Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

10 października 2016

Rozdział 3

Hejka skarby jeśli tam jesteście:)
No to udało się stworzyć kolejny rozdzialik który mnie się podoba:)
Mam nadzieje, że wam też przypadnie do gustu:)
Miłego czytania i przepraszam za wszelkie błędy.


W głębi serca
Część II

Przekroczyć granice

Sanji przechadzał się po targu, szukając odpowiednich i najlepszych towarów. Mógł zaszaleć, Nami-swan była w tak dobrym humorze po sprzedaży zwierciadła, że dała mu większe kieszonkowe na zakupy. Westchnął i obejrzał się na zielonego idiotę wlekącego się za nim. Za jakie grzechy znowu musiał robić za jego niańkę. Rozumiał, że imbecyl potrafił się zgubić na prostej drodze i trzeba było go pilnować ale dlaczego ON? Równie dobrze opieką nad niedorozwojem mógł przejąć Usopp a jemu w zakupach mógł pomóc Fanky. Przypomniał sobie jak Nami-swan słodko prosiła by miał na niego oko a jego serce zadrgało radośnie. Ach, ta kobieta jest taka zmysłowa. Pomyślał i podszedł do kolejnego stoiska tym razem z owocami.

Zoro przyglądał się blondynowi jak wybiera jakieś wymyślne owoce. Przysiadł na krawędzi drewnianego wózka do którego pakowali wszystko co kupił kucharz. 
Rozejrzał się po targu przypominając sobie słowa rudowłosej dziewczyny. Po cholerę miałby zaczepiać jakieś obce dziewczyny i jeszcze z nimi rozmawiać? Nie ogarniał jej dziwnych pomysłów, jak by to miało niby pomóc przekonać do siebie zakręconą brewkę.
Wrócił spojrzeniem do stoiska i stwierdził, że blondyna już tam nie było, zaczął się rozglądać próbując go wypatrzyć. 

Kucharz tak pochłonięty zakupami przechadzał się pomiędzy stoiskami aż w końcu stwierdzając, że siatki które trzymał w ręce są zbyt ciężkie i warto by było się od nich uwolnić. Odwrócił się za siebie przekonany, że zobaczy tam Zoro z wózkiem.
- O cholera... - Westchnął i zaczął się nerwowo rozglądać. - Nami-chan mnie zabije... - Jęknął i zaczął wracać w miejsce gdzie ostatni raz go widział. Stanął przy stoisku z owocami, ale glona już tam nie było.

Szermierz dojechał wózkiem aż na sam środek targu gdzie znajdowała się również nie duża fontanna. Zoro popatrzył na nią, kamienna fontanna której środek zdobił wazonu z którego szczytu tryskała woda. 
- I to ja się niby gubię... - Westchnął i kolejny raz się rozejrzał wypatrując blond czupryny. Zamiast niego rzuciły mu się w oczy dwie kobiety z dzieckiem. Jedna z długimi brązowymi włosami, w jednej ręce trzymała na oko roczne dziecko, w drugiej siatkę wypchaną zakupami. A druga dziewczyna, była na pewno młodsza i miała średniej długości blond włosy. Zoro nie wiele myśląc podszedł do nich.
- Przepraszam, panie... - Sam nie wierzył, że to robi. - Nie widziałyście może takiego blondyna z dziwnymi zakręconymi brwiami? Gdzieś mi się zgubił...

