Po drugiej stronie lustra
Epilog
Sanji leżał wyciągnięty na brzuchu i gładził ukochanego po policzku. Już dłuższy czas wpatrywał się w śpiącego Zoro'a nie mogąc nacieszyć się tak nagłym powrotem.
Trochę się zdziwił gdy prawie siłą został zaciągnięty do ich wspólnej sypialni ale szybko uległ przyjemnym pieszczotą za którymi tak tęsknił.
Patrząc na swoje za siniaczone ramiona stwierdzał, że jego ukochana Alga pewnie nie uwierzyła drugiemu Sanji'emu w ani jedno słowo.
- Pewnie dał ci popalić... - Mruknął i westchnął cicho próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Dowiedział się, że w tamtym świecie strasznie ubóstwia kobiety tak jak on tu kiedyś a do tego niezłe z niego ziółko, więc pewnie odganiał się od zielonowłosego dwumetrowym kijem.
Cieszył się jednak, że Zoro nadal pomimo wszystko był tu z nim, na statku najbardziej obawiał się tego, że jeśli uda się mu wrócić do domu to jego już nie będzie. Przechodzili ciężki okres w swoim życiu ciągnąc swój związek na cienkich nitkach które w każdej chwili mogły się urwać. A tu rzeczywistość jebła ich w twarz czymś takim. Dla niego dobrze, ta krótka rozłąka otworzyła mu oczy i sprawiła, że na pozór ich ciężkie problemy są zwykłymi błahostkami które można z łatwo pokonać. Ale dla niego, popatrzył na śpiącą twarz, to już zupełnie inna bajka...
Wstał po cichu i założył na siebie swoje bokserki i koszulkę kochanka chcąc jak najdłużej cieszyć się jego zapachem, wyszedł z sypialni i oniemiał rozglądając się po mieszkaniu. W pierwszym momencie pomyślał czy nie mieli włamania, zrobił parę niepewnych kroków do przodu a jego oczom rzuciło się ich wspólne zdjęcie leżące rozbite na podłodze. Podniósł je i przyjrzał się zniszczonej ramce, bardzo lubił to zdjęcie, przypominało mu o tych dobrych czasach kiedy był jeszcze tak naprawdę sobą. Dostrzegł kontem oka, że coś porusza się na kanapie, podszedł jeszcze bliżej i od razu poznał tą czuprynę.
Poklepał przyjaciela po policzku by go obudzić.
- Luffy, co tu robisz? Dlaczego nie jesteś u siebie? - Patrzył jak czarnowłosy otwiera zaspane oczy i spogląda na niego półprzytomnie, zastanawiał się czy był tu całą noc jak oni szaleli w sąsiednim pokoju.
- Przecież Law'a nie ma... - Odpowiedział słabo.
- Jak to nie ma? To gdzie jest?
- Sanji, czy to ty? - Luffy zamrugał kilkakrotnie, coraz bardziej się rozbudzając.
- No ja, a kto inny miał by być... Co się stało z mieszkaniem?
- Nie wiem, jak wróciłem to już tak było... - Chłopak rozejrzał się i z powrotem popatrzył na blondyna. - Wróciłeś! - Poderwał się i wskoczył na przyjaciela prawie zwalają go z nóg.
- Ja też się ciesze, że cię widzę głupku...
Sanji popatrzył uradowany na głównie swoje dzieło, mieszkanie aż lśniło czystością a porozwalane rzeczy wróciły na swoje miejsca. Luffy zaoferował mu pomoc w sprzątaniu ale głównie to kręcił się w kółko i cały czas coś opowiadał.
- Więc jednym słowem stwierdzasz, że był fajny? - Przerwał mu wypowiedz siadając na fotelu.
- Za bardzo to upraszczasz - Luffy zaśmiał się.
- Wiem, ale jestem nieco zmęczony... - Kucharz przymknął oczy i odetchnął, nie wiedząc czemu miał wielką ochotę zapalić.
- Zostawił ci list...
- Kto? - Blondyn nie chętnie otworzył oczy, miał nadzieje że zdąży się jeszcze chwilę zdrzemnąć nim Zoro wstanie, musiał z nim porozmawiać i wszystko jakoś wyjaśnić.
- Sanji... Napisał go gdy usłyszał waszą historie. - Luffy wyciągnął białą kopertę z plecaka.
Kucharz otworzył szerzej oczy, rozbudzając się nieco.
- Opowiedziałeś mu? - Wziął kopertę od przyjaciela.
- Na początku nie był chętny ale sprawy się nieco skomplikowały więc chciał zrozumieć co się dzieje.
Sanji patrzył niepewnie na białą kopertę aż w końcu zdecydował się ją otworzyć i wyjąć zapisaną kartkę.
Cześć
Jakkolwiek bym nie zaczął pisać tego listu, wiedz że w momencie kiedy postanowiłem to zdobić straciłem do ciebie cały szacunek. Chodź od początku było go niewiele. Nie nauczono cię, że o ludzi się nie zakłada? Nawet jeśli ich nie znosisz. A tajemnice zawsze wychodzą na jaw? Wiedz, że gdybym był na miejscu tego zielonego idioty rzucił bym cie w diabły i jeszcze nakopał w tę twoją kościstą dupę na pożegnanie. Z nieznanych mi powodów jednak tego nie zrobił, pewnie dlatego że miłość jest ślepa, nawet taka pomiędzy dwoma facetami.
Nikt nigdy nie powiedział ci, że jesteś cipą? Jak nie to ja ci to właśnie mówię a raczej piszę bo na moje szczęście nigdy się nie spotkamy.
Jesteś idiotą, jeśli już tworzycie ten porąbany związek, to znaczy, że pewnie jest coś na rzeczy. To nie ważne, że żaden z was nie powiedział tego nigdy głośno. W końcu nie jesteście ckliwymi pannami.
Nie wierzę, że to mówię ale po tym zielonym pacanie gołym okiem widać że cię... kurwa sam wiesz.
Rozumiem, że narobiłeś mnóstwo głupot i nawarzyłeś sobie piwa ale najwyższy czas je wypić i być w końcu prawdziwym mężczyzną.
Nie kłopocz się tym by wyjaśnić cokolwiek temu zielonemu kretynowi, zapewne ci nie uwierzy a kolejne "problemy" nie są wam potrzebne. Najzdrowiej będzie zachowywać się jak by to był tylko ciekawy sen...
A ty do cholery zrób coś ze swoim ciałem, jesteś słaby i stanowczo zbyt chudy, nie wiem co cię tak wykańcza ale niech przestanie.
To chyba tyle...
Ps. Twój telefon mnie strasznie wkurwiał więc "rozłożyłem" go na części i wrzuciłem pod kanapę.
Brak wyrazów szacunku
Mr. Prince
Blondyn zaśmiał się czytając już drugi raz list, popatrzył na Luffy'ego który tylko czekał aż coś powie.
- Myślisz, że jestem cipą?
- Słucham? - Luffy uniósł zdziwiony brwi.
- Pytam cię czy zachowuje się jak Cipa bo już druga osoba mnie tak nazywa... - Sanji podał mu list do przeczytania, musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo się zmienił i naprawdę zachowywał się idiotycznie. Patrzył jak przyjaciel czyta list z głupkowatym wyrazem twarzy.
- No wiesz...
- Wiem, chyba naprawdę jestem cipą...
***
Sanji zeskoczył z niewysokiego murku śmiejąc się od ucha do ucha. - Mówię ci to było dziecinnie proste, ona sama...
- Dobra już przestań się chwalić swoimi podbojami lowelasie... - Ace prychnął siadając na ławce, obserwował jak inni uczniowie rozchodzą się każdy w swoją stronę.
- Co ja mogę za to, że żadna nie potrafi się mi oprzeć... - Blondyn usiadł obok przyjaciela zakładając nogę na nogę.
- Jak zwykle pewny siebie...- Czarnowłosy sprzedał mu kuksańca w tył głowy.
- No ba, jestem wstanie zdobyć każde serce! - Sanji pokazał mu język wesoło chichocząc. - Nie martw się na ciebie też jakaś w końcu poleci.
- A wypchaj się sianem, pierdoło. - Zaczęli się tak chwilę przekomarzać puki ktoś z wielkim impetem w nich nie uderzył przewracając tak całą ławkę.
- Luffy, debilu! - Wrzasnął Ace wstając z podłogi.
- shi shi shi sorki...
- Imbecyl. - Sanji zaczął otrzepywać swój mundurek z kurzu klnąc pod nosem.
- Możemy razem z Usopp'em iść razem z wami?
Sanji i Ace popatrzyli krytycznie na najnowszego przyjaciela Luffy'ego który podrygiwał nerwowo jak by się bał, że zaraz ktoś mu nakopie do dupy.
- No nie wiem, nie jesteście zasmarkać by z nami się szlajać? - Mówił Ace stawiając ławkę na swoje miejsce ale jego młodszy braciszek już go nie słuchał wydzierając się na całe gardło i machając jak wariat.
- Zoro! Chodź z nami!
Sanji jęknął i kopnął przyjaciela w zadek tak, że ten poleciał jak długi na chodnik. Jednak było już za późno zielonowłosy bałwan już szedł w ich kierunku.
- Jezu za co... - Jęczał Luffy rozmasowując sobie obolały policzek.
- Za bycie kretynem. - Zmierzył się z groźnym spojrzeniem Zoro'a który stanął tuż przednim.
- Czego zakręcona brewko?
- Niczego, jak byś nie zauważył to nie ja cię wołałem zielonowłosy półgłówku... - Prychnął a następnie uchylił się przed nadlatującym ciosem. Zaczęli się bić nie zważając na przechodniów.
- Widzisz co narobiłeś Luffy? - Ace pomógł mu wstać z chodnika. - Dobrze wiesz, że oni nie mogą przebywać razem w jednym... - Chłopak przerwał i popatrzył jeszcze raz na przepychających się przyjaciół, uśmiechnął się perfidnie.
Nagle oboje wylądowali na ziemi z wielkimi guzami wyrastającymi im z głów.
- Matko kochana, dajcie sobie siana... - Rudowłosa dziewczyna złapała blondyna za ucho i wykręcają kucnęła obok niego. - Jeszcze raz będziesz podrywał moje koleżanki i łamał im serca Romeo to naprawdę mnie popamiętasz...
- Jesteś cudowna kiedy się złościsz o moja piękna bogini miłości... - W oczach blondyna pojawiły się różowe serduszka.
Dziewczyna przewróciła oczami i puściła jego ucho które zrobiło się bardzo czerwone.
Zoro łypał na nich groźnie mamrocząc coś pod nosem, Luffy z Ace'm ustalali już gdzie by mogli pójść tym razem.
- Chodźmy do centrum - Zaproponowała jedyna dziewczyna. - Blisko do jedzenia... - Popatrzyła zachęcająco na Luffy'ego. - A po sklepach będzie się kręcić mnóstwo dziewczyn... - Obejrzała się na Sanji'ego puszczając mu oczko.
- No to do centrum! - Zawołał Luffy i pociągnął za sobą Usopp'a i nadal wściekłego Zoro'a.
Dziewczyna pokręciła głową i poszła za nim.
Ace popatrzył na Sanji'ego z lekkim uśmiechem.
- Chodźmy blondasku...
Sanji zamrugał nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał, wszyscy rozeszli się po centrum handlowym, oni jednak zostali przy Fontanie na środku.
- Rzucam ci wyzwanie, sam powiedziałeś że jesteś w stanie zdobyć każde serce...
- Ty zdajesz sobie sprawę, że to jest facet i w dodatku ten zidiociały zielonowłosy kretyn który mnie nienawidzi, z wzajemnością zresztą...
- Czyli co, wymiękasz? - Ace uniósł brew i uśmiechnął się łobuzersko prowokując przyjaciela.
- Nigdy w życiu... - Sanji sam nie wierzył, że się w to pakuje.
- Świetnie, no to masz miesiąc by rozkochać w sobie Zoro i zdobyć jego pocałunek ale nie jakieś tam cmoknięcie tylko porządny namiętny...
- Dobra, zamknij się już! - Sanji zaczerwienił się i wyciągnął w jego stronę rękę. - Zakład stoi...
***
Z sypialni wypadł Zoro w samych gaciach i rozejrzał się nerwowo.
Od razu mu ulżyło kiedy zobaczył blondyna w salonie razem z Luffy'm. Gdy obudził się sam w łóżku wystraszył się, że jego ukochany uciekł, w końcu ostatnio strasznie dziwnie się zachowywał. Ta noc była cudowna, niby z początku się opierał, ale później...Mógł śmiało przyznać, że już dawno nie było im tak dobrze.
- Widzę, że posprzątaliście mieszkanie... - Po wczorajszym chaosie pozostały tylko zdjęte drzwiczki z uszkodzonej szafki i zniszczona ramka która znowu stała na komodzie.
- Co właściwie się stało? - Sanji schował list do koperty zabierając go najpierw dyskretnie Luffy'emu.
- Nie jestem pewien, ale chyba je zdemolowałeś... Nie pamiętasz? - Zoro podszedł do nich zaciekawiony białą kopertą i martwiąc się czy aby na pewno nie popełnił błędu gdy postanowił o nie zabieraniu kochanka do lekarza. - Twierdziłeś, że to głupie lustro zniknęło, a potem... - Zoro urwał widząc uśmiechniętą gębę Luffy'ego. - A ty zboczeńcu byłeś tu całą noc? Mogłeś przecież iść do domu...
- Daj spokój przecież was nie podglądałem i nie ja jestem zboczeńcem, tylko wy! - Zaśmiał się wesoło a jego brzuch głośno zaburczał dając o sobie znać. Luffy odwrócił się do przyjaciela by prosić o śniadanie ale Sanji już smacznie spał wtulony w fotel i z błogim uśmiechem na ustach.
Zoro podszedł i przykrył go kocem, zerknął na kopertę którą kucharz przytulał do piersi. Luffy przeciągnął się i wstał by zajrzeć pod kanapę w poszukiwaniu telefonu blondyna.
- Chyba źle zrobiłem, od razu powinienem zabrać go do lekarza...
- Myślę, że już jest wszystko dobrze... - Czarnowłosy wyciągnął kilka części telefonu i już domyślił się co miało znaczyć "rozłożyłem", patrzył na rozbity ekran telefonu. - Wiesz nie zabieraj go teraz nigdzie bo wygląda jak byś go pobił...- Znacząco popatrzył na za siniaczone ramiona blondyna.
- Może trochę przesadziłem...Wczoraj szarpał się jak głupi, myślałem, że oszalał...
- A później? - Luffy uśmiechnął się figlarnie.
- Uspokoił się - Zoro odwrócił wzrok na wspomnienie dzisiejszej namiętnej nocy. To wszystko było dziwne, już nie nadążał za zachowaniem swojego kochanka, nie podobało mu się to i wiedział że muszą w końcu poważnie porozmawiać.
- Zoro w porządku? - Czarnowłosy popatrzył na swojego przyjaciela równocześnie próbując złożyć telefon w jedną całość.
- Tak...
***
Zoro patrzył na pudełko ze śniadaniem znajdujące się przed jego oczami a później na osobę która je trzymała. Musiał przyznać że blondyn bardzo dziwnie się od kilku tygodni zachowywał. kłócili się dalej ale już nie był tak wrogo do niego nastawiony. Nie miał nic przeciwko jak włóczył się razem z nimi a nawet parę razy z nim normalnie porozmawiał.
Nie miał nic przeciwko takiej odmianie nie ukrywał przed sobą że blondyn fizycznie mu się strasznie podobał a jego zadziorny charakterek sprawiał że miał ochot się zapomnieć. Niestety nie był typem człowieka który lekką ręką przestaje nad sobą panować. Poza tym ten koleś wolał dziewczyny, obnosił się z tym przez cały czas ale ostatnio był jakiś inny. Tak naprawdę tylko jego przyjaciółka Kuina wiedziała o jego upodobaniach i raczej z nikim innym nie zamierzał się tym dzielić. Nie chciał być w związku albo się zakochać takie rzeczy po prostu nie były dla niego.
- Ej bierzesz czy nie? Nie mam zamiaru tak tu przed tobą sterczeć pół dnia...
- Biorę. - Zoro wyciągnął rękę i złapał pudełko tak, że ich palce stykały się przez chwilę, widział jak policzki kolegi czerwienią się delikatnie. Nie, to mu się chyba śni pomyślał i wyjął mu pudełko z rąk. Luffy siedział obok nich i już od jakiegoś czasu pałaszował swoje jedzenie nie zwracając na nich uwagi.
Sanji usiadł obok nich pod drzewem i sam zaczął jeść, myśląc gorączkowo nad swoim zachowaniem. Policzki piekły go teraz od wstydu, miał tylko tydzień by zakończyć ten głupi zakład a on sam zaczął dziwnie reagować na tego glona.
- Sanji, co robimy po szkole? - Luffy szturchnął go lekko w ramie.
- Musze pojechać do restauracji, stary piernik musi dać mi wolne jeśli chcemy urządzić imprezę...
- To pojedziemy z tobą! - Luffy odwrócił się do Zoro'a - To taki straszny facet, ale fajny bo uratował Sanji'ego i ...
- Zamknij się! - Blondyn zatkał mu usta swoją kulką ryżową czym zbudził zainteresowanie zielonowłosego. - Nie musisz wszystkim rozgadywać... - Wstał i popatrzył na nich z góry. - Spoko możecie zemną iść... - Odwrócił się napięcie i oddalił w stronę grupki chichoczących dziewczyn.
- Nie wiem co się tak wkurza przecież uratował mu życie...
- Życie? Jak to? - Zoro popatrzył na młodszego z zainteresowaniem.
- Jak byliśmy dzieciakami to Sanji zgubił się w lesie, szukali go przez dwa tygodnie...Cud, że nic go tam nie zeżarło... Tak przynajmniej twierdziły nasze opiekunki gdy Zeff go odnalazł i przyprowadził do sierocińca.
Zoro popatrzył na blondyna który teraz jak idiota skała wokół dziewczyn wyznając każdej po kolei miłość. Uśmiechnął się pod nosem, musiał przyznać, że ta zakręcona brewka zaskakiwała go coraz bardziej.
Zoro popatrzył na Luffy'ego z uniesionymi brwiami, nie wiedział co go bardziej dziwi. Dochodzące z kuchni wrzaski i dźwięki rzucanych przedmiotów czy to, że klientów w ogóle to nie dziwiło.
- Spoko oni tak zawsze, mówiłem że to straszny facet...
Dźwięki ustały a na sale wyszedł nie kto inny jak szef kuchni Zeff który skierował się prosto do ich stolika. Luffy przełknął głośno ślinę a Zoro zmierzył go spojrzeniem. Musiał przyznać, że facet wyglądał naprawdę groźnie.
- Ty mały co zawsze wszystko rozwalasz...
- Pana też miło widzieć... - Luffy uśmiechnął się.
- Co to za impreza? - Zeff zmierzył ich spojrzeniem i zawiesił wzrok na zielonych włosach. - I co to za idiota z kretyńską fryzurą?
- Tylko kilka osób, przyjeżdża mój starszy brat Sabo, będziemy bardzo grzeczni a to jest Zoro kolega z szkoły... -
Zeff patrzył na nich przez chwilę jak by się nad czymś zastanawiał.
- Ten blondas w cylindrze, no dobra ale macie nie rozwalić mieszkania szczyle i być cicho bo i tak o wszystkim się dowiem...
- Tak jest! - Luffy zasalutował i zrobił poważną minę.
- Ten gówniarz pewnie wyszedł tyłem więc też już spieprzajcie... - Odwrócił się i wrócił do kuchni zostawiając ich samych.
Poderwali się i wyszli na zewnątrz, Zoro miał nadzieje że już nigdy nie będzie musiał mieć styczności z tym wariatem.
Sanji siedział na ławeczce przed restauracją i palił papierosa pomachał im jak wyszli.
- Zgodził się! - Zawołał wesoło Luffy zatrzymując się przy swoim blond przyjacielu.
- Świetnie. - Sanji wstał unikając spojrzenia zielonowłosego. - To zrobimy dzisiaj zakupy i rano wszystko przygotuję... - Nagle poczuł jak czyjaś gorącą dłoń odgarnia mu grzywkę ukazując kilka plastrów na czole i skroni.
- Co to? - Zoro zagotował się w środku miał ogromną ochotę tam wrócić i skopać temu przeklętemu dziadydze dupsko.
- Plastry, nie widzisz idioto, nie zdążyłem się uchylić i oberwałem z patelni. - Dmuchnął w niego dymem z papierosów i przez chwile mierzyli się tak spojrzeniami.
Luffy zagwizdał i roześmiał się jak to miał w zwyczaju.
- Czuję napięcie seksualne...
Sanji zachłysnął się powietrzem a na jego policzki wkradły się zdradliwe rumieńce. Zoro obserwował to uważnie i w końcu zabrał dłoń z czoła blondyna.
- Coś ci się chyba pomieszało idioto... Ja spadam, nie mam zamiaru się włóczyć z wami po sklepach.
- Okej, no to nie zapomnij jutro na czwartą adres ci napisałem! - Luffy pomachał mu na pożegnanie.
***
Sanji czół cudowny zapach miętowej herbaty unoszący się w powietrzu, musiał przyznać że uwielbiał ten napój zawsze go uspokajał. Otworzył oczy i rozejrzał się spokojnie, zdejmując z siebie koc. Na stoliku przed nim leżał kubek z parującym płynem i jego telefon. Przeniósł wzrok na zielonego idiotę siedzącego na kanapie i drzemiącego z lekko uchylonymi ustami i zaślinionym ramieniem. Nie mógł spać długo ponieważ herbata była jeszcze ciepła. Blondyn wstał cicho i podszedł do ukochanego siadając na nim okrakiem co od razu go obudziło.
- Co robisz? - Zoro zamlaskał i popatrzył pytająco na swojego kochanka już od jakiegoś czasu nie okazywali sobie takich czułości.
- Dziękuje ci... - Sanji pocałował go czule w policzek i uśmiechnął figlarnie zachęcając do dalszych pieszczot.
Poczuł na swoich biodrach gorące ręce i pozwolił się przewrócić na miękko kanapę. Patrzył prosto w te ciemne oczy, w których można było dostrzec teraz pożądanie i nutkę niepewności. Wiedział, że muszą sobie dużo wyjaśnić, nie mogą tego dalej tak ciągnąć a przynajmniej nie w taki sposób. Odwzajemnił gorący pocałunek z głuchym jękiem. Było mu tak cudownie, naprawdę jest największym idiotą na świecie, że nie potrafił tego doceni i przez te lata zamiast się cieszyć swoim szczęściem zamartwiał się pierdołami.
- Chłopaki przecież macie sypialnie...
Sanji objął zielonowłosego za szyje by go powstrzymać od odsunięcia się.
- Luffy, idź do domu... - Sanji starał się być opanowany chociaż miał ochotę jęczeć z przyjemności.
- Nie chce tam siedzieć sam...
- Spadaj! - Zoro wykręcił się blondynowi i rzucił w natręta poduszką.
- Zadzwonię do ciebie później! - Zawołał Sanji, tuż zanim drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem.
- To na czym skończyliśmy? - Zoro oblizał lubieżnie usta.
- Sam dobrze wiesz... - Sanji zaśmiał się, uznał że rozmowa może jeszcze trochę poczekać.
***
Sanji wyłożył na stół kolejne przekąski, zabawa trwała w najlepsze, popatrzył na zegar zawieszony na ścianie i westchnął cicho. Dochodziła osiemnasta a tego zielonkawego przygłupa jeszcze nie było. Wrócił do swojej kuchni i popatrzył na roześmianą twarz Ace'a, miał ogromną ochotę zdzielić go po twarzy.
- Jak ci idzie? Myślałem że wykorzystasz imprezę by go omotać?
- Ja też. - Oparł się o blat. - Luffy wczoraj palnął coś głupiego, chyba nie przyjdzie...
Ace uniósł brwi i popatrzył na młodszego brata który ciągle był uwieszony Sabo.
- Co zrobił?
- A nie ważne, muszę zajarać - Sanji wyciągnął paczkę papierosów z szuflady i podszedł do uchylonego okna. Zapalił i zaciągnął się dymem, popatrzył na ulice a to co tam zobaczył sprawiło że mimowolnie się uśmiechnął. - Rany co za tępak... - Mruknął do siebie i opuścił szybko mieszkanie. Przebiegł kilka pięter w dół dalej trzymając papierosa w ręce i zatrzymał się przed drzwiami do klatki schodowej. Odetchnął głęboko i namierzył swój cel, który trzymając małą kartkę w ręce rozglądał się po okolicy.
Wyszedł z klatki i opierając się nonszalancko o poręcz zagwizdał głośno by zwrócić na siebie uwagę.
Podziałało to doskonalę, parę sekund później zielonowłosy stał już przy nim.
- Zabłądziłeś? - Blondyn uśmiechnął się wrednie zaciągając się dymem papierosowym.
- Nie. - Warknął Zoro mierząc się z blondynem na spojrzenia.
- Jasne... - Sanji zaśmiał się. - Ciesz się, że zobaczyłam cie z okna głuptasie...
Zoro zamrugał kilka razy myśląc czy aby się nie przesłyszał.
- Głuptasie?
- Tak, chodźmy lepiej na górę już i tak się spóźniłeś... - Sanji uciekł do klatki schodowej, gdyby mógł, strzelił by sobie ze wstydu w łeb. Nie powinien zgadzać się na ten zakład z Ace'm na litość boską to był przecież facet. Musiał się z tego jak najszybciej wyplątać nim będzie za późno.
Nagle Zoro złapał go za ramie i pociągnął na półpiętro popychając lekko na ścianę.
- Co do cholery...
- To ja się pytam w co ty grasz? - Zoro stanął bardzo blisko niego przypierając blondyna do ściany.
- W nic nie gram... - Sanji popatrzył mu prosto w oczy i zagryzł wargę. A chrzanić etykę, najwyżej mnie zabije pomyślał i zarzucił koledze ręce na szyje. Uniósł się lekko na palcach i pocałował go w usta, zamykając przy tym oczy i czekając na odepchnięcie.
Zoro oniemiał, ten ero kucharzy na który odkąd go poznał uganiał się za spódniczkami teraz całował właśnie jego. Zdusił chęć odepchnięcia drugie mężczyzny i odwzajemnił pocałunek z cichym westchnieniem. Usta blondyna były wilgotne i miękkie a smakowały słodkimi ciastkami i papierosami. Objął go w pasie i przyciągnął bliżej pogłębiając zarazem pocałunek.
Sanji jęknął mu w usta gdy poczuł gorący jeżyk Zoro'a w sobie. Nie przypuszczał, że to będzie takie przyjemne, poczuł jak drugie ciało ociera się o niego i sam zapłonął w środku. Oderwał się od niego przerywając pocałunek i popatrzył w te migoczące ciemne oczy.
- Chcesz z tond iść?
- Jasne...
Sanji wszedł do mieszkania, było już bardzo późno więc miał szczera nadzieje, że goście się rozeszli nie miał najmniejszej ochoty się tłumaczyć dlaczego zniknął z imprezy odbywającej się w jego mieszkaniu. Już i tak wystarczająco huczało mu w głowie od nadmiaru wydarzeń.
Cały wieczór spędził razem z Zoro'em w pobliskim parku, całując się i dotykając. Jeszcze teraz czół na sobie jego dotyk, to było takie inne i musiał przyznać sam przed sobą, że jeszcze nigdy nie był tak podniecony jak dziś.
Westchnął i zamknął za sobą drzwi opierając na nich czoło a na jego policzki wpełzły zdradliwe rumieńce.
- Gdzieś ty był! - Luffy wyjrzał za rogu i patrzył na przyjaciela z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
- Co? A na spacerze... - Sanji odwrócił się napięcie i poszedł do niego zerkając do salonu.
- W czasie imprezy? - Czarnowłosy zrobił głupkowatą minę.
Sanji minął go bez słowa i usiadł obok Ace'a i Sabo na kanapie.
- Opowiadaj stary jak się tam miałeś? - Sanji usiadł wygodnie i słuchał opowieści przyjaciela. Jednak przez cały czas czół na sobie łobuzerskie spojrzenie Ace'a.
***
- Cześć, skarbie! - Rudowłosa dziewczyna objęła go mocno. - Luffy dzwonił do mnie już wszystko wiem.
Sanji poczekał aż go wyściska i odsunął jej krzesło by usiadła przy stoliku.
- On też za chwile powinien przyjść... - Kelner przyniósł dziewczynie mrożoną herbatę.
- Już zamówiłeś - Spróbowała płynu i uśmiechnęła się - Moja ulubiona...Ale mniejsza z tym, Luffy mi mówił że wywaliliście go z mieszkania bo byliście zbyt zajęci sobą.
- Ty jak zawsze walisz prosto z mostu...
- Za to mnie wszyscy kochacie, to co między wami już dobrze?
- Wiesz, jeszcze nie zdążyliśmy pogadać... - Sanji podrapał się zakłopotany po włosach co wywołało tylko uśmiech na ustach dziewczyny.
- Zboczeńce - Zaśmiała się żartobliwie i napiła herbaty.
- Hej... - Luffy przysiadł się do nich, nie emanował szczęściem jak miał to w zwyczaju.
- Po twojej minie widać, że Law jeszcze nie wrócił... - Nami westchnęła i popatrzyła na obu. - Na pewno wróci, musisz trochę wyluzować...A ty słodki blondasku, co było tak ważne, że nas tu ściągnąłeś?
- Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, sami rozumiecie trochę mnie nie było a poza tym gdy przeglądałem telefon znalazłem dziwną wiadomość, bodajże sprzed trzech dni... - Podał ów przyrząd dziewczynie która przeczytała wiadomość na głos.
" Miałeś rację, wróć do restauracji"
Zeff.
- O kurde! - Luffy krzyknął akurat w tedy kiedy kelner przyniósł mu wielkie ciasto czekoladowe.
- To nie do pana... - Zaczął szybko Sanji gdy zobaczył niepewną minę kelnera - Dziękujemy bardzo...
Kelner oddalił się profesjonalnie zostawiając ich samych, blondyn spojrzał na przyjaciela lekko się denerwując.
Chłopak opowiedział im ze szczegółami co się stało w restauracji Zeff'a.
- Ja nie mogę... - Nami popijała zaciekawiona swoją mrożoną herbatkę.
- Nie obraź się Sanji ale to było niesamowite...Cały czas się upierał że nie są przyjaciółmi, że się nawet nie lubią. Strasznie przeżywał jak twój zielony zboczeniec próbował się do niego dobierać. A tam u Zeff'a był wściekły i bronił go tak jak ty...
- Tego nigdy nie robiłem... - Sanji dokończył za niego, nastała niezręczna cisza, przerywana gwarem dochodzącym z ulicy.
- I co teraz? - Zapytała niepewnie dziewczyna.
- Dobrze się stało, już dawno powinienem to zrobić...Jeszcze jakieś rewelacje? - Sanji odetchnął głęboko myśląc jak teraz powinien wszystko rozegrać.
- Paliłeś jak smok i gapiłeś się mi na cycki - Zaśmiała się Nami by trochę rozluźnić atmosferę.
Luffy trochę się rozchmurzył opowiadając ze szczegółami, co się działo pod jego nieobecność pomijając wszystko to co przekazał mu już wczorajszego dnia.
- A ty jak się tam miałeś? - Dziewczyna przeciągnęła się.
- Tam było tak magicznie, spodobało by ci się Luffy...
- Tak wiem, Sanji mi wszystko poopowiadał naprawdę byłem gumowy?
- No ba... A ich statek potrafił wzbić się w powietrze...
Rozmawiali tak jakiś czas, śmiejąc się wesoło. Sanji cieszył się że udało mu się wrócić i znów może tak beztrosko cieszyć się razem z przyjaciółmi.
- Dzięki wam, że znaleźliście dla mnie trochę czasu... - Młody kucharz uśmiechnął się - Ale będę musiał lecieć, mam mnóstwo rzeczy do załatwienia...
- Dla ciebie zawsze skarbie...Mam jeszcze trochę czasu, Luffy pójdziesz zemną na zakupy. - Rudowłosa dziewczyna wstała i uściskała blondyna.
Luffy nie protestował, Sanji pomyślał, że to dobry pomysł i że przyjaciel nie chce być sam.
- Śmiało wracaj dziś do nas, zrobię ci na kolację coś co lubisz...
- Dobra tylko się nie gzijcie znowu na kanapie - Zaśmiał się a ślinka mu pociekła już na samą myśl o kolacji.
- Nie obiecuje... - Pożegnał się z nimi jeszcze raz i wyszedł z kawiarni.
Sanji odetchnął by nieco się uspokoić, teraz żałował że nie zabrał ze sobą paczki papierosów które znalazł w mieszkaniu. Popatrzył na restaurację, należącą do tego starego pryka, minął główne wejście obszedł restaurację i wszedł do środka tylnymi drzwiami. Nie widział go nigdzie na kuchni więc od razu udał się do małego gabineciku w którym prawdopodobnie siedział Zeff. Nie wzruszony obserwującymi go oczami chwycił za klamkę i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi z lekkim trzaskiem.
- Chciałeś pogadać? - Stał pewnie patrząc na mężczyznę siedzącego za biurkiem w gotowości na unik przed nadlatującymi w jego stronę przedmiotami.
- Siadaj dzieciaku...
- Dzięki, postoję mów co chciałeś... - Sanji przełknął ślinę, wiedział że musi być silny, dla nich.
- Gówniarz - Zeff zaczął się denerwować.
- Sam sobie takiego gówniarza przygarnąłeś, stary pierdzielu...
- I powinieneś być wdzięczny! - Zeff uderzył pięścią w stół, Sanji patrzył na niego z góry.
- I jestem... - Powiedział siląc się na spokój. - Ale nie przestanę kogoś kochać bo tobie się to nie podoba... Jest dobry, nawet za dobry dla mnie i co najważniejsze kocham go, czy fakt że jest facetem naprawdę ci tak przeszkadza?
- Nie zrozumiesz tego szczeniaku... - Zeff nie patrzył na niego tylko nerwowo stukał palcami w blat biurka. Sanji obserwował go, wydał mu się taki bezradny i stary jak by myślał nad jego słowami. W sumie pierwszy raz wyznał mu, że kocha Zoro'a był szczęśliwy że przyszło mu to z taką łatwością.
Nagle go olśniło, nie licząc kucharzy był jego jedyną rodziną, nie nienawidził Zoro'a od tak sobie ledwie co go znał, przez jego podejście widzieli się może z dwa razy na samym początku gdy odważył mu się przyznać do związku z facetem.
- Powiedz, o co tak naprawdę chodzi?
- W poniedziałek przyjdziesz do roboty szczylu?
- Stary pierdziel... - Żyłka na jego skroni zaczęła nerwowo pulsować. - Przyjdę jeśli powiesz o co chodzi...
- O...wnuki...
Sanji'ego zatkało, mógł się domyślić już dawno ale puki tego nie usłyszał na własne uszy nie wierzył w taki błahy powód. Usiadł i roześmiał się.
- Nie uważasz, że jestem za młody na dzieciaka?
- Jasne, że jesteś szczylu... Ale sam wiesz...
- Nie, nie wiem - W tym momencie miał ochotę zapalić jeszcze bardziej. - Sam mnie przygarnąłeś, możemy zrobić to samo...Kiedyś tam...
- Ale czy ten twój... Facet będzie chciał?! - Sanji widział grymas na jego twarzy i zdusił w sobie śmiech.
- Zapytam w twoim imieniu... Dziadku - Parsknął śmiechem i uchylił przed nadlatującym zeszytem.
***
Zoro dostał z bambusowego miecza prosto miedzy oczy, zachwiał się lekko i upadł na deski.
Dziewczyna stanęła nad nim i oparła dłonie na biodrach, pusząc się z kolejnej wygranej.
Młody kucharz chował właśnie resztki jedzenia do lodówki, Luffy już smacznie spał na rozłożonej kanapie a Sabo poszedł się odświeżyć do łazienki. Wszystko było by cudownie gdyby nie Ace i jego głupkowaty uśmieszek.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ten blondasek z twojej klasy, ten z którym strasznie się kłóciłeś i tyle na niego narzekałeś...
- Czyli mieszkasz tu sam? - Zoro próbował się skupić ale siedzący na nim blondyn utrudniał.
Zoro przełknął ślinę, patrzył w tą uśmiechniętą gębę swojego kochanka i nie potrafił odgadnąć co tak naprawdę myśli. Ostatni czas był ciężki, przestało im się układać nawet ich przyjacielskie przepychanki zamieniły się w prawdziwe kłótnie. Nie potrafili się dogadać a on naprawdę myślał, że to już koniec i że ich związek się wypalił, jeszcze ten pieprzony zakład i to że w dalszym ciągu nie powiedział mu o nowej pracy. Musiał przyznać, że był wściekły, kiedy cała sprawa wyszła na jaw, dolała tylko oliwy do ognia.
- I jak się wam układa? - Nami popatrzyła na przyjaciela bawiąc się małą parasolką z mrożonej herbaty.
Sanji patrzył na wesołą gromadkę w jego salonie, już dawno nie widzieli się wszyscy razem, nawet Sabo przyjechał w odwiedziny ku uciesze Luffy'ego i Ace'a.
- Pytam się, co miałeś na myśli mówiąc, że jesteśmy razem przez zakład? - Zoro piorunował podpitego już Ace'a wzrokiem, w pokoju nastała wyczekująca cisza a prawie wszystkie oczy były skierowane na tę dwójkę. Tylko Sabo patrzył na coraz bardziej blednącego blondyna.
Sanji'emu trzęsły się ręce, wpatrywał się w punk gdzie jeszcze przed chwilą siedział jego ukochany i nie potrafił się ruszyć.
- Czyj to był pomysł!? - Rozwścieczona Kuina podeszła do Ace'a i szarpnęła go za koszulkę wytrącając mu piwo z ręki.
- Opanuj się kobieto! No mój ale... - Czarnowłosy próbował zrozumieć co się właściwie stało. - Czyli co? Jeszcze mu nie powiedział?
- Matko a ja myślałam, że tylko Luffy jest tępakiem - Jęknęła Nami łapiąc się za głowę i również zaczęła opieprzać piegowatego.
Luffy wyszedł po cichu z mieszkania i zbiegł po schodach na dół, wyszedł z klatki i usiadł koło przyjaciela szturchając go w ramie.
- Sanji, gdzie Zoro?
Odpowiedziała mu głucha cisza, szturchnął przyjaciela mocniej i powtórzył pytanie.
- Nie złapałem go... - Odpowiedział zachrypniętym głosem i uniósł nieco głowę.
- Spoko, przemyśli wszystko i wróci... - Luffy poklepał go pocieszycielko po ramieniu.
- Luffy, on kogoś ma... - Sanji jęknął a łzy cisnęły mu się do oczu.
- Zoro? Przestań opowiadać głupoty, przecież cię kocha. - Czarnowłosy popatrzył w zachmurzone niebo, wiedział dobrze co zielonowłosy czuje do Sanji'ego tak samo dobrze jak to, że Zoro nie jest facetem który zdradza.
- Jakoś nigdy tego nie powiedział...
Zoro patrzył na plecy blondyna, który siedział na kanapie pochylony nad książkami. Po felernej imprezie, oczywiście wrócił do mieszkania ale nie chciał rozmawiać ze swoim partnerem. Czół się jak by to wszystko co do tej pory przeżyli było jakimś wielkim kłamstwem czy porąbaną grą prowadzoną przez kucharza.
Musiał wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Wychodzę - Mruknął sucho i zabierając swoje katany wyszedł z mieszkania.
Sanji popatrzył za nim i westchnął smętnie, cisza panująca miedzy nimi stawała się nie do zniesienia. Pomyślał, że chyba musiał by zdrowo przy grzmocić w głowę by Zoro chodź na chwilę zapomniał o tym wszystkim i chciał z nim porozmawiać albo wspólnie skorzystać z ich łóżka. Podniósł wibrujący telefon i odebrał, słuchając uważnie rozmówczyni.
- Do Muzeum? Oczywiście, że z tobą pójdę o słodka Vivi-chan...
***
Zoro czół przyjemne ciepło i że czyjaś dłoń gładzi go po włosach, po wczorajszych rewelacjach chciał wszystko przemyśleć i zapewne usnął na kanapie w salonie. Uchylił lekko powieki i zobaczył Sanji'ego który z zamkniętymi oczami głaskał go po głowie. Było to bardzo przyjemne, myślał że po wczorajszej kłótni kucharz przestanie się do niego odzywać albo na prawdę w końcu go zostawi, najwidoczniej kolejny raz się pomylił. Nigdy nie myślał o tym w taki sposób, bardzo go kochał ale po prostu nie potrafił się otworzyć w stu procentach. Myśl, że blondyn zwrócił na niego uwagę tak naglę nigdy go nie opuszczała a gdy poznał już prawdę nie był zadowolony. Do tego dochodziła zazdrość, teraz rozumiał dlaczego blondyn prosił by nie przyjmował tej pracy.
- Przepraszam... - Szepnął i poczuł jak blondyn drgnął.
- Nie ma sprawy. Chcesz kawę?
- Sanji... Kocham cię - Zoro patrzył na pochylonego nad nim blondyna z jego ud miał doskonały widok na te niebieskie oczy.
- Wiem głuptasie. - Kucharz przysunął się jeszcze bardziej i pocałował go lekko w usta, jego serce przyjemnie zadrgało na te słowa.
- Więc chcesz być zemną dalej? - Odezwał się zaraz po zakończeniu pocałunku. - Chociaż jestem takim kretynem?
- No wiesz... - Blondyn zaśmiał się wesoło. - Kocha się pomimo wszystko...
Koniec:)
Dziękuje wam za dotarcie do końca epilogu, matko mam wrażenie, że pisałam ten rozdział wiecznie, przepraszam za to.
Mam szczerą nadzieje, że spodoba się wam ta historia i że co nieco się powyjaśniało. Za wszelkie nieścisłości was przepraszam i Fanów Ace'a też, że zrobiłam z niego takiego bufona...
Jeśli chcecie bym coś jeszcze kiedyś napisała o tej dwóje proszę śmiało pisać w komentarzach to samo tyczy się Law'a i Luffy'ego jeśli bylibyście ciekawi ich historii.
Tak więc kończę rozdział "Po drugiej stronie lustra" i zapowiadam że już niedługo pojawi się kolejna część mojego opowiadania:)
- Dziś to było dziecinnie proste, tak jak zabranie dziecku lizaka... - Zaśmiała się cicho. - Powiesz mi co cię tak rozkojarzyło Zoro?
- Kuina... - Mężczyzna rozejrzał się po pustej sali treningowej by po chwili pozbierać się z twardych desek. Unikał badawczego spojrzenia swojej przyjaciółki, nie był pewny czy powinien dzielić się z kimś tak intymnymi rzeczami.
- Jesteś jakiś podejrzany, zakochałeś się czy jak? - Zaśmiała się z kpiną ale widząc minę przyjaciela od razu przestała. - O jasna cholera! - Złapała go za ramie i pociągnęła w stronę ławek. - Teraz to już musisz mi wszystko opowiedzieć...
Młody kucharz chował właśnie resztki jedzenia do lodówki, Luffy już smacznie spał na rozłożonej kanapie a Sabo poszedł się odświeżyć do łazienki. Wszystko było by cudownie gdyby nie Ace i jego głupkowaty uśmieszek.
- Co się tak głupkowato cieszysz?
- Czekam aż zaczniesz się chwalić...
- Niby czym? - Blondyn popatrzył na niego badawczo, miał bardzo złe przeczucia.
- No wygranym zakładem! - Ace wyciągnął z kieszeni telefon i pomachał mu wyświetlonym zdjęciem przed oczami.
Sanji'ego zatkało, gdy wpatrywał się w zdjęcie zrobione zaledwie kilka godzin temu, kiedy to na klatce schodowej namiętnie całował się z Zoro.
- Weź to skasuj! - Sanji próbował zabrać mu telefon.
- O co ci chodzi przecież wygrałeś... - Czarnowłosy chłopak cofnął się i popatrzył na niego badawczo. - Zrobiło ci się go żal?
- Wsadź sobie tą wygraną w dupę! I kasuj to zdjęcie popaprańcu! - Trzasnął drzwiami od lodówki by podkreślić swoje słowa. Patrzył na przyjaciela ogarnięty furią. To co zrobił było okropne, na odkręcenie zakładu było już za późno ale wiedział, że Zoro nigdy nie może się dowiedzieć.
Ace uniósł brew i uśmiechnął się krzywo.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie popaprańcem to wyśle to zdjęcie do wszystkich znajomych... - Czarnowłosy zamachał telefonem na znak, że nie żartuje i zdziwił się ogromnie kiedy ktoś wyciągnął mu go z ręki.
- Sabo... - Sanji lekko blady patrzył jak trzeci chłopak w samym ręczniku patrzy na zdjęcie.
- Zawsze wiedziałem że twoje podejście do dziewczyn jest jakieś przesadne... - Blondyn zaśmiał się i skasował zdjęcie ku uldze kucharza. - To wyjaśnicie mi co tym razem zmalowaliście?
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ten blondasek z twojej klasy, ten z którym strasznie się kłóciłeś i tyle na niego narzekałeś...
- Wiem jak to wszystko brzmi, sam jestem w szoku ale coś się zmieniło jakiś czas temu...
- Nie wyolbrzymiasz sytuacji? Zawsze obracał się wśród dziewczyn.
- Dziewczyno, co mam wyolbrzymiać? To on pocałował mnie... - Zoro westchnął, wydarzenia z wczorajszego wieczora miał jeszcze bardzo wyraźnie przed oczami.
- Czyli co teraz jesteście parą? - Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie i poklepała przyjaciela po zielonych włosach.
- Eeee...Nie mam pojęcia...
- Czyli mieszkasz tu sam? - Zoro próbował się skupić ale siedzący na nim blondyn utrudniał.
- Prawie, Luffy bardzo często tu przesiaduje... - Sanji siedział na Zoro'u okrakiem i bawił się jego kolczykami.
- A przyjdzie dzisiaj? - Wsunął mu dłonie pod koszulę i zaczął błądzić palcami po plecach.
- Nie, dziś nie... - Westchnął cicho, czując jak w zastraszającym tempie narasta w nim podniecenie. Zagryzł wargę by nie jęknąć jak zielonowłosy przejechał gorącym i wilgotnym językiem po jego szyi.
Zoro uśmiechnął się pod nosem, bardzo mu się podobało jak blondyn reagował na jego dotyk, minęły już dwa tygodnie od ich pierwszego pocałunku a oni jeszcze nie posunęli się dalej.
Zrzucił z siebie zaskoczonego blondyna i przygwoździł do kanapy.
- Co robisz? - Popatrzył na niego niepewnie rumieniąc się lekko. Dalej nie mógł uwierzyć, że to prawda, jego serce biło jak szalone próbując wyskoczyć z klatki piersiowej a w spodniach robiło mu się coraz ciaśniej.
- Czyli teraz będziesz tylko mój na własność?
Sanji'emu zawirowało w głowie a uszy go paliły ze wstydu i podniecenia. Nie rozumiał jak mogło do tego dojść. Jak ktoś kogo jeszcze parę tygodni wcześniej ledwie trawił, stał mu się tak bliski. To było nienormalne i szalone ale chciał tego tak bardzo jak nic przedtem.
- Tak... - Szepnął i zatracił się w pocałunku.
***
Blond włosy chłopak otworzył drzwi do mieszkania trzymając w rękach kilka siatek z zakupami. Od razu usłyszał dźwięk włączonego telewizora. Wszedł głębiej do domu zatrzaskując nogą drzwi.
- Już jestem, wybaczcie że tak późno miałem mnóstwo spraw do załatwienia. - Przeszedł przez salon i wszedł prosto do kuchni odstawiając siaty na blat. Chłopaki oglądali sobie telewizor a razem z nimi siedziała Kuina. Dziewczyna wstała i podeszła do niego by się przywitać.
- Witaj piękna, co tam u ciebie?
- Nic nowego... Faceci to gnidy, bez urazy chłopcy.
- Spoko. - Zaśmiał się Luffy, popijając coś z kubka.
Zoro wstał i podszedł do lodówki wyciągając z niej piwa, jedno podał przyjaciółce a drugie zostawił dla siebie. Zmierzył spojrzeniem blondyna który zaczął szykować kolację.
- Gdzie byłeś tak długo?
- U starego i na uczelni... - Mimowolnie zaczął się uśmiechać na wspomnienie rozmowy z Zeff'em.
- I co wyjaśnił o co mu chodziło? - Luffy oderwał wzrok od telewizora i włączył się do rozmowy.
Dziewczyna pomagała Sanji'emu w szykowaniu kolacji, robiąc drobne czynności typu umycie warzyw. Każdy kto znał blondyna dobrze wiedział, że nie lubi on gdy ktoś przeszkadzał mu wy gotowaniu.
Sanji kiwnął twierdząco głową, starając się powstrzymać śmiech.
Zoro zmarszczył brwi, nie rozumiał co go tak strasznie bawiło.
- Czego chciał? I co cię tak cieszy? - Zoro nie czekając na odpowiedź napił się piwa prosto z butelki.
- Był ciekawy czy będziemy mieli kiedyś dzieciaka... - Powiedział ze śmiechem na ustach.
Zoro zakrztusił się napojem a pozostałej dwójce opadła szczeka, kucharz śmiał się nie przerywając swoich czynności.
Luffy poklepał przyjaciela po plecach, by ten się nie udusił i również zaśmiał się.
- Ale jak to?
- Stary mnie nie pytaj, sam co dopiero trawię tą informację nie mogę uwierzyć, że ten stary pierdziel był taki okropny przez coś takiego... - Blondyn pokręcił głową i zaczął przyprawiać danie.
- A zamierzacie mieć kiedyś dzieci? - Dziewczyna patrzyła na nich zaciekawiona. Sanji zamrugał i popatrzył na głupkowaty wyraz twarzy swojego ukochanego glona.
- Wiecie co... Lepiej zmieńmy temat bo Zoro zaraz dostanie zawału... - Zaśmiał się, jego ukochanego całkowicie zatkało. Nigdy nawet nie rozmawiali o dzieciach czy nawet o dalekiej przyszłości. Oboje unikali tego tematu, zapewne bojąc się, że takowej nigdy wspólnej nie będą mieli.
Zoro przełknął ślinę, patrzył w tą uśmiechniętą gębę swojego kochanka i nie potrafił odgadnąć co tak naprawdę myśli. Ostatni czas był ciężki, przestało im się układać nawet ich przyjacielskie przepychanki zamieniły się w prawdziwe kłótnie. Nie potrafili się dogadać a on naprawdę myślał, że to już koniec i że ich związek się wypalił, jeszcze ten pieprzony zakład i to że w dalszym ciągu nie powiedział mu o nowej pracy. Musiał przyznać, że był wściekły, kiedy cała sprawa wyszła na jaw, dolała tylko oliwy do ognia.
Nigdy nie rozumiał co taki heteryk w nim zobaczył, naglę zwrócił na niego uwagę a on tak głupio się zakochał. Był z nim te kilka lat, na początku kiedy jeszcze ukrywali ich związek było im naprawdę cudownie. Pierwsze problemy pojawiły się kiedy postanowili się ujawnić, w tedy do niego dotarło że jego ukochany najprawdopodobniej wstydził się tego, że jest z drugim mężczyzną.
A teraz stali w kuchni razem z przyjaciółmi i rozmawiali o dzieciach, kiedy jeszcze parę dni temu dziwnie się zachowywał i wręcz brzydził się do niego zbliżyć.
- Zoro? - Dziewczyna pomachała mu ręką przed twarzą.
- Co? - Zaschło mu w gardle więc się napił.
- Kretynie, wypowiesz się jakoś na ten temat?
- Niby na jaki? - Otrząsnął się i popatrzył na partnera który już się nie śmiał tylko obserwował go uważnie z zatroskaną miną. Jego serce drgnęło, coś w zachowaniu Sanji'ego się zmieniło i była to miła odmiana.
- Może już sobie pójdziecie?
Sanji zamrugał intensywnie a na jego policzki wkradły się zdradliwe rumieńce. Jego serce biło bardzo szybko mierząc się z tym intensywnym spojrzeniem ciemnych oczu.- Idioto, właśnie zrobiłem kolację!
Luffy przewrócił oczami a Kuina zachichotała co sprawiło, że blondyn zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Zboczeńce! - Zawołał Luffy i wrócił do oglądania filmu, reszta skomentowała jego zachowanie śmiechem.
***
Blond włosy kucharz zmierzył swojego kochanka krytycznym spojrzeniem.
- Nie rozumiem dlaczego chcesz rzucić szkołę... - Położył kolorowa sałatkę na stole i wyciągnął z kieszeni papierosy.
- Bo nie widzę w tym sensu i tak się dziwie że udało mi się skończyć trzecia klasę... i mógłbyś nie palić w mieszkaniu? Nie dość że potem wszystko śmierdzi to jeszcze nie da się oddychać...
- Moje mieszkanie, mogę sobie robić w nim to co żywnie mi się podoba... - Sanji jak na złość odpalił papierosa i zaciągnął się dymem.
- Mam już załatwione praktyki, jeśli wszytko pójdzie dobrze za jakiś czas będę miał już normalną prace... - Zoro skrzywił się, nienawidził kiedy blondyn stwierdzał że to jego terytorium a on nie jest na nim mile widziany.
- Nie uważam, żeby to był dobry pomysł ale jeśli tego chcesz... - Sanji podrapał się po głowie. - To twoja sprawa...A teraz jedź
Zoro westchnął i usiadł na kanapie patrząc jak jego ukochany idzie do okna, nienawidził kiedy robił się taki obojętny na wszystko.
Blondyn stanął przy oknie i kolejny raz zaciągnął się dymem papierosowym. Popatrzył w dół na ulicę i przypomniał sobie dzień w który to wszystko się zaczęło. Jak ten zielony idiota nie potrafił trafić do jego mieszkania a on w akcie łaski postanowił go poratować. Minął już cały rok szkolny i kończyły się wakacje a jemu zdawało się jak by to było zaledwie wczoraj.
- Będziesz jadł? - Zoro obserwował go z kanapy, był ciekawy nad czym teraz blondyn się zastanawia i czy po kolacji czeka go kłótnia i samotnie spędzona noc w domu Kuiny.
- Zamieszkaj zemną... - Sanji zgasił niedopałek w popielniczce stojącej na parapecie i popatrzył na swój obiekt westchnień. - Ja będę albo w szkole albo w restauracji staruszka jeśli zamierzasz zrezygnować ze szkoły i iść do pracy nie będziemy mieli się kiedy spotykać... - Serce mu drżało gdy patrzył na tępą minę swojego chłopaka który pewnie trawił jego słowa. - Wiec wprowadź się tutaj... - Stał przy oknie i czekał na jakąkolwiek reakcje swojego partnera a cisza która zapadła powoli stawała się nie do wytrzymania.
Zoro w końcu wstał i szybkim krokiem podszedł do partnera, jednym płynnym ruchem zarzucił go sobie na ramie.
- Co ty robisz kretynie!? Ja pytałem poważnie! - Sanji zaczął wymachiwać nogami w powietrzu i tłuc partnera pięściami po plecach jednak ten niewzruszony ruszył do sypialni blondyna i kopniakiem otworzył drzwi. Wszedł do środka i z łatwością rzucił rozwścieczonego ukochanego na miękkie łóżko.
- Teraz to będzie Nasze Łóżko...
- Sanji zaczekaj! Powinniśmy jechać na pogotowie! - Zoro wpadł do ich mieszkania zaraz za blondynem.
Młody kucharz minął zaskoczonego Luffy'ego i dopadł lodówki z której wyciągnął mrożonkę owijając ją w cienką szmatkę przyłożył do obolałego i zakrwawionego oka.
- Matko co się stało? Napadli was? - Czarnowłosy zeskoczył z kanapy i podbiegł do przyjaciela.
Sanji nie odpowiedział tylko tępo wpatrywał się w podłogę. Nigdy nie widział Zeff'a tak wściekłego a to co wygadywał było okropne i takie prawdziwe. Przymknął zdrowe oko bo robiło mu się słabo i niedobrze równocześnie.
- To ten porąbany dziadyga! Powiedzieliśmy mu o wszystkim a on się wściekł i nie dość, że nas powymyślał to... - Zoro urwał widząc jak Sanji robi się coraz bledszy. Był wściekły, że jego partner ani raz nie bronił ich związku kiedy jego przybrany ojciec obrażał ich na różne sposoby, tylko stał i cierpliwie słuchał tej tyrady.
- Luffy zabierz mnie na pogotowie... - Odezwał się słabo przerywając cisze. Miał ogromną ochotę zapalić ale w domu nie było ani jednego papierosa od kiedy ugiął się pod namowami partnera i postanowił w końcu rzucić.
- Ja cię zabiorę. - Zoro podszedł do nich i wyciągnął w stronę ukochanego dłoń która została odtrącona.
- Nie chcę! - Sanji popatrzył w końcu na zielonowłosego, był wściekły czuł się tak jakby ten głupkowaty idiota powoli mu wszystko odbierał. Złapał Luffy'ego za rękę i mijając zaskoczonego Zoro'a wyszli z mieszkania.
- I jak się wam układa? - Nami popatrzyła na przyjaciela bawiąc się małą parasolką z mrożonej herbaty.
- Różnie... - Sanji napił się kawy i popatrzył na swoją piękną przyjaciółkę.
- Tak to wiele mi powie... - Prychnęła rozgniewana.
- Moja kochana... - Jęknął nie miał najmniejszej ochoty teraz o tym myśleć już wystarczy, że w domu ciągle się kłócili.
- Sanji martwimy się, myślisz że nie widać jak ostatnio schudłeś? Nie powinieneś dusić wszystkie w sobie to niezdrowe... - Dziewczyna patrzyła na niego współczująco.
- Nie układa się nam... - Sanji westchnął zrezygnowany. - Ciągle się kłócimy, o wszystko a jeszcze do tego odkąd Luffy się przeprowadził do tego swojego lekarza ciągle mi insynuuje że my też powinniśmy się wyprowadzić z tego mieszkania...
- Nie chcesz?
- Oczywiście że nie, jest moje a on już i tak zabrał mi zbyt wiele... Poza tym już niedługo zaczynam pierwszy rok studiów nie w głowie mi jakieś przeprowadzki, tylko dlatego, że zielonemu idiocie nie podoba się to, że dostałem mieszkanie od Zeff'a.
- Wiesz, oboje jesteście bardzo uparci... - Westchnęła dziewczyna i napiła się słodkiego płynu. - Ale kochasz go jeszcze?
Na policzki Sanji'ego wpełzły rumieńce a on wbił wzrok w swoją filiżankę.
- Przecież wiesz... - Odpowiedział cicho a w zamian dostał tylko rozbawiony śmiech dziewczyny.
***
Sanji opadł na kanapę, przymykając oczy, minęło już kilka dni a jemu tak naprawdę jeszcze nie udało się porozmawiać z Zoro'em. Miał mnóstwo spraw do załatwienia, nie obecność na uczelni nie była wskazana na pierwszym roku, przez te całe zamieszanie z Zwierciadłem narobił sobie niezłych zaległości. Popatrzył na zegar wiszący na ścianie i westchnął, dochodziła 21 a Zoro'a jeszcze nie było co znaczyło, że albo trening z Kuina'om się przeciągnął albo siedzi razem z Tym gościem.
Przeciągnął się leniwie, Luffy'ego również nigdzie nie było więc może jednak wrócił dziś na noc do swojego domu. Żal mu było zostawiać go samego, Law ciągle nie wracał a jego przyjaciel chodził jak struty. Wiedział, że Luffy nienawidzi bezsilności i był przekonany, że gdyby tylko wiedział gdzie jego ukochany się znajduje pojechał by zanim nie bacząc na nic.
Wstał i zaczął szykować lekką kolację, musiał w końcu porozmawiać z Zoro'em i zamknąć ten nieudany rozdział za nimi, jeśli tego nie zrobią nigdy nie pójdą naprzód a ich związek się rozpadnie.
***
Sanji siedział w salonie skupiając się nad tekstem w książce i równocześnie słuchając swojego partnera.
- Chyba przyjmę tę pracę, jest lepiej płatna, będę robił to co lubię i może w końcu będziemy mogli się przeprowadzić...
Blondyn uniósł wzrok i popatrzył zrezygnowany na kochanka.
- Ty znowu o przeprowadzce, mówiłem ci że nie mam zamiaru się stąd na razie wyprowadzać...
- Wiadomo... - Zoro skrzywił się - Nie rozumiem jak możesz ciągle pomagać temu staremu pierdzielowi w restauracji skoro...
- Po prostu mogę! - Sanji z trzaskiem zamknął podręcznik. - Czyli co? Chcesz przyjąć pracę tą co już któryś raz proponował ci ten koleś, jak mu tam było...
- Mihawk...
- No, właśnie... - Blondyn zmierzył swojego partnera wściekłym spojrzeniem. Widział tego mężczyznę parę razy jak kręcił się wokół jego zielonego idioty. Miał złe przeczucia co do tego człowieka a w dodatku czół zazdrość widząc jakim szacunkiem i podziwem darzy go Zoro.
- Nie chce byś przyjmował tę prace...
- Co, dlaczego? - Zoro zdziwił się, przecież to było nie logiczne ze strony blondyna. Myślał, że się ucieszy, gdy mu powie o nowej pracy, mało kiedy trafia się taka okazja by ktoś bez szkoły mógłby dobrze zarabiać.
- Bo nie chce! - Warknął i wstał - Mógłbyś chociaż tyle dla mnie zrobić... - Powiedział z wyrzutem zbierając książki ze stolika. - A teraz wybacz jutro mam sprawdzian i nie mam ochoty na kolejną kłótnie.
Zoro patrzył jak jego ukochany zamyka za sobą drzwi od sypialni, nie wiedział czy jest bardziej wściekły czy smutny. Przecież robił dla niego wszystko, nawet mieszkał w mieszkaniu jego "Ojca" który go nienawidził. Znosił jego humory i wieczne wonty o coś. Ale teraz zachowywał się absurdalnie.
Sanji szedł ulicą niosąc siatki pełne zakupów, był zmęczony po całym dniu spędzonym na uczelni ale miał bardzo dobry humor więc wziął sobie za punkt honoru by pogadać ze swoim zielonkawym idiotą i jakoś załagodzić sytuacje. Wiedział, że ostatnio był dla niego okropny a na samo wspomnienie o przeprowadzce albo Imienia na literę M. trafiał go szlak. Zatrzymał się gdy za szyby baru mignęła mu zielona czupryna. Przyjrzał się uważnie i był już pewny, że to jego chłopak siedział przy barze. W pierwszej chwili chciał wejść do środka ale zamarł bez ruchu gdy zobaczył jak obcy facet poklepał go po ramieniu. Patrzył tak przez chwilę jak dwaj mężczyźni wesoło o czymś rozmawiają a serce biło mu coraz szybciej. Odwrócił się napięcie od wielkiego okna i puścił się biegiem przed siebie.
Zoro napił się piwa prosto z butelki i zaśmiał wesoło gdy Usopp kończył opowiadać swoją zmyśloną historyjkę. Reszta przyjaciół również się śmiała.
- Możecie nie wierzyć niedowiarki ale tak właśnie było! - Zawołał obrażony chłopak wymachując przy tym rękami.
- Tak, tak, na pewno - Powiedziała rudowłosa dziewczyna podnosząc ramkę stojącą na komodzie. Zoro bardzo lubił to zdjęcie które Nami zrobiła im w trzej klasie. I podarowała w pierwszą rocznice ich związku. Popatrzył katem oka na kochanka który w kuchni wesoło rozmawiał z Kuina'ną doskonale udawał, że wszystko jest w porządku.
Zoro wiedział, że coś się zmieniło blondyn był dla niego oschły jak nigdy do tond, nawet przestał się z nim kłócić a każdą poważną rozmowę kończył stwierdzając że nie ma czasu bo musi się uczyć.
Sanji patrzył na wesołą gromadkę w jego salonie, już dawno nie widzieli się wszyscy razem, nawet Sabo przyjechał w odwiedziny ku uciesze Luffy'ego i Ace'a.
Czół na sobie spojrzenie Zoro'a, uśmiechał się wesoło do wszystkich udając że wszystko jest w porządku, chociaż jego serce było porwane na strzępy. Nie potrafił porozmawiać z Zoro'em przez cały czas widział go z tym obcym przystojnym mężczyzną w barze. Dodatkowy klin wbił sobie sam gdy kilka dni później dowiedział się że jego ukochany przyjął jednak tę prace nic mu o tym nie mówiąc i cały czas ukrywał ten fakt.
- Jak ci idzie na studiach? - Kuina uśmiechała się wesoło również popijając piwo prosto z butelki.
- Fantastycznie! - Młody kucharz uśmiechnął się ucieszony że w końcu ktoś zapytał i zaczął opowiadać ile zdążył się już nauczyć.
- Jaki zakład?
Sanji przerwał swoją opowieść i popatrzył w głąb pokoju słysząc uniesiony głos Zoro'a.
- Pytam się, co miałeś na myśli mówiąc, że jesteśmy razem przez zakład? - Zoro piorunował podpitego już Ace'a wzrokiem, w pokoju nastała wyczekująca cisza a prawie wszystkie oczy były skierowane na tę dwójkę. Tylko Sabo patrzył na coraz bardziej blednącego blondyna.
Ace zaśmiał się wesoło był już w takim stanie, że nie był do końca świadomy tego co robił.
- No założyliśmy się, że cię zdobędzie i udało mu się! Czy to nie cudowne...
Zoro odstawił piwo na stolik i wstał powoli.
- Muszę wyjść na chwilę... - Roronoa wyszedł z mieszkania nawet nie odwracając się w stronę kuchni gdzie stał jego partner.
Sanji'emu trzęsły się ręce, wpatrywał się w punk gdzie jeszcze przed chwilą siedział jego ukochany i nie potrafił się ruszyć.
- A temu co się stało? - Ace pociągnął zdrowo z butelki gdy czyjaś dłoń uderzyła go w tył głowy.
- Coś ty zrobił kretynie... - Sabo patrzył na brata gniewnie, co wywołało u innych jeszcze większe zdziwienie. Mało kiedy blondyn dawał się ponosić złości, uchodził raczej za opiekuńczego starszego brata.
- Co tu się dzieje Sabo? On chyba nie mówił prawdy?
- Mówił. - Odezwał się słabo Sanji i wrócił do szykowania przekąsek próbując uspokoić drżenie rąk, wiedział że powinien pobiec za nim i próbować to jakoś wyjaśnić ale nie potrafił ruszyć się z miejsca.
Wyrzyscy patrzyli na niego w osłupieniu, w końcu Nami podbiegła do niego i zdrowo trzasnęła go w głowę.
- Sanji, ogarnij się!
Blondyn popatrzył na dziewczynę oszołomiony a trybiki w jego głowie zaczęły się obracać w zastraszającym tempie.
- Za chwilę wrócę. - Mruknął i wybiegł z mieszkania jak strzała.
***
Dolał sobie wina do kieliszka i smutno popatrzył na jedzenie które tak starannie przygotował. Zerknął na pęknięty telefon by po raz kolejny upewnić się, że nie dostał żadnej wiadomości, dochodziła już północ a tego zielonego palanta jeszcze nie było.
W końcu doczekał się dźwięku przekręcania kluczyków w drzwiach i usłyszał jak ktoś niezgrabnie wchodzi do mieszkania.
Zaraz potem zielonowłosy mężczyzna wszedł do salonu prowadzony niewielkim światłem dochodzącym z kuchni w której siedział Sanji.
- Jeszcze nie śpisz? - Zoro podszedł do niego - Czekałeś na mnie?
Blondyn od razu wyczuł woń alkoholu i męskich perfum nie należących do zielonowłosego, nie odpowiedział tylko wstał i zaczął sprzątać kolację chowając wszystko do lodówki.
- Ej, mówię do ciebie! - Zoro złapał go za ramie i przyciągnął do siebie. - Nie ignoruj mnie...
Blondyn popatrzył mu prosto w oczy, był wściekły chciał mu dzisiaj tyle wyjaśnić a ten kretyn się spił. Zoro nigdy się nie upijał ale nie mógł również powiedzieć, że alkohol w ogóle na niego nie działał.
- Jedzie od ciebie na kilometr, wódką i nie wiadomo czym jeszcze... - Warknął nie mogąc się powstrzymać.
- No i co z tego?
- To, że nie mam najmniejszej ochoty dziś z tobą rozmawiać zielonkawy pacanie, więc mnie łaskawie puszczaj...
- Pokręcona brewka. - Warknął drugi mężczyzna puszczając partnera. - Wiesz ty jesteś jakiś nienormalny! Raz zachowujesz się tak, innym razem zupełnie inaczej jak jakiś schizofrenik! A ostatnio to w ogóle byłeś jak pojebany! Czego ty w ogóle o demie chcesz? Mam się wynieść? Jak tak to powiedz to prosto z mostu a nie pogrywaj zemną w te swoje gierki!
Żyłka na skroni blondyna pulsowała intensywnie, mężczyzna patrzył tępo na swojego kochanka, tego już było za wiele. Odetchnął głęboko zastanawiając się jak by zacząć rozmowę.
- Oczywiście, to ja jestem tym złym. - Założył ręce na biodra niczym wojownicza kura domowa karcąca swojego męża. - Więc Roronoa spójrz na siebie, to nie ja wróciłem do domu śmierdzący alkoholem i obcymi perfumami. - Mówił spokojnie i z lekkim wyrzutem nie odrywając od ukochanego wzroku. - W dodatku przyjąłeś tę prace, chociaż prosiłem cię byś tego nie robił i jeszcze przez cały ten czas ukrywałeś to przede mną...
Zoro zbladł lekko, wyglądał jak by właśnie dostał od Sanji'ego w policzek.
- Od kiedy...
- Od samego początku, nie jestem idiotą domyśliłem się...
- Czemu nie powiedziałeś, że wiesz? - Zoro był lekko zdezorientowany, nie przypuszczał że jego chłopak wiedział o wszystkim od samego początku.
- Ja ci miałem powiedzieć?! - Sanji patrzył na niego jak na idiotę. - Nie uważasz, że ty powinieneś poinformować mnie, że zmieniłeś pracę? Kto tu się zachowuje jak nienormalny? - Blondyna zalewała krew, nie pojmował jak można być takim imbecylem.
- No jak już się domyśliłeś to mogłeś powiedzieć, że wiesz... - Zoro wyglądał tak jak by to co mówił było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem.
- Z kim piłeś? Bo na pewno nie była to Kuina, śmierdzisz męskimi perfumami.
- Z Mihawk, to co nie wolno mi już wypić z kolegą? Ty ciągle oglądasz się za tymi głupimi babami...
- Wiesz co... Musiałeś wypić bardzo dużo bo już bredzisz... - Sanji nie miał siły ciągnąć tej rozmowy dalej, ten głupi Glon wszystko zepsuł. - Bliski musi być ten twój znajomy, że jedziesz jego perfumami, wiesz jak chcesz się wynieść to proszę bardzo, ty zawsze o tym wspominasz...Niech cię ten "Twój Kolega" przygarnie jak taki chętny by spędzać z tobą czas!
Zoro zamrugał i zagryzł wargę, w głowie mu szumiało od wypitego alkoholu, wcale nie chciał się kłócić, było im od kilku dni naprawdę wspaniale, wiedział że od razu powinien mu powiedzieć o pracy w szkole dojo.
- Skarbie... - Zielonowłosy zrobił niepewny krok w stronę mężczyzny, czyżby był zazdrosny o Mihawk. Myślał gorączkowo trawiąc każde słowo blondyna.
- Teraz to skarbie... - Prychnął - Jestem wściekły, możemy pogadać rano?
- Mów teraz... Chce mieć to z głowy...
- Tak? No to proszę bardzo, powiem ci co dziś na ciebie czekało żebyś miał to z głowy... - Warknął, nie mogąc już wytrzymać. - Już od kilku dni chciałem z tobą pogadać ale ciągle coś nam przeszkadzało... Więc wykopałem Luffy'ego i przyszykowałem kolację, chciałem ci powiedzieć... Że cię kocham idioto i wcale się nie gniewam, że przyjąłeś tę pracę tylko nie rozumiem dlaczego mi nie powiedziałeś.
Chciałem przeprosić, za całą tą akcję z zakładem, na początku bałem się, że mnie zostawisz a później nie widziałem już sensu by do tego wracać. - Sanji'emu powoli głos się załamywał ale kontynuował swoją wypowiedz patrząc prosto w oczy partnera. - Chciałem również ci powiedzieć, że dobrze wiem, jak nienawidzisz tego mieszkania i że jestem gotowy na przeprowadzkę, byśmy mieli NASZ własny dom...
A ty! Wracasz do domu w środku nocy i cuchniesz obcym facetem! Jestem wściekły, obwiniasz o wszystko mnie a sam prowokujesz kłótnie! Ciągle dajesz mi do zrozumienia, że nie wierzysz w to, że cię kocham a sam nigdy tego nie powiedziałeś. - Sanji mówił bardzo szybko starając się opanować drżenie rąk i głosu. - Może i na początku był to tylko zakład, głupia zabawa ale na litość boską jesteśmy ze sobą już kilka lat! Rzuciłem palenie i zrezygnowałem z kobiet bo cię kocham...A ty dupku!? Mówisz mi, że chcesz mieć taką poważną rozmowę z głowy.
Więc proszę bardzo już po wszystkim! - Krzyknął i minął oniemiałego Zoro'a, trzaskając za sobą drzwiami od sypialni.
***
- Opanuj się kobieto! No mój ale... - Czarnowłosy próbował zrozumieć co się właściwie stało. - Czyli co? Jeszcze mu nie powiedział?
- Matko a ja myślałam, że tylko Luffy jest tępakiem - Jęknęła Nami łapiąc się za głowę i również zaczęła opieprzać piegowatego.
Luffy wyszedł po cichu z mieszkania i zbiegł po schodach na dół, wyszedł z klatki i usiadł koło przyjaciela szturchając go w ramie.
- Sanji, gdzie Zoro?
Odpowiedziała mu głucha cisza, szturchnął przyjaciela mocniej i powtórzył pytanie.
- Nie złapałem go... - Odpowiedział zachrypniętym głosem i uniósł nieco głowę.
- Spoko, przemyśli wszystko i wróci... - Luffy poklepał go pocieszycielko po ramieniu.
- Luffy, on kogoś ma... - Sanji jęknął a łzy cisnęły mu się do oczu.
- Zoro? Przestań opowiadać głupoty, przecież cię kocha. - Czarnowłosy popatrzył w zachmurzone niebo, wiedział dobrze co zielonowłosy czuje do Sanji'ego tak samo dobrze jak to, że Zoro nie jest facetem który zdradza.
- Jakoś nigdy tego nie powiedział...
Zoro patrzył na plecy blondyna, który siedział na kanapie pochylony nad książkami. Po felernej imprezie, oczywiście wrócił do mieszkania ale nie chciał rozmawiać ze swoim partnerem. Czół się jak by to wszystko co do tej pory przeżyli było jakimś wielkim kłamstwem czy porąbaną grą prowadzoną przez kucharza.
Musiał wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Wychodzę - Mruknął sucho i zabierając swoje katany wyszedł z mieszkania.
Sanji popatrzył za nim i westchnął smętnie, cisza panująca miedzy nimi stawała się nie do zniesienia. Pomyślał, że chyba musiał by zdrowo przy grzmocić w głowę by Zoro chodź na chwilę zapomniał o tym wszystkim i chciał z nim porozmawiać albo wspólnie skorzystać z ich łóżka. Podniósł wibrujący telefon i odebrał, słuchając uważnie rozmówczyni.
- Do Muzeum? Oczywiście, że z tobą pójdę o słodka Vivi-chan...
***
Zoro czół przyjemne ciepło i że czyjaś dłoń gładzi go po włosach, po wczorajszych rewelacjach chciał wszystko przemyśleć i zapewne usnął na kanapie w salonie. Uchylił lekko powieki i zobaczył Sanji'ego który z zamkniętymi oczami głaskał go po głowie. Było to bardzo przyjemne, myślał że po wczorajszej kłótni kucharz przestanie się do niego odzywać albo na prawdę w końcu go zostawi, najwidoczniej kolejny raz się pomylił. Nigdy nie myślał o tym w taki sposób, bardzo go kochał ale po prostu nie potrafił się otworzyć w stu procentach. Myśl, że blondyn zwrócił na niego uwagę tak naglę nigdy go nie opuszczała a gdy poznał już prawdę nie był zadowolony. Do tego dochodziła zazdrość, teraz rozumiał dlaczego blondyn prosił by nie przyjmował tej pracy.
- Przepraszam... - Szepnął i poczuł jak blondyn drgnął.
- Nie ma sprawy. Chcesz kawę?
- Sanji... Kocham cię - Zoro patrzył na pochylonego nad nim blondyna z jego ud miał doskonały widok na te niebieskie oczy.
- Wiem głuptasie. - Kucharz przysunął się jeszcze bardziej i pocałował go lekko w usta, jego serce przyjemnie zadrgało na te słowa.
- Więc chcesz być zemną dalej? - Odezwał się zaraz po zakończeniu pocałunku. - Chociaż jestem takim kretynem?
- No wiesz... - Blondyn zaśmiał się wesoło. - Kocha się pomimo wszystko...
Koniec:)
Dziękuje wam za dotarcie do końca epilogu, matko mam wrażenie, że pisałam ten rozdział wiecznie, przepraszam za to.
Mam szczerą nadzieje, że spodoba się wam ta historia i że co nieco się powyjaśniało. Za wszelkie nieścisłości was przepraszam i Fanów Ace'a też, że zrobiłam z niego takiego bufona...
Jeśli chcecie bym coś jeszcze kiedyś napisała o tej dwóje proszę śmiało pisać w komentarzach to samo tyczy się Law'a i Luffy'ego jeśli bylibyście ciekawi ich historii.
Tak więc kończę rozdział "Po drugiej stronie lustra" i zapowiadam że już niedługo pojawi się kolejna część mojego opowiadania:)
Co? Gdzie? Jak? Tak mniej-więcej wyglądała moja reakcja. Kurde zdarzyłam się przywiazac do tego opka >.> i powinno być trochę więcej Mihała znaczy Mihawka lub osoby "z imieniem na M".
OdpowiedzUsuńI tak, jak najbardziej możesz (musisz >u> rozkazuje ci) wtajemniczyć wszystkich w hitorie Law'a i Luffy'ego (glona i brewki również), byłabym bardzo wdzieczna ^^
PS: Mam przetroge żeby przy ff nie pić wody, prawie się udusilam na niektórych momentach (oczywiście w tym dobrym znaczeniu jeśli można to tak ująć).
PS2:*Podaje Ocean Spokojny Weny* masz, należy ci się.
Historia z zakładem - Sanji tak się nie robi, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;). Chętnie poczytałabym historie Lawa i Luffyiego i coś jeszcze o parze Zoro i Sanji nr 2. I zgadzam się z przedmówcą nie obraziłabym się jakby się też Mihawk pojawił =D.
OdpowiedzUsuńPowiem tak: czytałam to opko przez trzy dni. Na początku było mi trudno bo ilość błędów jest oszałamiająca... Wybacz tę bezpośredniość...
OdpowiedzUsuńSam pomysł na takiego ZoSana jest oryginalny i niezwykle ciekawy. Nigdy się z nim nie spotkałam, więc bardzo chętnie wzięłam się za czytanie. Były momenty w których ze śmiechu zdychałam, były i takie, gdy się bałam. Myślę, że nieco zabrakło Trafalgara, zaś w epilogu powinna się jeszcze pojawić załoga Słomianego.
Bardzo spodobało mi się to opo (ale te błędy!! ;-;, wybacz jestem przewrażliwiona na ich punkcie..), bardzo przypadły mi do gustu relacje między naszymi wspaniałymi piratami. Chyba pierwszy raz takie widziałam i muszę przyznać, że zrobiłaś na mnie wrażenie z tegoż powodu ;)
Ace to kretyn.
Cieszę się, że w sumie Mihawk już się nie pojawił.
Hmm... To chyba wszystko ode mnie :3
Bardzo dziękuję ci za to opko i wylewam na cię ocean Wenosława~
Mieszkam na wattpadzie, jakby co~
Zorda27
Bardzo dziękuje za komentarz.
UsuńWiem że w opowiadaniu jest masa błędów, ale pisze to opko bez bety a orłem z ortografii i gramatyki nigdy nie byłam;(
Nie gniewam się za bezpośredniość lubię ją:)
W epilogu był nastawiony tylko na ten drugi świat tak specjalnie a co do Trafalgara to nie ma co się martwić bo planuje dodatek z Nim i Luffym w roli głównej:)
Pozostało mi Cię zaprosić na kolejny rozdział drugiej części który pojawi się już w kłódce i do komentowania bądź krytykowania:)
A co do błędów postaram się walczyć nimi jeszcze bardziej:)
Za mało LawLu !!!!! Ja chcę poznac ich historię ♥♥
OdpowiedzUsuńOpowiadanie boskie no ale brak tej drugiej parki mnie boli, ogólnie nie przepadam za ZoSan ale akurat to było świetne ♥♥ Czekam na więcej ;)
Wiem, że piszę ten komentarz po prawie 4 latach od zakonczenia przez Ciebie tej książki, ale muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobało. Trafiłam tu, chcąc przeczytać coś o Lawie i Luffym i choć mimo tego, że nie było o nich zbyt wiele strasznie się wciągnęłam i przeczytałam wszytko na raz. Liczę, że kiedyś jeszcze napiszesz historie poznania tej dwójki, bo to jedna z tajemnic tej książki! Pozdrawiam♡
OdpowiedzUsuń