Witajcie:)
Pora zacząć drugą część tego zrytego opowiadanka.
Więc jeśli chcecie to uroczyście zapraszam do czytania moje skarby:)
I oczywiście przepraszam za błędy:)
W głębi serca
Część II
Przekroczyć granice
Zoro wyszedł z kajuty i spojrzał w zachmurzone niebo, dzień nie zapowiadał się na zbyt ładny. Musiał przyznać, że wczorajsza impreza była udana a zawody z rudowłosą też okazały się sukcesem. W pewien sposób podziwiał jej mocną głowę i sam musiał przyznać, że niewiele brakowało a przegrał by z nawigatorką. Ziewnął przeciągle i ruszył w stronę kuchni wodzony przez cudowne zapachy rozchodzące się po wszystkich zakamarkach statku. Jakie było jego zaskoczenie widząc załogę stojącą przed drzwiami do jadalni. Podszedł do nich i nim zdążył się odezwać powitała go uśmiechnięta twarz Robin.
- Musi naprawdę cieszyć się z powrotu. - Szepnęła i ruchem dłoni wskazała na otwarte drzwi.
Uniósł brew patrząc na nawigatorkę która siłą chyba powstrzymywała głośny śmiech, stanął za Luffy'm który o dziwo jeszcze nie rzucił się na pachnące jedzenie i zajrzał do środka prowadzony ciekawością.
Jego oczom ukazał się nie kto inny jak ich kucharz, który uśmiechał się od ucha do ucha i .... śpiewał....
- Nie wracaj do snu, na jawie mi mów...lalalala...Że kochasz mnie...lalalala...
Nie potrafił się powstrzymać, zaśmiał się ten widok był tak niecodzienny, że aż skrajnie fantazyjny. Nie był wczoraj przekonany czy postąpił słusznie ale ten widok rekompensował mu wszystko. Jak wcześniej trafiał go szlak gdy widział jego uśmiechniętą gębę to teraz mógłby na nią patrzeć bez przerwy. Zwłaszcza gdy nabierała szkarłatnych rumieńców, ze wstydu, nagle poczuł czyjąś pięść na głowie.
- I coś narobił kretynie, tak fajnie śpiewał... - Nami zaczęła się głośno śmiać co sprawiło, że policzki kuka jeszcze bardziej ściemniały. Wszyscy naraz wpakowali się do środka, Luffy od razu usiadł do stołu i wszyscy prócz Robin poszli w jego ślady.
- Jak we śnie tę samą masz postać, nawet uśmiech... - Wzdrygnął się gdy usłyszał głośny śmiech. Tak się zapomniał, że nawet nie zauważył jak cała załoga wstała, policzki zaczęły go strasznie piec, no pięknie, pomyślał i utopił zażenowane spojrzenie w garnkach, słysząc słodki śmiech Nami-san.
Ledwie wrócił i tak się zbłaźnił, nie rozumiał dlaczego nie potrafił wyrzucić tej piosenki z głowy, był tak szczęśliwy, że miał ochotę tańczyć i śpiewać cały czas...
- Kuk-san? - Robin usiadła za blatem<barem>
- Tak słodki Aniele - Sanji uśmiechnął się radośnie starając nie myśleć o piekących go uszach.
- Co to za śliczna piosenka, którą śpiewałeś?
Nie potrafił pozbyć się tego uciążliwego pieczenia policzków a śmiechy chłopaków wcale mu nie pomagały.
- Eeee, to nic takiego... Usłyszałem ją w tamtym drugim świecie.
- To taka miłosna piosenka... - Kobieta uniosła znacząco brew a Sanji'ego uszy zapiekły jeszcze bardziej.
- Uuuuchuuu nasz kucharz się zakochał! - Zawył Franky, tańcząc w kółeczko na co wszyscy a raczej prawie wszyscy ryknęli śmiechem. Skrzyżował spojrzenie z Zoro'em który uśmiechał się z wymalowaną kpiną. Koło Robin usiadła podekscytowana Nami i uśmiechała się podejrzliwie.
- Czyżby jakaś niewiasta skradła ci tam serce, czy może... - Blondyn patrzył jak dziewczynie lubieżnie błyszczą oczy aż się wzdrygnął. - Jakiś Zielono włosy frajer jest tam zupełnie inny...
Robin odchrząknęła znacząco i spiorunowała rudowłosą karcącym spojrzeniem.
- Nami chciała spytać jak się tam miałeś? Jesteśmy ciekawi czy miałeś tam jakieś przygody?
Sanji podał dziewczyną śniadaniowe koktajle, próbując uspokoić się na tyle by twarz przestała go palić. Zachowanie Nami-san było trochę podejrzane ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy tylko pozostawić tą przygodę za sobą i dalej cieszyć się z powrotu. Popatrzył jak chłopaki zajadają się śniadaniem które przygotował a jego wzrok zawiesił się najpierw na Kapitanie a potem na Marimo.
- To była najgorsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu... - Przeniósł wzrok na zdziwione twarze dziewczyn. - Poważnie mówię, tam było tak...
- Gejowo? -Nami wyrwała podekscytowana nawet chłopaki przestali jeść, Sanji popatrzył na nią z góry ogarnęła go chęć zapalenia ale co było dziwne nie znalazł jeszcze swoich papierosów.
- No cóż, lepiej bym tego nie ujął... Ale nie mówmy o tym... Była tam nasza słodka Vivi-chan - Sanji uznał, że bezpiecznie będzie zmienić temat. Zaczął opowiadać najmilsze wydarzenia związane z podróżą którą odbył po drugiej stronie lustra. Nie mógł się nadziwić, że znalazł aż tyle miłych wspomnień, głównie dzięki Luffy'emu. Wszystkich wciągnęła jego przygoda, Usopp wyglądał na bardzo szczęśliwego gdy wspomniał o klubie Going Merry, do którego go zabrali.
- Czyli ta piosenka jest z filmu który ci puścili? - Nami wyglądała na zawiedzioną.
- Dokładnie tak, jakoś nie mogę wyrzucić jej z głowy...
- To naprawdę śliczna piosenka. - Robin spoglądała na kucharza spod gęstych rzęs. - A ty nie jesteś ciekaw co tu się działo pot twoją nieobecność?
Sanji popatrzył znów na Zoro, mógłby przysiąc, że w jego oczach spostrzegł przejęcie ale nie potrafił rozszyfrować z jakiego powodu.
- Może paru rzeczy...Ale myślę, że na to przyjdzie jeszcze czas.
Luffy wstał i zrobił coś niespotykanego, wszedł do kuchni i włożył talerz do zlewu.
- Dobrze, że już wróciłeś... Tęskniliśmy. - Wyszczerzył się i ukradł większy kawałek ciasta które leżało schowane pod blatem za co dostał kopniaka w tyłek i z hukiem wyleciał za drzwi odprowadzony przekleństwami kucharza.
Minęło kilka dni odkąd kucharz do nich wrócił i Zoro musiał przyznać, że naprawdę wszystko pozornie wróciło do normy. Wspólnie uznali, że zwierciadła pozbędą się na najbliższej wyspie a Nami już zaczęła przeliczać pieniądze które pewnie za nie dostaną.
Zoro zrobił kolejną pompkę a pot lśnił na jego skórze. Cieszył się, że renifer w końcu pozdejmował mu bandaże i pozwolił na normalne ćwiczenia. Potrzebował fizycznego wysiłku, bo ze zgrozą stwierdzał, że ogarniała go coraz większa frustracja. Bardzo podobało mu się że z Kukiem przekomarzał się jak dawniej ale każde bliższe zetkniecie się z jego ciałem sprawiało, że pragnął więcej.
Odetchnął głęboko i położył się na podłodze, po przygodzie z magicznym lustrem została tylko jeszcze niesprawna ręka kuka i przykrótkie blond włosy. Wciągnął powietrze przez nos i z przykrością stwierdził, że strasznie śmierdzi i przydała by mu się kąpiel. Wstał i wyjrzał przez okno, mięśnie jeszcze drgały od wysiłku domagając się jakiejkolwiek formy rozluźnienia. Uznał, że jest już późno i łazienka powinna być wolna.
Przewiesił sobie ręcznik przez ramie i udał się prosto do łazienki, zdziwiło go palonce się tam światło i głośne przekleństwa. Zajrzał po cichu do środka a to co zobaczył wywołało uśmiech na jego twarzy.
Sanji szarpnął się kolejny raz i warknął głośno w powietrze. Już dłuższą chwile próbował zdjąć koszulkę która zaczepiła się o usztywniony opatrunek na jego lewej ręce i tak się zakręcił, że z pewnością wyglądał jak idiota w rozpiętych spodniach spuszczonych do kolan i z koszulką zasłaniającą głowę. Modlił się w duchu by nikt go tak nie zobaczył. Poczuł na nagim brzuchu zimny powiem powietrza i przeklną jeszcze raz, szarpnął się próbując kolejny raz zdjąć koszulkę. Wiedział, że zakładanie zwykłej czarnej podkoszulki źle się skończy. Słyszał jak ktoś do niego podchodził i był już pewny kto to był jęknął w duchu. Wyczuł zapach spoconego ciała które stanęło bardzo blisko niego. W tym momencie cieszył się, że ma na głowie koszulkę i nie widać jego zażenowania, przeszył go dreszcz gdy poczuł rozgrzane palce na swojej skórze. Poruszył się niepewnie tak jak by chciał strzepać dłoń która sunęła po jego zdrowej ręce aż do łokcia.
- Nie szarp się... - Zoro z trudem powstrzymał się od dalszego zmacania blondyna i oswobodził go z podkoszulki.
Z rozbawieniem patrzył na zarumienione policzki kuka, potarganą fryzurę i gęsią skórką na ciele.
- Dzięki... - Sanji patrzył na spocone ciało przyjaciela który stał blisko, nawet zbyt blisko jego. Bardzo się cieszył z powrotu ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jednak coś się zmieniło. Chociaż Zoro zachowywał się całkowicie normalnie, i codziennie utwierdzał go swoim zachowaniem, że tak naprawdę nic strasznego się nie dzieje i nadal jest kompletnym idiotą to reszta załogi zachowywała się co najmniej dziwnie.
- Długo się tak będziesz na mnie gapił? - Zoro uśmiechnął się perfidnie - Czy może przy kąpieli też potrzebujesz pomocy?
Sanji poczerwieniał ze złości, chciał zrobić zamach i zdzielić go kopniakiem ale zapomniał o spuszczonych spodnia i jak długi wylądował na podłodze.
- Kurwa...
Zoro zaśmiał się nigdy nie sądził, że kucharz może być tak słodko nieporadny.
- Jak ty masz zamiar się tu tak wylegiwać to ja w tym czasie skorzystam z wanny. - Rozebrał się i szybko wskoczył do gorącej wody którą na pewno przyszykował sobie blondyn.
- Ty śmierdzielu! - Sanji podniósł się do siadu a żyłka na jego skroni pulsowała gniewnie. - Najpierw zanieczyszczasz powietrze a teraz kradniesz mi kąpiel!
- Nie moja wina, że nie potrafisz się nawet rozebrać. - Zoro rozłożył się w wannie tyłem do niego by nie patrzeć na jego prawie nagie ciało. Cieszył się, że przyszykował sobie kąpiel z pianą bo przynajmniej nie było widać narastającego w nim podniecenia.
- Parszywy Glon...- Sanji klną pod nosem i owinął się puchatym szlafrokiem, czół się dziwnie skrępowany paradując przed szermierzem w samych gaciach chociaż nigdy wcześniej nie miewał takich problemów.
- Co, wstydzisz się? - Zoro zadrwił, zerkając jak blondyn siada na krześle. - Będziesz tu tak siedział i patrzył jak się kąpię zboczeńcu?
- Nie, nie wstydzę się. - Skłamał otulając się bardziej szlafrokiem. - Na zewnątrz jest zimno więc nigdzie się nie wybieram.
- Możesz się dołączyć jak chcesz... - Zoro odwrócił się do niego i obserwował uważnie. Miał wrażenie, że blondyna coś trapiło i że naprawdę się go wstydzi. Zmarszczył brwi próbując odgadnąć jego myśli, może jednak coś się stało po tej drugiej stronie lustra. Na samą myśl, że tamten drugi on próbował dobrać się do jego kucharza wzbierała w nim złość.
- Nie kąpie się z śmierdzielami. - Prychnął, czół na sobie świdrujące spojrzenie towarzysza i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że dokładnie wie o czym myśli.
- Ej Kuk...
Sanji wzdrygnął się i popatrzył w te zamyślone oczy które zachłannie go obserwowały. Nigdy wcześniej nie wzbudzał u niego takiego zainteresowania.
- Czego?
- Co się dzieje? - Zoro nie odrywał od niego oczu, najchętniej wyszedł by z tej wanny podszedł do niego i z dziką żądzą zerżnął na podłodze.
Sanji przełknął ślinę i odwrócił wzrok zastanawiając się czy akurat z nim powinien o tym rozmawiać.
- Mam wrażenie, że odkąd wróciłem to wszyscy się jakoś dziwnie zachowują... Zwłaszcza Nami-chan i Luffy. - Blondyn nie patrzył na niego, teraz żałował że sobie nie poszedł od razu.
Szermierz przygryzł wargę, nie wiedział co powinien mu teraz powiedzieć nie był dobry w takich rzeczach.
- Trzeba przyznać, że twoje zniknięcie i pojawienie się tego drugiego wprowadziło nieco zamieszania na statku... - Zoro westchnął i zaczął się myć ignorując palący problem między nogami. - Poza tym wszyscy zwłaszcza dziewczyny się napaliły, że w tym drugim świecie...no że oni są parą... - Popatrzył na towarzysza który teraz wyglądał strasznie blado i uporczywie wpatrywał się w podłogę. - I pewnie sobie coś ubzdurali, nie ma się czym przejmować... - Zoro spłukał sobie piane z włosów i odetchnął głęboko. - A teraz z łaski swojej podaj mi ręcznik...Chyba, że mam przed tobą paradować całkiem na golasa?
Sanji wstał powoli złapał jeden z ręczników wiszących na haczyku i podszedł do wanny.
- Obejdzie się - Podał mu ręcznik patrząc w bok - A ty? Co o tym wszystkim myślisz?
- Mało mnie to obchodzi, bo sprawa mnie nie dotyczy...- Zoro starał się by wszystko zabrzmiało przekonywując. Wziął od niego ręcznik i okrył się tak by blondyn nie zauważył jego sterczącej męskości gdy stawał przednim. - Możesz spytać Luffy'ego, że nawet dostałem po mordzie za stwierdzenie, że wszystko jedno który z was z nami popłynie... Bo w końcu kucharz to kucharz...
Blondyn zamrugał, nie wiedział czy się wściekać czy cieszyć z zachowania tego zielonego glona. Naprawdę wyglądał jak by miał to wszystko głęboko tam gdzie słońce nie dochodzi ale żeby aż tak? Coś w środku go strasznie zabolało na te słowa ale nie miał czasu głębiej przeanalizować tego uczucia bo z siłą został pociągnięty do przodu i z pluskiem wpadł do wanny, od razu się wynurzył i łapczywie nabrał powietrze do puc. Zoro wkładał już szlafrok będąc poza zasięgiem jego nogi.
- Idiota! - prychnął a w odpowiedzi usłyszał tylko głośny śmiech przeklętego Marimo a zaraz później ciche zamknięcie drzwi.
Sanji jedną ręką właśnie dekorował swoje nowe danie, czół na sobie spojrzenie rudowłosej dziewczyny co bardzo go cieszyło i krepowało równocześnie.
- Sanji?
- Słucham moja bogini? - Odwrócił się do niej przodem a jego ciało przeszyły ciarki widząc przenikliwe nieco diabelskie spojrzenie.
- Reszta załogi twierdziła, że nie powinnam pytać ale jakoś nie mogę się powstrzymać... - Nawigatorka oblizała lubieżnie usta na widok czego kucharzowi stanęło serce. - Czy ty tam, no wiesz... Robiliście to? Uprawiałeś z nim seks?
Sanji zamrugał nerwowo, czyli to dlatego przez te ostatnie kilka dni wszyscy tak dziwnie się zachowywali, byli ciekawi czy on tam....
- Nigdy! Dlaczego bym miał? - Z trudem powstrzymał się by nie użyć niecenzuralnych słów, w końcu rozmawiał z damą.
- To nie było w końcu twoje ciało, mogłeś po eksperymentować. - Nami uśmiechała się do niego jak by to co mówiła było najzwyklejszą rzeczą pod słońcem.
- Nie miałem zamiaru! Co z tego, że nie moje ciało? - Sanji postawił przed nią pięknie ustrojony deser próbując się uspokoić. - Wybacz jeśli cię rozczaruje o piękna ale moje serce bije tylko dla kobiet...i nie wracajmy do tego tematu już nigdy.
Nawigatorka westchnęła i skosztowała deseru.
- Cudowne...
- Cieszę się. - Sanji widział, że dziewczyna jest niezadowolona z jego odpowiedzi ale trudno. Glon miał racje mówiąc, że coś sobie ubzdurali, miał tylko nadzieje że dadzą sobie niedługo spokój i zapomną o tych całych wydarzeniach z lustrem.
Zoro usiadł z rozmachem na kanapę w jego siłowni, co on kurwa chciał zrobić. Miał nadzieje, że brewka nie domyślił się jakie były jego prawdziwe zamiary. To wszystko już za długo trwało, czuł że zaraz oszaleje. Nie potrafił uwierzyć, że tak bardzo zaczął go pragnąć i nawet ćwiczenia nie przynosiły ulgi. Odetchnął głęboko by jeszcze raz przemyśleć całe zdarzenie. Zwykła sprzeczka, parę niegroźnych ciosów, ostra wymiana zdań, wszystko wyglądało by normalnie gdyby powstrzymał się w odpowiednim momencie. Zamknął oczy próbując zrozumieć co się stało.
Kilka kwadransów wcześniej:
- Coś ty powiedział kretynie?!
- To co słyszałeś ero kuku!
- Ty! - Sanji wymierzył w towarzysza kolejny cios nogą który z łatwością został zablokowany. Wymieniali się tak ciosami chwile, reszta załogi jak by ucieszona, że wszystko wróciło do normy nawet nie próbowała im przeszkadzać już w trzeciej kłótni dzisiejszego dnia.
Zoro z satysfakcją blokował ciosy kuka i wymierzał własne spychając go coraz bardziej na ścianę tuż koło schodów.
Sanji poczuł coś za swoimi plecami i zdał sobie sprawę, że nie może się już cofnąć. Uniósł nogę i zablokował zielonowłosego kładąc mu buciora na klatę, czół tylko jak mężczyzna hamuje wciskając go w drewnianą ścianę i widząc jak jedna z jego katan wbija się w ścianę tuż obok jego głowy.
- Przegrałeś. - Uśmiechał się z wyższością a oczy mu dziwnie błyszczały, Sanji wzdrygnął się gdy Zoro przycisnął go tak mocno, że jego kolano znajdowało się tuż pod brodą.
- Odwal się! - Kucharz zdrową ręką wyciągnął papierosa z ust i dmuchnął prosto dymem w twarz rozjuszonego Zoro'a.
- Przyznaj, że przegrałeś... - Szermierz puścił jedną katanę i złapał blondyna za brodę zaglądając z trumfem głęboko w oczy. Serce waliło mu jak szalone a wszystko stało się tak niewiarygodnie podniecające. Tak jak by ten kucharzy na robił to specjalnie, uwodził, kusił, doprowadzał do szaleństwa. Zapragnął znów posmakować tych miękkich ust ale tym razem bardziej, zatopić się w nich bez pamięci.
- Chyba śnisz! - Syknął, krew go zalała nie rozumiał dlaczego ta bliskość z glonem mu przeszkadzała, czół jego gorący oddech na twarzy i uznał że ostatnio zbytnio sobie pozwala. Tak jak by chciał wyczuć na ile może sobie pozwolić w droczeniu się z nim. Odwrócił głowę w bok by na niego nie patrzeć.
- Raczej nie... - Zoro przyglądał się reakcją blondyna i niewiele myśląc nachylił się do niego jeszcze bliżej i dmuchnął mu lekko w ucho.
Włoski na skórze kucharza stanęły dęba, tego już było za wiele. Wypuścił z pomiędzy palców papierosa i trzasnął go z liścia prosto w twarz, zostawiając na jego skurzę podłużne ślady paznokci. Zaraz później wykorzystując fakt zaskoczenia, kopniakiem zwalił go z nóg.
- Pojebało cię wieśniaku?! To nie jest zabawne! - Zgasił nogą papierosa i zachowując spokój zaczął go mijać. - I to ja wygrałem! - Dodał na odchodne wychodząc bardziej na statek i skręcając zaraz na schody. Był wściekły, na tą morską Algę, co on sobie w ogóle wyobrażał, tak perfidnie go podpuszczając? Nie powinien z nim w tedy rozmawiać, droczy się z nim od tego czasu. Jak by sprawdzał czy coś się zmieniło a przecież nic takiego się nie stało.
Zatrzasnął za sobą drzwi kuchni i odetchnął głęboko, zostając sam ze swoimi myślami.
Zoro dotknął jeszcze szczypiącego policzka i odetchnął, wiedział że pewnie doprowadził kucharza do szału on przecież nigdy nikogo nie bił rękami. Wstał i złapał najcięższą sztangę jaką posiadali zaczynając ćwiczyć. Musiał go wyrzucić z głowy, bo oszaleje albo go zgwałci.
Cieszę się że dalej piszesz �� nie umiem się doczekać ich dalszych losów.
OdpowiedzUsuńJuż zmartwychwstałym!
OdpowiedzUsuńI najważniejsze co nam do powiedzenia to :Nami to chora yaoi'stko nie maltretuj blondyneczki :c
Rozdział jest taki fajowy (gejowy tysz) . Kobieto ucz mnie \(*-*)/
Pozdrowionka :^