Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

12 lipca 2016

Rozdział 12

Hej i oto rozdział 12:) Zapraszam do czytania i bardzo przepraszam za wszelkie błędny. 

Po drugiej stronie lustra

Zoro jak zwykle siedział w swojej ulubionej siłowni i oddawał się całkowicie ćwiczeniom. Przynajmniej tak próbował sobie wmówić, bo ciągle wracał myślami do miękkich dłoni kucharza które tak mocno go trzymały. Bardzo chciał pozbyć się tego dziwnego uczucia które w nim z każdym dniem narastało. Minęły już dwa dni odkąd opuścili wyspę razem z ukradzionym zwierciadłem. Atmosfera jak by się rozluźniła, nawet Nami przestała się go ciągle czepiać o wszystko. Może temu, że on sam nie kwapił się do kłótni z blondynem bodź jakąś dłuższą rozmowę z resztą załogi. Odetchnął głęboko i odłożył ciężką sztangę, wyjrzał przez okno by sprawdzić co się dzieje na pokładzie. Luffy z Usopp'em łowili ryby a dziewczyny siedziały pod parasolką sącząc prawdopodobnie drinki. Zoro zszedł na dół i ruszył do kuchni w poszukiwaniu jego ulubionego wysoko procentowego napoju. Jakie było jego zaskoczenie kiedy dziwnym trafem znalazł się pod pokładem.
- Kurde... - Warknął zły sam na siebie kiedy uświadomił sobie, że już chyba po raz setny zgubił się na Sanym Go. Szedł wąskim korytarzem aż usłyszał czyjeś głosy dochodzące z jednego z pomieszczeń, przystanął cicho.
- Opowiedz jeszcze co takiego niezwykłego tam macie?! - Wołał uradowany Chopper
- No na przykład jak u was są te śmieszne ślimaczki przez które można rozmawiać to u nas są telefony komórkowe i każdy może sobie takiego kupić i dzwonić do kogo tylko chcę...
- Łał, tam naprawdę musi być cudownie a watę cukrową też tam macie?
- Oczywiście, że mamy...cole też ale raczej nic nią nie zasilamy...
Zoro zajrzał do środka Kuk i Chopper siedzieli na przeciwko siebie a za małym lekarzem znajdowało się odsłonięte magiczne zwierciadło.
- Hej Zoro, przyszedłeś mnie zmienić? - Chopper popatrzył na niego radośnie.
- Co? - Zielono włosy zamrugał zdziwiony ale wszedł głębiej do pomieszczenia, przecież nie przyzna głośnio, że kolejny raz się zgubił.
- Dobrze tylko pamiętaj by nie patrzeć w swoje odbicie i zawołaj jak by się coś działo... - Lekarz pozbierał się z podłogi pomachał Sanji'emu i poszedł sobie zostawiając załogantów razem.
Zoro westchnął i usiadł na przeciwko blondyna, jego goły tors lśnił od potu. Popatrzył na chłopaka który unikał jego spojrzenia i bez mrugnięcia wpatrywał się w lustro. Po kilku minutach ciszy zaczął się irytować, w pierwszej chwili chciał sobie pójść i zostawić go samego ale po przemyśleniu sprawy uznał, że to może jest dobry moment by wypytać go o różne rzeczy.
- Powiedz mi czy znasz dziewczynę o imieniu Kuina? - Blondyn popatrzył na niego zdziwiony.
- Tak, to twoja przyjaciółka - Blondyn przeczesał palcami włosy - Znacie się chyba od zawszę...
- Aha...- Zoro ucieszył się na wieść, że dziewczyna żyje i mimowolnie uśmiechnął się. Znów nastała krępująca cisza miał jeszcze kilka pytań ale nie był pewny czy chce dostać na nie odpowiedzi. Patrzył na blondyna który wyglądał na zaskoczonego tak nagłym zainteresowaniem jego światem.
- Pytaj o co chcesz... - blondyn pewnie wyczuł jego nie pewność i uśmiechał się do niego łagodnie. Zoro znów poczuł nieprzyjemny ucisk w brzuchu miał w sobie tyle sprzecznych emocji, że czuł jakby miał pęknąć i rozlać po pomieszczeniu wszystkie te uciążliwe emocje.
- Jak to się w ogóle stało że wy... tam... razem? Rozumiesz? - Zaczął nieśmiało. Rozmowa na takie tematy zawsze go krepowały a raczej nie był człowiekiem wylewnym jeśli chodzi o uczucia i w sumie jeszcze nigdy nie był postawiony w takiej sytuacji. Długo się zmagał ze sobą czy w ogóle pytać ale tym razem ciekawość wygrała.
- Pytasz jak się zeszliśmy?
- No...
Kucharz zaśmiał się i usiadł wygodniej nie wpatrując się już tak uparcie w zwierciadło.
- No cóż... kilka lat temu kiedy jeszcze świata nie widziałem poza dziewczynami i bardzo szczyciłem się swoimi podbojami miłosnymi, pewien przyjaciel rzucił mi wyzwanie... - Mówił lekko rozbawionym głosem dało się wyczuć nutkę sentymentu. 
- Dobra czekaj... nie jestem przekonany czy chcę tego słuchać...
Chłopak zaśmiał się radośnie i zerknął na chwilę w zwierciadło.
- W skrócie? To miałem cię w sobie rozkochać i zrobić z ciebie idiotę i tak się starałem wygrać zakład, że nawet nie wiedziałem w którym momencie to ja się zakochałem...i tak jakoś to ciągniemy od tamtej pory... - Blondyn posmutniał nie co.
- Ciągniecie? Brzmi jak by się wam nie układało.
- Cóż mamy ostatnio trochę problemów...jak każda para...
- Jakoś mnie nie przekonujesz,a po za tym nie nauczono cię że o ludzi się nie zakłada?
-  Najwidoczniej nie - Burknął obrażony - i nie oto chodzi...
- A może jednak? Wyszedł na jaw zakład?  A może jednak nie podziela twoich uczuć... - Zoro wiedział, że jest wredny ale jakoś nie potrafił nad sobą zapanować.

Sanji skrzywił się, widać było gołym okiem, że trafił w czuły punkt.
- Nie moja wina, że takie zielone glony są upośledzone uczuciowo i nie potrafią się otworzyć przed innymi...
- Daj spokój i nie wkurzaj się tak, nie przyszedłem się kłócić...
- No raczej, od razu było widać, że trafiłeś tu przypadkiem...
- Wal się brewko!
- Nie mam z kim... chyba, że jesteś chętny?
- Możesz pomarzyć.
- W sumie jest nawet o czym... - Wzrok blondyna zawiesił się na jego nagim torsie.
- Tylko bez takich zboczeńcu, nie jestem zainteresowany
- Doprawdy?
- Na pewno
- To dziwne. Bo słyszałem, że jednak jest inaczej...
- Do czego zmierzasz?
- Co tak naprawdę czujesz do waszego kucharza?
-Nic... - Zoro spiął się, rozmowa zbaczała na niebezpieczne dla niego w tym momencie tematy.
Blondyn westchnął i popatrzył na niego zadziornie oczy mu błyszczały.
- Powiem ci tak... tylko nie bij mnie za szczerość... jak byś nie zauważył twoi przyjaciele domyślili się, że coś się w pewnym momencie zmieniło między wami, przynajmniej jednostronnie...Więc jak widzisz nie ma sensu zaprzeczać...
Zoro'a kompletnie zamurowało.
-Nic się nie zmieniło...
- Boże wy zieloni naprawdę chyba macie jakiś defekt... wiesz co widać jak się patrzy na twoją twarz... - Blondyn przysunął się do niego bardzo blisko i dotknął jego nagiego torsu.
Zoro poczuł chłodną dłoń na skórze i przeszyły go dreszcze a serce momentalnie przyśpieszyło.
- Widać jak bardzo cię wkurza fakt, że ci się podoba...
Szermierz odepchnął jego dłoń i poderwał się, żyłka na jego skroni zaczęła intensywnie pulsować.
- Gówno prawda... - Warknął -Wiesz co mnie wkurza? Ty i ten drugi ty! To, że idiota nie potrafi pić i robi po pijaku głupie rzeczy których nawet nie pamięta! Ty i to że się tu w ogóle pojawiłeś rozsiewając tylko zamęt i mącąc mi w głowie . Głupi kapitan co myśli, że wie lepiej co będzie dla mnie dobre i ta głupia ruda jędza co o wszystko się czepia jak by to była moja wina! Wkurza mnie, że ten tleniony idiota nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę to wszystko jego wina a ja nie mogę skopać mu nawet za to dupska. - Zoro wybuchł tak gwałtownie, że nawet nie wiedział w którym momencie zaczął krzyczeć. - Mam gdzieś czy wróci i co się stanie z tobą i w dupie mam to co reszta o tym myśli, mam prawo mieć własne zdanie!  - Zoro zamilkł bo dostrzegł załogę w drzwiach, cała złość nagle z niego zeszła, sam nie wierzył, że powiedział te wszystkie okropne rzeczy ale nie mógł się już cofnąć zwłaszcza widząc tą poważną minę przyjaciela - Jakiś problem kapitanie?
- Nie...chyba już wszystko wyjaśniłeś... - Luffy nie patrzył na niego tylko na blondyna siedzącego na podłodze.
- Świetnie... - Zoro minął ich wszystkich patrząc nie obecnie przed siebie. Wiedział, że przesadził i najlepsze w tym momencie będzie ulotnienie się z zasięgu ich wzroku.


Zoro leżał na podłodze w siłowni, zastanawiał się co powinien teraz zrobić. Był wściekły i naprawdę czuł się tak jak to wykrzyczał ale nie potrzebie to zrobił. Nie poznawał sam siebie, powinien bardziej nad sobą panować i nie dawać się sprowokować.
- Rany, naprawdę idiota zemnie....
- Lepiej bym tego nie ujął... - Usopp właśnie wchodził przez klapę w podłodze.
- Daj cie mi spokój, nie mam ochoty się znowu tłumaczyć... - Zoro nawet na niego nie spojrzał.
- I nie musisz... przyniosłem ci gorzałę...
Zoro zerknął na niego niepewnie, faktycznie przyniósł mu alkohol i sam miał też nie pewną minę. Podniósł się i usiadł na kanapie.
- Czyli co wysłali cię na interwencję?
- Można tak powiedzieć... - Usopp usiadł obok niego i podał mu pełną butelkę.
- Świetnie - Prychnął - A czemu właściwie ty?
- Cóż...nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru, chciał przyjść Luffy ale uznaliśmy, że mogło by się to skoczyć bójką...- Długo nosy chłopak westchnął - Mogła by też przyjść Robin ale uznałem, że nie są ci potrzebne kolejne kazania czy jakieś upomnienia lub co gorsza multum różnych "dobrych rad" jak byś mógł rozwiązać ten problem.
- Więc poco przylazłeś?
- Przyniosłem ci gorzałę - Chłopak położył obok niego butelkę i założył ręce za głowę - I powiedzieć ci że masz rację, a jeśli chcesz pogadać to wysłucham...
-Co? W czym mam racje? - Zoro pogubił się.
- Wiesz gdybyś więcej czasu spędzał z nami to by mniej rzeczy cie omijało - Zaśmiał się - Jak by ci to powiedzieć...
- Normalnie jak człowiekowi... - Zoro otworzył butelkę i zrobił spory łyk cudownego trunku czuł, że przyda mu się na uspokojenie nadszarpanych nerwów.
- Kiedy nie pojawiałeś się na posiłkach...Nami z Robin znowu zaczęły się rozwodzić nad tym, że ostatnio strasznie dziwnie się zachowujesz i w ogóle...
- No i?
- No i wtedy Luffy powiedział nam, że to dlatego bo Sanji po pijaku insynuował ci różne rzeczy a na drugi dzień nic nie pamiętał...
W Zoro zawrzała krew, wiedział, że jak dorwie kapitana to udusi go gołymi rękami. Usopp spoglądał na niego nie pewnie jak by rozważał jak pociągnąć rozmowę dalej.
- I masz rację - Kontynuował - Masz powody by się wkurzać i na Sanji'ego i na całą resztę. Każdy ubzdurał sobie jakąś chorą teorie na wasz temat nie pytając co ty o tym myślisz, a tym bardziej co na to wszystko powie  Sanji gdy wróci...
Zoro patrzył na niego uważnie, nie przypuszczał ,że Usopp potrafi być tak dojrzały jeśli chodzi o takie sprawy.
- Franky dziwił się dlaczego nie użyłeś tego by mu dopiec... przecież jak by się dowiedział, że coś takiego zrobił od razu by strzelił sobie samobója w łeb - Usopp zaśmiał się i popatrzył na Zoro - Nie obrażając ciebie...sam rozumiesz...Sanji, dziewczyny...
- Aż nad to...
- Więc sam wiesz... miałeś prawo wybuchnąć, Sanji powiedział nam, że to jego wina bo cie sprowokował...a ty nie miałeś złych zamiarów...
Zoro napił się jeszcze, teraz cieszył się nawet, że to właśnie Usopp tu przyszedł.
- Więc wszyscy wiedzą co się stało? - Zielono włosy czół jak ściska mu się żołądek.
- No...prócz Sanji'ego bo go nie ma...
- I co mam teraz niby zrobić?
- To co zechcesz...
Zoro zapatrzył się w sufit, czego właściwie on chciał. Był tak przesiąknięty różnymi emocjami, że już nie wiedział co z tym zrobić. Wszyscy dobrze wiedzieli, że Kuk woli dziewczyny a głupi wyskok po pijaku niczego nie zmieni. Wiec nie ma sensu zagłębiać się w te głupie uczucia i po prostu zapomnieć w końcu byli piratami.
- Najlepiej będzie nic nie robić, bo w końcu tak naprawdę nic się nie stało...
- A ty? Dasz sobie z tym radę?
Zoro popatrzył na przyjaciela na twarzy malował mu się smutek i współczucie.
- Stary, nie mam z czym...to tylko trochę sprzecznych emocji, wkurzenie i trochę zakłopotania, poza tym masz rację co do kuka...jak by się dowiedział co odwalił, pewnie zapadł by się pod ziemie ze wstydu, że w ogóle chciał dotknąć drugiego faceta i to w dodatku mnie .
Usopp zaśmiał się, zaczęli żartować na różne tematy aż atmosfera zupełnie się rozluźniła. Tego wieczoru towarzyszył im już tylko wesoły miech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz