Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

8 sierpnia 2016

Rozdział 17

Witajcie serdecznie:) Muszę przyznać, że było ciężko ale udało się:) Ten rozdział jest nieco dłuższy i mam nadzieje, że nie okaże się przez to nudny. Z góry przepraszam za błędy i życzę miłego czytania:*


Po drugiej stronie lustra

Sanji biegł po plaży za śmiejącą się Nami-san, słońce raziło go w oczy a rozgrzany piasek wsypywał się do butów. Dziewczyna była na wyciągnięcie ręki słodko go wołając. Wyciągnął więc rękę a gdy już miał ją dotknąć wszystko zawirowało. Na pewno nie był już na plaży a tym bardziej nie trzymał swojej słodkiej bogini i nie całował jej namiętnie. Wodził swoim smukłym palcem po długiej bliźnie przecinający umięśniony tors. Był podekscytowany zachowaniem drugiego mężczyzny który patrzył na niego z pożądaniem. Oblizał lubieżnie usta i niemal słyszał jak ten drugi przełyka ślinę. Przysunął się jeszcze bliżej, siadając zielonowłosemu okrakiem na nogach.
- Po prostu to zrób. - Szepnął mu do ucha i wsunął dłonie w jego miękkie zielone włosy. 
Zerwał się do siadu oblany zimnym potem i pół przytomnym wzrokiem rozejrzał po pokoju. 
- Co to było... - Podciągnął do siebie nogi i oparł brodę o kolana zamykając oczy. Nie rozumiał dlaczego tak piękny sen o Nami-san zmienił się w koszmar i to jaki koszmar. Podniósł  wzrok i popatrzył na drzwi, zamrugał gwałtownie. Co on tu właściwie robił, ostatnie co pamiętał z wczorajszego wieczoru to, to że siedział na kanapie przygniatany przez dwa cielska. Wstał szczęśliwy, że tym razem ma na sobie ubranie i podszedł do drzwi, chciał wyjść gdy doszły do niego podniesione głosy. 
- Nie zgadzam się!
- Decyzje już podjąłem...
- Przecież wiesz kim jest ten człowiek, no Zoro powiedz mu, że nie może się znowu w to mieszać!
- Nie krzycz Luffy, podjąłem decyzje. Kilka dni i będzie po wszystkim...
- Powiedziałem, że się nie zgadzam!
- Nikt nie pytał cię o zdanie...
Sanji westchnął i otworzył drzwi wszystkie pary oczu zwróciły się na niego. Uznał, że musiało pójść o coś ważnego bo Luffy wyglądał jak by miał komuś spuścić łomot.
- O nasz książę wstał... - Law odwrócił się od wściekłego chłopaka. - Od razu było widać, że potrzebujesz porządnego snu.
- Ty nie zmieniaj tematu... - Luffy został powstrzymany przez Zoro'a przed skoczeniem lekarzowi na plecy. 
Sanji'emu przeszło przez myśl, że to musi być ciężkie być w zawiasku z takim nie okiełznanym idiotą.
- Uspokój się kretynie, bojką tego nie załatwisz... A poza tym nie bądź samolubem ty nigdy nie pytasz nikogo o zdanie tylko całe życie robisz i bierzesz wszystko to co ci się podoba. - Zoro popchnął czarnowłosego chłopaka na kanapę. - Nie dramatyzuj tak... Już wystarczy nam jeden skłonny do depresji. - Sanji zjeżył się ze złości gdy wzrok glona spoczął na jego osobie. Miał tak wielką ochotę skopać mu to dupsko, zamiast tego odetchnął głęboko i popatrzył na Lawa prawdopodobnie sprawcę całego tego porannego zamieszania.
- Co się właściwie dzieje?
- Muszę wyjechać na kilka dni i chciałbym prosić byście się zajęli tym wrzaszczkiem przez ten czas i by mógł tu zamieszkać. Nie chce by zniszczył nam dom pod moja nieobecność albo by padł z głodu...
- Nie jestem małym dzieckiem! - Luffy wręcz kipiał ze złości, Sanji roześmiał się widząc to, brakowało tylko by chłopak zaczął tupać nogą.
- Czemu pytasz mnie? To jego dom - Wskazał palcem na Zoro'a i przeciągnął się - Ja mogę go nakarmić...
Law westchnął i popatrzył na Zoro który wyglądał jak by mu było wszystko jedno.
- Dobra, chodź Luffy pojedziemy do domu bo wieczorem muszę być na lotnisku...
- To się jeszcze okaże. - Luffy prychnął i wstał z kanapy.
Law przewrócił oczami komentując zachowanie najmłodszego chłopaka i poszedł ubrać buty i płaszcz.
Sanji patrzył jak Luffy idzie zanim do przedpokoju z obrażoną miną. Zaciekawiło go zachowanie czarnowłosego przyjaciela więc poszedł za nimi, patrzył jak chłopak siłuje się z butami dalej mając czerwone policzki ze złości.
- Mam nadzieje, że nie narobiłem wam kłopotów? - Sanji popatrzył na niego, było widać, że z dystansem podchodzi do zachowania swojego chłopaka jak by takie zachowanie było już dla niego codziennością.
- Nie ma sprawy, jak już się pożegnacie to niech śmiało przyjedzie...
Luffy prychnął gniewnie wciskając w końcu stopę do adidasa mamrocząc pod nosem, że nienawidzi takich butów.
- Nie bądź jak dziecko nie możesz cały czas chodzić w klapkach...
- Ale one są najlepsze....
- Dobrze chodźmy już...- Law westchnął zrezygnowany i otworzył drzwi prowadzące na klatkę schodową, odwrócił się jeszcze w stronę blondyna. - Wiesz na wypadek jak byśmy się więcej nie spotkali... - Sanji patrzył jak w momencie twarz Luffy'ego zmienia się z czerwonej na śnieżno białą, pomyślał że jego kapitanowi w tym świecie naprawę musi zależeć na tym dziwnym lekarzu. - To wiedź, że miło było cię poznać. - Uśmiechnął się lekko i skinął mu na przegnanie dopiero teraz patrząc na ukochanego. - A tobie co?
- Dlaczego się z nim tak żegnasz? - Luffy miał teraz minę jak zbolały szczeniak.
Sanji pomyślał, że jest no nawet uroczę w pewnym stopniu i był ciekaw czy ich kapitan również jest taki...słodki...
- Bałwanie, pewnie na wypadek jak bym pod jego nieobecność wrócił do swojego świata... Mam rację?- Westchnął i wyciągnął papierosa z kieszeni spodni - Dobra spadajcie bo robi się tu jakoś strasznie melodramatycznie.
Law złapał za nadgarstek pobladłego Luffy'ego i pociągnął na korytarz. Sanji zatrzasnął za nimi drzwi i wrócił do salonu w poszukiwaniu Marimo. Stał w kuchni i coś robił, podszedł do niego i ze zgrozą stwierdził, że właśnie zaczął przypalać jajka.
- O zgrozo... - Sanji obszedł go i zabrał mu patelnie z ręki dotykając przy tym jego dłoni, jego serce samoistnie zaczęło szybciej bić. - Takich Alg Morskich nie powinno się wpuszczać do kuchni.
- Bardzo śmieszne. - Zoro wyglądał na wkurzonego.
- Dobrze, zrobię ci śniadanie a ty mi powiedz co tu się właściwie rano stało. - Sanji odłożył na bok spaloną jajecznice i zaczął szykować porządne zdrowe i odżywcze śniadanie nie patrzył przy tym na zielonowłosego.
- Law zna pewnego człowieka. - Zoro usiadł w kuchni na wysokim krześle. - Policja już od dawna chce go zamknąć za nie legalną działalność.
- A Luffy wariuje bo?
-  To podobno niebezpieczny człowiek...
Sanji przełożył jedzenie na dwa talerze i podał jeden zielonowłosemu napotykając przy tym jego intensywne spojrzenie, wzdrygnął się.
- Najchętniej zerżnął bym cię tu i teraz... - Zoro przyjął talerz z jedzeniem.
Sanji z trudem zachował spokój chociaż jego serce zaczęło walić jak szalone a umysł zaczął podsuwać poranny sen.
- Dziwna forma podziękowań... - Usiadł i zaczął jeść powtarzając sobie w myślach, że nic mu nie grozi a ten napalony Glon tylko sobie żartuje. - Przypominam ci że miałeś mi dać spokój. 
- Tak, wiem ale czas leci.. - Uśmiechnął się lubieżnie znad talerza na co ciało Sanji'ego przeszyły przyjemne prądy. ''Pieprzone ciało" klął w myślach pochylając się bardziej nad talerzem by ukryć lekko różane policzki. - Co będziesz dziś robić?
Do chłopaka ledwie dotarły te słowa bo właśnie toczył w swoim wnętrzu bitwę o zachowanie spokoju.
- A co? - Mruknął odważając się spojrzeć na twarz drugiego mężczyzny.
- Nie wiem co zrobiłeś z telefonem ale wczoraj dzwonił do mnie Zeff, pytając czy już cię poćwiartowałem a jak nie to czy łaskawie mógłbyś ruszyć dupsko i przyjść w końcu do restauracji bo inaczej sam to zrobi.
Sanji zamrugał kilkakrotnie szybko układając w głowie wszystkie fakty jakie zdobył do tej pory i tak pamiętał, że słodka Vivi-chan pokazywała mu jakieś klucze od restauracji.
- To chyba nie jest dobry pomysł... - Owszem był ciekawy i to nawet cholernie ciekawy jaki w tym świecie może być ten stary pierdziel ale kolejne tłumaczenie komuś co się dzieje i że tak naprawdę to nie jest on mogłoby być uciążliwe. 
- Niby dlaczego, jesteś w końcu kucharzem możesz odwalić swoje...A jak nie chcesz to chociaż zobaczy, że żyjesz...
- I naprawdę myślisz, że się nie zorientuje, poza tym nie  mam zielonego pojęcia gdzie jest ta cała restauracja... - Wstał i podszedł ze swoim talerzem do zlewu. 
- A ten dalej swoje... - Zoro mruknął wściekły i również wstał kończąc posiłek.
- Nie moja wina, że ty nie chcesz mi uwierzyć Algo... - Sanji popatrzył na niego zadziornie, wiedział że nie może dać się stłamsić.  
- Mógłbyś w końcu przestać grać w te swoje gierki i nie wciągać w to innych ludzi.
- Teraz mówisz o tym, że tak naprawdę nie jestem sobą czy nawiązujesz do zakładu swojego chłopaka?  - Sanji mówił nad wyraz spokojnie dodając do wypowiedzi nieco jadu.
- Ty! - Zoro złapał go mocno za ramie i szarpnął odciągając od zlewu. 
Blondyn wzdrygnął się widząc wściekłość na jego twarzy nie spodziewał się aż takiej porywczej reakcji, musiał jakoś uratować sytuacje by nie zostać pobity przez tego rozwścieczonego dzika. 
- No co ja? - Wycedził przez zęby. - Uspokój się i puść moje ramie bo to boli...
Poczuł jak Zoro poluźnia uścisk i odsuwa się nieco.
- Jak nie chcesz zemną być to powiedz a nie wymyślaj jakiś nie stworzonych historii. Mogę się wynieść jak tak bardzo tego chcesz...
- Zamknij się idioto! - Sanji zaczęła pulsować żyłka na czole. - Kurwa jeszcze brakuje byście się rozeszli przez twoją tępotę. - Wyciągnął papierosy i próbował odpalić zapalniczkę ale utrudniały mu to trzęsące się ze wściekłości ręce.
Czół na sobie wzrok zielonowłosego kretyna, starał się coś wymyślić. Kusiło go by kazać mu wypierdalać do cholery, miał by go chociaż z głowy ale czół, że mogłoby to bardziej skomplikować sprawy. W końcu zaciągnął się papierosowym dymem i odetchnął głęboko.
- Jak już się łaskawie uspokoisz, najlepiej idź i weź sobie zimny prysznic. To jak nie masz innych planów na dzisiaj to zabierz mnie do tej restauracji, trzeba też zrobić zakupy bo jak byś nie usłyszał Luffy przyjedzie wieczorem a ten to niema dna w żołądku.
- Nie pójdę tam z tobą.... 
- Dlaczego?
- On mnie nienawidzi, już wystarczy, że się nasłuchałem przez telefon...
Sanji rozmasowywał sobie obolałe ramie, przeklinając w myślach to kruche ciało.
- To tylko stary pryk... - Blondyn próbował wyczytać coś z jego twarzy mimowolnie był coraz bardziej ciekaw tego świata i żyjących tu ludzi, poza tym nic mu się nie stanie jak będzie dla tego Glona trochę milszy. - To zróbmy tak, pójdziesz zemną na zakupy a jutro Luffy zabierze mnie do restauracji, dasz rade? Czy dalej wolisz spierać się kto ma racje albo się szarpać? - Sanji patrzył na niego najspokojniej jak w tym momencie potrafił.
- Dobra.


Sanji westchnął ciężko a żyłka irytacji pulsowała na jego czole, popatrzył na kanapę. Luffy leżał i zawodził żałośnie jak jakieś małe szczanie które zostało porzucone przez swojego pana. Ta zielona małpa poszła gdzieś twierdząc, że ma trening.
- Luffy daj już spokój.
- Ale...ale on pojechał!
- Przecież powiedział, że za kilka dni wróci. - Blondyn podszedł do niego i kucnął przy kanapie.
- Ty nic nie rozumiesz. - Luffy wciskał twarz w poduszkę, zagłuszając tak jęki. Kucharz trzepnął go otwartą dłonią w tył głowy.
- Słuchaj głupku, jak powiedział, że wróci to wróci dokądkolwiek pojechał i jeśli ryzykuje swoim życiem to prawdopodobnie ma powody, więc weź się w garść i przestań ryczeć bo to żałosne...
- Ale ja... - Luffy podniósł się i popatrzył na blondyna ze łzami w oczach.
- Tak jesteś żałosny, dziecinny i jak go kochasz to weź się w garść bo jak to świadczy o tobie bekso... - Sanji patrzył jak przyjaciel zagryza dolną wargę i próbuje się uspokoić, był ciekawy czy ich kapitan jak by się zakochał to czy też by się tak  martwił o swoją drugą połówkę. A może to bezsilność tak przytłaczała młodego chłopaka, pewnie gdyby tylko mógł pojechałby razem z nim.
- Jestem głodny... - Pociągnął nosem.
Sanji zaśmiał się głośno i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Już cię nakarmię...
Kucharz jak powiedział tak zrobił i już po chwili przyglądał się jak czarnowłosy wcina pyszności jakie mu przygotował.
- Powiedz mi, zabierzesz mnie jutro do restauracji Zeffa? - Sanji patrzył jak na te słowa chłopak prawie wypluwa jedzenie.
- Ja? Dlaczego ja? Czemu chcesz tam iść? To zły pomysł...
Blondyn zamrugał gwałtownie widząc mieszane uczucia na twarzy Luffy'ego.
- Co jest z wami? To wcale nie jest mój pomysł, to on dzwonił do Zoro'a ...
-Zeff zadzwonił do Zoro'a?! - Chłopak wyglądał jak by się nad czymś zastanawiał - No w sumie, pewnie pomyślał że coś ci się stało minęło już trochę czasu...
- Dobra, opowiedz mi wszystko po kolei bo nic z tego nie rozumiem...
- Nie. - Luffy wyszczerzył się - Może tym razem ty mi opowiedz jak to było u ciebie? Bo rozumiem, że wiesz kim jest Zeff?
Sanji westchnął i zapalił papierosa, w sumie nic mu nie szkodziło trochę powspominać.
- Dobra, niech ci będzie, no to może zacznę od dnia w którym poznałem tego starego piernika...

Blondyn dopalał już kolejnego papierosa i spoglądał na tą oniemiałą twarz przyjaciela. Sam nie wierzył jak bardzo się wkręcił w swoje wspomnienia. Opowiadał już któraś godzinę nie szczędząc szczegółów. I nawet nie skończył na wspomnieniach z Zeff''em tylko dalej opowiadał jak poznał Luffy'ego i jak ruszyli razem ratować jego pięknom Nami-san i skopali dupska rybo ludziom. Opowiadał te wspaniałe przygody z uśmiechem na ustach a serce kuło go coraz bardziej. Sanji starał się nie zwracać na to uwagi by nie robić przykrości drugiemu chłopakowi który wchłaniał każde jego słowa i wydawał się chodź na chwile zapomnieć o trapiących go problemach.
- Czyli teraz macie nowy statek! Taki wypasiony? - Luffy wymierzał ciosy tak jak by jego ręce miały się zaraz rozciągnąć. - Jestem super silny!
- Tak, Sanny Go jest wspaniały...
- Wiesz jeśli wcześniej się trochę wahałem czy ci uwierzyć to teraz wierze ci na milion procent! Takich historii nie da się zmyślić człowieku!
- Tak wiem, nie musisz krzyczeć... - Sanji ziewnął i przeciągnął się do jego uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi i już po chwili za rogu wyszła ta Alga morska.
Luffy od razu do niego doskoczył i bez słowa podciągnął koszulkę ukazując ładnie umięśniony brzuch. 
- Mówisz taka blizna! - Chłopak nakreślił palcem na ciele Zoro'a niewidzialną linie. Blondyn podszedł do nich i podciągnął jeszcze wyżej koszulkę zaskoczonego mężczyzny.
- Nie, taka... - Sanji dotknął palcem gorącej skóry i przejechał wzdłuż jego ciała.
- Pierdzielisz?! - Luffy wręcz podskakiwał z podniecenia.
- Co wy robicie? - Zoro dał obu po łapach i naciągnął koszulkę z powrotem.
- Ty i tak nie uwierzysz... - Sanji wrócił do kuchni gdy zdał sobie sprawę co on właściwie wyczyniał. Słuchał jak Luffy z fascynacją opowiada Zoro nowo poznane fakty podskakując przy tym jak wariat. 
- Słyszysz Prawdziwy Cyborg!!!
- Prócz mnie pewnie słyszał cały blok, uspokój się kretynie i daj mi w końcu wejść do domu.
Sanji uśmiechnął się pod nosem szykując już kolacje dla glona. Luffy puścił Zoro i zniknął za drzwiami łazienki zostawiając ich samych. Mężczyzna wszedł do kuchni uprzednio zostawiając plecak i podłużny czarny pakunek pod ściana. Sanji domyślał się że tam pewnie są jego katany.
- Jak to zrobiłeś? Myślałem, że ciągle będzie zawodził...
- To Luffy po prostu zająłem jego uwagę czymś innym. - Spiął się gdy poczuł jak blisko jego staje zielono włosy który pachnie tak...''kurwa''... pomyślał i podał mu jedzenie.
- Opowiadając mu zmyślone bajeczki? 
- Nie ważne jakie - Westchnął z rezygnacją - Przynajmniej nie ryczy. Patrzył jak glon przewraca oczami i nie potrafił zrozumieć jak można być tak upartym.
Luffy usiadł obok Zoro i wymownie spojrzał na kucharza.
- Jeść! - uśmiechał się - Jeśli dalej chcesz to pójdziemy jutro do restauracji.
- Świetnie... - podał mu talerz pełny jedzenia i westchnął w duchu jutro pewnie też nie da rady odwiedzić muzeum.



Sanji przełknął ślinę, musiał przyznać że nie dziwił się, Zoro'u który nie chciał tu z nim przyjść ani Luffy'emu  wzbraniającemu się przed wejściem do środka. Cieszył się, że po jego namowach w końcu wszedł i po cichu zajął jeden z stolików. W pierwszej chwili ucieszył się, że restauracja nazywa się tak samo a widok tego starego pryka z obiema nogami też był wzruszający. Ale te uczucia bardzo szybko minęły zastąpione narastającym wkurzeniem, już od dobrej godziny wysłuchiwał wrzasków na swój temat i ze zgrozą stwierdził, że Zeff jest bardzo mało tolerancyjny i chyba naprawdę nienawidzi Zoro. Uchylił się przed nadlatującą chochlą która zatrzymała się na ścianie i z brzękiem upadła na podłogę.
- I co mi masz do powiedzenia szczeniaku...
- Żebyś se oszczędził kazań bo i tak mam to w dupie... Przyszedłem tylko powiedzieć, że jestem teraz zajęty i nie będzie mnie jeszcze przez kilka dni...
- Że co! - Teraz musiał uchylać się przed nadlatującą patelnia która upadła niedaleko chochli robiąc tylko więcej hałasu. Reszta pracowników starała udawać, że nic się nie dziele dalej sprawnie gotując by goście otrzymali swoje posiłki. - To wszystko przez tego twojego przeklętego ruchacza, ułożył byś sobie normalnie życie a nie...
- Dość! - Nie rozumiał dlaczego tak bardzo się wkurzał. - Nie będziesz mówił mi jak mam żyć a tym bardziej nie masz prawa obrażać tego zielonego idioty bo to wyłącznie moje zadanie. Jak z nim jestem to najwidoczniej odpowiada mi taki układ wiec łaskawie daruj sobie takie wywody bo nie mam zamiaru tego słuchać. Jak tego nie rozumiesz to gotuj sobie sam w tej parszywej restauracji bo moja noga tu więcej nie postanie dopóki ty nie nabierzesz dystansu.

Chwilę jeszcze mierzył się z nim spojrzeniami po czym odwrócił się napięcie i wychodząc tylnym wyjściem trzasnął drzwiami, demonstrując tak swoje niezadowolenie. Wyciągnął papierosa i odpalił pośpiesznie by uspokoić skołatane nerwy. Obszedł budynek i zobaczył jak Luffy czeka na niego przed głównym wejściem, podszedł do niego.
- Było słychać?
- Noooo. Pojechałeś...
- Miałeś racje, nie powinienem tu przychodzić...
- Może dobrze się stało, on zawsze był straszny ale odkąd jesteś z Zoro to...
- Daj temu spokój, to tylko dziadyga, jak wróci ten wasz Sanji to na pewno się jakoś dogadają...Chociaż straszny z niego dupek.
- To miłe, że stanąłeś w obronie Zoro'a - Luffy uśmiechnął się łobuzersko. - Może jednak go lubisz bardziej niż myślisz...
Sanji prychnął i spiorunował spojrzeniem czarnowłosego chłopaka.
- Po prostu wkurzał mnie ten stary pryk a gadasz tak jak by on nigdy nie stawał w jego obronie.
- Ja tam nie wiem... - Luffy zaczął gwizdać i odwrócił wzrok, kucharz pomyślał, że w tym związku jest więcej problemów niż sądził ale trudno nie do niego należy naprawianie ich relacji. Już i tak za bardzo się tym wszystkim przejmuje.
- Wiesz co, mam super pomysł! Chodźmy do Zoo... - Luffy przyklasnął sobie - Zobaczysz będzie fajnie, zadzwonię po Nami i Usoppa.
- Niech ci będzie. - Sanji uśmiechnął się musiał przyznać, że zaczynało mu się tu podobać.



Sanji odetchnął z ulgą gdy zobaczył znajomy duży budynek z wielkim napisem "Muzeum" nad drzwiami. Wszedł do środka gasząc wcześniej papierosa. Nie wiedział jak to się stało, że te kilka ostatnich dni tak szybko uciekło. Pewnie stało się to za sprawą Luffy'ego który cały czas ciągał go po różnych miejscach, puszczał filmy a nawet namówił Usopp'a i Nami-san by pojechali razem z nimi nad morze. Nie mógł powiedzieć, że mu się nie podobało ponieważ bawił się doskonale w zupełności zapominając o bożym świecie. Przemierzał korytarz mijając ludzi i zmierzając do wystawy ze zwierciadłem, plując sobie w borę. Jak mógł zapomnieć o tej głupiej umowie glona, prawie cały czas się mijali i nawet nie rozmawiali odkąd Luffy z nimi zamieszkał. Było mu to na rękę bo w końcu poczuł się komfortowo i bezpiecznie, ale za to wczoraj przyszedł i z lubieżnym uśmiechem na ustach oznajmił żebym się przygotował na namiętną noc bo ich umowa się kończy. Spiął się cały gdy przypomniał sobie to spragnione seksu ogniste spojrzenie. Wiedział, że musi coś zrobić, więc wstał z samego rana, zrobił śniadanie i wyszedł z mieszkania jak oboje mężczyźni jeszcze smacznie spali. Skręcił w prawo i rozejrzał się, nic nie rozumiał zwierciadła nigdzie nie było zamrugał gwałtownie i podszedł bliżej miejsca w którym powinno stać ogromne lustro. Zamiast niego wisiała złota tabliczka z wielkim czarnym napisem "Wystawa przeniesiona".
Sanji'emu na chwile stanęło serce, co on teraz zrobi? 
Zaczął myśleć gorączkowo szukając jakiegoś logicznego wyjścia z sytuacji. Szybko wrócił się do wejścia i podszedł do ładnej szatynki siedzącej w informacji.
- Przepraszam panią bardzo... - Bardzo starał się zachować spokój i uśmiechnął się zniewalająco bo dziewczyna była naprawdę śliczna. - Czy może mi pani udzielić informacji na temat tego ogromnego Zwierciadła które podobno zostało przeniesione?
Na policzkach dziewczyny wykwitł delikatny rumienie, kiwnęła głową i zaczęła stukać w klawiaturę komputera.
- Dwa dni temu, zostało przewiezione do innego muzeum...
- Do jakiego? - Zbladł lekko nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się dzieje.
- Zostało przetransportowane samolotem do Francji od przyszłego tygodnia będzie można go obejrzeć w Luwrze.
- Ach... - Sanji starał się opanować drżenie rąk - Dziękuje bardzo... - Odwrócił się napięcie i prawie wybiegł na zewnątrz.



1 komentarz:

  1. Ja wiem że moja prędkość w komentowania jest na poziomie 9000 ja wiem >.> no cóż ja mogę powiedziec, bjuryful *klask klask*

    OdpowiedzUsuń