Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

30 stycznia 2017

Rozdział 10


Heja wszyscy:D
Chcę tylko zaznaczyć, że ten rozdział różni się nieco od pozostałych i mam nadzieje, że też się wam spodoba.
Uwaga! Jeśli chodzi o Luffy'ego pamiętajcie, że jego mózg to jeszcze dziecko:)
Dłuższy wywód na koniec rozdziału.


W głębi serca
Przekroczyć granice

- Rannyy. - Jęknął Luffy, siedząc po ciemku na dziobie w kształcie słoneczka i przyglądając się zarysowi wyspy. - I jak się tu cieszyć z nowej przygody?
Kapitan przeciągnął swoje gumowe ciało i westchnął, nie podobała mu się sytuacja panująca na statku. Zjadłby coś. Nie chciał patrzeć, jak przyjaciele się kłócą. Najlepiej mięsko. Gdyby wystarczyłoby obić im mordy, by wszystko wróciło do normy, nie wahałby się ani chwili. Dużo mięska. Niestety to jedna z takich sytuacji, w której nie pomoże rozwiązanie siłowe, podobno. 
Nie rozumiał, dlaczego robili z tego zakochania taki cyrk? A może pieczoną rybkę.
Przecież się lubią, czy to ważne, że oboje są facetami? Przecież, on też ich wszystkich bardzo kocha i jakoś nikt nie ma z tym problemu. Nie, jednak mięsko. Jak w ogóle Sanji mógł pomyśleć, że Zoro zrobiłby mu krzywdę? Jestem głodny. Ciekawe co Usopp miał na myśli mówiąc "po używać"? 
Może to samo, co proponował mu w tedy kucharz? Też chyba mówił o używaniu czegoś...to było zabawne. Jeszcze nigdy nie widział Zoro'a takiego czerwonego.
Luffy zamyślił się, patrząc w ciemność i drapiąc się intensywnie po głowie. 
- Ale to wszystko głupie! - Burknął, wszyscy na statku byli w złym humorze, albo smutni. A on, chyba pierwszy raz nie wiedział co z tym zrobić. - Jestem głodny!

- Wredne padalce. - Warknęła Nami, zagłębiając się w kąpieli z pianą. Nad ranem mieli przybić do brzegu kolejnej wyspy, odmówiła, ponieważ log pose jej nie pokazuje, ale jak zwykle została zignorowana. 
I bądź tu człowieku miły dla innych! Westchnęła naburmuszona, patrząc przed siebie. Na cholerę Usopp wyjechał z tym upiciem? Przecież Sanji nie musiał wiedzieć, że to było zaplanowane. Poza tym głupi Zoro, jakby zrobili to, co trzeba po pijaku, na bank obu by się spodobało i nie byłoby problemu. Przecież gołym okiem widać, te chemie w powietrzu, tylko trzeba blondaskowi to uświadomić! Gdyby miał go kompletnie gdzieś, nie reagowałby takimi wypiekami na twarzy, tylko skopał mu tyłek!
Ale nie, jej nikt nigdy tu nie słucha. Zamiast jej genialnych pomysłów na podryw, wolał słuchać chrzanionego Usopp'a i czytać tę głupawą książkę dla panienek, która i tak w ogóle nie pomogła. Takimi tanimi sztuczkami mógłby uwieść nie jedną pannę, ale na boga nie ich kucharza! Któremu trzeba twardo wyjaśnić, czego chce, bo sam tego nie wie.


Usopp przewrócił się z boku na bok, próbując zasnąć. Po jaką cholerę się w to mieszał?
Współczuł Zoro nie ma to, jak uświadomić sobie, że podoba się mu ktoś całkowicie nie odpowiedni, nie dostępny, a jednak na wyciągnięcie ręki. Mógł mu powiedzieć, że ma rację i że to nie ma sensu i że powinien zapomnieć, byłoby to okrutne, ale na pewno nie tak jak teraz, gdy narobił sobie nadziei.  Nie potrzebnie go nakręcali, robili mu tylko wodę z mózgu. Kazali wykorzystywać okazje w ogóle przestali myśleć o Sanji'm. Przecież powiedział, że to był koszmar w tamtym świecie, powinni pomyśleć, że jego zmieszanie i zakłopotanie ma zupełnie inny wymiar. A Nami, to w ogóle przegięła, na całe szczęście Zoro to naprawdę honorowy facet i nigdy by nikogo nie wykorzystał w taki sposób. 
- Ciekawe co on w ogóle w nim widzi...? - Westchnął, ich kucharz miał spore branie, jeśli chodzi o dziewczyny, ale co takiego zobaczył w nim szermierz w tę noc, od której, to wszystko się zaczęło. Luffy powiedział im, że Sanji dość wymownie próbował namówić go na pewne rzeczy, ale czy takie coś wystarczyło, by kogoś pokochać?
I najważniejsze, czy ich kapitan wszystko dobrze zinterpretował? Naprawdę czasami wątpił czy, on w ogóle wie, co się dzieje na statku.   

Franky siedział pod pokładem i wymachując miodkiem, zbijał deski ze sobą, i śpiewał pod nosem dość wesołym rytmem.
A ja, a ja.
Wciąż im powtarzałem.
Że to, że to. 
Suuuupeeerryyy!
Zły pomysł...
Fanky przestał na chwilę uderzać młotkiem i zakrył sobie twarz dłonią, spod której zaczęły wypływać łzy prawdziwego twardziela.
- Ale, to taka smutna historia...
Zawył, zanosząc się płaczem i obficie mocząc drewnianą podłogę. 


Czarnowłosa kobieta czytała książkę, co chwilę zerkając na towarzyszkę, która wściekła jak osa krzątała się po ich wspólnej kajucie.
To przykre.
- Kąpiel nie pomogła? - Zapytała, chociaż doskonale znała odpowiedź.
Wysłuchała spokojnie tyrady rudowłosej ognistej dziewczyny i westchnęła cicho, następnie odkładając książkę na półkę.
- Może się pomyliliśmy...
Dziewczyna nie brała nawet pod uwagę takiej opcji, zwalając całą winę na Idiotę <Zoro>, Dupka <Sanji> i kolesia, któremu najchętniej urwałaby głowę <Usopp>.
- Może jednak naprawdę woli kobiety...
To smutne.
Kolejna tyrada na temat tego, że przecież sam składał mu "niemoralne propozycję".
Robin doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie wszystko w życiu jest proste.
To irytujące.
- Zapominasz, że on tego nie pamięta. A to, co się stało, mogło być tylko głupim pijacki wygłupem...



Muszę być dzielnym mężczyzną. Powtarzał sobie w myślach młody lekarz, namiętnie ugniatając zioła w swoim gabinecie i co chwile pociągając nosem.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że uczucia są skomplikowane, ale wcale nie powinny takie być. Ludzie nie powinni cierpieć z miłości, a przyjaciele nie powinni ranić się nawzajem.
Gdyby tylko był lepszym lekarzem i wynalazł jakieś lekarstwo na wszystkie troski, byłoby wspaniale.
Usopp mu powiedział, żeby się nie martwił  i że wszystko się skończy dobrze. Przecież nasza przygoda trwa, a to, że trochę się pokłócili, to normalne wśród piratów i pewnie już niedługo znów będą słuchać ich codziennych kłótni.
- Usopp jest taki mądry... - Uśmiechnął się pod nosem, odpędzając od siebie wszystkie smętne myśli i próbując powstrzymać potok łez.


Omijając główny port, wpłynęli w głąb wyspy otoczony lasem. Płynęli dalej wąskim lejem, aż dotarli do małego naturalnego jeziorka. Zgodnie uznali, że to doskonałe miejsce, by zacumować tu Sanny'ego.
- Przygoda! - Zawołał wesoło Luffy, licząc na jakieś żywsze poruszenie jego załogi. Ku jego zaskoczeniu nic takiego się nie wydarzyło.
- Dobra, nie wiemy na jak długo możemy tu zostać więc proponuję, by iść do miasteczka, aby zdobyć jakieś informację...- I znów nikt jej nie słuchał. Patrzyła jak Zoro zeskakuje ze statku i bez słowa idzie prosto przed siebie.
- Zoro! Nie idź sam! Poczekaj! - Wołała, ale nie zatrzymał się ani nie odwrócił, zagryzła dolną wargę, próbując nie wyjść z siebie. - Tylko pamiętaj, że jesteś poszukiwany! - Odwróciła się do reszty, wzdychając z irytacją. - Dobrze, Sanji-kun ty...
- Też już poszedł. - Przerwała jej pani archeolog, która wskazała palcem na plecy oddalającego się blondyna w przeciwnym kierunku niż Zoro.
Na statku nastała cisza i pozostali skierowali wzrok na kapitana, który założył ręce za głowę.
- Przejdzie im. - Uśmiechnął się beztrosko. - Jestem głodny, chodźmy coś zjeść. 
- Muszę uzupełnić leki. - Powiedział Chopper uśmiechając się nieco raźniej. Jak Luffy powiedział, że im przejdzie, to na pewno tak będzie.
- Tak, dobrze... - Powiedziała Nami, nieśmiało się uśmiechając. - To idź razem z Usopp'em... - Popatrzyła na długonosa, który odwrócił wzrok, ale podszedł do lekarza i razem opuścili statek.
Nawet nie zauważyła, kiedy Luffy zniknął  a Franky też szybko zszedł ze statku twierdząc, że też potrzebuje różnych rzeczy.
- Robin czy mogłabyś zdobyć jakieś informację? Ja zostanę i popilnuję statku.
- Oczywiście, wrócę jak tylko się czegoś dowiem... - Położyła jej pocieszająco dłoń na ramieniu. - Nie martw się, pewnie muszą przemyśleć pewne sprawy w samotności.
- Pewnie tak... - Mruknęła smętnie i patrzyła jak przyjaciółka opuszcza statek, pozostawiając ją samą. Usiadła na pokładowej huśtawce i westchnęła smętnie. Cała wczorajsza wściekłość już dawno z niej uleciała. Pozostała tylko niepewność czy aby faktycznie nie przesadziła.


Sanji usiadł pod konarem jednego z drzew, czuł się podle opuszczając statek w taki sposób.
Złość ciągle się w nim tliła. Jak oni mogli mu to zrobić? Sanji wzdrygnął się na samą myśl o tym, że ten głupi szermierz mógłby go dotykać, znowu.
Całą noc starał sobie przypomnieć, co się stało tamtego wieczoru i niestety nie pamiętał nic prócz otaczającego go ciepła i tego, co stało się później.
Westchnął ciężko, przymykając oczy, musiał pomyśleć i wszystko dokładnie przeanalizować, sam.
- Pieprzony glon... - Mruknął do siebie, przypominając sobie te pozbawione blasku oczy. Dlaczego ma wyrzuty sumienia? Przecież ta parszywa gnida go okłamała i się nim bawiła? Co on w ogóle chciał osiągnąć? To przecież nie możliwe by naprawdę się w nim zakochał. To nieracjonalne i porąbane, a jeśli chciał się nim zabawić to, dlaczego nie wykorzystał tego, że był piany? Dlaczego załoga mu kibicowała i pomagała w tym absurdzie? Przecież oboje byli mężczyznami!
Skrzywił się, wiedział, że potraktował tego Glona naprawdę podle, wyzywając od najgorszych. O ironio zrobił dokładnie to, co Zeff robił tamtym dwóm. A ten pieprzony palant nawet się nie bronił, w każdych normalnych okolicznościach, nigdy nie pozwoliłby tak do siebie mówić. Powinien się wściec i bójką powinni roznieść pół statku a ten idiota stał i słuchał! Nie zrobił kompletnie nic a na dodatek zamknął się w swojej wierzy obrażony na cały świat. 
W ogóle nie przypominał siebie, tępy idiota. Kucharz spiął się, nie rozumiał, dlaczego w ogóle o tym myśli.
Jednak jego zaduma nie trwała długo, bo z rozmyślań wyciągnęła go rzeczywistość. Gdy zobaczył jak ich słomiany kapitan biegnie w jego stronę, wesoło do niego wołając, to wydało mu się bardzo niepokojące i podejrzane.


Skręcił kolejny raz w prawo, a przednim rozciągał się gęsty las, przecież dobrze zapamiętał miejsce, gdzie zacumowali. Ruszył dalej, teraz dla odmiany skręcając parę razy w lewo, ku jego zdziwieniu krajobraz w ogóle się nie zmienił.
- Cholera... - Warknął, jeszcze tego brakowałoby pomyśleli sobie, że stchórzył i uciekł. A kiedy on chciał tylko ochłonąć od tej napiętej atmosfery. Nie rozumiał, po cholerę wyskoczyli jeszcze z tym upiciem. Pewnie teraz blondy myśli, że wykorzystał okazje i zrobił mu coś, czego nie powinien. 
To wszystko było przytłaczające, zdawał sobie sprawę, że tak właśnie to się skończy, ale dlaczego pozostali się kłócili? Czy tak to właśnie jest, że miłość niszczy przyjaźń? I sprawia, że wszyscy do o koła dzielą się na strony? Przecież on wcale tego nie chciał, nie potrzebował tego, by brali jego stronę, nie za cenę skłócenia całej załogi.
- Zgubiłeś się? 
Zoro odwrócił się napięcie, słysząc spokojny i lekko rozbawiony głos Robi.
- Nie...i nie skradaj się za mną kobieto. - Zoro nienawidził, kiedy ona to robiła, zjawiała się gdzieś nieoczekiwana. 
- Byłam w miasteczku zdobyć informacje dla Nami...wrócisz zemną na statek, czy masz jeszcze ochotę pospacerować po tym pięknym lesie?
Zoro widział jej zatroskaną minę, nie chciał sprawiać więcej kłopotów.
- Tak, wracajmy...
Robin obróciła się prawdopodobnie w odpowiednią stronę i ruszyła podziwiając bujną roślinność. Szermierz nie mając zbytnio innego wyboru, ruszył za nią. 
- Jak się czujesz? 
Zoro popatrzył na towarzyszkę zaskoczony. Co to w ogóle za pytanie?
- Normalnie. - Odpowiedział niechętnie. 
Dziewczyna popatrzyła na niego, lekko unosząc brwi i przeszywając go wzrokiem. Nienawidził tego jeszcze bardziej od jej skradania się.
- Rozmowa o uczuciach nie jest czymś złym, bardzo pomaga... - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Oczywiście może być też bardzo krępująca bądź żenująca, ale nikt nie będzie się z ciebie śmiał. - Zoro popatrzył na jej wyraz twarzy i zwątpił. Samowolnie delikatne rumieńce wkradły się na jego policzki.
- Daj mi spokój, nie jestem dziecko. Jak mówię, że wszystko jest w porządku, to tak jest. 
- Rozumiem. Czyli to, że Sanji wyrwał ci serce i zdeptał dosłownie na naszych oczach, w ogóle nie zrobiło na tobie wrażenia?
Mężczyzna zmierzył ją groźnym spojrzeniem, które i tak nie zrobiło na niej wrażenia.
- Powinniście przestać się wtrącać. Sama widzisz, do czego doprowadziły wasze dobre chęci i optymizm. - Warknął i przyśpieszył kroku. - Mnie nic nie będzie. 
- Nie uważasz, że nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo? - Kobieta wyprowadziła ich z lasu i obu ukazał się ich statek. Zoro patrzył na nią nie rozumiejąc do czego zmierza. Przecież nic dobrego nie wynikło z tego, że kucharz poznał prawdę, tylko wszystko wzięło w łeb.  


- Sanji! Kolacja mnie goni!! - Luffy prawie wpadł na drzewo, przy którym siedział jego kucharz i wyszczerzył się od ucha do ucha.  Nie dało się nie zauważyć, że w ich kierunku biegło stado rozjuszonych dzików, robiąc niemały dym koło siebie.
- Kolacja? - Spytał zdziwiony blondy i zaraz po tych słowach poderwał się.
- No! Będzie zabawa! - Zawołał podekscytowany czarnowłosy i z okrzykiem rzucił się na dziką zwierzynę.
Nie trwało to długo a dla niego nawet zbyt krótko, uśmiechnął się szeroko do kucharza, który pomógł mu uporać się ze zwierzętami, nie żeby potrzebował pomocy, ale to było zabawne.
- Pojebało cię do reszty?! Czemu uciekałeś? Jak zwykle nie pomyślałeś co by się stało, gdybyś natknął się na dziewczyny? Durna pało?! - Sanji wyzywał go, ale po chwili dał se spokój widząc, że na kapitanie w ogóle nie robi to wrażenia, tylko coraz bardziej się uśmiecha. - Co cię tak bawi bałwanie?!
- Poprawiłem ci humor? - Luffy patrzył na jego głupi wyraz twarzy, ciesząc się coraz bardziej, jego załoga była taka fajna. - Zróbmy obóz i takie wielkie ognisko z pieczonym mięskiem!
- Rany, z tobą to jak z dzieckiem... - Sanji podrapał się po głowie krzywiąc się lekko. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co dzieje się na twoim statku? Wątpię, że ktokolwiek będzie miał ochotę na ognisko. Myślisz, że ja mam teraz ochotę bawić się z wami? 
- Rany... - Kapitan skrzyżował ręce na piersi. - Zoro cię kocha, wielki mi problem. - Zrobił minę obrażonego dziecka i zaczął tupać nogą, by podkreślić swoje niezadowolenie.
- Przestań on wcale się we mnie nie kocha! -  Sanji zaczerwienił się mimowolnie. - Coś mu się pomieszało i jak widzę, tylko namieszał wam w głowie...
- Nie rozumiem... - Luffy zaczął palcem dłubać sobie w nosie.
- Czego tu nie rozumiesz idioto? Twój szermierz oszalał i ubzdurał sobie, że mnie kocha, ale to przecież nie możliwe. - Blondyn warknął. Dlaczego nikt nie pojmował absurdu całej tej sytuacji?
- Dlaczego? Myślałem, że też jest ci bliski... - Luffy westchnął zniecierpliwiony. - Niby gadaliście a ty dalej nic nie czaisz...
- O czym ty mówisz? - Sanji popatrzył na niego zdziwiony, trochę się obawiał usłyszeć kolejne rewelacje.
- Rany, Zoro nie chciał ci nic mówić...uważał, że jak się dowiesz o tym jak po pijaku chciałeś robić z nim różne rzeczy, to opuścisz załogę... Mówiłem mu, że to głupota, ale się uparł. - Kapitan patrzył na niego poważnie.
- Że niby co chciałem z nim robić? O czym ty do mnie mówisz? - Blondyn spiął się, kapitan na pewno nie wspomina ostatniego upicia, czyli to by znaczyło, że tą głupią rzeczą...
- Chciałeś się z nim kochać... nie wszystko słyszałem, byłem tak nażarty po imprezie, że mi się przysypiało, ale na pewno się do niego przytulałeś i mówiłeś różne rzeczy, po których Zoro się czerwienił. Musiałbyś spytać Zoro bo on dokładnie wie co się w tedy stało. - Luffy podrapał się po głowie patrząc jak jego kucharz robi się biały jak papier. - No i o tym też wszyscy wiedzą...
Sanji'ego zatkało, patrzył nie dowierzając na kapitana. Jak to...że niby on chciał...z nim? To przecież nie mogła być prawda! On taki nie jest! Nie lubi facetów i nie składa im żadnych propozycji nawet po pijaku! To nie mogła być prawda.
- Che być sam... - Szepnął spięty i odwracając się tyłem do kapitana, chciał uciec jak najdalej. W tym momencie czół obrzydzenie do samego siebie, ale nie dane mu było zrobić nawet kroku. Ponieważ czyjaś gumowa pięść wbiła go w podłoże, robiąc na głowie ogromnego guza. 
- Pojebało cię!? - Sanji uniósł się trochę i zobaczył jak kapitan siada naprzeciwko niego.
- Przepraszam. - Patrzył na niego z góry. - Nie ładnie zrobiliśmy, że cię okłamaliśmy. A Nami nie powinna cię upijać, to chyba niezdrowe...
Sanji podniósł się do siadu, nie wiedział już, czy się złościć, czy śmiać z zachowania kapitana. Pomacał się po głowie, na pewno będzie miał wielkiego guza. 
- Czemu mnie bijesz idioto?!
- A bo już od dawna miałem ochotę wam przywalić byście zaczęli myśleć, ale nie chciałem się wtrącać. - Luffy przeciągnął się a jego brzuch dał o sobie znać głośnym burczeniem. - Chcę ognisko!
- A ja chcę, byś dał mi święty spokój!
- No to świetnie. - Luffy uśmiechnął się wesoło. - To ja wezmę zwierzynę, a ty pozbieraj drewno na ognisko. 
- Jesteś walnięty... 
Luffy wzruszył ramionami i podszedł do dzików, próbując zabrać jak najwięcej a najlepiej wszystkie. 
- Nikt nie oczekuje, że od razu przestaniesz się na nas gniewać, ale jeśli uciekniesz, zrobisz dokładnie to, co przewidział Zoro. 
Sanji prychnął wściekły i znów pomacał się po obolałej głowie. 
- Nie miałem zamiaru uciekać, idioto... 

***
I już po:) Mam nadzieje, że było fajnie. A teraz odpowiem na kilka pytań:)
Ayo: Masz rację, co do tego Pan/Pani robiłam tak ponieważ trudno oddać mi taką postać Jak Robin a to raczej była najprostsza rzecz która ją wyróżniała. Ale postaram się to zmienić:)
Ma-chan: Na początku bardzo się cieszę, że jesteś:) Bardzo dziękuje za ciepłe słowa. Naprawdę się staram, nie jestem orłem w pisaniu a poprawa rozdziałów zajmuje dużo więcej czasu niż samo napisanie więc naprawdę mi miło, że doceniacie. 
Jeśli chodzi o rozwinięcie niektórych wątków to mogę już oficjalnie powiedzieć, że takowe się pojawią. Pojawi się dodatek Law/Luffy który jest już pisany i będzie dość długi więc trochę to potrwa. Oraz jest w planach dodatek Zoro/Sanji po drugiej stronie lustra:)
Jeśli chodzi o złość Sanji'ego na załogę. Początkowo miał się złościć jedynie na Zoro ale uznałem, że to by było za mało ze wzgląd jak bardzo reszta załogi namieszała i wtrąciła swoje trzy grosze.

Dziękuje za uwagę:) Kocham was i do następnego rozdziału:) 

18 stycznia 2017

Rozdział 9

Wróciłam! 
Ludziska Wszystkiego dobrego w nowym roku:*
Przepraszam za tę moją nieobecność i mam nadzieje, że choć trochę wam ją wynagrodzę nowym rozdziałem a jak nie tym to następnym:)
Więc zapraszam do czytania:)



W głębi serca
Przekroczyć granice

Młody kucharz otworzył rozmachem drzwi, na całe szczęście nikt z załogi nie truł mu za uszami w czasie szykowania posiłku. Mógł skupić się na swoim zadaniu i chociaż na chwilę nie myśleć o dzisiejszym poranku. Ostatnie godziny spędził pod pokładem, próbując się uspokoić i jakoś dojść do siebie po usłyszanych rewelacjach. Dopiero gdy uświadomił sobie, że porzucił kuchnie na pastwę wiecznie głodnego kapitana, uznał, że lepiej będzie wrócić, nim zniknie reszta zapasów ze spiżarni.
- Kolacja! - Zawołał stając w drzwiach, a następnie wrócił do pomieszczenia. 
Pierwszy jak zwykle wpadł do środka Luffy, który z okrzykiem radości zajął swoje miejsce i zaczął się zajadać pieczoną rybą, dokładnie tak jakby poranny incydent nie miał miejsca. Pomijając naturalne zachowanie kapitana, kucharz i tak poczuł się dziwnie niepewnie, przełknął ślinę i zamieszał w garnku. Mógł przewidzieć, że jego poranny wybuch złości odbije się na załodze. Trudno, będzie musiał się jakoś wytłumaczyć, że po prostu Marimo oszalał. 
W końcu do pomieszczenia wszedł Franky a zaraz za nim ku uldze blondyna Robin-chan.
- Dobry wieczór Kuk-san. - Kobieta uśmiechnęła się słabo. - Nami nie jest głodna i położyła się wcześniej spać.
Sanji zamrugał zdziwiony. Jak to nie jest głodna? Pomyślał i odwrócił smętny wzrok, przecież Nami-san nigdy nie opuszczała głównych posiłków.
- Rozumiem...
Robin usiadła do stołu i uśmiechnęła się do niczym nieprzejmującego się kapitana, który pożarł właśnie wielki kawał mięsa. 
- Gdzie reszta? - Luffy oblizał usta i nie czekając na nadejście odpowiedzi, zaczął jeść gulasz, przyciągając do siebie całą wazę.
- Usopp siedzi z doktorkiem... - Mruknął Franky. - Strasznie przeżył to, jak nasz blondasek olał szermierza...delikatnie ujmując.
Kucharz drgnął i popatrzył na zebranych, nieco speszony. Czyżby przesadził? Ale niby jak inaczej miał zareagować na coś takiego? Patrzył jak Robin-chan posyła cieśli karcąco piorunujące spojrzenie. Kapitan wzruszył ramionami i przełknął to, co miał w buzi. Popatrzył na Sanji'ego z nietęgą miną, tak jakby się nad czymś zastanawiał.
- No w sumie, to było bardziej niemiłe niż zwykle. Chyba, bo nie wszystko zrozumiałem... - Podrapał się po głowie. - Co miałeś na myśli nazywając go:"Uwstecznionym, popapranym i zakłamanym dupkiem, który ma florę zamiast mózgu?"
Sanji patrzył na zaciekawioną twarz kapitana, nawet nie pamiętał, że coś takiego powiedział.
- Myślę, że on też tego nie zrozumiał...- Odpowiedział lekko zirytowany zachowaniem kapitana. Zachowywał się całkowicie normalnie, co było dziwne, bo jak nikt inny nienawidził, kiedy raniło się jego przyjaciół. 
- Ja od razu mówiłem, że to jest mega zły pomysł. - Franky przeciągnął się. - Dobrze, że Zoro to mega hiper twardy gostek, który na pewno jakoś przegryzie to odtrącenie...pewnie już się z tym pogodził. - Franky zupełnie ignorował gromiące go spojrzenia Robin-chan informujące by w końcu się zamknął.
Sanji milczał i odwrócił wzrok, dalej był wściekły na zielonowłosego i wątpił, czy kiedykolwiek zdoła mu wybaczyć tę chorą intrygę by... no właśnie. Co on chciał osiągnąć, robiąc te wszystkie miłe rzeczy? 
- Będzie dobrze. - Kapitan przerwał ciszę swoim beztroskim stwierdzeniem  i patrzył na niego uśmiechając się szeroko. 
- Lepiej pójdę sprawdzić co z Chopper'em...- Sanji przykrył garnek pokrywką i wyłączył wszystkie palniki, bez słowa wyszedł. Od razu skierował się do gabinetu Chopper'a i bez ostrzeżenia wszedł do środka. 
Usopp przerwał swoją wypowiedz i popatrzył na niego smętnie, Chopper pociągał nosem i płakał. 
- Dlaczego ryczysz? - Sanji stanął przed nimi i skrzyżował ręce na piersi.
- No bo...bo...bo...wy...Zo...lo...wy...ty. - Młody kucharz patrzył jak renifer próbuje się wysłowić a żyłka zirytowania wyskoczyła mu na czole.

- Posłuchaj mnie uważnie... - Sanji kucnął przednim. - Rozumiem, że martwisz się o Zoro i że to, co zrobiłem i powiedziałem ja było bardzo niemiłe... 

- To...było...okropne! - Chopper pociągnął nosem, na co kucharz skrzywił się. 

- Myślisz, że nie wiem? - Sanji popatrzył na niego tak poważnie, że renifer przestał ronić łzy i odwzajemnił spojrzenie z przestrachem. - Myślisz, że mnie nie jest przykro? Właśnie się dowiedziałem, że odkąd wróciłem, to wszyscy mnie okłamywaliście. Każdy z was miał co najmniej ze sto okazji, by mi powiedzieć, że... ale dla was to i tak ja jestem ten zły?
Chopper spuścił głowę a Usopp stał obserwując całą tę sytuację bez słowa. 
- Myślisz, że miło było się dowiedzieć, że coś, co chciałeś zatrzymać tylko dla siebie, już dawno jest ujawnione? Albo, że gorliwe zapewnienia, że wszystko jest w porządku i nic się nie zmieniło, okazały się jednym wielkim kłamstwem?
 Jeśli uważasz, że jestem okropny, bo dałem się ponieść to twoja sprawa, ale na boga przestań ryczeć jak mała dziewczynka. Weź się w garść, w końcu jesteś mężczyzną. - Kucharz wstał i wyciągnął papierosa. - A teraz jazda zjeść kolację, bo nakopie wam do tyłków... - Uśmiechnął się niemrawo by rozładować nieco napiętą sytuację.
Chopper wytarł sobie nos i zeskoczył z kozetki.
- Przepraszam. - Mruknął i wybiegł z gabinetu.
- Sanji? - Usopp popatrzył na niego przejęty.
- Idź jeść... - Sanji odpalił papierosa. - Mnie nic...chce być sam.
- Jasne... - Usopp minął go ze spuszczoną głową.


Zielonowłosy mężczyzna leżał wyciągnięty na miękkiej kanapie, obracając między palcami białą katanę. Nie miał pojęcia jak długo już tu siedzi, przytłaczająca cisza panująca na statku wcale mu nie pomagała rozeznać się w porze dnia i godzinie. Zwykłe i codzienne śmiechy załogi ucichły, jedyną osobę, którą dało się jeszcze usłyszeć to ich jakże nieugięty kapitan. Westchnął smętnie, gdyby nie światło słoneczne czy blask księżyca wkradające się przez zamknięte okna nie wiedziałby nic.
Czy tak właśnie wygląda chandra? Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak, otępiały. Gdy umarła Kuina, cierpiał i to bardzo, ale było to inne cierpienie. Ono skłoniło go do działania, a teraz? Nie bardzo miał ochotę robić cokolwiek. Zaśmiał się w duchu, to było do niego takie niepodobne. Nigdy by nie pomyślał, że jego największym wrogiem będą jego własne uczucia i to jeszcze skierowane do kogoś takiego jak Kuk. 
Westchnął, w tym momencie musiał wyglądać naprawdę żałośnie. 
Usiadł niechętnie i wpuścił do pomieszczenia trochę świeżego powietrza, zaciągając się nim. Na dworze panował półmrok więc Zoro wiedział, że jego załoga pewnie teraz zajada się kolacją zmyślnie przygotowaną przez zakręconego blondyna.
Żołądek mężczyzny wywinął orła na wspomnienie towarzysza a tym bardziej na myśl o jego jedzeniu. 
Tak, na pewno siedzę tu dłużej niż jeden dzień, pomyślał i przeciągnął się, napinając mięśnie. Jego brzuch głośno zaburczał, dopominając się jedzenia co sprawiło, że Zoro wstał niemrawo. Przecież nie będzie się głodził.
Wyjrzał jeszcze raz przez okno i dopiero teraz dostrzegł niedaleko coś, co wyglądało jak...
- Wyspa.


Sanji zmywał naczynia po kolacji czując na sobie spojrzenia reszty załogi. Na posiłku pojawili się wszyscy, prócz tego zielonego kretyna. Co wcale go nie zdziwiło, bo nie wyściubił nosa ze tej swojej siłowni od trzech dni. Jednak większym zaskoczeniem było zachowanie jego słodkiej Nami-san, która była na niego wściekła co było widać gołym okiem.
- Usopp może...
- Nie pójdę po niego, jest już duży jak będzie chciał to sam przyjdzie...
Nami prychnęła rozgniewana i popatrzyła gniewnie na kucharza.
- Pewnie znów nie wyjdzie nie wiadomo jak długo przez tego kretyna...
Sanji zakręcił kran i zwiesił głowę, wzdychając ciężko, następnie wytarł ręce i odwrócił się do załogi.
- Nami-san czy ja zrobiłem coś złego? - Wszyscy popatrzyli na niego a rudowłosa dziewczyna wyglądała jak by miała dostać białej gorączki.
- Ty się jeszcze pytasz!- Krzyknęła wstając od stołu. - Jasne, że...
- Nie. - Przerwał jej Usopp - Nie zrobiłeś nic złego Sanji...
- Jaja sobie robisz? Nie słyszałeś tych wszystkich okropnych rzeczy  które mu powiedział?!
- Słyszałem doskonale i jedyny błąd jaki popełnił to obwijanie o to wszystko Zoro'a. Powinien się wściekać na nas a nie na niego. Uważam również, że Zoro pewnie jest wściekły na naszą dwójkę dlatego nie mam zamiaru tam iść i w jakikolwiek sposób nakłaniać do zejścia.
Kucharz zamrugał nie rozumiejąc. Dlaczego niby ten tępy glon miałby być wściekły niby na tą dwójkę? I on również?
- Nie zrobiłam nic złego. - Prychnęła rozgniewana dziewczyna.
- Jesteś idiotką jeśli tak myślisz! - Wrzasnął a Franky przyklasnął w dłonie, nawet Luffy patrzył na niego zdziwiony.
- Jakim prawem śmiesz się tak odzywać do Nami-san! - Sanji wyszedł za lady, nie bardzo rozumiał co się dzieje ale nikt nie będzie obrażał w jego towarzystwie kobiety. Usopp popatrzył prosto na niego, ostatnio widział go tak wściekłego kiedy pokłócił się z Luffy'm o Merry, zatrzymał się.
- Nie broniłbyś jej gdybyś wiedział jakimi intrygami i chorymi pomysłami zasypywała Zoro'a...
- Zamknij się kretynie! - Nami cała czerwona po twarzy obiegła stół by następnie rzucić się na długonosa z pięściami.
- Nie. Jeśli jesteś na tyle mądra by wszystkich obwiniać, to powiedz mu jak go specjalnie upiłaś by Zoro mógł sobie po używać... - Twarz Usopp'a znalazła się w talerzu a rozwścieczona nawigatorka trzymał go i przyciskała bardziej do porcelany.
- Mówiłam  żebyś się przymknął! Ty i ta twoja książka w cale nie jesteście lepsi...
Sanji zamarł a serce podeszło pod same gardło, upili mnie specjalnie, pomyślał i zbladł automatycznie.
- Spokojnie panie kucharzu, o ile mi wiadomo nie wykorzystał okazji... - Powiedziała spokojnie czarnowłosa kobieta przyglądając się z zażenowaniem na zaistniałą scenę przy stole.
- Nami! Przestań udusisz go!! - Wrzeszczał Chopper próbując odciągnąć nawigatorkę od Usopp'a który topił się w talerzu z zupą.
- No to kaszana...- Wtrącił Franky.
Luffy beknął głośno i westchnął głaszcząc się po brzuszku.
- Ale się nażarłem!
Sanji zastygł nie mogąc się poruszyć, właśnie do niego dotarło, że załoga nie tylko o wszystkim wiedziała ale również pomagała temu skretyniałemu szermierzowi go...no właśnie co oni chcieli by on mu zrobił? 
- A was to już do reszty powaliło?
Sanji odwrócił się w stronę drzwi i zobaczył tam Zoro'a ze zdziwieniem przyglądającemu się całemu zdarzeniu, serce mu przyśpieszyło gdy spojrzał na te jego ciemne oczy pozbawione blasku i dość widoczne cienie pod nimi. 
- Zoro! - Luffy uśmiechnął się radośnie na jego widok i równie optymistycznie popatrzył na Nami topiącą Usopp'a. - I o co ta kłótnia sam przyszedł.
- Przepływamy koło wyspy, zatrzymujemy się? - Zoro podszedł do stołu i jednym sprawnym ruchem odciągnął dziewczynę od snajpera. Chłopak upadł na podłogę ciężko dysząc i mamrocąc pod nosem, że właśnie skończyło się jego krótkie ale iście szalone i pełne przygód życie.
- Zoro? - Dziewczyna popatrzyła na niego ze łzami złości w oczach.
- Co ty wyprawiasz kobieto? - Zoro przeczuwał, że ominęło go coś ważnego, znowu.
- Sanji wszystko z tobą w porządku? - Luffy patrzył na niego przekrzywiając głowę na bok. 
Blondyn złapał się za serce próbując się uspokoić i porządnie zaczerpnąć powietrze. 
No chyba sobie żartujesz! Warknął sam na siebie w myślach bo nie potrafił odpowiedzieć na pytanie ani przestać nerwowo drżeć. Uspokój się natychmiast kretynie! To nie czas na wpadanie w panikę! Nic ci nie jest! Odpowiedz! Powiedz coś kurwa! Oddychaj!
Zoro puścił dziewczynę, i popatrzył na kucharza który wyglądał jak wariat, przyjrzał mu się uważniej i dostrzegł, że jego twarz z bladej robiła się coraz bardziej sina i nie tylko on się zorientował bo Luffy właśnie z rozmachem wstał za stołu i podbiegł do niego.
- Ej, Sanji! Ej, co jest?! - Luffy zaczął go uderzać w plecy otwartą dłonią i potrząsać na zmianę.
Sanji zaczerpnął powietrze do puc i z całej siły kopnął kapitana w brzuch który przeleciał przez pomieszczenie uderzając w ścianę.
- Przestań debilu mną potrząsać! - Oddychając głęboko oparł się plecami o blat.
- Za co...? - Jęknął kapitan podnosząc się z ziemi.
Chopper podbiegł do kucharza i zaczął skakać dookoła niego, wypytując co się dzieje i czy potrzebuje lekarza. 
Sanji podniósł wzrok, teraz wszyscy się na niego patrzyli czekając na jakąś reakcje z jego strony, nawet Usopp pozbierał się z podłogi i obserwował go.
- Sanji-kun...? - Zaczęła nieśmiało Nami.
- Nic mi nie jest... - Odpowiedział chłodno. - Dajcie mi chwilę, właśnie mnie uświadomiliście, że chcieliście by ten zielonowłosy troglodyta mnie przeleciał i to w dodatku bez mojej zgody...
- Sanji czy to był... - Chopper popatrzył na niego zaskoczony i trochę przerażony. -  Atak paniki? 
- Ależ gdzie tam... - Syknął ciągle próbując uspokoić drżenie rąk i szaleńcze bicie serca. - To całkowicie normalne, że nie mogę zaczerpnąć powietrza. - Dodał jeszcze bardziej złośliwie, odetchnął głęboko a jego ciało w końcu przestało się trząść czego nie mógł powiedzieć o sercu. - Może nie wyraziłem się jasno, więc powtórzę a wy postarajcie się zapamiętać moje słowa. Nic mnie z nim nie łączy - Tu wskazał palcem Zoro - I chce by tak zostało, jeśli ktoś ma z tym problem to już nie moja sprawa.
- Jak możesz... - Warknęła Nami ale Zoro zakrył jej usta dłonią uciszając ją tak.
- Daj już se spokój...- Powiedział najobojętniej jak potrafił chociaż czół jak pęka mu serce. Ten chłodny ton głosu blondyna był dziesięć razy gorszy niż wrzaski. - Luffy wyspa...
- Tak, przybijemy do brzegu... - Luffy patrzył jak jego kucharz wychodzi bez słowa trzaskając za sobą drzwiami.
Zoro ogarnął wszystkich chłodnym i zrezygnowanym spojrzeniem zatrzymując wzrok na kapitanie.
- Nadal uważasz, że tak jest lepiej?