Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

25 lipca 2016

Rozdział 15

Heja to ja i kolejny rozdział:) Teraz postaram się dodawać kolejne rozdziały w każdą niedziele, przynajmniej do kiedy będę miała wenę;p Miłego czytania i przepraszam za błędy.

Po drugiej stronie lustra

- Proszę... - Sanji podał dziewczynie gorącom herbatę uśmiechając się słabo na stoliku położył również pięknie wyglądające śniadanie.
- Dzięki...- Kuina wzięła od niego kubek. - Przepraszam za zamieszanie...
- Nic nie szkodzi - Sanji usiadł obok niej. Nie znał dziewczyny i po jej zachowaniu domyślił się, że chyba nic nie wiedziała o sytuacji w jakiej się znaleźli.
- Miły jak zawszę... - Uśmiechnęła się lekko - Jak tam u was?
Sanji westchnął, musiał szybko coś wymyślić, nie chciał wprowadzać nie potrzebę zamieszanie i kolejną osobę przekonywać że On tak naprawdę nie jest tym za kogo go biorą a ten zielony glon jeszcze smacznie spał.
- Nic nowego...
Dziewczyna napiła się trochę napoju.
- Będzie lepiej, zobaczysz...
Sanji popatrzył na nią niepewnie, czyżby mieli jakieś problemy, musiał szybko zmienić temat.
- Nie mówmy o nas... powiesz co się stało?
Sanji pogratulował sobie pomysłu, dziewczyna zaczęła wylewać swoje żale, wystarczyło tylko słuchać i co jakiś czas potakiwać. Dziewczyna mówiła bardzo szybko opowiadając o swoich zawodach miłosnych i jacy ci faceci w tych czasach są okropni. Sanji udawał, że słuchał ją uważnie gdy tak naprawdę myślami był bardzo daleko.Tej nocy nie zmrużył już oka starając się uspokoić i jakoś wytłumaczyć sam przed sobą swoje dziwne zachowanie. Był zły, że nie miał siły mu nakopać, był przekonany że jak by spróbował z łatwością został by pokonany a tego by już naprawdę nie wytrzymał.
Sanji zobaczył jak ten zielony pajac w samych gaciach bez skrępowania wychodzi z pokoju i patrzy na nich pół przytomnym wzrokiem.
- Ubrał byś się... - Sanji zmierzył jego gatki w grochy i uśmiechnął się złośliwie.
- Czepiasz się... - Chłopak ziewnął i przeciągnął się. - Ty jeszcze tutaj Kuina?
- Jak widać, a z ciebie dalej pajac jak zawszę... - Dziewczyna pokazała mu język bez skrępowania patrząc na prawie nagiego mężczyznę. Sanji pomyślał, że muszą się już znać dość długo.
- Ten pajac przywlekł cię tu byś nie spała w rowie. 
- I jestem mu wdzięczna za okazaną dobroć... - Dziewczyna uśmiechnęła się i odwróciła w stronę blondyna - Już pójdę...
- Wcale nie musisz...poza tym jeszcze nie zjadłaś śniadania - Sanji nie chciał zostać sam na sam z tym glonem.
- Muszę, popołudniu idę do pracy...a i tak już nadwyrężyłam waszej gościnności.
- Więc cię odprowadzę - Sanji wstał nie patrząc nawet na drugiego mężczyznę. Zapakował dziewczynie jedzenie i przyszykował się do wyjścia, widział jak dziewczyna rozmawia z Zoro przyciszonym głosem jego mina nie była zbyt przyjemna, jak by mówiła, że nie potrzebne mu kazania z samego rana.
Nie minęło nawet kilka minut a wszystko było już gotowe do wyjścia. Kuina pożegnała się z Zoro'em i wyszła z mieszkania twierdząc, że poczeka na niego na dole, puszczając mu perskie oczko. Sanji przełknął ślinę domyślił się o co chodziło dziewczynie popatrzył z zakłopotaniem na Zoro.
- Wyglądasz okropnie...Spałeś w ogóle? - Zoro drapał się po głowie po jego minie też było widać, że domyślił o co chodziło dziewczynie.
- Nie powiedziałeś przyjaciółce co się dzieje?
- To nie jej sprawa... Pytałem czy spałeś? - Zoro wyciągnął w jego kierunku dłoń, Sanji spiął się i odtrącił ją nieco za szybko.
- Nie tykaj mnie...A żarcie zostawiłem ci w lodówce - Uciekł zatrzaskując za sobą drzwi, nie mógł dłużej patrzeć w te zmartwione oczy. Zbiegł po schodach na dół i dołączył do czekającej na niego dziewczyny.



Sanji błąkał się pomiędzy uliczkami nie potrafiąc znaleźć odpowiedniej drogi prowadzącej do Muzea ani do mieszkania Zoro'a. Pewnie tak czół się Marimo za każdym razem kiedy zabłądził. Zapalił papierosa i dalej szedł przed siebie, przynajmniej mógł pomyśleć w spokoju z dala od wszystkich.
Co właściwie działo się z nim w nocy, na boga to był przecież tylko głupi glon. A on nie dość, że nie potrafił go odepchnąć to czerwienił się jak dorodny pomidor i to uczucie przyjemnego ciepła które nim zawładnęło. To ciało było okropne, dziwna
fryzura i słaba kondycja a w dodatku te dziwne reakcje na glona. Sanji zaciągnął się papierosowym dymem, tak to wszystko przez te przeklęte ciało. Chłopak miał nadzieję, że jak tylko wróci na statek to wszystko wróci do normy. Wróciły do niego wypomnienia z przed zniknięcia i to paskudne zachowanie towarzysza.
- Ciekawe o co mu chodziło...Aż tak bardzo mnie nie trawi...- Blondyn usiadł na ławeczce, próbował sobie przypomnieć kiedy właściwie glon zaczął się zachowywać tak wrednie w stosunku do jego osoby, zmęczyło go już to chodzenie. Był ciekaw czy jego załoga tęskniła za nim tak bardzo jak on za nimi i jaki właściwie był ten drugi on...miał nadzieje, że nie próbował żadnych sztuczek na Marimo, nie mógł by mu spojrzeć w oczy jak by nie daj boże coś się stało....
-Sanji? - Stanął przy nim wysoki mężczyzna. - A jednak przyszedłeś?
Blondyn podniósł wzrok i poznał mężczyznę od razu, to ten wytatuowany koleś który był z Luffy'm. W pamięci odszukał wspomnienie, że faktycznie zaprosił go na jakieś badania.
- Tak naprawdę to zabłądziłem...
- Ach tak, chodź zemną... - Czarnowłosy patrzył na niego łagodnie.
- W sumie to czemu nie... - Sanji wstał - Wybacz ale nie wiem nawet jak masz na imię...
- Możesz mi mówić Law... Jak już pewnie się domyśliłeś jestem lekarzem...
Chłopak popatrzył na biały budynek przed sobą z wielkim napisem "szpital" zawahał się.
- Spokojnie, jeśli nie będziesz chciał mieć żadnych badań to nic nie zrobimy...Zadzwonię po Luffy'ego żeby zabrał cię do domu chyba że wolisz błąkać się dalej?
- Dobra... 

Sanji siedział na kozetce w gabinecie i pił słodką kawę która nieco go pobudziła, patrzył przez okno bo pomieszczenie zdążył już grubsza pooglądać. Czół się dziwnie gdy pomyślał, że przed chwilą swobodnie rozmawiał sobie z obcym facetem który z pewnością znał tego drugiego i w dodatku był chłopakiem Luffy'ego. Zastanawiał się czy w ich świecie spotkają go kiedyś i co najważniejsze czy ich głupkowaty kapitan obdarzy go podobnymi uczuciami.
- Oby nie... - Westchnął i upił jeszcze trochę płynu z niebieskiego kubka. Nie chciał by ich kapitan również okazał się gejem, miał już dość szerzącej się gejozy.
Nagle drzwi otworzyły się z rozmachem i do środka wpadł o wy idiota, a zanim stał młody lekarz.
- Sanji!
- Luffy, nie krzycz - Upomniał go mężczyzna nieco zrezygnowanym tonem.
Sanji wzdrygnął się gdy chłopak rzucił się na niego mocno ściskając i rozlewając przy tym kawę.
- Co robisz kretynie! zasadzi ci kopa? - Odepchnął go i zaczął wycierać mokry materiał spodni.
- Martwiłem się... - Jęknął czarnowłosy podając mu kolejne ręczniki papierowe stojące na biurku.
- Tyle razy tłumaczyłem ci że nie wszyscy lubią jak się na nich wieszasz... - Dodał lekarz chowając ręce w kieszeni kitla - I idzie już bo robicie za dużo zamieszania.
- Już dobra - Luffy wyciągnął z plecaka pudełko i pomachał nim lekarzowi przed twarzą. - Zapomniałeś lanczu...
- Dobrze wiesz, że nie lubię chleba
- Więc masz problem - Luffy popatrzył na niego obrażony - Sam zrobiłem więc masz zjeść... - Zamrugał do niego zachęcająco aż wysoki mężczyzna wziął od niego pudełko krzywiąc się nieco. Luffy za to ucieszył się bardzo, pocałował partnera lekko w usta i jak gdyby nigdy nic złapał blondyna za rękę ciągnąc w stronę wyjścia. - Więc do wieczorka...
Sanji pozwolił się prowadzić przyjacielowi i wiedział, że już nigdy nie spojrzy na kapitana tak jak przedtem.
- Chodź pojedziemy metrem. - Wyrwał go z rozmyślań i puścił jak już byli na dworze. - Długo błądziłeś?
Sanji westchnął cicho i opowiedział chłopakowi co się stało wczoraj wieczorem i rano, pomijając szczegóły dotyczące spania z glonem w jednym łóżku i jak postanowił odprowadzić dziewczynę.
- Myślałem, że sam trafię do tego muzeum.
- I błąkasz się tak od rana? 
- Na to wygląda... - Sanji szedł za czarnowłosym i odpalił papierosa.
- Biedaku, mogłeś zadzwonić...
- Nie zabrałem telefonu, a i tak chciałem pomyśleć, w końcu mam coraz mniej czasu na powrót.
- Niby tak... - Chłopak patrzył na niego podejrzliwie.
- Co? - Sanji speszył się nieco takie spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego.
- Tak tylko zastanawiam się...Czy pozwolisz mu na seks gdy minie umówiony czas...
- Nigdy! - Sanji zaczerwienił się ze złości - Prędzej strzele sobie w łeb niż dam się dotknąć w taki sposób jakiemuś facetowi.
- Ale...
- Tu nie ma ale, jak nie uda mi się wrócić w ciągu tych kilku dni a on będzie próbował jakiś sztuczek to po prostu wyniosę się z tego mieszkania.
- Sanji! - Luffy wyglądał na zszokowanego i rozgniewanego.
- No co...Nie czuję tego co on i nigdy tego nie zrobię... Więc nie rozumiem twojego zdziwienia.
- Myślałem, że jakoś się dogadacie... 
- Jak będzie trzymał łapy przy sobie w co wątpię to może się dogadamy... - Sanji sam nie wiedział dlaczego jest tak wściekły, mógł zrozumieć, że dla nich wszystkich też jest to wszystko dziwna sytuacja i pewnie tęsknią za swoim przyjacielem ale nie mógł na to pozwolić, nie był taki nie lubił facetów i nigdy nie zamieni ich na dziewczyny które tak uwielbiał. Luffy wyglądał jak zbity pies, szedł dużo wolniej niż przed chwilą. Sanji westchnął i podrapał się po głowię.
- Daj spokój, jak uda mi się wrócić to wszystko skończy się dobrze... - Blondyn wiedział, że przesadził, Luffy założył ręce za głowę i nie patrzył na niego. Takie zachowanie strasznie go irytowało ale nie mógł sobie pozwolić na stracenie jedynej osoby która mu naprawdę wierzyła. - Wiesz lepiej mi powiedz o co im poszło?
Luffy popatrzył na niego zdziwiony.
- Z rozmowy z Kuina'om wywnioskowałem, że nie bardzo się im układało, mam racje?
Luffy patrzył na niego niepewnie, Sanji wiedział że jeśli kapitan jest tak podobny w obu światach nie będzie potrafił go okłamać.
- Jestem gotowy by usłyszeć tą zrąbaną historie i zrozumieć co tu właściwie się dzieję więc opowiedz mi...proszę.


Sanji palił a żyłka irytacji nerwowo pulsowała na jego skroni, nie sądził że ich historia jest tak zawiła i hmm... romantyczna na swój pojebany sposób, jak żywcem wyciągnięta z jakiejś taniej książki. 
- Czyli po tylu latach spędzonych razem jeszcze nie powiedział że go kocha?
- No...
- A na dodatek wyszło, że to wszystko zaczęło się od zakładu?
- Dokładnie tak...
- I jeszcze do tego właśnie teraz pojawiłem się tu ja? Na pewno mieszając jeszcze bardziej?
- Właśnie... - Luffy przeglądał albumy które wyciągnął z szafki pod tv.
- Kurwa...- Chłopak podrapał się po głowie. - Teraz żałuje, że nie spytałem wcześniej. - Wiedział, że wiele by to nie zmieniło ale nie dziwił się już tak bardzo że glon nie chciał mu uwierzyć.
- Zoro, bardzo go kocha ale nigdy nie był wylewny jeśli chodzi o uczucia...Podejrzewamy, że w tym tkwi problem bo w pewnym monecie przestało się im układać a do tego jeszcze wyszedł na jaw ten głupi zakład z Ace'm.
- Podejrzewacie?
- Żaden z nich nie chciał powiedzieć tego głośno...
- Cóż...- Sanji nie wiedział co na to wszystko powiedzieć, dopalił papierosa. - Mam pomysł... Podaj mi kartkę i długopis.
- Ale poco ci?
- Zobaczysz...Znajdź jeszcze kopertę. 

Sanji zaczął pisać coś na papierze przerywając co chwilę i wypalając papieros za papierosem. Luffy otworzył okno by trochę wywietrzyć mieszkanie. Blondyn skończył pisać list i schował go do koperty pisząc na niej swoje imię.
- Dasz mu ten list jak już wróci, rozumiesz? I nie wolno nikomu go czytać tylko Sanji'emu, najlepiej żeby ta Alga też nigdy go nie przeczytała jasne?
- No dobra, myślisz że to coś da?
- Cóż szczerze to mało mnie to obchodzi ale to taki prezent dla nich za całe to zamieszanie...
Luffy wziął list i schował go do plecaka uśmiechając się pod nosem.
- Co tam napisałeś?
- To już nie twoja sprawa...
Chłopak zrobił obrażoną minę i wyciągnął jakieś pudełka z plecaka.
- Wziąłem parę filmów... Wiesz żebyś miał co wspominać jak już wrócisz do siebie...
- No dobra... - Zaśmiał się w sumie co mu szkodziło obejrzeć.


Sanji kolejny raz  nie umiał wytłumaczyć jak to się stało, że znajdował się w tak krępującej sytuacji. Westchnął ciężko - Boże dlaczego ty mnie tak karzesz... - Kucharz patrzył jak blond włosom księżniczkę, całuje jej książę i... Oczywiście zdjął złe zaklęcie, dziewczyna się budzi... No kurde facet ma szczęście, pocałunkiem zdobył kobitę a on...
Popatrzył jak śpiący na jego kolanach Luffy właśnie zaśliniał mu spodnie a ten przeklęty glon w najlepsze śpi oparty o jego ramie i chrapie mu prosto do ucha.
Czym on sobie zasłużył na to wszystko, był dobry, wszystkich karmił nawet tą Alge i co, za co ta kara, że od czasu do czasu skopie parę tyłków i grzesznie zaliczy piękna niewiastę. Popatrzył ponownie na ekran tv.
- Pocałunek prawdziwej miłości...Matko co za banał...
- Cóż zgodzę się z tobą....- Sanji wzdrygnął się i odwrócił głowę na tyle ile pozwalała mu sytuacja. - Nauczcie się zamykać drzwi bo w końcu was okradną. - Patrzył jak Law ściąga czapkę i krytycznie spogląda na śpiącego na jego nagach Luffy'ego.
- A, to ty... Całe szczęście, możesz go sobie zabrać bo za ślini mi spodnie...
- Przynajmniej raz nie mnie... - Law usiadł obok nich na kanapie i poczęstował się letnią już pizzą.
- Smacznego...Ale poważnie zabieraj go zemnie.
- Nie chce mi się...- Sanji patrzył jak mężczyzna bierze pilota i zaczyna naciskać guziki. - Luffy jednak jest niemożliwy, nie mów że oglądaliście wszystko co jest na tej płycie?
- Usnęli na poprzednim filmie a ta pożal się borze bajka włączyła się sama...Wiesz nie mogę się ruszyć ale jeśli pomożesz mi się uwolnić to przygotuje ci coś dobrego do jedzenia...pomóż człowiekowi w potrzebie...
- Pomagałem ludziom cały dzień, dzięki wystarczy mi pizza - Czarnowłosy wyciągnął się wygodnie kładąc nogi na stoliku przed nim i włączając jakiś film akcji.
- Co ty robisz? - Na czole blondyna po raz kolejny pojawiła się żyłka irytacji.
- Naprawdę myślisz, że chce mi się ciągnąć go teraz do domu? Oglądaj i nie marudź to może zastanowię się nad wybawieniem cię z opresji.
- Kurwa... - Sanji zagryzł wargę, nie dość że nie mógł się ruszyć przez przygniatające go dwa cielska to był już cały obolały a w dodatku ten kolejny pacan nie zamierzał mu pomóc. Od niechcenia popatrzył jak facet w czerwonym stroju na ekranie wszystkich zręcznie wymiata. On, też chętnie by komuś nakopał a zamiast tego siedział na kanapie z trzema gejami. Zamknął oczy by pomyśleć jak by jeszcze przekonać lekarza do udzielenia mu pomocy i nawet nie zauważył kiedy zasnął.


1 komentarz:

  1. Nawet mnie nie strasz tym brakiem weny xD Już mnie rozpieściłaś. Weszłam wczoraj na bloggera, a tu informacja o nowym rozdziale u Ciebie <3 Gdybym była przy kompie to bym od razu skomentowała, ale niestety :( Jednak teraz nadrabiam!

    Jednak z Sanjim to będzie ciężki orzech do zgryzienia xD Brewka jest cholernie uparta i niedostępna na gejozę. Zoro będzie się musiał nagimnastykować. Chociaż ta ostatnia scena z Sanjim i trzema gejami przed telewizorem była naprawdę zabawna. Ciekawe co Sanji zastanie jak się obudzi. Stanowczo za krótkie te rozdziały xD

    Ciekawie wykreowałaś postać Kuiny. Podoba mi się. W sumie pasowałaby na kogoś, kto ma problemy z chłopakami. Law też mi się podobał. Zrobiłaś go tak bardziej na luzie. I chyba polubię pairing LawxLuffy :)

    Szkoda mi trochę Blondynka, ale wiem, że to wszystko doprowadzi do czegoś bardzo dobrego i już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Jestem ciekawa jak teraz Zoro poradzi sobie z uczuciami na statku. Umieram z ciekawości i wyczekuję niedzieli!

    Oby wena Cię nie opuściła! Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń