Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

4 lipca 2016

Rozdział 11

No i proszę mamy kolejny rozdział, więc bez nie potrzebnego biadolenia zapraszam do czytania i przepraszam za błędy.


Po drugiej stronie lustra

Blond włosy chłopak westchnął cicho i zaciągnął się papierosem. Sam dokładnie nie wiedział jak to się stało, że znalazł się w takiej krępującej sytuacji. Luffy tymi swoimi cielęcymi oczami uprosił go by wyszedł razem z całą paczką się zabawić. Twierdząc, że jak już się tu znalazłem to powinienem ich bliżej poznać by móc co opowiadać po powrocie do swoich i że poza tym przyda mu się trochę odpoczynku od ciągłego myślenia. Trzeba było przyznać, że trochę rozrywki mu się przydało a zabawa w klubie "Going Merry" była naprawdę udana. Jak by na chwile wymazać drobne szczegóły to czół się prawie jak w domu. A teraz, popatrzył ukradkiem w bok, wracał w środku nocy razem z Marimo do ich mieszkania. Niezręczna cisza robiła się nieco ciężka, ale kto by chciał rozmawiać w ogóle z takim glonem.
- Zimno ci? - Zoro popatrzył na niego i zmniejszył między nimi dystans.
- Co?
- Pytam czy ci zimno...
- Co to za pytanie w ogóle? - Sanji odruchowo się speszył.
- Normalne... - Zielono włosy przyjrzał mu się uważnie. - Wyluzuj trochę, ty myślisz, że jestem jakieś dzikie zwierze które się na ciebie żuci i zgwałci?
- No w sumie...
Zoro prychnął obrażony i włożył ręce do kieszeni spodni. Blondynowi zrobiło się nieco głupio w końcu był tu już od jakiegoś czasu i w sumie pomijając parę aluzji do udania się razem do sypialni lub pod prysznic, glon nie przekraczał pewnej granicy. To mu jak najbardziej odpowiadało ale aż trudno było uwierzyć, że tu naprawdę wchodził w grę jakiś związek. Rozumiał wspólne mieszkanie, mógł nawet pojąć seks jak oboje lubili facetów, ale jakieś głębsze uczucia, typu przyjaźń lub o zgrozo miłość raczej nie wchodziły w grę. Pomijając te parę dziwnych spojrzeń z nutą zmartwienia i czułości glon był raczej chłodny w obyciu. Praktycznie cały czas go nie było, a jak wracał to rozmowa nie miała sensu bo i tak nie chciał mu uwierzyć. Gdyby byli naprawdę parą to powinien obdarzyć go nieco zaufaniem.
- Gdybym chciał cię wykorzystać to bym cię spił, co jest w gruncie rzeczy bardzo łatwe. 
 Sanji zjeżył się cały, a żyłka na jego czole zaczęła intensywnie pulsować.
- Możesz marzyć dalej...- Prychnął.
Zoro zatrzymał się pod blokiem i popatrzył na blondyna z błyskiem w oczach.
- Chcesz się założyć?
-Jasne! Nawet gdybym był zalany w trupa to nigdy nie dał bym się dotknąć komuś takiemu jak ty. - Sam nie wiedział dlaczego się tak rozzłościł.
- No to idziemy na górę, byś tylko później nie płakał panienko.
- Nie zamierzam... - Sanji warknął i wszedł do bloku.

Kilka godzin później

Sanji wciągnął pościel na głowę by ukryć się przed drażniącymi go ciepłymi promieniami słonecznymi. Kac jaki go męczył był przeogromny, ostatni raz się tak czuł po imprezie na cześć powrotu Robin -chan. W głowię miał mętlik i nic nie pamiętał z wczorajszego wieczoru, ukojenie przynosiła mu tylko miękka świeżo pachnąca pościel którą się tak szczelnie okrył. Drgnął, coś było nie tak, usiadł i powoli otworzył oczy, w momencie zdał sobie sprawę, że spełnił się jego największy koszmar. Poznał to miejsce była to sypialnia Marimo do której tak go zapraszał. Popatrzył w dół i to co tam zobaczył przyprawiło go o zawał serca.
- Zajebie cię glonie! - Sanji wyskoczył z łóżka owijając się szczelnie prześcieradłem i wypadł z pokoju. - Ty! Coś ty mi zrobił!
Zoro siedział na kanapie, pił kawę i oglądał telewizję.
- Wygrałem zakład... miałeś nie płakać panienko - Zażartował i odwrócił się w stronę kochanka. Nie spodziewał się tego co właściwie zobaczył.
Sanji był prawie siny po twarzy i trząsł się cały. Chęć mordu jaką rzucał spojrzeniem w stronę zielonowłosego była piorunująca.
- Spokojnie to tylko taki... - Zoro wstał i zrobił parę kroków w stronę blondyna.
- Nie zbliżaj się do mnie! - Wrzasnął i uciekł do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi.
Słyszał jak Zoro dobijał się do nich wołając go po imieniu, nie wiedział co zrobić w głowie mu huczało od natłoku myśli i porządnego kaca.
- To nie jest możliwe... - Sanji popatrzył na swoje odbicie w lustrze i gdyby nie był już na rozdrożach zdrowia psychicznego to na pewno wystraszył by się własnego odbicia. Patrzył na zdobiące jego ciało malinki. W jednej chwili wszystko ucichło a Sanji zaczął wymiotować.


Chłopak obudził się już jakiś czas temu ale bał się otworzyć oczy. Wiedział, że leży na czymś miękkim i na pewno ma na sobie ubranie, wiedział również, że nie jest sam z glonem w mieszkaniu.
- Więc co właściwie się stało?
- Wkurzał mnie, więc chciałem go trochę wkręcić... nie wiedziałem, że tak mu odwali...
- Zoro przecież wiedziałeś, że dzieje się z nim coś niedobrego - Jęknął Luffy zmartwionym głosem.
- Nic mu nie będzie - Powiedział ktoś kto siedział blisko niego.
- Tak jak mówiłem, wkurzał mnie więc dostał nauczkę a upił się jeszcze szybciej niż zwykle...
- Zoro...
- No co? Gdybyś słyszał te wszystkie brednie jakie opowiadał po pijaku...
Sanji starał sobie przypomnieć co właściwie stało się w nocy, pomimo bólu głowy nie bolały go inne części ciała.
- Opowiadał o tym swoim świecie?
- Daj spokój Luffy, nie mów mi, że mu wierzysz?
- A czemu nie? Takie rzeczy się zdarzają na całym świecie...
- Prędzej zdrowo przy grzmocił w tą blond łepetynę.
- Niedowiarek z ciebie i tyle ja mu tam wierzę, znam Sanji'ego od dawna i wiem, że to nie jest ta sama osoba którą poznałem w sierocińcu dawno temu, nie zauważyłeś, że nawet gotuje inaczej - Głos Luffy'ego brzmiał bardzo poważnie.
- Posłuchaj sam siebie...
- To ty posłuchaj, chodź przez chwilę weź pod uwagę, że mówi prawdę i w jakim świecie wylądował nasz Sanji.
-Daj mi już spokój, o co właściwie cała ta kłótnia? Nic mu nawet nie zrobiłem! - Zoro warknął i z trzaskiem odstawił coś na blat.
- Sam mówiłeś, że Sanji to miłość twojego życia więc nie zachowuj się jak skończony idiota...
Na policzki Sanji'ego wkradł się delikatny rumieniec.
- Wystarczy Luffy - Wtrącił się trzeci mężczyzna stanowczo. - To nie jest nasza sprawa...
Sanji poczuł chłodną dłoń na czole.
- Nic ci nie będzie, to tylko alkohol i stres... dasz radę usiąść czy dalej zamierzasz udawać, że śpisz?
Sanji otworzył oczy i powoli podniósł się do siadu. Patrzył na niego jakiś koleś którego widział pierwszy raz. Od razu rzuciły mu się w oczy jego wytatuowane dłonie. Podał mu szklankę wody i wstał. Luffy od razu usiadł obok blondyna z zatroskaną miną.
- Daj mu dzisiaj odpocząć Zoro i na miłość boską nie rób więcej takich akcji bo ci na zawał zejdzie. - Mężczyzna podał mu jakąś karteczkę - Jeśli będzie chciał niech zgłosi się do mnie na badania ale nie nalegaj za bardzo.
Sanji patrzył na szklankę z wodą, miał mieszane uczucia co do sytuacji, wychodziło na to, że faktycznie nic się nie stało a on nie potrzebnie wpadł w panikę i znowu narobił zamieszania. Musi w końcu zebrać się w sobie i ogarnąć całą to chorą rzeczywistość. Nigdy by nie przypuszczał, że życie postawi go w tak posranej sytuacji a on nie będzie potrafił dać sobie z tym rady.
- Wracajmy do domu Luffy...
- Może zostanę i...
- Nie ma mowy - Mężczyzna ubrał na głowę taką śmieszną czapkę w ciapki i ruszył do wyjścia. Luffy westchną niezadowolony i zwlekł się z kanapy.
- Wpadnę jutro... i proszę nie pozabijajcie się do tego czasu...
Luffy wyszedł zostawiając ich samych w niezręcznej ciszy.
Sanji napił się trochę wody i popatrzył na zielonego glona stojącego w kuchni. Nie wyglądał na zadowolonego, chłopak nie potrafił tego zrozumieć poco robił takie rzeczy jak później żałował. Na samom myśl, że mężczyzna jeszcze kilka godzin temu go dotykał w intymnych miejscach przyprawiała go o mdłości. Naprawdę miał nadzieje, że w swoim żarcie nie posunął się dalej niż narobienie tych wszytki malinek na jego ciele. Położył się i po sam czubek przykrył kocem, jedyne czego pragnął w tym momencie to żeby wrócić do domu i zapomnieć o tym całym cyrku. Jeszcze chwile słyszał ciche krzątanie się po mieszkaniu aż w końcu zgasło światło.
- Przepraszam...
Sanji'emu na moment stanęło serce, skulił się na tapczanie, nie zamierzał mu odpowiadać bo i tak nie wiedział by co. Po chwili usłyszał ciche zamykanie drzwi, odetchnął głęboko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz