No dobrze, obiecałam rozdział w niedziele i oto on:) Miłego czytania:)
Po drugiej stronie lustra
Blond włosy chłopak usiadł na kanapie, w napadzie złości i bezsilności zdemolował mieszkanie. Dosłownie zdemolował bo wszędzie walały się papiery, książki i wszystko co było do wywalenia z półek. Nawet kuchnia oberwała bo jedne drzwiczki zwisały trzymając się tylko na dolnym zawiasie. Ramka z ich zdjęciem z czasów szkolnych które do tej pory stało bezpiecznie na komodzie, roztłuczone leżało na podłodze w towarzystwie albumów. Oczy go piekły od bezsilnego płaczu którego nie potrafił powstrzymać przez długi czas. Dyszał ciężko zmęczony całą tą rozróbą, już zawszę zostanie w tym słabym, bezużytecznym ciele. Trzęsącymi dłońmi odpalił sobie papierosa licząc, że może to przyniesie mu ulgę i chodź trochę pozwoli się opanować.
- Co tu się kurwa stało?
Sanji podniósł energicznie głowę, nawet nie usłyszał jak ten glon wchodzi do mieszkania.
- Nic... - Odpowiedział ochrypłym od wrzasków głosem.
Zoro położył plecak na podłodze i ostrożnie podszedł do niego mijając ich wspólne zdjęcie na podłodze.
- Pytam się, co się stało? - Patrzył na niego z góry.
Sanji poderwał się, był wystarczająco wściekły żeby dać się ponieść emocją i tak nie było sensu dalej się powstrzymywać.
- Gówno! Co cię to w ogóle obchodzi, mówiłem ci że nie jestem tym kim myślisz....I radzę ci, żebyś się z tym pogodził bo tamten już nigdy nie wróci! - Sanji'emu znowu popłynęły łzy po policzku, było mu wszystko jedno czy glon go zobaczy czy nie, i tak wszystko się skończyło, jego marzenia i przyjaciele już nigdy ich nie zobaczy.
- Spokojnie...
Sanji patrzył w te pełne niepewności i zmartwienia oczy które skierowane były prosto na niego. Zapragnął uciec przed tym czułym wzrokiem, który tak nie pasował do tego glona. Poczuł ogromny wstyd, że kolejny raz dał się ponieść wzburzonym emocją, ruszył do łazienki byle tylko zostać samemu i uciec przed tym świdrującym go spojrzeniem od którego miękło mu serce.
Poczuł jak silna dłoń łapie go za ramię i z siłą zatrzymuje.
- Puszczaj mnie! - Krzyknął próbując się wyrwać.
- Nie, nie schowasz się tym razem w łazience ani nigdzie indziej.
Głos glona był bardzo stanowczy, jeszcze raz się szarpnął ale w rezultacie został popchnięty na ścianę.
- Zostaw mnie! - Sanji podniósł głowę i popatrzył zielonowłosemu prosto w oczy, wzdrygnął się gdy zdał sobie sprawę jak blisko siebie są. Mężczyzna trzymał go mocno za ramiona i przyciskał do ściany, był tak zmęczony swoim wybuchem złości, że nie miał nawet siły go odepchnąć. Mimo to zaczął się szarpać co sprawiło że uścisk na ramionach stawał się coraz silniejszy.
- Uspokój się...i powiedz co się stało...
Kucharz złapał go za skraj koszulki i spuścił głowę, nie miał już siły prowadzić tej bezsensownej szamotaniny. Tak bardzo pragnął znów zobaczyć ich piękny statek i całą załogę, nawet tego głupiego glona z tym swoim drwiącym uśmieszkiem.
- Zwierciadło opuściło Japonię... Już nigdy nie wrócę do domu... - Głos mu się złamał, a serce łomotało jak szalone, już nawetnie próbował się szarpać czując za sobą chłodną ścianę a przed sobą gorącego Zoro'a
- Więc zostań zemną...
- Nie chce...
- Sanji, Kocham cię...
Blondyn podniósł głowę, już chciał mu powiedzieć, że jest idiotom, i wcale go nie kocha bo jego ukochany jest w jego świecie i już nigdy go nie spodka ale nie mógł. Poczuł jak gorące usta, dotykają jego własnych, całując go mocno i namiętnie. Nogi się pod nim ugięły, nie potrafił nic zrobić, stał jak sparaliżowany czując gorące ciało przylegające do niego i wciskającego go w ścianę. Zacisnął mocno powieki czując, że drugi pogłębia pocałunek nie pozwalając nawet zaczerpnąć powietrza.
"BŁAGAM NIE"
Sanji'emu wirowało w głowie tak bardzo, że aż zrobiło mu się niedobrze. Poczuł ból rozchodzący się po całym ciele i kumulujący się w lewej ręce. Nie czół już za sobą chłodnej ściany ani miażdżących mu ramion silnych dłoni. Wzdrygnął się gdy zdał sobie sprawę, że pocałunek też był inny i o zgrozo to on kogoś całował. Nie rozumiejąc co się dzieje otworzył oczy i cofnął się gwałtownie o dziwo nie uderzając w ścianę. Popatrzył przed siebie i zobaczył tego zielonego przygłupa z lekko zaczerwienionymi policzkami i zmieszanym spojrzeniem.
- Co to Kurwa znaczy! - Warknął i z całej siły kopnął drugiego mężczyznę w brzuch z taką siłą, że ten wyleciał przez sufit tworząc w nim sporych rozmiarów dziurę.
Sanji zaczął się rozglądać i nie wierzył własnym oczom, od razu poznał ich cudowny statek i wielkie magiczne zwierciadło stojące pod ścianą. Pomijając ból poczuł się cudownie w własnej skórze. Nie rozumiał co się właściwie stało, zrobił parę kroków i niepewnie przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze, radość w jego sercu szybko zmieszała się z wściekłością. Rozumiał już skąd się wziął ten ból, poczerwieniał ze złości i wybiegł z pomieszczenia.
Zoro wylądował na deskach pokładu wzbudzając tym zainteresowanie reszty załogi. Nie rozumiał co się stało, pozwolił się pocałować, co naprawdę sprawiło mu większą przyjemność niż sądził. A później te zdziwione niebieskie oczy i precyzyjnie wymierzony cios. Usiadł gwałtownie gdy dotarły do niego fakty. Rozjuszony blondyn wpadł właśnie na pokład nerwowo się rozglądając. Widział jak wściekłe oczy namierzają jego pozycje i piorunują nienawiścią. Podbiegł do niego i zaczął kopać bosą stopą prosto w brzuch.
- Co wyście mi kurwa zrobili! - Uczucie gniewu powoli ustępowało gdy coraz bardziej docierało do niego, że w końcu jakimś cudem wrócił do domu. Ale jakoś nie potrafił przestać kopać towarzysza czując jeszcze jego gorące ust na swoich. Nie wierzył, że ten krety pozwolił się pocałować. - Ty parszywy gnojku, chamie, idioto... I dlaczego się nie bronisz pojebie! - Wymierzył kolejny cios który tym razem został zatrzymany. Poczuł silne dłonie na swojej kostce i jak z siłą zostaje powalony na deski. Nie zabolało go to bardzo ale na tyle, że pozwoliło mu się uspokoić. Zaczął się śmiać gdy dotarło do niego jak komicznie musiała wyglądać ta scena, uczucie gniewu ustępowało wypierane przez ogarniające go szczęście.
Zoro patrzył na pokładającego się ze śmiech blondyna i aż ścisnęło go coś w środku gdy był już pewny, że to naprawdę on.
- Sanji! - Luffy podbiegł do niego i zaczął go ściskać. - To naprawdę ty!
Reszta załogi również podbiegła by objąć lub poklepać przyjaciela.
Jedyną osobą która podeszła do niego był Chopper który z rozmachem podniósł mu koszulkę by na pewno sprawdzić jak się mają jego rany. Po jego minie i po uporczywym szczypaniu i bólu stwierdził, że wcale nie jest dobrze.
Sanji pozwolił się po obściskiwać a gdy Nami-san i Robin-chan go objęły był tak szczęśliwy, że całkowicie zapomniał w jakiej sytuacji się znalazł zaraz po powrocie. Sam nawet nie potrafił opisać jak bardzo był teraz szczęśliwy. Zerknął na zielonego przygłupa i nie umknęło jego uwadze, że liczne bandaże na brzuchu w który tak intensywnie go kopał zaczęły przesiąkać krwią.
- Dobra, kto nam tak skopał tyłki? - Ogarnął wszystkich spojrzeniem upewniając się czy jego kochanym damom nic nie jest, całe szczęście kobiety na pierwszy rzut oka wyglądały na całe i zdrowe czego nie mógł powiedzieć o sobie i tym przeklętym Marimo. - Dlaczego tylko my wyglądamy jak by spadła na nas wielka armata? Dlaczego mam tak idiotyczną fryzurę i gdzie są kurwa moje buty?
Sanji patrzył jak ich kapitan śmieje się głupkowato a reszta załogi jak by straciła nim zainteresowanie, kontem oka dostrzegł też jak Chopper siłą zaciąga Marimo do gabinetu lekarskiego.
- Mam przynajmniej nadzieję, że dobrze was karmił... - Sanji odetchnął głęboko, teraz wiedział, że już wszystko będzie dobrze.
Zoro patrzył jak blondyn przegląda się w łyżce z kwaśną miną.
- Czyli twierdzicie, że sam to zrobił?
Nami razem z Usopp'em pokiwali głowami, Luffy patrzył w przeciwną stronę i gwizdał nerwowo. Szermierz przełknął nerwowo ślinę widząc wzrok kucharza skierowany prosto w kapitana.
- Luffy głąbie...Czy oni mówią prawdę?
- Tak... - Chłopak spocił się i poczerwieniał na twarzy, Zoro pomyślał że Kuk nigdy im nie uwierzy w taką ściemę.
Tak jak się spodziewał, blondyn podszedł do Luffy'ego siedzącego ze wszystkimi przy stole a smukłe palce zacisnął na jego policzku.
- Gadaj jak było naprawdę... - Patrzył jak brewka coraz bardziej ściska i naciąga policzek kapitana. Luffy jęknął żałośnie, na jego szczęście szybko przyszło wybawienie w postaci Usopp'a.
- Ależ Sanji spokojnie... Czemu byśmy mieli cię okłamywać? On był zupełnie inny niż ty... - Usopp złapał go za ramiona odciągając delikatnie od kapitana i okrążając stół prowadząc z powrotem do jego kuchni. - A my tak bardzo tęskniliśmy za tobą i martwiliśmy się...Lepiej opowiedz jak się tam miałeś i w jaki sposób udało ci się wrócić niż rozpamiętywać coś przy czym nawet cię nie było, włosy odrosną...A ręka się zagoi.
Zoro patrzył jak twarz kucharza zmienia się z każdym słowem ich towarzysza.
Również się zastanawiał jak to w ogóle możliwe że wrócił, w końcu nie patrzył w zwierciadło bo byli zajęci "podziękowaniami". Napotkał dziwnie skołowane spojrzenie blondyna wpatrujące się w niego, miał przeczucie, że myślą o tym samym.
Sanji odwrócił wzrok, dobrze wiedział, że tego przeklętego zwierciadła nie było nawet w pobliżu kiedy wrócił, tylko te głupie Algi...O nie,nie,nie...Nikt nigdy nie może się dowiedzieć...
- Kłamca... - Strzepał z ramion ręce Usopp'a - To może jeszcze mi powiecie, że sam się tak poturbowałem? Czy to ten niedorozwinięty zielony plankton minie tak urządził? - Rzucił groźne spojrzenie Zoro'u i zaczął sprzątać swoją kuchnie, stwierdzając, że nie dość że ktoś zostawił tam burdel to jeszcze prawie nic nie leżało tam gdzie powinno.
- Nie no, po prostu mieliśmy kłopoty i jak prawdziwy rycerz rzucił się mi na ratunek... - Nami wstała i również podeszła do blondyna poklepując go lekko po ramionach. - Nie gniewaj się na nas Sanji...To stało się tak szybko, że nikt nie zdążył nawet zareagować. - Dodała melodyjnym głosem próbując go udobruchać i zaczęła głaskać jego ranną lewą rękę.
- Ach najsłodsza Nami-san! - W oczach kucharza pojawiły się małe serduszka a serce ciepło zadrgało, wiedział że to tylko próba odciągnięcia go ot tematu ale i tak było to miłe. - Oczywiście, że nie będę się gniewał - Uradowany zaczął skakać w okuł dziewczyny - Jak tylko tu ogarnę to przygotuje wam pyszną kolację...
- Imprezka! - Zawył kapitan.
- Pomożemy ci. - Robin zaczęła sprzątać bałagan który wcześniej pozostawiły razem z Nawigatorką.
Zoro patrzył jak atmosfera zaczyna się rozluźniać, kucharz jak by całkowicie zapomniał o złości, dawał się czule głaskać lub poklepywać dziewczyną. Musiał przyznać, że dobrze to rozegrały, przynajmniej tymczasowo uratowały mu skórę. Był też wdzięczny że żadna nie wspomniała o jego heroicznej misji ratunkowej, nie chciał by blondyn myślał, że jest mu coś dłużny. Po za tym, wróciło do niego wspomnienie pocałunku, nie spodziewał się, że jego usta będą takie miękkie i gorące. Pozwolił się pocałować, miał nadzieje, że mu się nie spodoba a teraz miał o zgrozo ochotę na więcej, nie tylko na te słodkie usta.
- Wszystko wróci do normy, zobaczysz... - Usopp usiadł obok niego, uśmiechał się łagodnie, jak by dokładnie wiedział o czym teraz myśli.
- No jasne! - Luffy jak małe dziecko wskoczył na stół i zaczął swoje dziwne tańce wygi bańce.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a impreza rozkręciła się na dobre.
Zabawa trwała w najlepsze, dzięki pomocy dziewczyn szybko uporał się z przekąskami i przenieśli się na świeże powietrze. Do radosnych tańców kapitana dołączył również Usopp i Chopper a Franki przygrywał im na małej gitarce.
Siedział na schodkach i palił papierosa podziwiając tą magiczną scenę, tak bardzo za tym tęsknił i chciałby cieszyć się z całego serca z powrotu ale nie potrafił. Skierował wzrok na glona siedzącego przy wszystkich i wesoło popijającego sake prosto z butelki. Dlaczego dał się mu pocałować, to przecież chore musi być jakieś proste wytłumaczenie, dlaczego go nie odepchnął i nie skopał mu dupska za próbę zrobienia czegoś takiego... - Potrząsnął głową, dopalił papierosa a niedopałek wyrzucił za burtę, ciesząc się wspaniałą pogodą i cudownym zapachem morza za którym również bardzo tęsknił.
Wstał i udał się do kuchni bo powoli zaczynało brakować przekąsek.
Zoro stwierdził ze smutkiem, że skończył mu się alkohol, wiec wstał lekko szturchając podpitą nawigatorkę. Musiała bardzo ucieszyć się z powrotu Kucharza bo sobie zaszalała również popijając sake prosto z butelki. Popatrzyła na niego intensywnie i uśmiechnęła się.
- Jak już idziesz to mnie też przynieś...Zrobimy sobie zawody.
Zoro skrzywił się ale nic nie powiedział, w końcu świętowali i to jej problem jak jutro nie dość, że obudzi się z kacem to jeszcze pokonana w piciu. Ruszył do kuchni po upragniony napój nie zauważając nawet, że nigdzie nie było kucharza. Wszedł do kuchni i zobaczył jak blondyn szykuje kolejne jedzenie, stwierdził że jedną ręką dawał sobie doskonale rade.
Rozejrzał się ale nikogo innego nie zauważył, minął go bez słowa i wyciągnął kilka pełnych butelek z półki. Chciał jak najszybciej wrócić do reszty.
- Musimy pogadać... - Sanji odwrócił się w jego stronę i oparł o blat kuchenny. Nie mógł dłużej ignorować tego co prawdopodobnie się stało a byli teraz sami więc mogli na spokojnie porozmawiać.
- Niby o czym? - Silił się na obojętny ton ale tego się własnie obawiał.
- Nie udawaj kretyna większego niż jesteś...I słuchaj uważnie bo nie zamierzam powtarzać - Blondyn starał się mówić spokojnie i dobrać odpowiednie słowa by ten kretyn na pewno go zrozumiał. - Reszta załogi może wciskać mi kit w który i tak nie uwierzę, pomijając już fakt mojego opłakanego wyglądu z którym podobno nie masz nic wspólnego, możesz mi łaskawie powiedzieć dlaczego dałeś się mu pocałować? - Sanji patrzył prosto w te ciemne oczy w których na szczęście nie dostrzegał jakiś głębszych uczuć lecz intensywne myślenie. - Bądźmy szczerzy, przed całym tym zajściem z lustrem o coś się na mnie strasznie wkurwiałeś. Rozumiem, że mnie nie lubisz ale wyjaśnij, to miał być jakiś rodzaj dopieczenia mi? Chciałeś się zemnie nabijać jak już wrócę? Bo jak tak to powiem ci, że jesteś popaprany...
Zoro mierzył się z tym intensywnym spojrzeniem, wiedział że nie ominie ich ta rozmowa ale nie sadził, że nastąpi tak szybko i że blondyn będzie go podejrzewał o takie okropne rzeczy.
Teraz wszystko zależało od niego, może mu powiedzieć całą prawdę i zmierzyć się z konsekwencjami jak prawdziwy mężczyzna albo skłamać i udawać, że wszystko jest tak jak dawniej.
- Nigdy nie powiedziałem, że cię nie lubię... - Zoro odstawił butelki na blat i odetchnął głęboko. - Byłem wściekły ponieważ... Zrobiłeś po pijaku coś strasznie głupiego, ale teraz myślę że zachowywałem się naprawdę głupio. Jeśli chodzi o ten pocałunek to, to był tylko przypadek...
- Przypadkowo się całowaliście? - Teraz jemu robiło się głupio, nie spodziewał się tak spokojnej i wylewnej wypowiedzi.
- Nie całowaliśmy, tylko on pocałował mnie przez przypadek...To była taka ciapa, że aż żal się człowiekowi robiło... - Zoro podrapał się po głowie. - Po prostu rozmawialiśmy gdy statek się zakołysał i wpadł na mnie. - Patrzył na niepewną minę kucharza - Wiesz raczej nie jarają mnie pokręcone brewki a tym bardziej mazgajowate ciapy... Myślę, że mam lepszy gust.
- Mazgajowata ciapa... - Sanji uniósł brew. - Więc to był przypadek i ja w to mam uwierzyć?
- Gówno mnie obchodzi czy uwierzysz, matko co oni ci tam zrobili chyba nie myślisz, że chciałbym się z tobą c... - Zoro udał rozgniewanego, to była ostatnia szansa by ta pokręcona brewka mu uwierzyła i dała sobie spokój, dla ich dobra.
- Jasne, że nie! - Sanji przerwał mu szybko i zaczerwienił się lekko, jak mógł w ogóle pomyśleć że ta Alga zrobiła by coś takiego. Naprawdę ten pobyt po drugiej stronie lustra namieszał mu w głowie.
- No właśnie... - Szermierz odetchnął w duchu, zaczął zbierać flaszki z alkoholem.
Sanji patrzył na rozpiętą koszulę towarzysza a raczej na skrupulatnie zawiązane bandaże pod nią.
- Co właściwie Ci...Nam się stało? - Kucharz próbował wydobyć jakieś konkrety od reszty załogi ale nikt nie chciał podać mu żadnych szczegółów.
- To co zawsze... - Odpowiedział wymijająco i ruszył do wyjścia, w zupełności już mu wystarczyło tych wyjaśnień na dzisiaj.
Sanji zmarszczył brwi, obiecał sobie w duchu, że wyciągnie z kogoś co tak naprawdę się stało i kto miał czelność urządzić tak jego rękę.
- Poczekaj...weź to...- Kucharz wyciągnął w jego stronę pełny półmisek.
Zoro podszedł do niego, przełożył butelki do jednej reki i przyjął półmisek wypełniony jedzeniem, nie mógł się oprzeć by niby przypadkiem nie musnąć jego palców u dłoni swoimi.
Przeszył go przyjemny dreszcz gdy przez ten ułamek sekundy poczuł jego chłodną skórę.
Sanji zabrał rękę, gdy poczuł rozpaloną skórę towarzysza, nie rozumiał jak można być aż tak gorącym. Odwrócił się do zielonowłosego plecami i zaczął szykować jeszcze jeden półmisek jedzenia. Odetchnął gdy usłyszał jak szermierz wychodzi z kuchni i pozostawia go samego z swoimi myślami. Bardzo się cieszył, że tak naprawdę to wszystko jedno wielkie nieporozumienie. Oczywiście dalej był ciekawy jak to się stało, że tak nagle wrócił ale przynajmniej wiedział, że nic się nie zmieniło. Sanji zamyślił się nad tym co powiedział Zoro, prawdą było to że nigdy nie powiedział, że go nie lubi, jakaś część jego bardzo się ucieszyła na te słowa. Zastanawiał się również co mógł takiego zrobić po pijaku że wkurzył aż tak tego przygłupiego szermierza, wiedział że będzie musiał kiedyś go spytać o ten drobny szczegół ale w tym momencie nie miało to znaczenia.
Sanji uśmiechnął się szeroko gdy patrzył na pięknie ustrojony półmisek. Teraz mógł już cieszyć się na całego.
Zoro wciągnął świeże powietrze głęboko do puc i szybko dołączył do reszty załogi. Luffy od razu rzucił się na jedzenie zabierając cały półmisek przekąsek dla siebie.
- No ile można czekać! - Rudowłosa dziewczyna podniosła się i podeszła do niego wyjmując mu jedną butelkę z ręki i uśmiechając się wyzywająco. - Przyjmujesz wyzwanie gołąbeczku?
- No jasne... - Zoro otworzył butelkę, to był bardzo dobry pomysł, musiał się rozluźnić i chodź na chwilę zapomnieć.
***
Hej!
Mam nadzieję, że się wam podobało bo mnie owszem:)
Żarcik.
Bardzo dziękuje za te wszystkie miłe słowa i obiecuję, że jak uda mi się napisać szybciej to notka pojawi się przed niedzielą:)
Yaaay >////<
OdpowiedzUsuńZnowu wywęszyłam błąd ale teraz nie mogę go znaleźć ;_;.
Dobrze dopasowujesz teksty do postaci, chociaż Sanji względem Robin i Nami trochę tak nie pasuje ale nie jest źle.
No i standardowo życzę weny :30
Dziękuję za komentarza i że w ogóle jesteś:)
UsuńDlaczego nie pasuje? Za mało im nadskakuje?
Po prostu jakoś dziwne są wypowiedziane przez niego zdania, ale to tylko moje zdanie. Mimo wszytko trudno jest odwzorować najbardziej oczywiste (ja też nie umiem :"I).
UsuńMiłego czegoś tam co tam u Ciebie trwa.
No i jeśli ci się nudzi możesz sobie pokrytykować mojego marnego bloga (nie polecam ale co tam):
Usuńhttp://akublog.blog.pl/