Sanji szybko szedł między straganami wypatrując tego idioty, miał szczerą nadzieje, że jeszcze nie opuścił targu i gdzieś go tu znajdzie.
Dotarł do fontanny i  wskoczył na jej murek by popatrzyć na okolice z nieco wyższej perspektywy. W końcu dostrzegł zieloną czuprynę w tłumie chciał od razu do niego podbiec i nakopać do dupy ale zdał sobie sprawę, że jego towarzysz nie stoi sam.
Blondyn uniósł brwi widząc jak te zielone Marimo rozmawiał z pięknymi kobietami, które wydawały się być zadowolone z takiego towarzystwa.
Zeskoczył z fontanny i podszedł do nich przepychając się przez tłum. 
- Gdzieś ty polazł? - Zapytał wkładając zakupy do wózka i nawet nie patrząc na niego ukląkł przed dziewczynami i zaczął całować je po rączkach a w jego oczach pojawiły się różowe serduszka. - Dziękuje wam moje piękne panie, że znalazłyście tego kretyna.
Brunetka zachichotała i lekko się zarumieniła, dopiero teraz zauważył, że kobieta trzymała małe dziecko.
- Podobno to ty się zgubiłeś? - Blondynka zabrała swoją rękę, nie zaszczycając kucharza spojrzeniem tylko uśmiechała się figlarnie do Zoro. Sanji'ego zatkało, co to w ogóle miało być popatrzył rozgniewany na Roronoa'e którego dziewczyna teraz złapała pod ramie.
- To jak już znalazłeś swojego kolegę to przejdziecie się z nami na kawę?
Zoro zbluzgał w myślach sam siebie za tą głupią sytuację w jakiej się znalazł, a mina rozwścieczonego kucharza skierowana prosto na niego sprawiała, że czół się coraz bardziej głupio. Delikatnie oswobodził się z uścisku kobiety i uciekł spojrzeniem na śmiejące się do niego dziecko.
- Przykro nam, ale dziś odpływamy i mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia... - Zaczął mając nadzieję, że kucharz pomimo złości podchwyci temat i nie będzie chciał spędzić z kobietami więcej czasu.
Sanji skrzywił się ale musiał przyznać, że Zoro ma tym razem rację, muszą dokończyć zakupy. Westchnął i zaczął skakać wokół kobiet przepraszając je aż nadto, że nie mają czasu by z nimi iść. Małe dziecko zaczęło się śmiać widząc go a blondynka nie wyglądała na zadowoloną.
- To może wieczorem nim odpłyniecie? - Teraz dziewczyna patrzyła tylko na Zoro. Jej przyjaciółka zachichotała i włożyła znajomej zakupy do rąk.
- Wybaczcie nam, my też pójdziemy. - Pożegnała się i pociągnęła blondynek ze sobą.
Sanji patrzył smętnie jak dziewczyny się oddalają a potem gniewnie popatrzył na Zoro.
- Nie zgub się tym razem...
- To ty gdzieś polazłeś! - Zoro złapał wózek i zaczął iść prosto przed siebie, ciesząc się, że kobiety sobie poszły i że ma ta głupią sytuacje już za sobą.
Sanji prychnął gniewnie i zrównał się z nim krokiem obserwując go uważnie.- Wiesz podobałeś się tej dziewczynie... - Wyciągnął i zapalił papierosa.
- Zauważyłem... - Zoro uniósł brew i popatrzył na kucharza ciekawy do czego zmierza. 
- Mogłeś skorzystać z zaproszenia... - Sanji zaciągnął się dymem.
- Nie lubię blondynek... 
- A co jest nie tak z blondynkami? - Kucharz popatrzył zaskoczony na towarzysza.
- Są puszczalskie, głupie i puste w środku, a do tego jeszcze kojarzą mi się z tobą... - Odpowiedział bez zastanowienia nawet nie zerkając na przyjaciela.
Sanji zamrugał i zatrzymał się gwałtownie przetwarzając to co właśnie usłyszał. Krew się w nim zagotowała ze złości.
- Ty wredna mendo... 
Zoro odwrócił się i zatrzymał kiedy zobaczył wściekłego kucharza, nie rozumiejąc co zrobił znów źle i o co się wścieka tym razem.
- Co brewko? - Przemyślał swoją wypowiedź i olśniło go, naprawdę był idiotą ale trudno teraz nie może się już cofnąć. - Sam przecież skaczesz z kwiatka na kwiatek...
Sanji nie odpowiedział ale cała twarz i uszy piekły go ze wściekłości. Miał ochotę poprzestawiać mu wszystkie kości ale nie mógł. Mieli ważniejsze sprawy na głowie a te zakupy trwały stanowczo za długo musiał skupić się na zrobieniu zapasów a nie myśleć o tym...gnojku.
- Troglodyta! - Warknął i przyśpieszył kroku.
Zoro popatrzył na jego plecy, pomyślał że to będzie długie i męczące popołudnie. 

Roronoa popatrzył jak blondyn wchodzi na pokład nie zaszczycają go nawet jednym spojrzeniem. Wiedział, że jest wściekły bo nie odezwał się do niego już ani jednym słowem tylko patrzył z mordem w oczach. Westchnął i zaczął wnosić jedzenie na statek, był zły na samego siebie, nie potrafił inaczej się zachowywać a nazwanie go puszczalskim idiotom wcale nie ociepli ich  stosunków, może powinien się ugiąć i jednak go przeprosić, myślał gdy na drodze stanęło mu rude dziewczę. 
- I jak było? - Nami patrzyła na niego uśmiechając się a jej oczy błyszczały wesoło. 
- Daj mi spokój... - Warknął próbując ją wyminąć.
- Zrobiłeś to co ci kazałam? 
- Tak, i jest jeszcze gorzej... - Popatrzył na nią wściekle dziwiąc się z jej radosnego uśmieszku.
- Spoko, wszystko będzie dobrze... 
- Nie wydaje mi się. - Skrzywił się.
- Nie dramatyzuj, chyba że coś spieprzyłeś?
- Daj mi spokój - Roronoa minął ją w końcu, nie miał najmniejszej ochoty teraz na jakiekolwiek rozmowy. 

Sanji wszedł do kuchni i trzasnął za sobą drzwiami, co wystraszyło siedzącego tam Chopper'a. Blondyn dudrał coś pod nosem, zły na siebie że słowa tego idioty tak go dotknęły.
Czym ja się w ogóle przejmuje, pomyślał odkładając siatki z przyprawami na blat. Przecież to tylko ten idiota z mięśniami zamiast mózgu.
Miał wrażenie, że cała ta wyprawa na tamtą stronę lustra psychicznie go osłabiła, nawet wspólna kąpiel z chłopakami w gorących źródła które okazały się być najlepszą rozrywką na tej małej wyspie, sprawiała, że czół się skrępowany i spięty.
To wszystko było niedorzeczne i w dodatku nie potrafił wyrzucić z pamięci pocałunku ani tego porąbanego snu z głowy który przyśnił mu się jeszcze w tamtym świece. 
- Sanji w porządku? - Chopper pociągnął przyjaciela za koszule.
- Boli mnie ręka... - Kucharz otrząsnął się z rozmyślań, zdając sobie sprawę, że stał tam tak i wgapiał się bezczynnie w torby z zakupami.
- Jeszcze kilka dni... - Odpowiedział zatroskany lekarz. - Przygotuje ci coś przeciwbólowego...

- Co to jest?
- Jak byś nie wiedział to książka, w środku są takie małe literki które się czyta i ...
- Wiem, co to jest! - Warknął mierząc Usopp'a wściekłym spojrzeniem i patrząc na wyciągniętą w jego stronę ręką trzymającą książkę. - Ale poco mi to dajesz?
- Żebyś dla odmiany poćwiczył mózg zamiast mięśni... - Usiadł przednim maskując tak drżenie nóg. - Bo umiesz chyba czytać?
- Chcesz dostać po mordzie?- Zoro zrobił jedną ze swoich groźnych min i z uciecha patrzył jak przyjacielowi trzęsą się nie tylko nogi.
- Spokojnie chce pomóc...
- Przez to wasze pomaganie, jest jeszcze gorzej. - Zoro odchylił głowę kładąc ją na siedzenie kanapy i popatrzył w drewniany sufit.
- Wiesz, nie powinieneś słuchać Nami ona nie podchodzi do tego z dobrej strony... - Usopp obserwował go trzymając dalej książkę w ręce.
- A ty niby podchodzisz z dobrej? - Zoro uniósł brew widząc zakłopotanie na twarzy długonosa. 
- Ja w przeciwieństwie do tej napalonej rudowłosej, nie miałbym ochoty natknąć się na was w jakiejś sytuacji intymnej jak by już do czegoś doszło... - Szermierz patrzył jak towarzysz zaczyna nabierać rumieńców, zapowiadała się cholernie krepująca rozmowa. - Nie żebym widział w tym coś złego ale sam rozumiesz? - Popatrzył na zielonowłosego wymownie.
- Chyba wiem do czego zmierzasz... - Odwrócił wzrok, zdawał sobie sprawę, że to co czół nie było czymś normalnym jak zwykłe uczucia którymi można obdarzyć kobietę.
- Poza tym, tylko ja z całej załogi wiem co znaczy być naprawdę zakochanym, dlatego uważam że pomysł z zazdrością nie był trafiony...
- Jaką zazdrością? - Zoro zamrugał nie rozumiejąc.
- No, Nami kazała ci porozmawiać z jakimiś dziewczynami by sprawdzić czy będzie zazdrosny.
Roronoa roześmiał się kiedy dotarło do niego jakie to wszystko było absurdalne.
- Chyba nie poszło po jej myśli... - Zoro opowiedział mu całe zajście na targu  a gdy skończył przyjaciel wręcz rzucił w niego książką.
- Jak dalej będziesz taki wredny to nigdy się w tobie nie zakocha, masz to przeczytać... - Założył ręce na piersi i patrzył na niego pewnie.
Szermierz obejrzał książkę w brązowej twardej okładce i przeczytał napis: "Jak drobnymi gestami sprawić przyjemność ukochanej osobie."
- Chyba sobie żartujesz? Jak to niby ma pomóc? 
- Normalnie, jest tam kilka dobrych pomysłów które możesz wykorzystać jak nadarzy się okazja... - Usopp podrapał się pogłowie myśląc nad czymś intensywnie. - Wiesz, wyobraź sobie Sanji'ego jako dzikie zwierze które trzeba oswoić...
- Co ty pieprzysz? - Zoro znowu nic z tego nie rozumiał, poco by miał oswajać dzikie zwierze które można ciachnąć a później zjeść.
- Jesteś beznadziejnym przypadkiem... - Usopp przewrócił oczami. - No to powiedz mi z jakim zwierzęciem kojarzy ci się kucharz?
Zoro zaczął się zastanawiać, było to dziwne pytanie ale wkurzało go że przyjaciel ma go za kompletnego kretyna.
- Chyba z kotem... - Westchnął w końcu bo nie umiał wymyślić nic innego. 
- Świetnie, a spotkałeś kiedyś dzikiego kota na swojej drodze?
- No może, kurde Usopp o czym ty w ogóle mówisz? - Roronoa popatrzył na niego krzywo.
- Próbuje ci wytłumaczyć, że jeśli będziesz zbyt nachalny tak jak ostatnio, spłoszysz go. Tak samo jak byś nagle zaczął być dla niego przesadnie miły. Musisz znaleźć coś pomiędzy rozumiesz? - Usopp patrzył na jego tępy wyraz twarzy więc kontynuował. - Musisz zachowywać się tak jak zawsze, ale od czasu do czasu zrobić w stosunku do niego jakiś miły gest albo chociażby porozmawiać bez tych waszych kłótni...Tak na początek.
- I myślisz, że to pomoże? - Popatrzył na niego krzywo, powoli zaczynał mieć dość tej sytuacji. Po części cieszył się, że miał wsparcie w załodze, ale nie potrafił wyzbyć się myśli co się stanie jeśli kucharz nie zrozumie jego uczuć.
- Myślę, że w jednym Nami miała rację. Obserwowałem go ostatnio i faktycznie ma dziwne myki, zwłaszcza przy tobie. - Usopp założył ręce za głowę i westchnął cicho. - Tak jak by się przy tobie krępował...Może to przez sposób w jaki wrócił albo przypomniał sobie pijacką wpadkę, mogło też faktycznie stać się coś po drugiej stronie lustra, tego nam raczej nie powie ale za to ty możesz wykorzystać jego skołowanie... Jeśli oczywiście tego chcesz?
- Chce... - Odpowiedział krótko i otworzył książkę zastanawiając się kiedy ich strachliwy towarzysz umie tak pięknie i przekonywająco mówić. 

- Ale się nażarłem! Sanji to było wspaniałe! - Luffy rozłożył się wygodnie pokazując wszystkim swój wielki brzuch i bekając głośno.
- Zachowywał byś się idioto w towarzystwie dam! - Warknął Sanji podając Nami deser. - A to dla ciebie moja piękna. - Jego ciało zaczęło falować a w oczach pojawiły się różowe serduszka. 
- Debil - Zoro przewrócił oczami widząc co wyczynia kucharz, musiał przyznać, że strasznie go wkurzało kiedy tak nadskakiwał dziewczyną. Jednak Sanji mu nie odpowiedział tylko odwrócił się i wrócił z powrotem do kuchni teraz radośnie nadskakując Robin siedzącej przy barze. 
- Cook-san?
Sanji popatrzył słodko na kobietę, która trzymała w ręce filiżankę herbaty i świdrowała go spojrzeniem. Starał się skupić całkowicie na Robin, by nie patrzeć na tego zielonego tępaka, który próbował go sprowokować.
Gotując kolację, myślał że całkowicie przeszła mu złość ale gdy 
Nami-swan przyszła oznajmić z wielkim uśmiechem, że jakaś dziewczyna przyszła się pożegnać z tym glonem wściekł się znowu a potem jeszcze bardziej na siebie bo od kiedy go to w ogóle interesowało.
- Gdybyś mógł być zwierzęciem to jakim chciałbyś zostać? - Popatrzyła na niego z swoim lekkim uśmiechem w ogóle nie wzruszona, że Usopp zaczął się krztusić sokiem. 
Sanji zamyślił się, to pytanie było dziwne, ale ich kochana Robin-chan zawsze była nietypową kobietą.
- Łabędziem... - Odpowiedział w końcu wzbudzając nie tylko zainteresowanie dziewczyny.
- Interesujące. - Mruknęła uśmiechając się łagodnie.
- Czemu akurat łabędziem? - Nami usiadła obok Robin.
- Eee no, są czyste, piękne a do tego potrafią i latać i pływać...
- I łączą się w pary na całe życie! - Zawołał głośno uradowany Luffy grzebiąc sobie w nosie co wywołało śmiech u reszty załogi. 
Sanji nabierając nieco czerwonego koloru na twarzy, odruchowo popatrzył na Zoro nie spodziewając się, że na potka jego rozbawione spojrzenie. Zawstydzony zdjął buta i rzucając nim w kapitana trafił go prosto w głowę tak, że czarnowłosy spadł z krzesła z głośnym trzaskiem. 
- Ty to pewnie byłbyś małpom, idioto!
- Ja chciałbym być Dinozaurem! - Zawołał Franky wywijając tyłeczkiem. 
- A ja żółwiem - Powiedział Usopp drapiąc się po nosie.
- Ja bym mogła być lisem. - Nami uśmiechnęła się złowieszczo.
Zoro śmiał się wesoło i popatrzył na Chopper'a który napotkał jego spojrzenie.
- No wiesz ja już jestem reniferem!
Szermierz zrobił tępy wyraz twarzy i dopił piwo z kufla.
- W sumie racje... - Mruknął co wywołało kolejne salwy śmiechu.
- A ty Zoro? - Nami odwróciła się do niego przodem obserwując uważnie.
- Ja tam wole być człowiekiem...
Luffy leżał w dalszym ciągu na podłodze razem ze swoim okrągłym brzuchem.
- E tam, gadaj!
- On by raczej nie mógł by być zwierzakiem bo i tak już jest Algą morską.  - Sanji podał dziewczyną drinki które zrobił w między czasie i spojrzał wyzywająco na Marimo.
Zoro prychnął i otworzył sobie butelkę sake i popatrzył zaciekawiony na Robin. Miał wrażenie, że kobieta podsłuchiwała ich popołudniową rozmowę. Nigdy by nie wpadł na to by porównać kucharza do łabędzia.
- Zróbmy imprezkę! - Zawołał nagle Luffy który od razu został skarcony przez nawigatorkę.
- Idioto ledwie odbiliśmy od brzegu!
- E tam, zawsze jest czas na imprezkę!
Nami przewróciła oczami i wstała uśmiechając się figlarnie do blondyna.
- Ja tam idę się położyć, Sanji skarbie jestem tak padnięta obejmiesz dziś nocną wartę? - Zatrzepotała rzęsami i prawie widziała jak serce kucharza ze szczęścia wyskoczyło z piersi.
Zoro patrzył na to gotując się w środku, nie wiedział czy bardziej wkurzała go dziewczyna wdzięcząca się do Jego brewki czy ten kretyński kucharz który cały w skowronkach zrobił by dla kobiety wszystko o co poprosi.

1 komentarz: