić?
- Eeee… - Usopp zamrugał kilkakrotnie. -Jeśli mówiąc „to”, masz na myśli tę rzecz…którą robią pary, to niewykluczone, że może chcieć…. – Snajper podrapał się po nosie z konsternacją wymalowaną na twarzy. Nie rozumiał, dlaczego kucharz przyszedł akurat do niego, z takimi problemami lepiej byłoby mu zajść do dziewczyn.  – To źle?
- Pary…? – mruknął pod nosem, jakby z całej wypowiedzi usłyszał tylko to jedno słowo. Od kiedy On i Marimo są parą!? Czemu Usopp w ogóle to tak ujął? O boże, czy tak ich widzi teraz załoga?! Jeśli by się zastanowić, Robin-chan też wspomniała coś o związku tuż zanim jego noga znalazła się na twarzy Marimo. – Nie przypominam sobie, żebym zostawał czyimś chłopakiem… - W co on się wpakował?!




- Potrzebujecie randki! – Nami walnęła pięścią w stół, jej oczy błyszczały z ekscytacji.
- Oszalałaś, kobieto… - Zoro upił łyk sake z butelki.
- On musi się po prostu rozluźnić, wyobraź sobie! – Wycelowała w niego palcem. – Będziecie sami, z dala od statku, romantyczny spacer, wino, piękne widoki, jeszcze więcej wina, a później jakiś mały pokoik i cała noc tylko dla was… - Teraz jej oczy płonęły wręcz żywym ogniem.
Zoro popatrzył na Robin, która spokojnie siedziała z nimi przy stole, ignorując rudą wariatkę i pijąc herbatę.
- Myślę, że to dobry pomysł, oczywiście bez przesady… - Uśmiechnęła się do przyjaciółki, która już odpłynęła we własnych marzeniach. – Obaj pewnie potrzebujecie czasu, by zastanowić się co teraz… więc może zróbcie coś, co obaj lubicie.
Zoro znów się napił, w miarę własnych możliwości uważnie słuchając kobiety. To chyba nie był głupi pomysł. Tylko co by to miało być…?



Luffy pomachał blondynowi dłonią przed twarzą, gdy odpowiedział mu brak reakcji i przechylił głowę w bok.
- Co mu jest?
- Rozmawialiśmy... i chyba się przegrzał. – Usopp westchnął. – Siedzi tak już jakiś czas…chyba coś do niego dotarło.
Luffy złapał blondyna za nos i pociągnął, imitując dźwięk trąbki, po czym zaśmiał się wesoło.
- Pogięło cię… - Sanji zmarszczył brew. – A może ci nakopać? – By przerywać mu w tak ważnych rozmyślaniach. Kolejny raz próbował na spokojnie poukładać sobie wszystko w głowie i dojść do tego, jak znalazł się w tak posranej sytuacji. Czy Marimo też myśli, że są parą? Czy to tylko załoga wybiegła przed szereg? Dobra, może coś obaj poczuli, ale to nie znaczy, że od razu im się uda i będą parą zakochanych gołąbeczków…w sumie jak o tym myśli w taki sposób, to aż go mdli. Poza tym co miała na myśli Nami-san? Niby jaki on jest przy tym cholernym Glonie?!
- Za dużo myślisz… - Odezwał się z powagą kapitan, krzyżując ręce na piersi.
Blondyn zamrugał kilkakrotnie ze zdziwienia, obserwując kapitana.
- To coś, co tobie nie grozi. – Prychnął i wstał, odpalając papierosa. – Za godzinę kolacja, palanty… - Wyszedł, trzaskając drzwiami.