Hejka:)
Jak widać kiedy nie ciąży na mnie presja wystawienia notki w każdą niedziele idzie mi znacznie lepiej:)
Więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział miejmy nadzieję, że już niedługo. Na razie dziękuje za miłe słowa, bo bez nich moja wena idzie się paść gdzieś na pastwisko i nie chcę wrócić.
Mam nadzieje, że i ten rozdział przypadnie wam do gustu i jak zwykle przepraszam za błędy.
Miłego czytania:)
W głębi serca
Część II
Przekroczyć granice
Sanji patrzył na załogę jedzącą kolacje, złość już mu minęła i nie potrafił zrozumieć dlaczego ten idiota nie pojawił się na drugim posiłku dzisiaj, od kłótni nawet nie wyściubił nosa z poza tej jego siłowni. Od rozmowy z nim w łazience minął prawie tydzień, oboje byli już prawie zdrowi, popatrzył na swoją rękę z rezygnacją. Chopper powiedział, że to było bardzo poważne złamanie i ręka potrzebuje dłuższego odpoczynku ale jak wytrzymam to powinna być całkowicie, sprawna. Nie podobało mu się, że lekarz nie był w stu procentach pewny, że ręce nic nie będzie w końcu to były jego największe skarby. Popatrzył na swoją drugą dłoń, nie podobało mu się również, że dał się tak sprowokować. Naprawdę miał wrażenie, że glon się z nim droczy, było w tym też trochę jego winy. Odkąd wrócił nie potrafił przestać się nieco przy nim krępować.
Popatrzył na swoją słodką Nami-chan, a może ona namówiła glona by go sprawdził a uznając, że to może być dobra zabawa, zgodził się. Może za mało dobitnie powiedział jej że nic nie zaszło w tamtym świecie. Sam wiedział, że nie było to całkiem prawdą a on nie potrafił wyrzucić z głowy wspomnień o gorących ramionach które go czule oplatały i tym...gorliwym pocałunku, który przeistoczył się w taki czuły już tu na stat...Ja pierdole o czym ja myślę. Potrząsnął głową by pozbyć się niewygodnych myśli i zaczął przysłuchiwać się rozmowie.
- Usopp, może pójdziesz sprawdzić czy wszystko z nim w porządku? - Nami nalała sobie herbaty to filiżanki.
- Dlaczego znowu ja?
- Ostatnio pomogłeś...
- Bo chodziło o coś innego... teraz to się trochę boje... - Usopp zrobił przerażoną minę.
- W tedy mówiłeś dokładnie to samo... - Luffy zaśmiał się.
Sanji zamrugał, nic z tego nie rozumiał.
- Od kiedy Usopp został zaklinaczem glonów? - Wtrącił się do rozmowy zwracając na siebie uwagę.
- W sumie to jak cię nie było... - Luffy ugryzł kawał mięcha.
- Tak? A co takiego się stało?
- Był strasznie wkurzający... - Mruknęła Nami.
Sanji uniósł brwi dalej nic nie rozumiejąc przecież on zawsze jest wkurzający, Robin wstała i podeszła do niego.
- Powiesz nam co się stało w czasie kłótni?
- Wkurzył mnie...- Popatrzył na panią archeolog mierząc się z jej świdrującymi oczami. - Ale to nie powód by nie przychodzić na posiłki.
Wszyscy przy stole zaczęli wymieniać między sobą spojrzenia jak by chcieli się porozumieć bez słów a kucharza znów nawiedziła myśl, że ukrywają przednim coś ważnego.
- Masz rację - Nagle wstał Franky. - Wcześniej słyszałem jakieś hałasy dochodzące z góry, my tu gadu gadu a on tam może leżeć przygnieciony żelastwem. - Pośpiesznie wyszedł z kuchni, Sanji patrzył ja Chopper również wstaje i pośpiesznie wychodzi, licząc pewnie, że będzie potrzebna jego pomoc.
Kucharz westchnął, to wszystko wydawało mu się podejrzane, będzie musiał pogadać z glonem, może znowu się wściekał i chciał być po prostu wredny.
Odwrócił się do zlewu i odkręcił wodę, udał że nie zauważył jak po chwili wychodzi Usopp.
- O kurde...
- Rozpieprzył mi siłownie!
- Gdzie Chopper?
- Kazałem mu iść do gabinetu i poczekać, nie byłem pewny co tu zastaniemy...
- I dobrze...
- Ej stary! Mógłbyś na chwile przestać?
- Idzie sobie... - Zoro w ustach trzymał wielką sztangę a drugą jeszcze większą trzymał w rękach i machał w górę i w dół, musiał robić to już jakiś czas bo pot majestatycznie spływał po jego pół nagim ciele robiąc na podłodze coraz większą kałuże.
- Franky, przynieś gorzałę....i to najlepiej całą beczkę...
- Poważnie?
- Może nawet dwie...
Zoro słyszał jak zapewne Franky wychodzi a Usopp zaczyna nerwowo chodzić po pomieszczeniu.
- Idź sobie...
- Rozpieprzyłeś siłownie.
- Wiem...
- Możesz przestać i pogadać zemną?
- Nie chce o tym rozmawiać, nawet nie chce o tym myśleć, chce zostać sam...
- Powtórka z rozrywki?
Zoro odłożył sztangę a drugą wyciągnął z pomiędzy zębów by lepiej mu się mówiło.
- Gorzej...
- Mów, po prostu co się stało?
Szermierz rozejrzał się po pomieszczeniu, naprawdę narobił niezłego bałaganu swoim wybuchem złości.
- Na trzeźwo chyba nie dam rady... - Nie był dumny z siebie ani zadowolony z tego co najchętniej by zrobił z blondynem.
Usopp zaśmiał się.
- Mogłem poprosić o trzy beczki...
Sanji kończył zmywać po kolacji w jadalnio kuchni siedziała z nim tylko Nami-chan która coś skrobała w dzienniku pokładowym. A on jeszcze raz na chłodno analizował dziwne zachowanie towarzysza które trwało co najmniej od tygodnia. Te przypadkowe muśnięcia w czasie ich codziennych kłótni z każdym dniem nabierały na sile tak jakby ten zielony pacan naprawdę robił to celowo i sprawdzał jego reakcje a on nie mógł już tego ignorować.
Przeszył go zimny dreszcz na samom myśl ich dzisiejszej kłótni i odruchowo potarł ucho by pozbyć się tego dziwnego uczucia które mu towarzyszyło, odkąd Zoro w nie chuchnął.
Odwrócił się do rudowłosej dziewczyny i popatrzył na nią uważnie zastanawiając się czy powinien oto pytać.
- Nami-chan możemy porozmawiać?
Siedzieli razem z Usopp'em na podłodze popijając wysoko procentowy napój a Franky naprawiał przyrządy do ćwiczeń klnąc pod nosem.
- To powiesz w końcu co się dzieje? Zachowywaliście się ostatnio normalnie, co zrobiłeś?
- Dmuchnąłem mu do ucha... - Zoro dopił przed chwilą pierwszą beczkę i czół się nieco rozluźniony ale nie na tyle by się otworzyć, chyba nigdy nie będzie tak piany by przed kimś wylewać swoje żale czy co gorsza pojebane fantazje erotyczne..
- Dostałeś po gębie za coś takiego? - Usopp zamrugał i podrapał się po głowie nie rozumiejąc.
- Chyba tak...Było też parę nie miłych słów... W sumie to nie wiem dlaczego.
- Ale dlaczego to zrobiłeś?
- No wiesz...
- Stary tak się nie podrywa dziewczyn! - Do rozmowy wtrącił się Franky. - Sorry, facetów też się tak nie podrywa.
- Nie podrywałem go! - Zoro posłał mu piorunujące spojrzenie, nie mógł przecież przyznać, że najchętniej to by go zerżnął nie przejmując się niczym ani ich obecnością ani zapewne brakiem jego zgody.
- Może mu powiedz, że nagle zmieniłeś Suuper orientacje i że cię kreci...Zamiast wyżywać się na moim sprzęcie...
- Nie ma potrzeby by cokolwiek mu mówić, po prostu uporam się z tym sam...
- Albo go zgwałcisz, jak tak dalej pójdzie. - Przez drzwiczki w podłodze weszła Nami.
Dziewczyna ogarnęła spojrzeniem pomieszczenie krzywiąc się.
- Po coś przylazła? - Zoro nie był zadowolony z jej przyjścia zwłaszcza gdy usłyszał jej słowa które były tak prawdziwe.
- Trzymajcie mnie! Ja ci kryje dupsko a ty masz czelność jeszcze pyskować?
- O czym ty mówisz?
Dziewczyna podeszła do nich trzymając ręce na biodrach.
- O tym mój drogi, że gdyby nie ja to byłbyś głęboko w dup...
Usopp wstał i podstawił jej pod nos kubek z alkoholem.
- Może się dołączysz i na spokojnie wyjaśnisz o co ci chodzi?
Dziewczyna prychnęła rozgniewana w stronę Zoro ale przyjęła kubek i usiadła na kanapie.
- No więc ostatnio już nie mogłam wytrzymać i spytałam go czy coś się wydarzyło w tym drugim świecie...
- Mówiliśmy żebyś tego nie robiła! - Usopp wyglądał na rozgniewanego.
- Tak wiem i całe szczęście, że was nie posłuchałam, i nie przerywaj mi... - Dziewczyna upiła łyk z kubka. Franky usiadł przy nich na podłodze.
- Bo po kolacji jak już reszta się rozeszła spytał się mnie czy to ja cię na niego nasłałam.
- Co? - Zoro zamrugał, nic z tego nie rozumiał.
- Kolejny idiota... - Westchnęła widząc jego minę i kontynuowała. - Jak go spytałam czy uprawiał seks w tamtym świecie... - Na te słowa Usopp wypluł swój napój i zaczął się krztusić. Franky poklepał go po plecach ratując przed uduszeniem. - Zaprzeczył, że cokolwiek się stało...Rozumiesz na razie?
- Mów dalej... - Szermierz próbował sobie wszystko poukładać w głowie.
- Na szczęście zbiegło to się z czasem z twoim dziwnym zachowaniem i próbami obmacywania go więc pomyślał że to ja cię jakoś przekonałam by go sprawdzić, bo nie wyglądałam na przekonaną.
- Co zrobiłaś?
- A jak myślisz bałwanie, powiedziałam że ma rację i to tylko taka zabawa by się upewnić... ale jak nie przestaniesz się do niego podwalać to sam się w końcu kapnie, nie jest idiotom.
Szermierz miał ochotę przytulić się do dziewczyny, Kuk niczego się nie domyślił wiec mógł dalej udawać, że nic się nie zmieniło, tylko czy da radę pohamować samego siebie.
- Dzięki...
- Nie ma za co, teraz jest wściekły, że dałeś się namówić... - Dziewczyna pokazała mu język i dopiła to co miała w kubku. - Jeszcze proszę...
Rozmowa chwilowo toczyła się bez jego udziału, a on cieszył się że jednak nic się nie wydało. Wiedział, że dziewczyna ma rację i prędzej czy później jak się nie opanuje i nie przestanie go obmacywać z czego nawet nie zdawał sobie sprawy, wszystko się wyda. Wiedział, że musi się na coś zdecydować, albo dać sobie całkowicie spokój albo spróbować go u...
- Czemu go kobieto w ogóle pytałaś czy tam coś zaszło? - Franky popijał sobie cole.
- A bo jak dla mnie coś tu śmierdzi i tym razem nie jest to Zoro! - Zaśmiała się wesoło - No nie wmówi mi, że kompletnie nic się nie stało? Nie zachowywał by się tak dziwnie, jak by coś ukrywał!
Zoro wahał się przez chwile, ale w końcu może oni wpadną na pomysł jak to się stało, że blondyn tak nagle wrócił.
- Całowaliśmy się... - Powiedział nie pewnie ale nie zwrócono na niego uwagi więc westchnął i nalał sobie jeszcze alkoholu z beczki. - To pewnie przez to, że się całowaliśmy... - Powiedział głośniej i na chwile zaległa cisza.
- Co!? - Usopp z Nami krzyknęli prawie równocześnie, Franky zrobił tylko głupią minę.
- Ten drugi mnie pocałował i coś się stało...Sam nie wiem co, pozwoliłem mu na to, nie przewidziałem że Kuk może wrócić w taki sposób, nawet nie patrzył w te porąbane lustro...
- No w mordę... - Skomentował Franky bo resztę zamurowało.
Zoro napił się, powoli zaczynało brakować im alkoholu.
- Nie wierze - Jęknęła Nami i usiadła bliżej szermierza. - Jak smakował? I czemu nie powiedziałeś wcześniej?! Teraz to ja już rozumiem... Czemu nie jesteś wstanie się mu oprzeć. - Mówiła figlarnym tonem głosu a oczy jej błyszczały radośnie - Chyba się teraz nie wycofasz? Myślisz, że się mu podobało?
- Raczej nie wnioskują, że z hukiem wypadł na pokład dziurawiąc przy tym mój statek. - Mruknął Franky i zaraz został obrzucony morderczym spojrzeniem nawigatorki.
Zoro popatrzył na Usopp'a który nerwowo przełknął ślinę, chyba dalej trawiąc informację.
- Co mu powiedziałeś? Bo chyba rozmawialiście o tym incydencie?
- Że to był wypadek... Chyba mi uwierzył bo dał temu spokój...
Usopp podrapał się po głowie intensywnie myśląc co pewnie sprawiało mu trudność przez wypity już alkohol.
- Może, mógłbyś spróbować ale na pewno nie tak jak do tej pory... Musisz wyluzować... I chyba potrzebne nam więcej alkoholu.
- No pewnie! - Zawołała uradowana rudowłosa.
- A ja myślę, że to Suppper zły pomysł... - Wtrącił się Franky.
- Cicho bądź i przynieś nam Gorzałę! - Nami czknęła głośno i roześmiała się przytulając się bardziej do Zoro. - Ja tam myślę, że to świetny pomysł. - Popatrzyła na niego uśmiechając się znacząco - Zmiękczymy to jego heteroseksualne serce.
Sanji poczerwieniał ze złości a żyłka na skroni nerwowo pulsowała.
- Nie daruje! - Syknął gniewnie patrząc na całe to pobojowisko i jego słodką Nami-chan śpiącą w ramionach tego parszywego glona. Stał tam, tak wściekły że najchętniej rozerwał by go na strzępy, ale nie mógł bo obudził by dziewczynę.
- Już rano? - Jęknął słabo Usopp który otworzył niemrawo oczy, leżał na kanapie.
- Tak, rano... - Kucharz podszedł do niego pewnym krokiem. - Wstawaj, dopłynęliśmy do wyspy...
- Wyspy... Akurat teraz? - Jęknął trzymając się za głowę i obrócił się na drugi bok
- Ja pierdole! Wstawaj albo ci nakopie! - Warknął jego irytacja sięgała już zenitu.
- Kto tak hałasuje? - Nami przeciągnęła się. - Sanji? To już pora na śniadanie?
- Wybacz mi o słodki Aniele za tą nie miłą pobudkę, ale dopłynęliśmy do wyspy... - Sanji patrzył jak dziewczyna potrząsa glonem by go obudzić.
- Ach, moja droga nie kłopocz sobie nim głowy... My go obudzimy... - Podał jej szarmancko dłoń, gdy ją złapała pomógł jej wstać z podłogi.
- Cudownie... - uśmiechnęła się - Może w końcu zarobie trochę pieniążków. - Szybko opuściła pomieszczenie odprowadzana spojrzeniem blondyna.
Sanji poczekał aż wyjdzie i rzucił pogardliwe spojrzenie śpiącemu Marimo. Spał sobie spokojnie a na jego policzku był mały ale staranie założony opatrunek. Czyżby aż tak mocno go trzasnął by była mu potrzeba interwencja Chopper'a, pomyślał i kopnął go w bok.
Zoro poczuł uderzenie i poderwał się na równe nogi z myślą, że zostali zaatakowani. Jakie było jego zdziwienie gdy zobaczył przed sobą rozwścieczonego blondyna ciskającego w jego stronę gniewne spojrzenie.
- Jakim prawem!? - Warknął - Pytam się jakim prawem spałeś koło mojej słodkiej Nami-swan!
Zoro podrapał się po głowie, faktycznie dziewczyna wczoraj strasznie się do niego przytulała, wymyślając przy tym przeróżne i zboczone intrygi którymi mógłby przekonać kucharza do siebie. Wątpił czy kiedykolwiek skorzysta z jej pomysłów.
- A co ci do tego? - Powiedział sięgając po swoje katany. - Nie wiedziałem, że jest przez ciebie podpisana. - Warknął i zablokował cios wymierzony nogą.
- Ty parszywy gnojku! - Sanji kipiał ze złości i zaczął okładać go ciosami. Żaden z nich nie zwracał uwagi na przyglądającego się nim Usopp'a.
- Na nic lepszego cię nie stać blondasku? - Zablokował kataną jego cios wymierzony prosto w twarz.
- Zabiję jak psa!
- Ale się boje panienko...
Walczyli tak chwile, rzucając w siebie przekleństwami gdy nagle oboje zostali trafieni z śmierdzącego jajka. Obrócili się i zobaczyli już tylko głowę Usopp'a wystającą z podłogi.
- Dajcie se siana i chodzie na dół... - Bąknął i szybko uciekł pewnie sam dziwiąc się swojej odwadze.
Sanji strzepał z siebie śmierdzącą, lepką maź warcząc pod nosem, że znów będzie się musiał wykąpać i przebrać.
Szermierz obserwował go uważnie, dalej nie podjął decyzji co zrobić z tą seksowną brewką.
- Dobrze się bawiłeś?
Zoro zamrugał, nie rozumiejąc.
- Co?
- Nami-chan wszytko mi powiedziała, to w cale nie było zabawne glonie...
- Może dla ciebie... - Zoro zaśmiał się widząc gniewne spojrzenie towarzysza. Miał ogromną ochotę jeszcze się z nim podroczyć. - Wiesz, że bijesz jak baba?
- Zamknij się - Sanji prychnął obrażony, nie da się znowu podpuścić temu kretynowi. - Jak już skończyliście "mnie sprawdzać" to może wrócimy do normalności?
- Niech ci będzie pokręcona brewko... - Zoro pomacał się po policzku i zerwał opatrunek, Chopper pewnie opatrzył go jak spał ale po jaką cholerę.
- Załóż go z powrotem... - Sanji zaśmiał się widząc jego twarz.
- Po co?
- Bo wyglądasz jak by ci dała w pysk jakaś wściekła kobieta... - Lekko się zaczerwienił.
Zoro zmacał dokładnie swój policzek, zdobiły go trzy podłużne linie jak by od paznokci.
- Mówiłem, że bijesz jak baba...
- Zamknij się! - Sanji śmiejąc się wyszedł z siłowni.
Zoro dalej trzymając się za policzek odprowadził go wzrokiem, może jednak powinien spróbować? Przypomniał sobie ten cudowny smak jego ust, chciałby ich jeszcze kiedyś skosztować nawet jeśli później znów dostał by po mordzie...
- Idziesz glonie? Czy zapuszczasz korzenie?
- Idę, ero Kuku...
Informacje:)
24.09.2018r.
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*
27 września 2016
21 września 2016
Rozdział 1
Witajcie:)
Pora zacząć drugą część tego zrytego opowiadanka.
Więc jeśli chcecie to uroczyście zapraszam do czytania moje skarby:)
I oczywiście przepraszam za błędy:)
W głębi serca
Część II
Przekroczyć granice
Zoro wyszedł z kajuty i spojrzał w zachmurzone niebo, dzień nie zapowiadał się na zbyt ładny. Musiał przyznać, że wczorajsza impreza była udana a zawody z rudowłosą też okazały się sukcesem. W pewien sposób podziwiał jej mocną głowę i sam musiał przyznać, że niewiele brakowało a przegrał by z nawigatorką. Ziewnął przeciągle i ruszył w stronę kuchni wodzony przez cudowne zapachy rozchodzące się po wszystkich zakamarkach statku. Jakie było jego zaskoczenie widząc załogę stojącą przed drzwiami do jadalni. Podszedł do nich i nim zdążył się odezwać powitała go uśmiechnięta twarz Robin.
- Musi naprawdę cieszyć się z powrotu. - Szepnęła i ruchem dłoni wskazała na otwarte drzwi.
Uniósł brew patrząc na nawigatorkę która siłą chyba powstrzymywała głośny śmiech, stanął za Luffy'm który o dziwo jeszcze nie rzucił się na pachnące jedzenie i zajrzał do środka prowadzony ciekawością.
Jego oczom ukazał się nie kto inny jak ich kucharz, który uśmiechał się od ucha do ucha i .... śpiewał....
- Nie wracaj do snu, na jawie mi mów...lalalala...Że kochasz mnie...lalalala...
Nie potrafił się powstrzymać, zaśmiał się ten widok był tak niecodzienny, że aż skrajnie fantazyjny. Nie był wczoraj przekonany czy postąpił słusznie ale ten widok rekompensował mu wszystko. Jak wcześniej trafiał go szlak gdy widział jego uśmiechniętą gębę to teraz mógłby na nią patrzeć bez przerwy. Zwłaszcza gdy nabierała szkarłatnych rumieńców, ze wstydu, nagle poczuł czyjąś pięść na głowie.
- I coś narobił kretynie, tak fajnie śpiewał... - Nami zaczęła się głośno śmiać co sprawiło, że policzki kuka jeszcze bardziej ściemniały. Wszyscy naraz wpakowali się do środka, Luffy od razu usiadł do stołu i wszyscy prócz Robin poszli w jego ślady.
- Jak we śnie tę samą masz postać, nawet uśmiech... - Wzdrygnął się gdy usłyszał głośny śmiech. Tak się zapomniał, że nawet nie zauważył jak cała załoga wstała, policzki zaczęły go strasznie piec, no pięknie, pomyślał i utopił zażenowane spojrzenie w garnkach, słysząc słodki śmiech Nami-san.
Ledwie wrócił i tak się zbłaźnił, nie rozumiał dlaczego nie potrafił wyrzucić tej piosenki z głowy, był tak szczęśliwy, że miał ochotę tańczyć i śpiewać cały czas...
- Kuk-san? - Robin usiadła za blatem<barem>
- Tak słodki Aniele - Sanji uśmiechnął się radośnie starając nie myśleć o piekących go uszach.
- Co to za śliczna piosenka, którą śpiewałeś?
Nie potrafił pozbyć się tego uciążliwego pieczenia policzków a śmiechy chłopaków wcale mu nie pomagały.
- Eeee, to nic takiego... Usłyszałem ją w tamtym drugim świecie.
- To taka miłosna piosenka... - Kobieta uniosła znacząco brew a Sanji'ego uszy zapiekły jeszcze bardziej.
- Uuuuchuuu nasz kucharz się zakochał! - Zawył Franky, tańcząc w kółeczko na co wszyscy a raczej prawie wszyscy ryknęli śmiechem. Skrzyżował spojrzenie z Zoro'em który uśmiechał się z wymalowaną kpiną. Koło Robin usiadła podekscytowana Nami i uśmiechała się podejrzliwie.
- Czyżby jakaś niewiasta skradła ci tam serce, czy może... - Blondyn patrzył jak dziewczynie lubieżnie błyszczą oczy aż się wzdrygnął. - Jakiś Zielono włosy frajer jest tam zupełnie inny...
Robin odchrząknęła znacząco i spiorunowała rudowłosą karcącym spojrzeniem.
- Nami chciała spytać jak się tam miałeś? Jesteśmy ciekawi czy miałeś tam jakieś przygody?
Sanji podał dziewczyną śniadaniowe koktajle, próbując uspokoić się na tyle by twarz przestała go palić. Zachowanie Nami-san było trochę podejrzane ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy tylko pozostawić tą przygodę za sobą i dalej cieszyć się z powrotu. Popatrzył jak chłopaki zajadają się śniadaniem które przygotował a jego wzrok zawiesił się najpierw na Kapitanie a potem na Marimo.
- To była najgorsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu... - Przeniósł wzrok na zdziwione twarze dziewczyn. - Poważnie mówię, tam było tak...
- Gejowo? -Nami wyrwała podekscytowana nawet chłopaki przestali jeść, Sanji popatrzył na nią z góry ogarnęła go chęć zapalenia ale co było dziwne nie znalazł jeszcze swoich papierosów.
- No cóż, lepiej bym tego nie ujął... Ale nie mówmy o tym... Była tam nasza słodka Vivi-chan - Sanji uznał, że bezpiecznie będzie zmienić temat. Zaczął opowiadać najmilsze wydarzenia związane z podróżą którą odbył po drugiej stronie lustra. Nie mógł się nadziwić, że znalazł aż tyle miłych wspomnień, głównie dzięki Luffy'emu. Wszystkich wciągnęła jego przygoda, Usopp wyglądał na bardzo szczęśliwego gdy wspomniał o klubie Going Merry, do którego go zabrali.
- Czyli ta piosenka jest z filmu który ci puścili? - Nami wyglądała na zawiedzioną.
- Dokładnie tak, jakoś nie mogę wyrzucić jej z głowy...
- To naprawdę śliczna piosenka. - Robin spoglądała na kucharza spod gęstych rzęs. - A ty nie jesteś ciekaw co tu się działo pot twoją nieobecność?
Sanji popatrzył znów na Zoro, mógłby przysiąc, że w jego oczach spostrzegł przejęcie ale nie potrafił rozszyfrować z jakiego powodu.
- Może paru rzeczy...Ale myślę, że na to przyjdzie jeszcze czas.
Luffy wstał i zrobił coś niespotykanego, wszedł do kuchni i włożył talerz do zlewu.
- Dobrze, że już wróciłeś... Tęskniliśmy. - Wyszczerzył się i ukradł większy kawałek ciasta które leżało schowane pod blatem za co dostał kopniaka w tyłek i z hukiem wyleciał za drzwi odprowadzony przekleństwami kucharza.
Minęło kilka dni odkąd kucharz do nich wrócił i Zoro musiał przyznać, że naprawdę wszystko pozornie wróciło do normy. Wspólnie uznali, że zwierciadła pozbędą się na najbliższej wyspie a Nami już zaczęła przeliczać pieniądze które pewnie za nie dostaną.
Zoro zrobił kolejną pompkę a pot lśnił na jego skórze. Cieszył się, że renifer w końcu pozdejmował mu bandaże i pozwolił na normalne ćwiczenia. Potrzebował fizycznego wysiłku, bo ze zgrozą stwierdzał, że ogarniała go coraz większa frustracja. Bardzo podobało mu się że z Kukiem przekomarzał się jak dawniej ale każde bliższe zetkniecie się z jego ciałem sprawiało, że pragnął więcej.
Odetchnął głęboko i położył się na podłodze, po przygodzie z magicznym lustrem została tylko jeszcze niesprawna ręka kuka i przykrótkie blond włosy. Wciągnął powietrze przez nos i z przykrością stwierdził, że strasznie śmierdzi i przydała by mu się kąpiel. Wstał i wyjrzał przez okno, mięśnie jeszcze drgały od wysiłku domagając się jakiejkolwiek formy rozluźnienia. Uznał, że jest już późno i łazienka powinna być wolna.
Przewiesił sobie ręcznik przez ramie i udał się prosto do łazienki, zdziwiło go palonce się tam światło i głośne przekleństwa. Zajrzał po cichu do środka a to co zobaczył wywołało uśmiech na jego twarzy.
Sanji szarpnął się kolejny raz i warknął głośno w powietrze. Już dłuższą chwile próbował zdjąć koszulkę która zaczepiła się o usztywniony opatrunek na jego lewej ręce i tak się zakręcił, że z pewnością wyglądał jak idiota w rozpiętych spodniach spuszczonych do kolan i z koszulką zasłaniającą głowę. Modlił się w duchu by nikt go tak nie zobaczył. Poczuł na nagim brzuchu zimny powiem powietrza i przeklną jeszcze raz, szarpnął się próbując kolejny raz zdjąć koszulkę. Wiedział, że zakładanie zwykłej czarnej podkoszulki źle się skończy. Słyszał jak ktoś do niego podchodził i był już pewny kto to był jęknął w duchu. Wyczuł zapach spoconego ciała które stanęło bardzo blisko niego. W tym momencie cieszył się, że ma na głowie koszulkę i nie widać jego zażenowania, przeszył go dreszcz gdy poczuł rozgrzane palce na swojej skórze. Poruszył się niepewnie tak jak by chciał strzepać dłoń która sunęła po jego zdrowej ręce aż do łokcia.
- Nie szarp się... - Zoro z trudem powstrzymał się od dalszego zmacania blondyna i oswobodził go z podkoszulki.
Z rozbawieniem patrzył na zarumienione policzki kuka, potarganą fryzurę i gęsią skórką na ciele.
- Dzięki... - Sanji patrzył na spocone ciało przyjaciela który stał blisko, nawet zbyt blisko jego. Bardzo się cieszył z powrotu ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jednak coś się zmieniło. Chociaż Zoro zachowywał się całkowicie normalnie, i codziennie utwierdzał go swoim zachowaniem, że tak naprawdę nic strasznego się nie dzieje i nadal jest kompletnym idiotą to reszta załogi zachowywała się co najmniej dziwnie.
- Długo się tak będziesz na mnie gapił? - Zoro uśmiechnął się perfidnie - Czy może przy kąpieli też potrzebujesz pomocy?
Sanji poczerwieniał ze złości, chciał zrobić zamach i zdzielić go kopniakiem ale zapomniał o spuszczonych spodnia i jak długi wylądował na podłodze.
- Kurwa...
Zoro zaśmiał się nigdy nie sądził, że kucharz może być tak słodko nieporadny.
- Jak ty masz zamiar się tu tak wylegiwać to ja w tym czasie skorzystam z wanny. - Rozebrał się i szybko wskoczył do gorącej wody którą na pewno przyszykował sobie blondyn.
- Ty śmierdzielu! - Sanji podniósł się do siadu a żyłka na jego skroni pulsowała gniewnie. - Najpierw zanieczyszczasz powietrze a teraz kradniesz mi kąpiel!
- Nie moja wina, że nie potrafisz się nawet rozebrać. - Zoro rozłożył się w wannie tyłem do niego by nie patrzeć na jego prawie nagie ciało. Cieszył się, że przyszykował sobie kąpiel z pianą bo przynajmniej nie było widać narastającego w nim podniecenia.
- Parszywy Glon...- Sanji klną pod nosem i owinął się puchatym szlafrokiem, czół się dziwnie skrępowany paradując przed szermierzem w samych gaciach chociaż nigdy wcześniej nie miewał takich problemów.
- Co, wstydzisz się? - Zoro zadrwił, zerkając jak blondyn siada na krześle. - Będziesz tu tak siedział i patrzył jak się kąpię zboczeńcu?
- Nie, nie wstydzę się. - Skłamał otulając się bardziej szlafrokiem. - Na zewnątrz jest zimno więc nigdzie się nie wybieram.
- Możesz się dołączyć jak chcesz... - Zoro odwrócił się do niego i obserwował uważnie. Miał wrażenie, że blondyna coś trapiło i że naprawdę się go wstydzi. Zmarszczył brwi próbując odgadnąć jego myśli, może jednak coś się stało po tej drugiej stronie lustra. Na samą myśl, że tamten drugi on próbował dobrać się do jego kucharza wzbierała w nim złość.
- Nie kąpie się z śmierdzielami. - Prychnął, czół na sobie świdrujące spojrzenie towarzysza i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że dokładnie wie o czym myśli.
- Ej Kuk...
Sanji wzdrygnął się i popatrzył w te zamyślone oczy które zachłannie go obserwowały. Nigdy wcześniej nie wzbudzał u niego takiego zainteresowania.
- Czego?
- Co się dzieje? - Zoro nie odrywał od niego oczu, najchętniej wyszedł by z tej wanny podszedł do niego i z dziką żądzą zerżnął na podłodze.
Sanji przełknął ślinę i odwrócił wzrok zastanawiając się czy akurat z nim powinien o tym rozmawiać.
- Mam wrażenie, że odkąd wróciłem to wszyscy się jakoś dziwnie zachowują... Zwłaszcza Nami-chan i Luffy. - Blondyn nie patrzył na niego, teraz żałował że sobie nie poszedł od razu.
Szermierz przygryzł wargę, nie wiedział co powinien mu teraz powiedzieć nie był dobry w takich rzeczach.
- Trzeba przyznać, że twoje zniknięcie i pojawienie się tego drugiego wprowadziło nieco zamieszania na statku... - Zoro westchnął i zaczął się myć ignorując palący problem między nogami. - Poza tym wszyscy zwłaszcza dziewczyny się napaliły, że w tym drugim świecie...no że oni są parą... - Popatrzył na towarzysza który teraz wyglądał strasznie blado i uporczywie wpatrywał się w podłogę. - I pewnie sobie coś ubzdurali, nie ma się czym przejmować... - Zoro spłukał sobie piane z włosów i odetchnął głęboko. - A teraz z łaski swojej podaj mi ręcznik...Chyba, że mam przed tobą paradować całkiem na golasa?
Sanji wstał powoli złapał jeden z ręczników wiszących na haczyku i podszedł do wanny.
- Obejdzie się - Podał mu ręcznik patrząc w bok - A ty? Co o tym wszystkim myślisz?
- Mało mnie to obchodzi, bo sprawa mnie nie dotyczy...- Zoro starał się by wszystko zabrzmiało przekonywując. Wziął od niego ręcznik i okrył się tak by blondyn nie zauważył jego sterczącej męskości gdy stawał przednim. - Możesz spytać Luffy'ego, że nawet dostałem po mordzie za stwierdzenie, że wszystko jedno który z was z nami popłynie... Bo w końcu kucharz to kucharz...
Blondyn zamrugał, nie wiedział czy się wściekać czy cieszyć z zachowania tego zielonego glona. Naprawdę wyglądał jak by miał to wszystko głęboko tam gdzie słońce nie dochodzi ale żeby aż tak? Coś w środku go strasznie zabolało na te słowa ale nie miał czasu głębiej przeanalizować tego uczucia bo z siłą został pociągnięty do przodu i z pluskiem wpadł do wanny, od razu się wynurzył i łapczywie nabrał powietrze do puc. Zoro wkładał już szlafrok będąc poza zasięgiem jego nogi.
- Idiota! - prychnął a w odpowiedzi usłyszał tylko głośny śmiech przeklętego Marimo a zaraz później ciche zamknięcie drzwi.
Sanji jedną ręką właśnie dekorował swoje nowe danie, czół na sobie spojrzenie rudowłosej dziewczyny co bardzo go cieszyło i krepowało równocześnie.
- Sanji?
- Słucham moja bogini? - Odwrócił się do niej przodem a jego ciało przeszyły ciarki widząc przenikliwe nieco diabelskie spojrzenie.
- Reszta załogi twierdziła, że nie powinnam pytać ale jakoś nie mogę się powstrzymać... - Nawigatorka oblizała lubieżnie usta na widok czego kucharzowi stanęło serce. - Czy ty tam, no wiesz... Robiliście to? Uprawiałeś z nim seks?
Sanji zamrugał nerwowo, czyli to dlatego przez te ostatnie kilka dni wszyscy tak dziwnie się zachowywali, byli ciekawi czy on tam....
- Nigdy! Dlaczego bym miał? - Z trudem powstrzymał się by nie użyć niecenzuralnych słów, w końcu rozmawiał z damą.
- To nie było w końcu twoje ciało, mogłeś po eksperymentować. - Nami uśmiechała się do niego jak by to co mówiła było najzwyklejszą rzeczą pod słońcem.
- Nie miałem zamiaru! Co z tego, że nie moje ciało? - Sanji postawił przed nią pięknie ustrojony deser próbując się uspokoić. - Wybacz jeśli cię rozczaruje o piękna ale moje serce bije tylko dla kobiet...i nie wracajmy do tego tematu już nigdy.
Nawigatorka westchnęła i skosztowała deseru.
- Cudowne...
- Cieszę się. - Sanji widział, że dziewczyna jest niezadowolona z jego odpowiedzi ale trudno. Glon miał racje mówiąc, że coś sobie ubzdurali, miał tylko nadzieje że dadzą sobie niedługo spokój i zapomną o tych całych wydarzeniach z lustrem.
Zoro usiadł z rozmachem na kanapę w jego siłowni, co on kurwa chciał zrobić. Miał nadzieje, że brewka nie domyślił się jakie były jego prawdziwe zamiary. To wszystko już za długo trwało, czuł że zaraz oszaleje. Nie potrafił uwierzyć, że tak bardzo zaczął go pragnąć i nawet ćwiczenia nie przynosiły ulgi. Odetchnął głęboko by jeszcze raz przemyśleć całe zdarzenie. Zwykła sprzeczka, parę niegroźnych ciosów, ostra wymiana zdań, wszystko wyglądało by normalnie gdyby powstrzymał się w odpowiednim momencie. Zamknął oczy próbując zrozumieć co się stało.
Kilka kwadransów wcześniej:
- Coś ty powiedział kretynie?!
- To co słyszałeś ero kuku!
- Ty! - Sanji wymierzył w towarzysza kolejny cios nogą który z łatwością został zablokowany. Wymieniali się tak ciosami chwile, reszta załogi jak by ucieszona, że wszystko wróciło do normy nawet nie próbowała im przeszkadzać już w trzeciej kłótni dzisiejszego dnia.
Zoro z satysfakcją blokował ciosy kuka i wymierzał własne spychając go coraz bardziej na ścianę tuż koło schodów.
Sanji poczuł coś za swoimi plecami i zdał sobie sprawę, że nie może się już cofnąć. Uniósł nogę i zablokował zielonowłosego kładąc mu buciora na klatę, czół tylko jak mężczyzna hamuje wciskając go w drewnianą ścianę i widząc jak jedna z jego katan wbija się w ścianę tuż obok jego głowy.
- Przegrałeś. - Uśmiechał się z wyższością a oczy mu dziwnie błyszczały, Sanji wzdrygnął się gdy Zoro przycisnął go tak mocno, że jego kolano znajdowało się tuż pod brodą.
- Odwal się! - Kucharz zdrową ręką wyciągnął papierosa z ust i dmuchnął prosto dymem w twarz rozjuszonego Zoro'a.
- Przyznaj, że przegrałeś... - Szermierz puścił jedną katanę i złapał blondyna za brodę zaglądając z trumfem głęboko w oczy. Serce waliło mu jak szalone a wszystko stało się tak niewiarygodnie podniecające. Tak jak by ten kucharzy na robił to specjalnie, uwodził, kusił, doprowadzał do szaleństwa. Zapragnął znów posmakować tych miękkich ust ale tym razem bardziej, zatopić się w nich bez pamięci.
- Chyba śnisz! - Syknął, krew go zalała nie rozumiał dlaczego ta bliskość z glonem mu przeszkadzała, czół jego gorący oddech na twarzy i uznał że ostatnio zbytnio sobie pozwala. Tak jak by chciał wyczuć na ile może sobie pozwolić w droczeniu się z nim. Odwrócił głowę w bok by na niego nie patrzeć.
- Raczej nie... - Zoro przyglądał się reakcją blondyna i niewiele myśląc nachylił się do niego jeszcze bliżej i dmuchnął mu lekko w ucho.
Włoski na skórze kucharza stanęły dęba, tego już było za wiele. Wypuścił z pomiędzy palców papierosa i trzasnął go z liścia prosto w twarz, zostawiając na jego skurzę podłużne ślady paznokci. Zaraz później wykorzystując fakt zaskoczenia, kopniakiem zwalił go z nóg.
- Pojebało cię wieśniaku?! To nie jest zabawne! - Zgasił nogą papierosa i zachowując spokój zaczął go mijać. - I to ja wygrałem! - Dodał na odchodne wychodząc bardziej na statek i skręcając zaraz na schody. Był wściekły, na tą morską Algę, co on sobie w ogóle wyobrażał, tak perfidnie go podpuszczając? Nie powinien z nim w tedy rozmawiać, droczy się z nim od tego czasu. Jak by sprawdzał czy coś się zmieniło a przecież nic takiego się nie stało.
Zatrzasnął za sobą drzwi kuchni i odetchnął głęboko, zostając sam ze swoimi myślami.
Zoro dotknął jeszcze szczypiącego policzka i odetchnął, wiedział że pewnie doprowadził kucharza do szału on przecież nigdy nikogo nie bił rękami. Wstał i złapał najcięższą sztangę jaką posiadali zaczynając ćwiczyć. Musiał go wyrzucić z głowy, bo oszaleje albo go zgwałci.
Pora zacząć drugą część tego zrytego opowiadanka.
Więc jeśli chcecie to uroczyście zapraszam do czytania moje skarby:)
I oczywiście przepraszam za błędy:)
W głębi serca
Część II
Przekroczyć granice
Zoro wyszedł z kajuty i spojrzał w zachmurzone niebo, dzień nie zapowiadał się na zbyt ładny. Musiał przyznać, że wczorajsza impreza była udana a zawody z rudowłosą też okazały się sukcesem. W pewien sposób podziwiał jej mocną głowę i sam musiał przyznać, że niewiele brakowało a przegrał by z nawigatorką. Ziewnął przeciągle i ruszył w stronę kuchni wodzony przez cudowne zapachy rozchodzące się po wszystkich zakamarkach statku. Jakie było jego zaskoczenie widząc załogę stojącą przed drzwiami do jadalni. Podszedł do nich i nim zdążył się odezwać powitała go uśmiechnięta twarz Robin.
- Musi naprawdę cieszyć się z powrotu. - Szepnęła i ruchem dłoni wskazała na otwarte drzwi.
Uniósł brew patrząc na nawigatorkę która siłą chyba powstrzymywała głośny śmiech, stanął za Luffy'm który o dziwo jeszcze nie rzucił się na pachnące jedzenie i zajrzał do środka prowadzony ciekawością.
Jego oczom ukazał się nie kto inny jak ich kucharz, który uśmiechał się od ucha do ucha i .... śpiewał....
- Nie wracaj do snu, na jawie mi mów...lalalala...Że kochasz mnie...lalalala...
Nie potrafił się powstrzymać, zaśmiał się ten widok był tak niecodzienny, że aż skrajnie fantazyjny. Nie był wczoraj przekonany czy postąpił słusznie ale ten widok rekompensował mu wszystko. Jak wcześniej trafiał go szlak gdy widział jego uśmiechniętą gębę to teraz mógłby na nią patrzeć bez przerwy. Zwłaszcza gdy nabierała szkarłatnych rumieńców, ze wstydu, nagle poczuł czyjąś pięść na głowie.
- I coś narobił kretynie, tak fajnie śpiewał... - Nami zaczęła się głośno śmiać co sprawiło, że policzki kuka jeszcze bardziej ściemniały. Wszyscy naraz wpakowali się do środka, Luffy od razu usiadł do stołu i wszyscy prócz Robin poszli w jego ślady.
- Jak we śnie tę samą masz postać, nawet uśmiech... - Wzdrygnął się gdy usłyszał głośny śmiech. Tak się zapomniał, że nawet nie zauważył jak cała załoga wstała, policzki zaczęły go strasznie piec, no pięknie, pomyślał i utopił zażenowane spojrzenie w garnkach, słysząc słodki śmiech Nami-san.
Ledwie wrócił i tak się zbłaźnił, nie rozumiał dlaczego nie potrafił wyrzucić tej piosenki z głowy, był tak szczęśliwy, że miał ochotę tańczyć i śpiewać cały czas...
- Kuk-san? - Robin usiadła za blatem<barem>
- Tak słodki Aniele - Sanji uśmiechnął się radośnie starając nie myśleć o piekących go uszach.
- Co to za śliczna piosenka, którą śpiewałeś?
Nie potrafił pozbyć się tego uciążliwego pieczenia policzków a śmiechy chłopaków wcale mu nie pomagały.
- Eeee, to nic takiego... Usłyszałem ją w tamtym drugim świecie.
- To taka miłosna piosenka... - Kobieta uniosła znacząco brew a Sanji'ego uszy zapiekły jeszcze bardziej.
- Uuuuchuuu nasz kucharz się zakochał! - Zawył Franky, tańcząc w kółeczko na co wszyscy a raczej prawie wszyscy ryknęli śmiechem. Skrzyżował spojrzenie z Zoro'em który uśmiechał się z wymalowaną kpiną. Koło Robin usiadła podekscytowana Nami i uśmiechała się podejrzliwie.
- Czyżby jakaś niewiasta skradła ci tam serce, czy może... - Blondyn patrzył jak dziewczynie lubieżnie błyszczą oczy aż się wzdrygnął. - Jakiś Zielono włosy frajer jest tam zupełnie inny...
Robin odchrząknęła znacząco i spiorunowała rudowłosą karcącym spojrzeniem.
- Nami chciała spytać jak się tam miałeś? Jesteśmy ciekawi czy miałeś tam jakieś przygody?
Sanji podał dziewczyną śniadaniowe koktajle, próbując uspokoić się na tyle by twarz przestała go palić. Zachowanie Nami-san było trochę podejrzane ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy tylko pozostawić tą przygodę za sobą i dalej cieszyć się z powrotu. Popatrzył jak chłopaki zajadają się śniadaniem które przygotował a jego wzrok zawiesił się najpierw na Kapitanie a potem na Marimo.
- To była najgorsza rzecz jaka mnie spotkała w życiu... - Przeniósł wzrok na zdziwione twarze dziewczyn. - Poważnie mówię, tam było tak...
- Gejowo? -Nami wyrwała podekscytowana nawet chłopaki przestali jeść, Sanji popatrzył na nią z góry ogarnęła go chęć zapalenia ale co było dziwne nie znalazł jeszcze swoich papierosów.
- No cóż, lepiej bym tego nie ujął... Ale nie mówmy o tym... Była tam nasza słodka Vivi-chan - Sanji uznał, że bezpiecznie będzie zmienić temat. Zaczął opowiadać najmilsze wydarzenia związane z podróżą którą odbył po drugiej stronie lustra. Nie mógł się nadziwić, że znalazł aż tyle miłych wspomnień, głównie dzięki Luffy'emu. Wszystkich wciągnęła jego przygoda, Usopp wyglądał na bardzo szczęśliwego gdy wspomniał o klubie Going Merry, do którego go zabrali.
- Czyli ta piosenka jest z filmu który ci puścili? - Nami wyglądała na zawiedzioną.
- Dokładnie tak, jakoś nie mogę wyrzucić jej z głowy...
- To naprawdę śliczna piosenka. - Robin spoglądała na kucharza spod gęstych rzęs. - A ty nie jesteś ciekaw co tu się działo pot twoją nieobecność?
Sanji popatrzył znów na Zoro, mógłby przysiąc, że w jego oczach spostrzegł przejęcie ale nie potrafił rozszyfrować z jakiego powodu.
- Może paru rzeczy...Ale myślę, że na to przyjdzie jeszcze czas.
Luffy wstał i zrobił coś niespotykanego, wszedł do kuchni i włożył talerz do zlewu.
- Dobrze, że już wróciłeś... Tęskniliśmy. - Wyszczerzył się i ukradł większy kawałek ciasta które leżało schowane pod blatem za co dostał kopniaka w tyłek i z hukiem wyleciał za drzwi odprowadzony przekleństwami kucharza.
Minęło kilka dni odkąd kucharz do nich wrócił i Zoro musiał przyznać, że naprawdę wszystko pozornie wróciło do normy. Wspólnie uznali, że zwierciadła pozbędą się na najbliższej wyspie a Nami już zaczęła przeliczać pieniądze które pewnie za nie dostaną.
Zoro zrobił kolejną pompkę a pot lśnił na jego skórze. Cieszył się, że renifer w końcu pozdejmował mu bandaże i pozwolił na normalne ćwiczenia. Potrzebował fizycznego wysiłku, bo ze zgrozą stwierdzał, że ogarniała go coraz większa frustracja. Bardzo podobało mu się że z Kukiem przekomarzał się jak dawniej ale każde bliższe zetkniecie się z jego ciałem sprawiało, że pragnął więcej.
Odetchnął głęboko i położył się na podłodze, po przygodzie z magicznym lustrem została tylko jeszcze niesprawna ręka kuka i przykrótkie blond włosy. Wciągnął powietrze przez nos i z przykrością stwierdził, że strasznie śmierdzi i przydała by mu się kąpiel. Wstał i wyjrzał przez okno, mięśnie jeszcze drgały od wysiłku domagając się jakiejkolwiek formy rozluźnienia. Uznał, że jest już późno i łazienka powinna być wolna.
Przewiesił sobie ręcznik przez ramie i udał się prosto do łazienki, zdziwiło go palonce się tam światło i głośne przekleństwa. Zajrzał po cichu do środka a to co zobaczył wywołało uśmiech na jego twarzy.
Sanji szarpnął się kolejny raz i warknął głośno w powietrze. Już dłuższą chwile próbował zdjąć koszulkę która zaczepiła się o usztywniony opatrunek na jego lewej ręce i tak się zakręcił, że z pewnością wyglądał jak idiota w rozpiętych spodniach spuszczonych do kolan i z koszulką zasłaniającą głowę. Modlił się w duchu by nikt go tak nie zobaczył. Poczuł na nagim brzuchu zimny powiem powietrza i przeklną jeszcze raz, szarpnął się próbując kolejny raz zdjąć koszulkę. Wiedział, że zakładanie zwykłej czarnej podkoszulki źle się skończy. Słyszał jak ktoś do niego podchodził i był już pewny kto to był jęknął w duchu. Wyczuł zapach spoconego ciała które stanęło bardzo blisko niego. W tym momencie cieszył się, że ma na głowie koszulkę i nie widać jego zażenowania, przeszył go dreszcz gdy poczuł rozgrzane palce na swojej skórze. Poruszył się niepewnie tak jak by chciał strzepać dłoń która sunęła po jego zdrowej ręce aż do łokcia.
- Nie szarp się... - Zoro z trudem powstrzymał się od dalszego zmacania blondyna i oswobodził go z podkoszulki.
Z rozbawieniem patrzył na zarumienione policzki kuka, potarganą fryzurę i gęsią skórką na ciele.
- Dzięki... - Sanji patrzył na spocone ciało przyjaciela który stał blisko, nawet zbyt blisko jego. Bardzo się cieszył z powrotu ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jednak coś się zmieniło. Chociaż Zoro zachowywał się całkowicie normalnie, i codziennie utwierdzał go swoim zachowaniem, że tak naprawdę nic strasznego się nie dzieje i nadal jest kompletnym idiotą to reszta załogi zachowywała się co najmniej dziwnie.
- Długo się tak będziesz na mnie gapił? - Zoro uśmiechnął się perfidnie - Czy może przy kąpieli też potrzebujesz pomocy?
Sanji poczerwieniał ze złości, chciał zrobić zamach i zdzielić go kopniakiem ale zapomniał o spuszczonych spodnia i jak długi wylądował na podłodze.
- Kurwa...
Zoro zaśmiał się nigdy nie sądził, że kucharz może być tak słodko nieporadny.
- Jak ty masz zamiar się tu tak wylegiwać to ja w tym czasie skorzystam z wanny. - Rozebrał się i szybko wskoczył do gorącej wody którą na pewno przyszykował sobie blondyn.
- Ty śmierdzielu! - Sanji podniósł się do siadu a żyłka na jego skroni pulsowała gniewnie. - Najpierw zanieczyszczasz powietrze a teraz kradniesz mi kąpiel!
- Nie moja wina, że nie potrafisz się nawet rozebrać. - Zoro rozłożył się w wannie tyłem do niego by nie patrzeć na jego prawie nagie ciało. Cieszył się, że przyszykował sobie kąpiel z pianą bo przynajmniej nie było widać narastającego w nim podniecenia.
- Parszywy Glon...- Sanji klną pod nosem i owinął się puchatym szlafrokiem, czół się dziwnie skrępowany paradując przed szermierzem w samych gaciach chociaż nigdy wcześniej nie miewał takich problemów.
- Co, wstydzisz się? - Zoro zadrwił, zerkając jak blondyn siada na krześle. - Będziesz tu tak siedział i patrzył jak się kąpię zboczeńcu?
- Nie, nie wstydzę się. - Skłamał otulając się bardziej szlafrokiem. - Na zewnątrz jest zimno więc nigdzie się nie wybieram.
- Możesz się dołączyć jak chcesz... - Zoro odwrócił się do niego i obserwował uważnie. Miał wrażenie, że blondyna coś trapiło i że naprawdę się go wstydzi. Zmarszczył brwi próbując odgadnąć jego myśli, może jednak coś się stało po tej drugiej stronie lustra. Na samą myśl, że tamten drugi on próbował dobrać się do jego kucharza wzbierała w nim złość.
- Nie kąpie się z śmierdzielami. - Prychnął, czół na sobie świdrujące spojrzenie towarzysza i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że dokładnie wie o czym myśli.
- Ej Kuk...
Sanji wzdrygnął się i popatrzył w te zamyślone oczy które zachłannie go obserwowały. Nigdy wcześniej nie wzbudzał u niego takiego zainteresowania.
- Czego?
- Co się dzieje? - Zoro nie odrywał od niego oczu, najchętniej wyszedł by z tej wanny podszedł do niego i z dziką żądzą zerżnął na podłodze.
Sanji przełknął ślinę i odwrócił wzrok zastanawiając się czy akurat z nim powinien o tym rozmawiać.
- Mam wrażenie, że odkąd wróciłem to wszyscy się jakoś dziwnie zachowują... Zwłaszcza Nami-chan i Luffy. - Blondyn nie patrzył na niego, teraz żałował że sobie nie poszedł od razu.
Szermierz przygryzł wargę, nie wiedział co powinien mu teraz powiedzieć nie był dobry w takich rzeczach.
- Trzeba przyznać, że twoje zniknięcie i pojawienie się tego drugiego wprowadziło nieco zamieszania na statku... - Zoro westchnął i zaczął się myć ignorując palący problem między nogami. - Poza tym wszyscy zwłaszcza dziewczyny się napaliły, że w tym drugim świecie...no że oni są parą... - Popatrzył na towarzysza który teraz wyglądał strasznie blado i uporczywie wpatrywał się w podłogę. - I pewnie sobie coś ubzdurali, nie ma się czym przejmować... - Zoro spłukał sobie piane z włosów i odetchnął głęboko. - A teraz z łaski swojej podaj mi ręcznik...Chyba, że mam przed tobą paradować całkiem na golasa?
Sanji wstał powoli złapał jeden z ręczników wiszących na haczyku i podszedł do wanny.
- Obejdzie się - Podał mu ręcznik patrząc w bok - A ty? Co o tym wszystkim myślisz?
- Mało mnie to obchodzi, bo sprawa mnie nie dotyczy...- Zoro starał się by wszystko zabrzmiało przekonywując. Wziął od niego ręcznik i okrył się tak by blondyn nie zauważył jego sterczącej męskości gdy stawał przednim. - Możesz spytać Luffy'ego, że nawet dostałem po mordzie za stwierdzenie, że wszystko jedno który z was z nami popłynie... Bo w końcu kucharz to kucharz...
Blondyn zamrugał, nie wiedział czy się wściekać czy cieszyć z zachowania tego zielonego glona. Naprawdę wyglądał jak by miał to wszystko głęboko tam gdzie słońce nie dochodzi ale żeby aż tak? Coś w środku go strasznie zabolało na te słowa ale nie miał czasu głębiej przeanalizować tego uczucia bo z siłą został pociągnięty do przodu i z pluskiem wpadł do wanny, od razu się wynurzył i łapczywie nabrał powietrze do puc. Zoro wkładał już szlafrok będąc poza zasięgiem jego nogi.
- Idiota! - prychnął a w odpowiedzi usłyszał tylko głośny śmiech przeklętego Marimo a zaraz później ciche zamknięcie drzwi.
Sanji jedną ręką właśnie dekorował swoje nowe danie, czół na sobie spojrzenie rudowłosej dziewczyny co bardzo go cieszyło i krepowało równocześnie.
- Sanji?
- Słucham moja bogini? - Odwrócił się do niej przodem a jego ciało przeszyły ciarki widząc przenikliwe nieco diabelskie spojrzenie.
- Reszta załogi twierdziła, że nie powinnam pytać ale jakoś nie mogę się powstrzymać... - Nawigatorka oblizała lubieżnie usta na widok czego kucharzowi stanęło serce. - Czy ty tam, no wiesz... Robiliście to? Uprawiałeś z nim seks?
Sanji zamrugał nerwowo, czyli to dlatego przez te ostatnie kilka dni wszyscy tak dziwnie się zachowywali, byli ciekawi czy on tam....
- Nigdy! Dlaczego bym miał? - Z trudem powstrzymał się by nie użyć niecenzuralnych słów, w końcu rozmawiał z damą.
- To nie było w końcu twoje ciało, mogłeś po eksperymentować. - Nami uśmiechała się do niego jak by to co mówiła było najzwyklejszą rzeczą pod słońcem.
- Nie miałem zamiaru! Co z tego, że nie moje ciało? - Sanji postawił przed nią pięknie ustrojony deser próbując się uspokoić. - Wybacz jeśli cię rozczaruje o piękna ale moje serce bije tylko dla kobiet...i nie wracajmy do tego tematu już nigdy.
Nawigatorka westchnęła i skosztowała deseru.
- Cudowne...
- Cieszę się. - Sanji widział, że dziewczyna jest niezadowolona z jego odpowiedzi ale trudno. Glon miał racje mówiąc, że coś sobie ubzdurali, miał tylko nadzieje że dadzą sobie niedługo spokój i zapomną o tych całych wydarzeniach z lustrem.
Zoro usiadł z rozmachem na kanapę w jego siłowni, co on kurwa chciał zrobić. Miał nadzieje, że brewka nie domyślił się jakie były jego prawdziwe zamiary. To wszystko już za długo trwało, czuł że zaraz oszaleje. Nie potrafił uwierzyć, że tak bardzo zaczął go pragnąć i nawet ćwiczenia nie przynosiły ulgi. Odetchnął głęboko by jeszcze raz przemyśleć całe zdarzenie. Zwykła sprzeczka, parę niegroźnych ciosów, ostra wymiana zdań, wszystko wyglądało by normalnie gdyby powstrzymał się w odpowiednim momencie. Zamknął oczy próbując zrozumieć co się stało.
Kilka kwadransów wcześniej:
- Coś ty powiedział kretynie?!
- To co słyszałeś ero kuku!
- Ty! - Sanji wymierzył w towarzysza kolejny cios nogą który z łatwością został zablokowany. Wymieniali się tak ciosami chwile, reszta załogi jak by ucieszona, że wszystko wróciło do normy nawet nie próbowała im przeszkadzać już w trzeciej kłótni dzisiejszego dnia.
Zoro z satysfakcją blokował ciosy kuka i wymierzał własne spychając go coraz bardziej na ścianę tuż koło schodów.
Sanji poczuł coś za swoimi plecami i zdał sobie sprawę, że nie może się już cofnąć. Uniósł nogę i zablokował zielonowłosego kładąc mu buciora na klatę, czół tylko jak mężczyzna hamuje wciskając go w drewnianą ścianę i widząc jak jedna z jego katan wbija się w ścianę tuż obok jego głowy.
- Przegrałeś. - Uśmiechał się z wyższością a oczy mu dziwnie błyszczały, Sanji wzdrygnął się gdy Zoro przycisnął go tak mocno, że jego kolano znajdowało się tuż pod brodą.
- Odwal się! - Kucharz zdrową ręką wyciągnął papierosa z ust i dmuchnął prosto dymem w twarz rozjuszonego Zoro'a.
- Przyznaj, że przegrałeś... - Szermierz puścił jedną katanę i złapał blondyna za brodę zaglądając z trumfem głęboko w oczy. Serce waliło mu jak szalone a wszystko stało się tak niewiarygodnie podniecające. Tak jak by ten kucharzy na robił to specjalnie, uwodził, kusił, doprowadzał do szaleństwa. Zapragnął znów posmakować tych miękkich ust ale tym razem bardziej, zatopić się w nich bez pamięci.
- Chyba śnisz! - Syknął, krew go zalała nie rozumiał dlaczego ta bliskość z glonem mu przeszkadzała, czół jego gorący oddech na twarzy i uznał że ostatnio zbytnio sobie pozwala. Tak jak by chciał wyczuć na ile może sobie pozwolić w droczeniu się z nim. Odwrócił głowę w bok by na niego nie patrzeć.
- Raczej nie... - Zoro przyglądał się reakcją blondyna i niewiele myśląc nachylił się do niego jeszcze bliżej i dmuchnął mu lekko w ucho.
Włoski na skórze kucharza stanęły dęba, tego już było za wiele. Wypuścił z pomiędzy palców papierosa i trzasnął go z liścia prosto w twarz, zostawiając na jego skurzę podłużne ślady paznokci. Zaraz później wykorzystując fakt zaskoczenia, kopniakiem zwalił go z nóg.
- Pojebało cię wieśniaku?! To nie jest zabawne! - Zgasił nogą papierosa i zachowując spokój zaczął go mijać. - I to ja wygrałem! - Dodał na odchodne wychodząc bardziej na statek i skręcając zaraz na schody. Był wściekły, na tą morską Algę, co on sobie w ogóle wyobrażał, tak perfidnie go podpuszczając? Nie powinien z nim w tedy rozmawiać, droczy się z nim od tego czasu. Jak by sprawdzał czy coś się zmieniło a przecież nic takiego się nie stało.
Zatrzasnął za sobą drzwi kuchni i odetchnął głęboko, zostając sam ze swoimi myślami.
Zoro dotknął jeszcze szczypiącego policzka i odetchnął, wiedział że pewnie doprowadził kucharza do szału on przecież nigdy nikogo nie bił rękami. Wstał i złapał najcięższą sztangę jaką posiadali zaczynając ćwiczyć. Musiał go wyrzucić z głowy, bo oszaleje albo go zgwałci.
10 września 2016
Rozdział 20
W głębi serca
Po drugiej stronie lustra
Epilog
Sanji leżał wyciągnięty na brzuchu i gładził ukochanego po policzku. Już dłuższy czas wpatrywał się w śpiącego Zoro'a nie mogąc nacieszyć się tak nagłym powrotem.
Trochę się zdziwił gdy prawie siłą został zaciągnięty do ich wspólnej sypialni ale szybko uległ przyjemnym pieszczotą za którymi tak tęsknił.
Patrząc na swoje za siniaczone ramiona stwierdzał, że jego ukochana Alga pewnie nie uwierzyła drugiemu Sanji'emu w ani jedno słowo.
- Pewnie dał ci popalić... - Mruknął i westchnął cicho próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Dowiedział się, że w tamtym świecie strasznie ubóstwia kobiety tak jak on tu kiedyś a do tego niezłe z niego ziółko, więc pewnie odganiał się od zielonowłosego dwumetrowym kijem.
Cieszył się jednak, że Zoro nadal pomimo wszystko był tu z nim, na statku najbardziej obawiał się tego, że jeśli uda się mu wrócić do domu to jego już nie będzie. Przechodzili ciężki okres w swoim życiu ciągnąc swój związek na cienkich nitkach które w każdej chwili mogły się urwać. A tu rzeczywistość jebła ich w twarz czymś takim. Dla niego dobrze, ta krótka rozłąka otworzyła mu oczy i sprawiła, że na pozór ich ciężkie problemy są zwykłymi błahostkami które można z łatwo pokonać. Ale dla niego, popatrzył na śpiącą twarz, to już zupełnie inna bajka...
Wstał po cichu i założył na siebie swoje bokserki i koszulkę kochanka chcąc jak najdłużej cieszyć się jego zapachem, wyszedł z sypialni i oniemiał rozglądając się po mieszkaniu. W pierwszym momencie pomyślał czy nie mieli włamania, zrobił parę niepewnych kroków do przodu a jego oczom rzuciło się ich wspólne zdjęcie leżące rozbite na podłodze. Podniósł je i przyjrzał się zniszczonej ramce, bardzo lubił to zdjęcie, przypominało mu o tych dobrych czasach kiedy był jeszcze tak naprawdę sobą. Dostrzegł kontem oka, że coś porusza się na kanapie, podszedł jeszcze bliżej i od razu poznał tą czuprynę.
Poklepał przyjaciela po policzku by go obudzić.
- Luffy, co tu robisz? Dlaczego nie jesteś u siebie? - Patrzył jak czarnowłosy otwiera zaspane oczy i spogląda na niego półprzytomnie, zastanawiał się czy był tu całą noc jak oni szaleli w sąsiednim pokoju.
- Przecież Law'a nie ma... - Odpowiedział słabo.
- Jak to nie ma? To gdzie jest?
- Sanji, czy to ty? - Luffy zamrugał kilkakrotnie, coraz bardziej się rozbudzając.
- No ja, a kto inny miał by być... Co się stało z mieszkaniem?
- Nie wiem, jak wróciłem to już tak było... - Chłopak rozejrzał się i z powrotem popatrzył na blondyna. - Wróciłeś! - Poderwał się i wskoczył na przyjaciela prawie zwalają go z nóg.
- Ja też się ciesze, że cię widzę głupku...
Sanji popatrzył uradowany na głównie swoje dzieło, mieszkanie aż lśniło czystością a porozwalane rzeczy wróciły na swoje miejsca. Luffy zaoferował mu pomoc w sprzątaniu ale głównie to kręcił się w kółko i cały czas coś opowiadał.
- Więc jednym słowem stwierdzasz, że był fajny? - Przerwał mu wypowiedz siadając na fotelu.
- Za bardzo to upraszczasz - Luffy zaśmiał się.
- Wiem, ale jestem nieco zmęczony... - Kucharz przymknął oczy i odetchnął, nie wiedząc czemu miał wielką ochotę zapalić.
- Zostawił ci list...
- Kto? - Blondyn nie chętnie otworzył oczy, miał nadzieje że zdąży się jeszcze chwilę zdrzemnąć nim Zoro wstanie, musiał z nim porozmawiać i wszystko jakoś wyjaśnić.
- Sanji... Napisał go gdy usłyszał waszą historie. - Luffy wyciągnął białą kopertę z plecaka.
Kucharz otworzył szerzej oczy, rozbudzając się nieco.
- Opowiedziałeś mu? - Wziął kopertę od przyjaciela.
- Na początku nie był chętny ale sprawy się nieco skomplikowały więc chciał zrozumieć co się dzieje.
Sanji patrzył niepewnie na białą kopertę aż w końcu zdecydował się ją otworzyć i wyjąć zapisaną kartkę.
Cześć
Jakkolwiek bym nie zaczął pisać tego listu, wiedz że w momencie kiedy postanowiłem to zdobić straciłem do ciebie cały szacunek. Chodź od początku było go niewiele. Nie nauczono cię, że o ludzi się nie zakłada? Nawet jeśli ich nie znosisz. A tajemnice zawsze wychodzą na jaw? Wiedz, że gdybym był na miejscu tego zielonego idioty rzucił bym cie w diabły i jeszcze nakopał w tę twoją kościstą dupę na pożegnanie. Z nieznanych mi powodów jednak tego nie zrobił, pewnie dlatego że miłość jest ślepa, nawet taka pomiędzy dwoma facetami.
Nikt nigdy nie powiedział ci, że jesteś cipą? Jak nie to ja ci to właśnie mówię a raczej piszę bo na moje szczęście nigdy się nie spotkamy.
Jesteś idiotą, jeśli już tworzycie ten porąbany związek, to znaczy, że pewnie jest coś na rzeczy. To nie ważne, że żaden z was nie powiedział tego nigdy głośno. W końcu nie jesteście ckliwymi pannami.
Nie wierzę, że to mówię ale po tym zielonym pacanie gołym okiem widać że cię... kurwa sam wiesz.
Rozumiem, że narobiłeś mnóstwo głupot i nawarzyłeś sobie piwa ale najwyższy czas je wypić i być w końcu prawdziwym mężczyzną.
Nie kłopocz się tym by wyjaśnić cokolwiek temu zielonemu kretynowi, zapewne ci nie uwierzy a kolejne "problemy" nie są wam potrzebne. Najzdrowiej będzie zachowywać się jak by to był tylko ciekawy sen...
A ty do cholery zrób coś ze swoim ciałem, jesteś słaby i stanowczo zbyt chudy, nie wiem co cię tak wykańcza ale niech przestanie.
To chyba tyle...
Ps. Twój telefon mnie strasznie wkurwiał więc "rozłożyłem" go na części i wrzuciłem pod kanapę.
Brak wyrazów szacunku
Mr. Prince
Blondyn zaśmiał się czytając już drugi raz list, popatrzył na Luffy'ego który tylko czekał aż coś powie.
- Myślisz, że jestem cipą?
- Słucham? - Luffy uniósł zdziwiony brwi.
- Pytam cię czy zachowuje się jak Cipa bo już druga osoba mnie tak nazywa... - Sanji podał mu list do przeczytania, musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo się zmienił i naprawdę zachowywał się idiotycznie. Patrzył jak przyjaciel czyta list z głupkowatym wyrazem twarzy.
- No wiesz...
- Wiem, chyba naprawdę jestem cipą...
***
Sanji zeskoczył z niewysokiego murku śmiejąc się od ucha do ucha. - Mówię ci to było dziecinnie proste, ona sama...
- Dobra już przestań się chwalić swoimi podbojami lowelasie... - Ace prychnął siadając na ławce, obserwował jak inni uczniowie rozchodzą się każdy w swoją stronę.
- Co ja mogę za to, że żadna nie potrafi się mi oprzeć... - Blondyn usiadł obok przyjaciela zakładając nogę na nogę.
- Jak zwykle pewny siebie...- Czarnowłosy sprzedał mu kuksańca w tył głowy.
- No ba, jestem wstanie zdobyć każde serce! - Sanji pokazał mu język wesoło chichocząc. - Nie martw się na ciebie też jakaś w końcu poleci.
- A wypchaj się sianem, pierdoło. - Zaczęli się tak chwilę przekomarzać puki ktoś z wielkim impetem w nich nie uderzył przewracając tak całą ławkę.
- Luffy, debilu! - Wrzasnął Ace wstając z podłogi.
- shi shi shi sorki...
- Imbecyl. - Sanji zaczął otrzepywać swój mundurek z kurzu klnąc pod nosem.
- Możemy razem z Usopp'em iść razem z wami?
Sanji i Ace popatrzyli krytycznie na najnowszego przyjaciela Luffy'ego który podrygiwał nerwowo jak by się bał, że zaraz ktoś mu nakopie do dupy.
- No nie wiem, nie jesteście zasmarkać by z nami się szlajać? - Mówił Ace stawiając ławkę na swoje miejsce ale jego młodszy braciszek już go nie słuchał wydzierając się na całe gardło i machając jak wariat.
- Zoro! Chodź z nami!
Sanji jęknął i kopnął przyjaciela w zadek tak, że ten poleciał jak długi na chodnik. Jednak było już za późno zielonowłosy bałwan już szedł w ich kierunku.
- Jezu za co... - Jęczał Luffy rozmasowując sobie obolały policzek.
- Za bycie kretynem. - Zmierzył się z groźnym spojrzeniem Zoro'a który stanął tuż przednim.
- Czego zakręcona brewko?
- Niczego, jak byś nie zauważył to nie ja cię wołałem zielonowłosy półgłówku... - Prychnął a następnie uchylił się przed nadlatującym ciosem. Zaczęli się bić nie zważając na przechodniów.
- Widzisz co narobiłeś Luffy? - Ace pomógł mu wstać z chodnika. - Dobrze wiesz, że oni nie mogą przebywać razem w jednym... - Chłopak przerwał i popatrzył jeszcze raz na przepychających się przyjaciół, uśmiechnął się perfidnie.
Nagle oboje wylądowali na ziemi z wielkimi guzami wyrastającymi im z głów.
- Matko kochana, dajcie sobie siana... - Rudowłosa dziewczyna złapała blondyna za ucho i wykręcają kucnęła obok niego. - Jeszcze raz będziesz podrywał moje koleżanki i łamał im serca Romeo to naprawdę mnie popamiętasz...
- Jesteś cudowna kiedy się złościsz o moja piękna bogini miłości... - W oczach blondyna pojawiły się różowe serduszka.
Dziewczyna przewróciła oczami i puściła jego ucho które zrobiło się bardzo czerwone.
Zoro łypał na nich groźnie mamrocząc coś pod nosem, Luffy z Ace'm ustalali już gdzie by mogli pójść tym razem.
- Chodźmy do centrum - Zaproponowała jedyna dziewczyna. - Blisko do jedzenia... - Popatrzyła zachęcająco na Luffy'ego. - A po sklepach będzie się kręcić mnóstwo dziewczyn... - Obejrzała się na Sanji'ego puszczając mu oczko.
- No to do centrum! - Zawołał Luffy i pociągnął za sobą Usopp'a i nadal wściekłego Zoro'a.
Dziewczyna pokręciła głową i poszła za nim.
Ace popatrzył na Sanji'ego z lekkim uśmiechem.
- Chodźmy blondasku...
Sanji zamrugał nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał, wszyscy rozeszli się po centrum handlowym, oni jednak zostali przy Fontanie na środku.
- Rzucam ci wyzwanie, sam powiedziałeś że jesteś w stanie zdobyć każde serce...
- Ty zdajesz sobie sprawę, że to jest facet i w dodatku ten zidiociały zielonowłosy kretyn który mnie nienawidzi, z wzajemnością zresztą...
- Czyli co, wymiękasz? - Ace uniósł brew i uśmiechnął się łobuzersko prowokując przyjaciela.
- Nigdy w życiu... - Sanji sam nie wierzył, że się w to pakuje.
- Świetnie, no to masz miesiąc by rozkochać w sobie Zoro i zdobyć jego pocałunek ale nie jakieś tam cmoknięcie tylko porządny namiętny...
- Dobra, zamknij się już! - Sanji zaczerwienił się i wyciągnął w jego stronę rękę. - Zakład stoi...
***
Z sypialni wypadł Zoro w samych gaciach i rozejrzał się nerwowo.
Od razu mu ulżyło kiedy zobaczył blondyna w salonie razem z Luffy'm. Gdy obudził się sam w łóżku wystraszył się, że jego ukochany uciekł, w końcu ostatnio strasznie dziwnie się zachowywał. Ta noc była cudowna, niby z początku się opierał, ale później...Mógł śmiało przyznać, że już dawno nie było im tak dobrze.
- Widzę, że posprzątaliście mieszkanie... - Po wczorajszym chaosie pozostały tylko zdjęte drzwiczki z uszkodzonej szafki i zniszczona ramka która znowu stała na komodzie.
- Co właściwie się stało? - Sanji schował list do koperty zabierając go najpierw dyskretnie Luffy'emu.
- Nie jestem pewien, ale chyba je zdemolowałeś... Nie pamiętasz? - Zoro podszedł do nich zaciekawiony białą kopertą i martwiąc się czy aby na pewno nie popełnił błędu gdy postanowił o nie zabieraniu kochanka do lekarza. - Twierdziłeś, że to głupie lustro zniknęło, a potem... - Zoro urwał widząc uśmiechniętą gębę Luffy'ego. - A ty zboczeńcu byłeś tu całą noc? Mogłeś przecież iść do domu...
- Daj spokój przecież was nie podglądałem i nie ja jestem zboczeńcem, tylko wy! - Zaśmiał się wesoło a jego brzuch głośno zaburczał dając o sobie znać. Luffy odwrócił się do przyjaciela by prosić o śniadanie ale Sanji już smacznie spał wtulony w fotel i z błogim uśmiechem na ustach.
Zoro podszedł i przykrył go kocem, zerknął na kopertę którą kucharz przytulał do piersi. Luffy przeciągnął się i wstał by zajrzeć pod kanapę w poszukiwaniu telefonu blondyna.
- Chyba źle zrobiłem, od razu powinienem zabrać go do lekarza...
- Myślę, że już jest wszystko dobrze... - Czarnowłosy wyciągnął kilka części telefonu i już domyślił się co miało znaczyć "rozłożyłem", patrzył na rozbity ekran telefonu. - Wiesz nie zabieraj go teraz nigdzie bo wygląda jak byś go pobił...- Znacząco popatrzył na za siniaczone ramiona blondyna.
- Może trochę przesadziłem...Wczoraj szarpał się jak głupi, myślałem, że oszalał...
- A później? - Luffy uśmiechnął się figlarnie.
- Uspokoił się - Zoro odwrócił wzrok na wspomnienie dzisiejszej namiętnej nocy. To wszystko było dziwne, już nie nadążał za zachowaniem swojego kochanka, nie podobało mu się to i wiedział że muszą w końcu poważnie porozmawiać.
- Zoro w porządku? - Czarnowłosy popatrzył na swojego przyjaciela równocześnie próbując złożyć telefon w jedną całość.
- Tak...
***
Zoro patrzył na pudełko ze śniadaniem znajdujące się przed jego oczami a później na osobę która je trzymała. Musiał przyznać że blondyn bardzo dziwnie się od kilku tygodni zachowywał. kłócili się dalej ale już nie był tak wrogo do niego nastawiony. Nie miał nic przeciwko jak włóczył się razem z nimi a nawet parę razy z nim normalnie porozmawiał.
Nie miał nic przeciwko takiej odmianie nie ukrywał przed sobą że blondyn fizycznie mu się strasznie podobał a jego zadziorny charakterek sprawiał że miał ochot się zapomnieć. Niestety nie był typem człowieka który lekką ręką przestaje nad sobą panować. Poza tym ten koleś wolał dziewczyny, obnosił się z tym przez cały czas ale ostatnio był jakiś inny. Tak naprawdę tylko jego przyjaciółka Kuina wiedziała o jego upodobaniach i raczej z nikim innym nie zamierzał się tym dzielić. Nie chciał być w związku albo się zakochać takie rzeczy po prostu nie były dla niego.
- Ej bierzesz czy nie? Nie mam zamiaru tak tu przed tobą sterczeć pół dnia...
- Biorę. - Zoro wyciągnął rękę i złapał pudełko tak, że ich palce stykały się przez chwilę, widział jak policzki kolegi czerwienią się delikatnie. Nie, to mu się chyba śni pomyślał i wyjął mu pudełko z rąk. Luffy siedział obok nich i już od jakiegoś czasu pałaszował swoje jedzenie nie zwracając na nich uwagi.
Sanji usiadł obok nich pod drzewem i sam zaczął jeść, myśląc gorączkowo nad swoim zachowaniem. Policzki piekły go teraz od wstydu, miał tylko tydzień by zakończyć ten głupi zakład a on sam zaczął dziwnie reagować na tego glona.
- Sanji, co robimy po szkole? - Luffy szturchnął go lekko w ramie.
- Musze pojechać do restauracji, stary piernik musi dać mi wolne jeśli chcemy urządzić imprezę...
- To pojedziemy z tobą! - Luffy odwrócił się do Zoro'a - To taki straszny facet, ale fajny bo uratował Sanji'ego i ...
- Zamknij się! - Blondyn zatkał mu usta swoją kulką ryżową czym zbudził zainteresowanie zielonowłosego. - Nie musisz wszystkim rozgadywać... - Wstał i popatrzył na nich z góry. - Spoko możecie zemną iść... - Odwrócił się napięcie i oddalił w stronę grupki chichoczących dziewczyn.
- Nie wiem co się tak wkurza przecież uratował mu życie...
- Życie? Jak to? - Zoro popatrzył na młodszego z zainteresowaniem.
- Jak byliśmy dzieciakami to Sanji zgubił się w lesie, szukali go przez dwa tygodnie...Cud, że nic go tam nie zeżarło... Tak przynajmniej twierdziły nasze opiekunki gdy Zeff go odnalazł i przyprowadził do sierocińca.
Zoro popatrzył na blondyna który teraz jak idiota skała wokół dziewczyn wyznając każdej po kolei miłość. Uśmiechnął się pod nosem, musiał przyznać, że ta zakręcona brewka zaskakiwała go coraz bardziej.
Zoro popatrzył na Luffy'ego z uniesionymi brwiami, nie wiedział co go bardziej dziwi. Dochodzące z kuchni wrzaski i dźwięki rzucanych przedmiotów czy to, że klientów w ogóle to nie dziwiło.
- Spoko oni tak zawsze, mówiłem że to straszny facet...
Dźwięki ustały a na sale wyszedł nie kto inny jak szef kuchni Zeff który skierował się prosto do ich stolika. Luffy przełknął głośno ślinę a Zoro zmierzył go spojrzeniem. Musiał przyznać, że facet wyglądał naprawdę groźnie.
- Ty mały co zawsze wszystko rozwalasz...
- Pana też miło widzieć... - Luffy uśmiechnął się.
- Co to za impreza? - Zeff zmierzył ich spojrzeniem i zawiesił wzrok na zielonych włosach. - I co to za idiota z kretyńską fryzurą?
- Tylko kilka osób, przyjeżdża mój starszy brat Sabo, będziemy bardzo grzeczni a to jest Zoro kolega z szkoły... -
Zeff patrzył na nich przez chwilę jak by się nad czymś zastanawiał.
- Ten blondas w cylindrze, no dobra ale macie nie rozwalić mieszkania szczyle i być cicho bo i tak o wszystkim się dowiem...
- Tak jest! - Luffy zasalutował i zrobił poważną minę.
- Ten gówniarz pewnie wyszedł tyłem więc też już spieprzajcie... - Odwrócił się i wrócił do kuchni zostawiając ich samych.
Poderwali się i wyszli na zewnątrz, Zoro miał nadzieje że już nigdy nie będzie musiał mieć styczności z tym wariatem.
Sanji siedział na ławeczce przed restauracją i palił papierosa pomachał im jak wyszli.
- Zgodził się! - Zawołał wesoło Luffy zatrzymując się przy swoim blond przyjacielu.
- Świetnie. - Sanji wstał unikając spojrzenia zielonowłosego. - To zrobimy dzisiaj zakupy i rano wszystko przygotuję... - Nagle poczuł jak czyjaś gorącą dłoń odgarnia mu grzywkę ukazując kilka plastrów na czole i skroni.
- Co to? - Zoro zagotował się w środku miał ogromną ochotę tam wrócić i skopać temu przeklętemu dziadydze dupsko.
- Plastry, nie widzisz idioto, nie zdążyłem się uchylić i oberwałem z patelni. - Dmuchnął w niego dymem z papierosów i przez chwile mierzyli się tak spojrzeniami.
Luffy zagwizdał i roześmiał się jak to miał w zwyczaju.
- Czuję napięcie seksualne...
Sanji zachłysnął się powietrzem a na jego policzki wkradły się zdradliwe rumieńce. Zoro obserwował to uważnie i w końcu zabrał dłoń z czoła blondyna.
- Coś ci się chyba pomieszało idioto... Ja spadam, nie mam zamiaru się włóczyć z wami po sklepach.
- Okej, no to nie zapomnij jutro na czwartą adres ci napisałem! - Luffy pomachał mu na pożegnanie.
***
Sanji czół cudowny zapach miętowej herbaty unoszący się w powietrzu, musiał przyznać że uwielbiał ten napój zawsze go uspokajał. Otworzył oczy i rozejrzał się spokojnie, zdejmując z siebie koc. Na stoliku przed nim leżał kubek z parującym płynem i jego telefon. Przeniósł wzrok na zielonego idiotę siedzącego na kanapie i drzemiącego z lekko uchylonymi ustami i zaślinionym ramieniem. Nie mógł spać długo ponieważ herbata była jeszcze ciepła. Blondyn wstał cicho i podszedł do ukochanego siadając na nim okrakiem co od razu go obudziło.
- Co robisz? - Zoro zamlaskał i popatrzył pytająco na swojego kochanka już od jakiegoś czasu nie okazywali sobie takich czułości.
- Dziękuje ci... - Sanji pocałował go czule w policzek i uśmiechnął figlarnie zachęcając do dalszych pieszczot.
Poczuł na swoich biodrach gorące ręce i pozwolił się przewrócić na miękko kanapę. Patrzył prosto w te ciemne oczy, w których można było dostrzec teraz pożądanie i nutkę niepewności. Wiedział, że muszą sobie dużo wyjaśnić, nie mogą tego dalej tak ciągnąć a przynajmniej nie w taki sposób. Odwzajemnił gorący pocałunek z głuchym jękiem. Było mu tak cudownie, naprawdę jest największym idiotą na świecie, że nie potrafił tego doceni i przez te lata zamiast się cieszyć swoim szczęściem zamartwiał się pierdołami.
- Chłopaki przecież macie sypialnie...
Sanji objął zielonowłosego za szyje by go powstrzymać od odsunięcia się.
- Luffy, idź do domu... - Sanji starał się być opanowany chociaż miał ochotę jęczeć z przyjemności.
- Nie chce tam siedzieć sam...
- Spadaj! - Zoro wykręcił się blondynowi i rzucił w natręta poduszką.
- Zadzwonię do ciebie później! - Zawołał Sanji, tuż zanim drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem.
- To na czym skończyliśmy? - Zoro oblizał lubieżnie usta.
- Sam dobrze wiesz... - Sanji zaśmiał się, uznał że rozmowa może jeszcze trochę poczekać.
***
Sanji wyłożył na stół kolejne przekąski, zabawa trwała w najlepsze, popatrzył na zegar zawieszony na ścianie i westchnął cicho. Dochodziła osiemnasta a tego zielonkawego przygłupa jeszcze nie było. Wrócił do swojej kuchni i popatrzył na roześmianą twarz Ace'a, miał ogromną ochotę zdzielić go po twarzy.
- Jak ci idzie? Myślałem że wykorzystasz imprezę by go omotać?
- Ja też. - Oparł się o blat. - Luffy wczoraj palnął coś głupiego, chyba nie przyjdzie...
Ace uniósł brwi i popatrzył na młodszego brata który ciągle był uwieszony Sabo.
- Co zrobił?
- A nie ważne, muszę zajarać - Sanji wyciągnął paczkę papierosów z szuflady i podszedł do uchylonego okna. Zapalił i zaciągnął się dymem, popatrzył na ulice a to co tam zobaczył sprawiło że mimowolnie się uśmiechnął. - Rany co za tępak... - Mruknął do siebie i opuścił szybko mieszkanie. Przebiegł kilka pięter w dół dalej trzymając papierosa w ręce i zatrzymał się przed drzwiami do klatki schodowej. Odetchnął głęboko i namierzył swój cel, który trzymając małą kartkę w ręce rozglądał się po okolicy.
Wyszedł z klatki i opierając się nonszalancko o poręcz zagwizdał głośno by zwrócić na siebie uwagę.
Podziałało to doskonalę, parę sekund później zielonowłosy stał już przy nim.
- Zabłądziłeś? - Blondyn uśmiechnął się wrednie zaciągając się dymem papierosowym.
- Nie. - Warknął Zoro mierząc się z blondynem na spojrzenia.
- Jasne... - Sanji zaśmiał się. - Ciesz się, że zobaczyłam cie z okna głuptasie...
Zoro zamrugał kilka razy myśląc czy aby się nie przesłyszał.
- Głuptasie?
- Tak, chodźmy lepiej na górę już i tak się spóźniłeś... - Sanji uciekł do klatki schodowej, gdyby mógł, strzelił by sobie ze wstydu w łeb. Nie powinien zgadzać się na ten zakład z Ace'm na litość boską to był przecież facet. Musiał się z tego jak najszybciej wyplątać nim będzie za późno.
Nagle Zoro złapał go za ramie i pociągnął na półpiętro popychając lekko na ścianę.
- Co do cholery...
- To ja się pytam w co ty grasz? - Zoro stanął bardzo blisko niego przypierając blondyna do ściany.
- W nic nie gram... - Sanji popatrzył mu prosto w oczy i zagryzł wargę. A chrzanić etykę, najwyżej mnie zabije pomyślał i zarzucił koledze ręce na szyje. Uniósł się lekko na palcach i pocałował go w usta, zamykając przy tym oczy i czekając na odepchnięcie.
Zoro oniemiał, ten ero kucharzy na który odkąd go poznał uganiał się za spódniczkami teraz całował właśnie jego. Zdusił chęć odepchnięcia drugie mężczyzny i odwzajemnił pocałunek z cichym westchnieniem. Usta blondyna były wilgotne i miękkie a smakowały słodkimi ciastkami i papierosami. Objął go w pasie i przyciągnął bliżej pogłębiając zarazem pocałunek.
Sanji jęknął mu w usta gdy poczuł gorący jeżyk Zoro'a w sobie. Nie przypuszczał, że to będzie takie przyjemne, poczuł jak drugie ciało ociera się o niego i sam zapłonął w środku. Oderwał się od niego przerywając pocałunek i popatrzył w te migoczące ciemne oczy.
- Chcesz z tond iść?
- Jasne...
Sanji wszedł do mieszkania, było już bardzo późno więc miał szczera nadzieje, że goście się rozeszli nie miał najmniejszej ochoty się tłumaczyć dlaczego zniknął z imprezy odbywającej się w jego mieszkaniu. Już i tak wystarczająco huczało mu w głowie od nadmiaru wydarzeń.
Cały wieczór spędził razem z Zoro'em w pobliskim parku, całując się i dotykając. Jeszcze teraz czół na sobie jego dotyk, to było takie inne i musiał przyznać sam przed sobą, że jeszcze nigdy nie był tak podniecony jak dziś.
Westchnął i zamknął za sobą drzwi opierając na nich czoło a na jego policzki wpełzły zdradliwe rumieńce.
- Gdzieś ty był! - Luffy wyjrzał za rogu i patrzył na przyjaciela z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
- Co? A na spacerze... - Sanji odwrócił się napięcie i poszedł do niego zerkając do salonu.
- W czasie imprezy? - Czarnowłosy zrobił głupkowatą minę.
Sanji minął go bez słowa i usiadł obok Ace'a i Sabo na kanapie.
- Opowiadaj stary jak się tam miałeś? - Sanji usiadł wygodnie i słuchał opowieści przyjaciela. Jednak przez cały czas czół na sobie łobuzerskie spojrzenie Ace'a.
***
- Cześć, skarbie! - Rudowłosa dziewczyna objęła go mocno. - Luffy dzwonił do mnie już wszystko wiem.
Sanji poczekał aż go wyściska i odsunął jej krzesło by usiadła przy stoliku.
- On też za chwile powinien przyjść... - Kelner przyniósł dziewczynie mrożoną herbatę.
- Już zamówiłeś - Spróbowała płynu i uśmiechnęła się - Moja ulubiona...Ale mniejsza z tym, Luffy mi mówił że wywaliliście go z mieszkania bo byliście zbyt zajęci sobą.
- Ty jak zawsze walisz prosto z mostu...
- Za to mnie wszyscy kochacie, to co między wami już dobrze?
- Wiesz, jeszcze nie zdążyliśmy pogadać... - Sanji podrapał się zakłopotany po włosach co wywołało tylko uśmiech na ustach dziewczyny.
- Zboczeńce - Zaśmiała się żartobliwie i napiła herbaty.
- Hej... - Luffy przysiadł się do nich, nie emanował szczęściem jak miał to w zwyczaju.
- Po twojej minie widać, że Law jeszcze nie wrócił... - Nami westchnęła i popatrzyła na obu. - Na pewno wróci, musisz trochę wyluzować...A ty słodki blondasku, co było tak ważne, że nas tu ściągnąłeś?
- Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, sami rozumiecie trochę mnie nie było a poza tym gdy przeglądałem telefon znalazłem dziwną wiadomość, bodajże sprzed trzech dni... - Podał ów przyrząd dziewczynie która przeczytała wiadomość na głos.
" Miałeś rację, wróć do restauracji"
Zeff.
- O kurde! - Luffy krzyknął akurat w tedy kiedy kelner przyniósł mu wielkie ciasto czekoladowe.
- To nie do pana... - Zaczął szybko Sanji gdy zobaczył niepewną minę kelnera - Dziękujemy bardzo...
Kelner oddalił się profesjonalnie zostawiając ich samych, blondyn spojrzał na przyjaciela lekko się denerwując.
Chłopak opowiedział im ze szczegółami co się stało w restauracji Zeff'a.
- Ja nie mogę... - Nami popijała zaciekawiona swoją mrożoną herbatkę.
- Nie obraź się Sanji ale to było niesamowite...Cały czas się upierał że nie są przyjaciółmi, że się nawet nie lubią. Strasznie przeżywał jak twój zielony zboczeniec próbował się do niego dobierać. A tam u Zeff'a był wściekły i bronił go tak jak ty...
- Tego nigdy nie robiłem... - Sanji dokończył za niego, nastała niezręczna cisza, przerywana gwarem dochodzącym z ulicy.
- I co teraz? - Zapytała niepewnie dziewczyna.
- Dobrze się stało, już dawno powinienem to zrobić...Jeszcze jakieś rewelacje? - Sanji odetchnął głęboko myśląc jak teraz powinien wszystko rozegrać.
- Paliłeś jak smok i gapiłeś się mi na cycki - Zaśmiała się Nami by trochę rozluźnić atmosferę.
Luffy trochę się rozchmurzył opowiadając ze szczegółami, co się działo pod jego nieobecność pomijając wszystko to co przekazał mu już wczorajszego dnia.
- A ty jak się tam miałeś? - Dziewczyna przeciągnęła się.
- Tam było tak magicznie, spodobało by ci się Luffy...
- Tak wiem, Sanji mi wszystko poopowiadał naprawdę byłem gumowy?
- No ba... A ich statek potrafił wzbić się w powietrze...
Rozmawiali tak jakiś czas, śmiejąc się wesoło. Sanji cieszył się że udało mu się wrócić i znów może tak beztrosko cieszyć się razem z przyjaciółmi.
- Dzięki wam, że znaleźliście dla mnie trochę czasu... - Młody kucharz uśmiechnął się - Ale będę musiał lecieć, mam mnóstwo rzeczy do załatwienia...
- Dla ciebie zawsze skarbie...Mam jeszcze trochę czasu, Luffy pójdziesz zemną na zakupy. - Rudowłosa dziewczyna wstała i uściskała blondyna.
Luffy nie protestował, Sanji pomyślał, że to dobry pomysł i że przyjaciel nie chce być sam.
- Śmiało wracaj dziś do nas, zrobię ci na kolację coś co lubisz...
- Dobra tylko się nie gzijcie znowu na kanapie - Zaśmiał się a ślinka mu pociekła już na samą myśl o kolacji.
- Nie obiecuje... - Pożegnał się z nimi jeszcze raz i wyszedł z kawiarni.
Sanji odetchnął by nieco się uspokoić, teraz żałował że nie zabrał ze sobą paczki papierosów które znalazł w mieszkaniu. Popatrzył na restaurację, należącą do tego starego pryka, minął główne wejście obszedł restaurację i wszedł do środka tylnymi drzwiami. Nie widział go nigdzie na kuchni więc od razu udał się do małego gabineciku w którym prawdopodobnie siedział Zeff. Nie wzruszony obserwującymi go oczami chwycił za klamkę i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi z lekkim trzaskiem.
- Chciałeś pogadać? - Stał pewnie patrząc na mężczyznę siedzącego za biurkiem w gotowości na unik przed nadlatującymi w jego stronę przedmiotami.
- Siadaj dzieciaku...
- Dzięki, postoję mów co chciałeś... - Sanji przełknął ślinę, wiedział że musi być silny, dla nich.
- Gówniarz - Zeff zaczął się denerwować.
- Sam sobie takiego gówniarza przygarnąłeś, stary pierdzielu...
- I powinieneś być wdzięczny! - Zeff uderzył pięścią w stół, Sanji patrzył na niego z góry.
- I jestem... - Powiedział siląc się na spokój. - Ale nie przestanę kogoś kochać bo tobie się to nie podoba... Jest dobry, nawet za dobry dla mnie i co najważniejsze kocham go, czy fakt że jest facetem naprawdę ci tak przeszkadza?
- Nie zrozumiesz tego szczeniaku... - Zeff nie patrzył na niego tylko nerwowo stukał palcami w blat biurka. Sanji obserwował go, wydał mu się taki bezradny i stary jak by myślał nad jego słowami. W sumie pierwszy raz wyznał mu, że kocha Zoro'a był szczęśliwy że przyszło mu to z taką łatwością.
Nagle go olśniło, nie licząc kucharzy był jego jedyną rodziną, nie nienawidził Zoro'a od tak sobie ledwie co go znał, przez jego podejście widzieli się może z dwa razy na samym początku gdy odważył mu się przyznać do związku z facetem.
- Powiedz, o co tak naprawdę chodzi?
- W poniedziałek przyjdziesz do roboty szczylu?
- Stary pierdziel... - Żyłka na jego skroni zaczęła nerwowo pulsować. - Przyjdę jeśli powiesz o co chodzi...
- O...wnuki...
Sanji'ego zatkało, mógł się domyślić już dawno ale puki tego nie usłyszał na własne uszy nie wierzył w taki błahy powód. Usiadł i roześmiał się.
- Nie uważasz, że jestem za młody na dzieciaka?
- Jasne, że jesteś szczylu... Ale sam wiesz...
- Nie, nie wiem - W tym momencie miał ochotę zapalić jeszcze bardziej. - Sam mnie przygarnąłeś, możemy zrobić to samo...Kiedyś tam...
- Ale czy ten twój... Facet będzie chciał?! - Sanji widział grymas na jego twarzy i zdusił w sobie śmiech.
- Zapytam w twoim imieniu... Dziadku - Parsknął śmiechem i uchylił przed nadlatującym zeszytem.
***
Po drugiej stronie lustra
Epilog
Sanji leżał wyciągnięty na brzuchu i gładził ukochanego po policzku. Już dłuższy czas wpatrywał się w śpiącego Zoro'a nie mogąc nacieszyć się tak nagłym powrotem.
Trochę się zdziwił gdy prawie siłą został zaciągnięty do ich wspólnej sypialni ale szybko uległ przyjemnym pieszczotą za którymi tak tęsknił.
Patrząc na swoje za siniaczone ramiona stwierdzał, że jego ukochana Alga pewnie nie uwierzyła drugiemu Sanji'emu w ani jedno słowo.
- Pewnie dał ci popalić... - Mruknął i westchnął cicho próbując sobie wszystko poukładać w głowie. Dowiedział się, że w tamtym świecie strasznie ubóstwia kobiety tak jak on tu kiedyś a do tego niezłe z niego ziółko, więc pewnie odganiał się od zielonowłosego dwumetrowym kijem.
Cieszył się jednak, że Zoro nadal pomimo wszystko był tu z nim, na statku najbardziej obawiał się tego, że jeśli uda się mu wrócić do domu to jego już nie będzie. Przechodzili ciężki okres w swoim życiu ciągnąc swój związek na cienkich nitkach które w każdej chwili mogły się urwać. A tu rzeczywistość jebła ich w twarz czymś takim. Dla niego dobrze, ta krótka rozłąka otworzyła mu oczy i sprawiła, że na pozór ich ciężkie problemy są zwykłymi błahostkami które można z łatwo pokonać. Ale dla niego, popatrzył na śpiącą twarz, to już zupełnie inna bajka...
Wstał po cichu i założył na siebie swoje bokserki i koszulkę kochanka chcąc jak najdłużej cieszyć się jego zapachem, wyszedł z sypialni i oniemiał rozglądając się po mieszkaniu. W pierwszym momencie pomyślał czy nie mieli włamania, zrobił parę niepewnych kroków do przodu a jego oczom rzuciło się ich wspólne zdjęcie leżące rozbite na podłodze. Podniósł je i przyjrzał się zniszczonej ramce, bardzo lubił to zdjęcie, przypominało mu o tych dobrych czasach kiedy był jeszcze tak naprawdę sobą. Dostrzegł kontem oka, że coś porusza się na kanapie, podszedł jeszcze bliżej i od razu poznał tą czuprynę.
Poklepał przyjaciela po policzku by go obudzić.
- Luffy, co tu robisz? Dlaczego nie jesteś u siebie? - Patrzył jak czarnowłosy otwiera zaspane oczy i spogląda na niego półprzytomnie, zastanawiał się czy był tu całą noc jak oni szaleli w sąsiednim pokoju.
- Przecież Law'a nie ma... - Odpowiedział słabo.
- Jak to nie ma? To gdzie jest?
- Sanji, czy to ty? - Luffy zamrugał kilkakrotnie, coraz bardziej się rozbudzając.
- No ja, a kto inny miał by być... Co się stało z mieszkaniem?
- Nie wiem, jak wróciłem to już tak było... - Chłopak rozejrzał się i z powrotem popatrzył na blondyna. - Wróciłeś! - Poderwał się i wskoczył na przyjaciela prawie zwalają go z nóg.
- Ja też się ciesze, że cię widzę głupku...
Sanji popatrzył uradowany na głównie swoje dzieło, mieszkanie aż lśniło czystością a porozwalane rzeczy wróciły na swoje miejsca. Luffy zaoferował mu pomoc w sprzątaniu ale głównie to kręcił się w kółko i cały czas coś opowiadał.
- Więc jednym słowem stwierdzasz, że był fajny? - Przerwał mu wypowiedz siadając na fotelu.
- Za bardzo to upraszczasz - Luffy zaśmiał się.
- Wiem, ale jestem nieco zmęczony... - Kucharz przymknął oczy i odetchnął, nie wiedząc czemu miał wielką ochotę zapalić.
- Zostawił ci list...
- Kto? - Blondyn nie chętnie otworzył oczy, miał nadzieje że zdąży się jeszcze chwilę zdrzemnąć nim Zoro wstanie, musiał z nim porozmawiać i wszystko jakoś wyjaśnić.
- Sanji... Napisał go gdy usłyszał waszą historie. - Luffy wyciągnął białą kopertę z plecaka.
Kucharz otworzył szerzej oczy, rozbudzając się nieco.
- Opowiedziałeś mu? - Wziął kopertę od przyjaciela.
- Na początku nie był chętny ale sprawy się nieco skomplikowały więc chciał zrozumieć co się dzieje.
Sanji patrzył niepewnie na białą kopertę aż w końcu zdecydował się ją otworzyć i wyjąć zapisaną kartkę.
Cześć
Jakkolwiek bym nie zaczął pisać tego listu, wiedz że w momencie kiedy postanowiłem to zdobić straciłem do ciebie cały szacunek. Chodź od początku było go niewiele. Nie nauczono cię, że o ludzi się nie zakłada? Nawet jeśli ich nie znosisz. A tajemnice zawsze wychodzą na jaw? Wiedz, że gdybym był na miejscu tego zielonego idioty rzucił bym cie w diabły i jeszcze nakopał w tę twoją kościstą dupę na pożegnanie. Z nieznanych mi powodów jednak tego nie zrobił, pewnie dlatego że miłość jest ślepa, nawet taka pomiędzy dwoma facetami.
Nikt nigdy nie powiedział ci, że jesteś cipą? Jak nie to ja ci to właśnie mówię a raczej piszę bo na moje szczęście nigdy się nie spotkamy.
Jesteś idiotą, jeśli już tworzycie ten porąbany związek, to znaczy, że pewnie jest coś na rzeczy. To nie ważne, że żaden z was nie powiedział tego nigdy głośno. W końcu nie jesteście ckliwymi pannami.
Nie wierzę, że to mówię ale po tym zielonym pacanie gołym okiem widać że cię... kurwa sam wiesz.
Rozumiem, że narobiłeś mnóstwo głupot i nawarzyłeś sobie piwa ale najwyższy czas je wypić i być w końcu prawdziwym mężczyzną.
Nie kłopocz się tym by wyjaśnić cokolwiek temu zielonemu kretynowi, zapewne ci nie uwierzy a kolejne "problemy" nie są wam potrzebne. Najzdrowiej będzie zachowywać się jak by to był tylko ciekawy sen...
A ty do cholery zrób coś ze swoim ciałem, jesteś słaby i stanowczo zbyt chudy, nie wiem co cię tak wykańcza ale niech przestanie.
To chyba tyle...
Ps. Twój telefon mnie strasznie wkurwiał więc "rozłożyłem" go na części i wrzuciłem pod kanapę.
Brak wyrazów szacunku
Mr. Prince
Blondyn zaśmiał się czytając już drugi raz list, popatrzył na Luffy'ego który tylko czekał aż coś powie.
- Myślisz, że jestem cipą?
- Słucham? - Luffy uniósł zdziwiony brwi.
- Pytam cię czy zachowuje się jak Cipa bo już druga osoba mnie tak nazywa... - Sanji podał mu list do przeczytania, musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo się zmienił i naprawdę zachowywał się idiotycznie. Patrzył jak przyjaciel czyta list z głupkowatym wyrazem twarzy.
- No wiesz...
- Wiem, chyba naprawdę jestem cipą...
***
Sanji zeskoczył z niewysokiego murku śmiejąc się od ucha do ucha. - Mówię ci to było dziecinnie proste, ona sama...
- Dobra już przestań się chwalić swoimi podbojami lowelasie... - Ace prychnął siadając na ławce, obserwował jak inni uczniowie rozchodzą się każdy w swoją stronę.
- Co ja mogę za to, że żadna nie potrafi się mi oprzeć... - Blondyn usiadł obok przyjaciela zakładając nogę na nogę.
- Jak zwykle pewny siebie...- Czarnowłosy sprzedał mu kuksańca w tył głowy.
- No ba, jestem wstanie zdobyć każde serce! - Sanji pokazał mu język wesoło chichocząc. - Nie martw się na ciebie też jakaś w końcu poleci.
- A wypchaj się sianem, pierdoło. - Zaczęli się tak chwilę przekomarzać puki ktoś z wielkim impetem w nich nie uderzył przewracając tak całą ławkę.
- Luffy, debilu! - Wrzasnął Ace wstając z podłogi.
- shi shi shi sorki...
- Imbecyl. - Sanji zaczął otrzepywać swój mundurek z kurzu klnąc pod nosem.
- Możemy razem z Usopp'em iść razem z wami?
Sanji i Ace popatrzyli krytycznie na najnowszego przyjaciela Luffy'ego który podrygiwał nerwowo jak by się bał, że zaraz ktoś mu nakopie do dupy.
- No nie wiem, nie jesteście zasmarkać by z nami się szlajać? - Mówił Ace stawiając ławkę na swoje miejsce ale jego młodszy braciszek już go nie słuchał wydzierając się na całe gardło i machając jak wariat.
- Zoro! Chodź z nami!
Sanji jęknął i kopnął przyjaciela w zadek tak, że ten poleciał jak długi na chodnik. Jednak było już za późno zielonowłosy bałwan już szedł w ich kierunku.
- Jezu za co... - Jęczał Luffy rozmasowując sobie obolały policzek.
- Za bycie kretynem. - Zmierzył się z groźnym spojrzeniem Zoro'a który stanął tuż przednim.
- Czego zakręcona brewko?
- Niczego, jak byś nie zauważył to nie ja cię wołałem zielonowłosy półgłówku... - Prychnął a następnie uchylił się przed nadlatującym ciosem. Zaczęli się bić nie zważając na przechodniów.
- Widzisz co narobiłeś Luffy? - Ace pomógł mu wstać z chodnika. - Dobrze wiesz, że oni nie mogą przebywać razem w jednym... - Chłopak przerwał i popatrzył jeszcze raz na przepychających się przyjaciół, uśmiechnął się perfidnie.
Nagle oboje wylądowali na ziemi z wielkimi guzami wyrastającymi im z głów.
- Matko kochana, dajcie sobie siana... - Rudowłosa dziewczyna złapała blondyna za ucho i wykręcają kucnęła obok niego. - Jeszcze raz będziesz podrywał moje koleżanki i łamał im serca Romeo to naprawdę mnie popamiętasz...
- Jesteś cudowna kiedy się złościsz o moja piękna bogini miłości... - W oczach blondyna pojawiły się różowe serduszka.
Dziewczyna przewróciła oczami i puściła jego ucho które zrobiło się bardzo czerwone.
Zoro łypał na nich groźnie mamrocząc coś pod nosem, Luffy z Ace'm ustalali już gdzie by mogli pójść tym razem.
- Chodźmy do centrum - Zaproponowała jedyna dziewczyna. - Blisko do jedzenia... - Popatrzyła zachęcająco na Luffy'ego. - A po sklepach będzie się kręcić mnóstwo dziewczyn... - Obejrzała się na Sanji'ego puszczając mu oczko.
- No to do centrum! - Zawołał Luffy i pociągnął za sobą Usopp'a i nadal wściekłego Zoro'a.
Dziewczyna pokręciła głową i poszła za nim.
Ace popatrzył na Sanji'ego z lekkim uśmiechem.
- Chodźmy blondasku...
Sanji zamrugał nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał, wszyscy rozeszli się po centrum handlowym, oni jednak zostali przy Fontanie na środku.
- Rzucam ci wyzwanie, sam powiedziałeś że jesteś w stanie zdobyć każde serce...
- Ty zdajesz sobie sprawę, że to jest facet i w dodatku ten zidiociały zielonowłosy kretyn który mnie nienawidzi, z wzajemnością zresztą...
- Czyli co, wymiękasz? - Ace uniósł brew i uśmiechnął się łobuzersko prowokując przyjaciela.
- Nigdy w życiu... - Sanji sam nie wierzył, że się w to pakuje.
- Świetnie, no to masz miesiąc by rozkochać w sobie Zoro i zdobyć jego pocałunek ale nie jakieś tam cmoknięcie tylko porządny namiętny...
- Dobra, zamknij się już! - Sanji zaczerwienił się i wyciągnął w jego stronę rękę. - Zakład stoi...
***
Z sypialni wypadł Zoro w samych gaciach i rozejrzał się nerwowo.
Od razu mu ulżyło kiedy zobaczył blondyna w salonie razem z Luffy'm. Gdy obudził się sam w łóżku wystraszył się, że jego ukochany uciekł, w końcu ostatnio strasznie dziwnie się zachowywał. Ta noc była cudowna, niby z początku się opierał, ale później...Mógł śmiało przyznać, że już dawno nie było im tak dobrze.
- Widzę, że posprzątaliście mieszkanie... - Po wczorajszym chaosie pozostały tylko zdjęte drzwiczki z uszkodzonej szafki i zniszczona ramka która znowu stała na komodzie.
- Co właściwie się stało? - Sanji schował list do koperty zabierając go najpierw dyskretnie Luffy'emu.
- Nie jestem pewien, ale chyba je zdemolowałeś... Nie pamiętasz? - Zoro podszedł do nich zaciekawiony białą kopertą i martwiąc się czy aby na pewno nie popełnił błędu gdy postanowił o nie zabieraniu kochanka do lekarza. - Twierdziłeś, że to głupie lustro zniknęło, a potem... - Zoro urwał widząc uśmiechniętą gębę Luffy'ego. - A ty zboczeńcu byłeś tu całą noc? Mogłeś przecież iść do domu...
- Daj spokój przecież was nie podglądałem i nie ja jestem zboczeńcem, tylko wy! - Zaśmiał się wesoło a jego brzuch głośno zaburczał dając o sobie znać. Luffy odwrócił się do przyjaciela by prosić o śniadanie ale Sanji już smacznie spał wtulony w fotel i z błogim uśmiechem na ustach.
Zoro podszedł i przykrył go kocem, zerknął na kopertę którą kucharz przytulał do piersi. Luffy przeciągnął się i wstał by zajrzeć pod kanapę w poszukiwaniu telefonu blondyna.
- Chyba źle zrobiłem, od razu powinienem zabrać go do lekarza...
- Myślę, że już jest wszystko dobrze... - Czarnowłosy wyciągnął kilka części telefonu i już domyślił się co miało znaczyć "rozłożyłem", patrzył na rozbity ekran telefonu. - Wiesz nie zabieraj go teraz nigdzie bo wygląda jak byś go pobił...- Znacząco popatrzył na za siniaczone ramiona blondyna.
- Może trochę przesadziłem...Wczoraj szarpał się jak głupi, myślałem, że oszalał...
- A później? - Luffy uśmiechnął się figlarnie.
- Uspokoił się - Zoro odwrócił wzrok na wspomnienie dzisiejszej namiętnej nocy. To wszystko było dziwne, już nie nadążał za zachowaniem swojego kochanka, nie podobało mu się to i wiedział że muszą w końcu poważnie porozmawiać.
- Zoro w porządku? - Czarnowłosy popatrzył na swojego przyjaciela równocześnie próbując złożyć telefon w jedną całość.
- Tak...
***
Zoro patrzył na pudełko ze śniadaniem znajdujące się przed jego oczami a później na osobę która je trzymała. Musiał przyznać że blondyn bardzo dziwnie się od kilku tygodni zachowywał. kłócili się dalej ale już nie był tak wrogo do niego nastawiony. Nie miał nic przeciwko jak włóczył się razem z nimi a nawet parę razy z nim normalnie porozmawiał.
Nie miał nic przeciwko takiej odmianie nie ukrywał przed sobą że blondyn fizycznie mu się strasznie podobał a jego zadziorny charakterek sprawiał że miał ochot się zapomnieć. Niestety nie był typem człowieka który lekką ręką przestaje nad sobą panować. Poza tym ten koleś wolał dziewczyny, obnosił się z tym przez cały czas ale ostatnio był jakiś inny. Tak naprawdę tylko jego przyjaciółka Kuina wiedziała o jego upodobaniach i raczej z nikim innym nie zamierzał się tym dzielić. Nie chciał być w związku albo się zakochać takie rzeczy po prostu nie były dla niego.
- Ej bierzesz czy nie? Nie mam zamiaru tak tu przed tobą sterczeć pół dnia...
- Biorę. - Zoro wyciągnął rękę i złapał pudełko tak, że ich palce stykały się przez chwilę, widział jak policzki kolegi czerwienią się delikatnie. Nie, to mu się chyba śni pomyślał i wyjął mu pudełko z rąk. Luffy siedział obok nich i już od jakiegoś czasu pałaszował swoje jedzenie nie zwracając na nich uwagi.
Sanji usiadł obok nich pod drzewem i sam zaczął jeść, myśląc gorączkowo nad swoim zachowaniem. Policzki piekły go teraz od wstydu, miał tylko tydzień by zakończyć ten głupi zakład a on sam zaczął dziwnie reagować na tego glona.
- Sanji, co robimy po szkole? - Luffy szturchnął go lekko w ramie.
- Musze pojechać do restauracji, stary piernik musi dać mi wolne jeśli chcemy urządzić imprezę...
- To pojedziemy z tobą! - Luffy odwrócił się do Zoro'a - To taki straszny facet, ale fajny bo uratował Sanji'ego i ...
- Zamknij się! - Blondyn zatkał mu usta swoją kulką ryżową czym zbudził zainteresowanie zielonowłosego. - Nie musisz wszystkim rozgadywać... - Wstał i popatrzył na nich z góry. - Spoko możecie zemną iść... - Odwrócił się napięcie i oddalił w stronę grupki chichoczących dziewczyn.
- Nie wiem co się tak wkurza przecież uratował mu życie...
- Życie? Jak to? - Zoro popatrzył na młodszego z zainteresowaniem.
- Jak byliśmy dzieciakami to Sanji zgubił się w lesie, szukali go przez dwa tygodnie...Cud, że nic go tam nie zeżarło... Tak przynajmniej twierdziły nasze opiekunki gdy Zeff go odnalazł i przyprowadził do sierocińca.
Zoro popatrzył na blondyna który teraz jak idiota skała wokół dziewczyn wyznając każdej po kolei miłość. Uśmiechnął się pod nosem, musiał przyznać, że ta zakręcona brewka zaskakiwała go coraz bardziej.
Zoro popatrzył na Luffy'ego z uniesionymi brwiami, nie wiedział co go bardziej dziwi. Dochodzące z kuchni wrzaski i dźwięki rzucanych przedmiotów czy to, że klientów w ogóle to nie dziwiło.
- Spoko oni tak zawsze, mówiłem że to straszny facet...
Dźwięki ustały a na sale wyszedł nie kto inny jak szef kuchni Zeff który skierował się prosto do ich stolika. Luffy przełknął głośno ślinę a Zoro zmierzył go spojrzeniem. Musiał przyznać, że facet wyglądał naprawdę groźnie.
- Ty mały co zawsze wszystko rozwalasz...
- Pana też miło widzieć... - Luffy uśmiechnął się.
- Co to za impreza? - Zeff zmierzył ich spojrzeniem i zawiesił wzrok na zielonych włosach. - I co to za idiota z kretyńską fryzurą?
- Tylko kilka osób, przyjeżdża mój starszy brat Sabo, będziemy bardzo grzeczni a to jest Zoro kolega z szkoły... -
Zeff patrzył na nich przez chwilę jak by się nad czymś zastanawiał.
- Ten blondas w cylindrze, no dobra ale macie nie rozwalić mieszkania szczyle i być cicho bo i tak o wszystkim się dowiem...
- Tak jest! - Luffy zasalutował i zrobił poważną minę.
- Ten gówniarz pewnie wyszedł tyłem więc też już spieprzajcie... - Odwrócił się i wrócił do kuchni zostawiając ich samych.
Poderwali się i wyszli na zewnątrz, Zoro miał nadzieje że już nigdy nie będzie musiał mieć styczności z tym wariatem.
Sanji siedział na ławeczce przed restauracją i palił papierosa pomachał im jak wyszli.
- Zgodził się! - Zawołał wesoło Luffy zatrzymując się przy swoim blond przyjacielu.
- Świetnie. - Sanji wstał unikając spojrzenia zielonowłosego. - To zrobimy dzisiaj zakupy i rano wszystko przygotuję... - Nagle poczuł jak czyjaś gorącą dłoń odgarnia mu grzywkę ukazując kilka plastrów na czole i skroni.
- Co to? - Zoro zagotował się w środku miał ogromną ochotę tam wrócić i skopać temu przeklętemu dziadydze dupsko.
- Plastry, nie widzisz idioto, nie zdążyłem się uchylić i oberwałem z patelni. - Dmuchnął w niego dymem z papierosów i przez chwile mierzyli się tak spojrzeniami.
Luffy zagwizdał i roześmiał się jak to miał w zwyczaju.
- Czuję napięcie seksualne...
Sanji zachłysnął się powietrzem a na jego policzki wkradły się zdradliwe rumieńce. Zoro obserwował to uważnie i w końcu zabrał dłoń z czoła blondyna.
- Coś ci się chyba pomieszało idioto... Ja spadam, nie mam zamiaru się włóczyć z wami po sklepach.
- Okej, no to nie zapomnij jutro na czwartą adres ci napisałem! - Luffy pomachał mu na pożegnanie.
***
Sanji czół cudowny zapach miętowej herbaty unoszący się w powietrzu, musiał przyznać że uwielbiał ten napój zawsze go uspokajał. Otworzył oczy i rozejrzał się spokojnie, zdejmując z siebie koc. Na stoliku przed nim leżał kubek z parującym płynem i jego telefon. Przeniósł wzrok na zielonego idiotę siedzącego na kanapie i drzemiącego z lekko uchylonymi ustami i zaślinionym ramieniem. Nie mógł spać długo ponieważ herbata była jeszcze ciepła. Blondyn wstał cicho i podszedł do ukochanego siadając na nim okrakiem co od razu go obudziło.
- Co robisz? - Zoro zamlaskał i popatrzył pytająco na swojego kochanka już od jakiegoś czasu nie okazywali sobie takich czułości.
- Dziękuje ci... - Sanji pocałował go czule w policzek i uśmiechnął figlarnie zachęcając do dalszych pieszczot.
Poczuł na swoich biodrach gorące ręce i pozwolił się przewrócić na miękko kanapę. Patrzył prosto w te ciemne oczy, w których można było dostrzec teraz pożądanie i nutkę niepewności. Wiedział, że muszą sobie dużo wyjaśnić, nie mogą tego dalej tak ciągnąć a przynajmniej nie w taki sposób. Odwzajemnił gorący pocałunek z głuchym jękiem. Było mu tak cudownie, naprawdę jest największym idiotą na świecie, że nie potrafił tego doceni i przez te lata zamiast się cieszyć swoim szczęściem zamartwiał się pierdołami.
- Chłopaki przecież macie sypialnie...
Sanji objął zielonowłosego za szyje by go powstrzymać od odsunięcia się.
- Luffy, idź do domu... - Sanji starał się być opanowany chociaż miał ochotę jęczeć z przyjemności.
- Nie chce tam siedzieć sam...
- Spadaj! - Zoro wykręcił się blondynowi i rzucił w natręta poduszką.
- Zadzwonię do ciebie później! - Zawołał Sanji, tuż zanim drzwi zamknęły się z lekkim trzaskiem.
- To na czym skończyliśmy? - Zoro oblizał lubieżnie usta.
- Sam dobrze wiesz... - Sanji zaśmiał się, uznał że rozmowa może jeszcze trochę poczekać.
***
Sanji wyłożył na stół kolejne przekąski, zabawa trwała w najlepsze, popatrzył na zegar zawieszony na ścianie i westchnął cicho. Dochodziła osiemnasta a tego zielonkawego przygłupa jeszcze nie było. Wrócił do swojej kuchni i popatrzył na roześmianą twarz Ace'a, miał ogromną ochotę zdzielić go po twarzy.
- Jak ci idzie? Myślałem że wykorzystasz imprezę by go omotać?
- Ja też. - Oparł się o blat. - Luffy wczoraj palnął coś głupiego, chyba nie przyjdzie...
Ace uniósł brwi i popatrzył na młodszego brata który ciągle był uwieszony Sabo.
- Co zrobił?
- A nie ważne, muszę zajarać - Sanji wyciągnął paczkę papierosów z szuflady i podszedł do uchylonego okna. Zapalił i zaciągnął się dymem, popatrzył na ulice a to co tam zobaczył sprawiło że mimowolnie się uśmiechnął. - Rany co za tępak... - Mruknął do siebie i opuścił szybko mieszkanie. Przebiegł kilka pięter w dół dalej trzymając papierosa w ręce i zatrzymał się przed drzwiami do klatki schodowej. Odetchnął głęboko i namierzył swój cel, który trzymając małą kartkę w ręce rozglądał się po okolicy.
Wyszedł z klatki i opierając się nonszalancko o poręcz zagwizdał głośno by zwrócić na siebie uwagę.
Podziałało to doskonalę, parę sekund później zielonowłosy stał już przy nim.
- Zabłądziłeś? - Blondyn uśmiechnął się wrednie zaciągając się dymem papierosowym.
- Nie. - Warknął Zoro mierząc się z blondynem na spojrzenia.
- Jasne... - Sanji zaśmiał się. - Ciesz się, że zobaczyłam cie z okna głuptasie...
Zoro zamrugał kilka razy myśląc czy aby się nie przesłyszał.
- Głuptasie?
- Tak, chodźmy lepiej na górę już i tak się spóźniłeś... - Sanji uciekł do klatki schodowej, gdyby mógł, strzelił by sobie ze wstydu w łeb. Nie powinien zgadzać się na ten zakład z Ace'm na litość boską to był przecież facet. Musiał się z tego jak najszybciej wyplątać nim będzie za późno.
Nagle Zoro złapał go za ramie i pociągnął na półpiętro popychając lekko na ścianę.
- Co do cholery...
- To ja się pytam w co ty grasz? - Zoro stanął bardzo blisko niego przypierając blondyna do ściany.
- W nic nie gram... - Sanji popatrzył mu prosto w oczy i zagryzł wargę. A chrzanić etykę, najwyżej mnie zabije pomyślał i zarzucił koledze ręce na szyje. Uniósł się lekko na palcach i pocałował go w usta, zamykając przy tym oczy i czekając na odepchnięcie.
Zoro oniemiał, ten ero kucharzy na który odkąd go poznał uganiał się za spódniczkami teraz całował właśnie jego. Zdusił chęć odepchnięcia drugie mężczyzny i odwzajemnił pocałunek z cichym westchnieniem. Usta blondyna były wilgotne i miękkie a smakowały słodkimi ciastkami i papierosami. Objął go w pasie i przyciągnął bliżej pogłębiając zarazem pocałunek.
Sanji jęknął mu w usta gdy poczuł gorący jeżyk Zoro'a w sobie. Nie przypuszczał, że to będzie takie przyjemne, poczuł jak drugie ciało ociera się o niego i sam zapłonął w środku. Oderwał się od niego przerywając pocałunek i popatrzył w te migoczące ciemne oczy.
- Chcesz z tond iść?
- Jasne...
Sanji wszedł do mieszkania, było już bardzo późno więc miał szczera nadzieje, że goście się rozeszli nie miał najmniejszej ochoty się tłumaczyć dlaczego zniknął z imprezy odbywającej się w jego mieszkaniu. Już i tak wystarczająco huczało mu w głowie od nadmiaru wydarzeń.
Cały wieczór spędził razem z Zoro'em w pobliskim parku, całując się i dotykając. Jeszcze teraz czół na sobie jego dotyk, to było takie inne i musiał przyznać sam przed sobą, że jeszcze nigdy nie był tak podniecony jak dziś.
Westchnął i zamknął za sobą drzwi opierając na nich czoło a na jego policzki wpełzły zdradliwe rumieńce.
- Gdzieś ty był! - Luffy wyjrzał za rogu i patrzył na przyjaciela z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
- Co? A na spacerze... - Sanji odwrócił się napięcie i poszedł do niego zerkając do salonu.
- W czasie imprezy? - Czarnowłosy zrobił głupkowatą minę.
Sanji minął go bez słowa i usiadł obok Ace'a i Sabo na kanapie.
- Opowiadaj stary jak się tam miałeś? - Sanji usiadł wygodnie i słuchał opowieści przyjaciela. Jednak przez cały czas czół na sobie łobuzerskie spojrzenie Ace'a.
***
- Cześć, skarbie! - Rudowłosa dziewczyna objęła go mocno. - Luffy dzwonił do mnie już wszystko wiem.
Sanji poczekał aż go wyściska i odsunął jej krzesło by usiadła przy stoliku.
- On też za chwile powinien przyjść... - Kelner przyniósł dziewczynie mrożoną herbatę.
- Już zamówiłeś - Spróbowała płynu i uśmiechnęła się - Moja ulubiona...Ale mniejsza z tym, Luffy mi mówił że wywaliliście go z mieszkania bo byliście zbyt zajęci sobą.
- Ty jak zawsze walisz prosto z mostu...
- Za to mnie wszyscy kochacie, to co między wami już dobrze?
- Wiesz, jeszcze nie zdążyliśmy pogadać... - Sanji podrapał się zakłopotany po włosach co wywołało tylko uśmiech na ustach dziewczyny.
- Zboczeńce - Zaśmiała się żartobliwie i napiła herbaty.
- Hej... - Luffy przysiadł się do nich, nie emanował szczęściem jak miał to w zwyczaju.
- Po twojej minie widać, że Law jeszcze nie wrócił... - Nami westchnęła i popatrzyła na obu. - Na pewno wróci, musisz trochę wyluzować...A ty słodki blondasku, co było tak ważne, że nas tu ściągnąłeś?
- Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, sami rozumiecie trochę mnie nie było a poza tym gdy przeglądałem telefon znalazłem dziwną wiadomość, bodajże sprzed trzech dni... - Podał ów przyrząd dziewczynie która przeczytała wiadomość na głos.
" Miałeś rację, wróć do restauracji"
Zeff.
- O kurde! - Luffy krzyknął akurat w tedy kiedy kelner przyniósł mu wielkie ciasto czekoladowe.
- To nie do pana... - Zaczął szybko Sanji gdy zobaczył niepewną minę kelnera - Dziękujemy bardzo...
Kelner oddalił się profesjonalnie zostawiając ich samych, blondyn spojrzał na przyjaciela lekko się denerwując.
Chłopak opowiedział im ze szczegółami co się stało w restauracji Zeff'a.
- Ja nie mogę... - Nami popijała zaciekawiona swoją mrożoną herbatkę.
- Nie obraź się Sanji ale to było niesamowite...Cały czas się upierał że nie są przyjaciółmi, że się nawet nie lubią. Strasznie przeżywał jak twój zielony zboczeniec próbował się do niego dobierać. A tam u Zeff'a był wściekły i bronił go tak jak ty...
- Tego nigdy nie robiłem... - Sanji dokończył za niego, nastała niezręczna cisza, przerywana gwarem dochodzącym z ulicy.
- I co teraz? - Zapytała niepewnie dziewczyna.
- Dobrze się stało, już dawno powinienem to zrobić...Jeszcze jakieś rewelacje? - Sanji odetchnął głęboko myśląc jak teraz powinien wszystko rozegrać.
- Paliłeś jak smok i gapiłeś się mi na cycki - Zaśmiała się Nami by trochę rozluźnić atmosferę.
Luffy trochę się rozchmurzył opowiadając ze szczegółami, co się działo pod jego nieobecność pomijając wszystko to co przekazał mu już wczorajszego dnia.
- A ty jak się tam miałeś? - Dziewczyna przeciągnęła się.
- Tam było tak magicznie, spodobało by ci się Luffy...
- Tak wiem, Sanji mi wszystko poopowiadał naprawdę byłem gumowy?
- No ba... A ich statek potrafił wzbić się w powietrze...
Rozmawiali tak jakiś czas, śmiejąc się wesoło. Sanji cieszył się że udało mu się wrócić i znów może tak beztrosko cieszyć się razem z przyjaciółmi.
- Dzięki wam, że znaleźliście dla mnie trochę czasu... - Młody kucharz uśmiechnął się - Ale będę musiał lecieć, mam mnóstwo rzeczy do załatwienia...
- Dla ciebie zawsze skarbie...Mam jeszcze trochę czasu, Luffy pójdziesz zemną na zakupy. - Rudowłosa dziewczyna wstała i uściskała blondyna.
Luffy nie protestował, Sanji pomyślał, że to dobry pomysł i że przyjaciel nie chce być sam.
- Śmiało wracaj dziś do nas, zrobię ci na kolację coś co lubisz...
- Dobra tylko się nie gzijcie znowu na kanapie - Zaśmiał się a ślinka mu pociekła już na samą myśl o kolacji.
- Nie obiecuje... - Pożegnał się z nimi jeszcze raz i wyszedł z kawiarni.
Sanji odetchnął by nieco się uspokoić, teraz żałował że nie zabrał ze sobą paczki papierosów które znalazł w mieszkaniu. Popatrzył na restaurację, należącą do tego starego pryka, minął główne wejście obszedł restaurację i wszedł do środka tylnymi drzwiami. Nie widział go nigdzie na kuchni więc od razu udał się do małego gabineciku w którym prawdopodobnie siedział Zeff. Nie wzruszony obserwującymi go oczami chwycił za klamkę i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi z lekkim trzaskiem.
- Chciałeś pogadać? - Stał pewnie patrząc na mężczyznę siedzącego za biurkiem w gotowości na unik przed nadlatującymi w jego stronę przedmiotami.
- Siadaj dzieciaku...
- Dzięki, postoję mów co chciałeś... - Sanji przełknął ślinę, wiedział że musi być silny, dla nich.
- Gówniarz - Zeff zaczął się denerwować.
- Sam sobie takiego gówniarza przygarnąłeś, stary pierdzielu...
- I powinieneś być wdzięczny! - Zeff uderzył pięścią w stół, Sanji patrzył na niego z góry.
- I jestem... - Powiedział siląc się na spokój. - Ale nie przestanę kogoś kochać bo tobie się to nie podoba... Jest dobry, nawet za dobry dla mnie i co najważniejsze kocham go, czy fakt że jest facetem naprawdę ci tak przeszkadza?
- Nie zrozumiesz tego szczeniaku... - Zeff nie patrzył na niego tylko nerwowo stukał palcami w blat biurka. Sanji obserwował go, wydał mu się taki bezradny i stary jak by myślał nad jego słowami. W sumie pierwszy raz wyznał mu, że kocha Zoro'a był szczęśliwy że przyszło mu to z taką łatwością.
Nagle go olśniło, nie licząc kucharzy był jego jedyną rodziną, nie nienawidził Zoro'a od tak sobie ledwie co go znał, przez jego podejście widzieli się może z dwa razy na samym początku gdy odważył mu się przyznać do związku z facetem.
- Powiedz, o co tak naprawdę chodzi?
- W poniedziałek przyjdziesz do roboty szczylu?
- Stary pierdziel... - Żyłka na jego skroni zaczęła nerwowo pulsować. - Przyjdę jeśli powiesz o co chodzi...
- O...wnuki...
Sanji'ego zatkało, mógł się domyślić już dawno ale puki tego nie usłyszał na własne uszy nie wierzył w taki błahy powód. Usiadł i roześmiał się.
- Nie uważasz, że jestem za młody na dzieciaka?
- Jasne, że jesteś szczylu... Ale sam wiesz...
- Nie, nie wiem - W tym momencie miał ochotę zapalić jeszcze bardziej. - Sam mnie przygarnąłeś, możemy zrobić to samo...Kiedyś tam...
- Ale czy ten twój... Facet będzie chciał?! - Sanji widział grymas na jego twarzy i zdusił w sobie śmiech.
- Zapytam w twoim imieniu... Dziadku - Parsknął śmiechem i uchylił przed nadlatującym zeszytem.
***
Zoro dostał z bambusowego miecza prosto miedzy oczy, zachwiał się lekko i upadł na deski.
Dziewczyna stanęła nad nim i oparła dłonie na biodrach, pusząc się z kolejnej wygranej.
Młody kucharz chował właśnie resztki jedzenia do lodówki, Luffy już smacznie spał na rozłożonej kanapie a Sabo poszedł się odświeżyć do łazienki. Wszystko było by cudownie gdyby nie Ace i jego głupkowaty uśmieszek.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ten blondasek z twojej klasy, ten z którym strasznie się kłóciłeś i tyle na niego narzekałeś...
- Czyli mieszkasz tu sam? - Zoro próbował się skupić ale siedzący na nim blondyn utrudniał.
Zoro przełknął ślinę, patrzył w tą uśmiechniętą gębę swojego kochanka i nie potrafił odgadnąć co tak naprawdę myśli. Ostatni czas był ciężki, przestało im się układać nawet ich przyjacielskie przepychanki zamieniły się w prawdziwe kłótnie. Nie potrafili się dogadać a on naprawdę myślał, że to już koniec i że ich związek się wypalił, jeszcze ten pieprzony zakład i to że w dalszym ciągu nie powiedział mu o nowej pracy. Musiał przyznać, że był wściekły, kiedy cała sprawa wyszła na jaw, dolała tylko oliwy do ognia.
- I jak się wam układa? - Nami popatrzyła na przyjaciela bawiąc się małą parasolką z mrożonej herbaty.
Sanji patrzył na wesołą gromadkę w jego salonie, już dawno nie widzieli się wszyscy razem, nawet Sabo przyjechał w odwiedziny ku uciesze Luffy'ego i Ace'a.
- Pytam się, co miałeś na myśli mówiąc, że jesteśmy razem przez zakład? - Zoro piorunował podpitego już Ace'a wzrokiem, w pokoju nastała wyczekująca cisza a prawie wszystkie oczy były skierowane na tę dwójkę. Tylko Sabo patrzył na coraz bardziej blednącego blondyna.
Sanji'emu trzęsły się ręce, wpatrywał się w punk gdzie jeszcze przed chwilą siedział jego ukochany i nie potrafił się ruszyć.
- Czyj to był pomysł!? - Rozwścieczona Kuina podeszła do Ace'a i szarpnęła go za koszulkę wytrącając mu piwo z ręki.
- Opanuj się kobieto! No mój ale... - Czarnowłosy próbował zrozumieć co się właściwie stało. - Czyli co? Jeszcze mu nie powiedział?
- Matko a ja myślałam, że tylko Luffy jest tępakiem - Jęknęła Nami łapiąc się za głowę i również zaczęła opieprzać piegowatego.
Luffy wyszedł po cichu z mieszkania i zbiegł po schodach na dół, wyszedł z klatki i usiadł koło przyjaciela szturchając go w ramie.
- Sanji, gdzie Zoro?
Odpowiedziała mu głucha cisza, szturchnął przyjaciela mocniej i powtórzył pytanie.
- Nie złapałem go... - Odpowiedział zachrypniętym głosem i uniósł nieco głowę.
- Spoko, przemyśli wszystko i wróci... - Luffy poklepał go pocieszycielko po ramieniu.
- Luffy, on kogoś ma... - Sanji jęknął a łzy cisnęły mu się do oczu.
- Zoro? Przestań opowiadać głupoty, przecież cię kocha. - Czarnowłosy popatrzył w zachmurzone niebo, wiedział dobrze co zielonowłosy czuje do Sanji'ego tak samo dobrze jak to, że Zoro nie jest facetem który zdradza.
- Jakoś nigdy tego nie powiedział...
Zoro patrzył na plecy blondyna, który siedział na kanapie pochylony nad książkami. Po felernej imprezie, oczywiście wrócił do mieszkania ale nie chciał rozmawiać ze swoim partnerem. Czół się jak by to wszystko co do tej pory przeżyli było jakimś wielkim kłamstwem czy porąbaną grą prowadzoną przez kucharza.
Musiał wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Wychodzę - Mruknął sucho i zabierając swoje katany wyszedł z mieszkania.
Sanji popatrzył za nim i westchnął smętnie, cisza panująca miedzy nimi stawała się nie do zniesienia. Pomyślał, że chyba musiał by zdrowo przy grzmocić w głowę by Zoro chodź na chwilę zapomniał o tym wszystkim i chciał z nim porozmawiać albo wspólnie skorzystać z ich łóżka. Podniósł wibrujący telefon i odebrał, słuchając uważnie rozmówczyni.
- Do Muzeum? Oczywiście, że z tobą pójdę o słodka Vivi-chan...
***
Zoro czół przyjemne ciepło i że czyjaś dłoń gładzi go po włosach, po wczorajszych rewelacjach chciał wszystko przemyśleć i zapewne usnął na kanapie w salonie. Uchylił lekko powieki i zobaczył Sanji'ego który z zamkniętymi oczami głaskał go po głowie. Było to bardzo przyjemne, myślał że po wczorajszej kłótni kucharz przestanie się do niego odzywać albo na prawdę w końcu go zostawi, najwidoczniej kolejny raz się pomylił. Nigdy nie myślał o tym w taki sposób, bardzo go kochał ale po prostu nie potrafił się otworzyć w stu procentach. Myśl, że blondyn zwrócił na niego uwagę tak naglę nigdy go nie opuszczała a gdy poznał już prawdę nie był zadowolony. Do tego dochodziła zazdrość, teraz rozumiał dlaczego blondyn prosił by nie przyjmował tej pracy.
- Przepraszam... - Szepnął i poczuł jak blondyn drgnął.
- Nie ma sprawy. Chcesz kawę?
- Sanji... Kocham cię - Zoro patrzył na pochylonego nad nim blondyna z jego ud miał doskonały widok na te niebieskie oczy.
- Wiem głuptasie. - Kucharz przysunął się jeszcze bardziej i pocałował go lekko w usta, jego serce przyjemnie zadrgało na te słowa.
- Więc chcesz być zemną dalej? - Odezwał się zaraz po zakończeniu pocałunku. - Chociaż jestem takim kretynem?
- No wiesz... - Blondyn zaśmiał się wesoło. - Kocha się pomimo wszystko...
Koniec:)
Dziękuje wam za dotarcie do końca epilogu, matko mam wrażenie, że pisałam ten rozdział wiecznie, przepraszam za to.
Mam szczerą nadzieje, że spodoba się wam ta historia i że co nieco się powyjaśniało. Za wszelkie nieścisłości was przepraszam i Fanów Ace'a też, że zrobiłam z niego takiego bufona...
Jeśli chcecie bym coś jeszcze kiedyś napisała o tej dwóje proszę śmiało pisać w komentarzach to samo tyczy się Law'a i Luffy'ego jeśli bylibyście ciekawi ich historii.
Tak więc kończę rozdział "Po drugiej stronie lustra" i zapowiadam że już niedługo pojawi się kolejna część mojego opowiadania:)
- Dziś to było dziecinnie proste, tak jak zabranie dziecku lizaka... - Zaśmiała się cicho. - Powiesz mi co cię tak rozkojarzyło Zoro?
- Kuina... - Mężczyzna rozejrzał się po pustej sali treningowej by po chwili pozbierać się z twardych desek. Unikał badawczego spojrzenia swojej przyjaciółki, nie był pewny czy powinien dzielić się z kimś tak intymnymi rzeczami.
- Jesteś jakiś podejrzany, zakochałeś się czy jak? - Zaśmiała się z kpiną ale widząc minę przyjaciela od razu przestała. - O jasna cholera! - Złapała go za ramie i pociągnęła w stronę ławek. - Teraz to już musisz mi wszystko opowiedzieć...
Młody kucharz chował właśnie resztki jedzenia do lodówki, Luffy już smacznie spał na rozłożonej kanapie a Sabo poszedł się odświeżyć do łazienki. Wszystko było by cudownie gdyby nie Ace i jego głupkowaty uśmieszek.
- Co się tak głupkowato cieszysz?
- Czekam aż zaczniesz się chwalić...
- Niby czym? - Blondyn popatrzył na niego badawczo, miał bardzo złe przeczucia.
- No wygranym zakładem! - Ace wyciągnął z kieszeni telefon i pomachał mu wyświetlonym zdjęciem przed oczami.
Sanji'ego zatkało, gdy wpatrywał się w zdjęcie zrobione zaledwie kilka godzin temu, kiedy to na klatce schodowej namiętnie całował się z Zoro.
- Weź to skasuj! - Sanji próbował zabrać mu telefon.
- O co ci chodzi przecież wygrałeś... - Czarnowłosy chłopak cofnął się i popatrzył na niego badawczo. - Zrobiło ci się go żal?
- Wsadź sobie tą wygraną w dupę! I kasuj to zdjęcie popaprańcu! - Trzasnął drzwiami od lodówki by podkreślić swoje słowa. Patrzył na przyjaciela ogarnięty furią. To co zrobił było okropne, na odkręcenie zakładu było już za późno ale wiedział, że Zoro nigdy nie może się dowiedzieć.
Ace uniósł brew i uśmiechnął się krzywo.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie popaprańcem to wyśle to zdjęcie do wszystkich znajomych... - Czarnowłosy zamachał telefonem na znak, że nie żartuje i zdziwił się ogromnie kiedy ktoś wyciągnął mu go z ręki.
- Sabo... - Sanji lekko blady patrzył jak trzeci chłopak w samym ręczniku patrzy na zdjęcie.
- Zawsze wiedziałem że twoje podejście do dziewczyn jest jakieś przesadne... - Blondyn zaśmiał się i skasował zdjęcie ku uldze kucharza. - To wyjaśnicie mi co tym razem zmalowaliście?
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ten blondasek z twojej klasy, ten z którym strasznie się kłóciłeś i tyle na niego narzekałeś...
- Wiem jak to wszystko brzmi, sam jestem w szoku ale coś się zmieniło jakiś czas temu...
- Nie wyolbrzymiasz sytuacji? Zawsze obracał się wśród dziewczyn.
- Dziewczyno, co mam wyolbrzymiać? To on pocałował mnie... - Zoro westchnął, wydarzenia z wczorajszego wieczora miał jeszcze bardzo wyraźnie przed oczami.
- Czyli co teraz jesteście parą? - Dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie i poklepała przyjaciela po zielonych włosach.
- Eeee...Nie mam pojęcia...
- Czyli mieszkasz tu sam? - Zoro próbował się skupić ale siedzący na nim blondyn utrudniał.
- Prawie, Luffy bardzo często tu przesiaduje... - Sanji siedział na Zoro'u okrakiem i bawił się jego kolczykami.
- A przyjdzie dzisiaj? - Wsunął mu dłonie pod koszulę i zaczął błądzić palcami po plecach.
- Nie, dziś nie... - Westchnął cicho, czując jak w zastraszającym tempie narasta w nim podniecenie. Zagryzł wargę by nie jęknąć jak zielonowłosy przejechał gorącym i wilgotnym językiem po jego szyi.
Zoro uśmiechnął się pod nosem, bardzo mu się podobało jak blondyn reagował na jego dotyk, minęły już dwa tygodnie od ich pierwszego pocałunku a oni jeszcze nie posunęli się dalej.
Zrzucił z siebie zaskoczonego blondyna i przygwoździł do kanapy.
- Co robisz? - Popatrzył na niego niepewnie rumieniąc się lekko. Dalej nie mógł uwierzyć, że to prawda, jego serce biło jak szalone próbując wyskoczyć z klatki piersiowej a w spodniach robiło mu się coraz ciaśniej.
- Czyli teraz będziesz tylko mój na własność?
Sanji'emu zawirowało w głowie a uszy go paliły ze wstydu i podniecenia. Nie rozumiał jak mogło do tego dojść. Jak ktoś kogo jeszcze parę tygodni wcześniej ledwie trawił, stał mu się tak bliski. To było nienormalne i szalone ale chciał tego tak bardzo jak nic przedtem.
- Tak... - Szepnął i zatracił się w pocałunku.
***
Blond włosy chłopak otworzył drzwi do mieszkania trzymając w rękach kilka siatek z zakupami. Od razu usłyszał dźwięk włączonego telewizora. Wszedł głębiej do domu zatrzaskując nogą drzwi.
- Już jestem, wybaczcie że tak późno miałem mnóstwo spraw do załatwienia. - Przeszedł przez salon i wszedł prosto do kuchni odstawiając siaty na blat. Chłopaki oglądali sobie telewizor a razem z nimi siedziała Kuina. Dziewczyna wstała i podeszła do niego by się przywitać.
- Witaj piękna, co tam u ciebie?
- Nic nowego... Faceci to gnidy, bez urazy chłopcy.
- Spoko. - Zaśmiał się Luffy, popijając coś z kubka.
Zoro wstał i podszedł do lodówki wyciągając z niej piwa, jedno podał przyjaciółce a drugie zostawił dla siebie. Zmierzył spojrzeniem blondyna który zaczął szykować kolację.
- Gdzie byłeś tak długo?
- U starego i na uczelni... - Mimowolnie zaczął się uśmiechać na wspomnienie rozmowy z Zeff'em.
- I co wyjaśnił o co mu chodziło? - Luffy oderwał wzrok od telewizora i włączył się do rozmowy.
Dziewczyna pomagała Sanji'emu w szykowaniu kolacji, robiąc drobne czynności typu umycie warzyw. Każdy kto znał blondyna dobrze wiedział, że nie lubi on gdy ktoś przeszkadzał mu wy gotowaniu.
Sanji kiwnął twierdząco głową, starając się powstrzymać śmiech.
Zoro zmarszczył brwi, nie rozumiał co go tak strasznie bawiło.
- Czego chciał? I co cię tak cieszy? - Zoro nie czekając na odpowiedź napił się piwa prosto z butelki.
- Był ciekawy czy będziemy mieli kiedyś dzieciaka... - Powiedział ze śmiechem na ustach.
Zoro zakrztusił się napojem a pozostałej dwójce opadła szczeka, kucharz śmiał się nie przerywając swoich czynności.
Luffy poklepał przyjaciela po plecach, by ten się nie udusił i również zaśmiał się.
- Ale jak to?
- Stary mnie nie pytaj, sam co dopiero trawię tą informację nie mogę uwierzyć, że ten stary pierdziel był taki okropny przez coś takiego... - Blondyn pokręcił głową i zaczął przyprawiać danie.
- A zamierzacie mieć kiedyś dzieci? - Dziewczyna patrzyła na nich zaciekawiona. Sanji zamrugał i popatrzył na głupkowaty wyraz twarzy swojego ukochanego glona.
- Wiecie co... Lepiej zmieńmy temat bo Zoro zaraz dostanie zawału... - Zaśmiał się, jego ukochanego całkowicie zatkało. Nigdy nawet nie rozmawiali o dzieciach czy nawet o dalekiej przyszłości. Oboje unikali tego tematu, zapewne bojąc się, że takowej nigdy wspólnej nie będą mieli.
Zoro przełknął ślinę, patrzył w tą uśmiechniętą gębę swojego kochanka i nie potrafił odgadnąć co tak naprawdę myśli. Ostatni czas był ciężki, przestało im się układać nawet ich przyjacielskie przepychanki zamieniły się w prawdziwe kłótnie. Nie potrafili się dogadać a on naprawdę myślał, że to już koniec i że ich związek się wypalił, jeszcze ten pieprzony zakład i to że w dalszym ciągu nie powiedział mu o nowej pracy. Musiał przyznać, że był wściekły, kiedy cała sprawa wyszła na jaw, dolała tylko oliwy do ognia.
Nigdy nie rozumiał co taki heteryk w nim zobaczył, naglę zwrócił na niego uwagę a on tak głupio się zakochał. Był z nim te kilka lat, na początku kiedy jeszcze ukrywali ich związek było im naprawdę cudownie. Pierwsze problemy pojawiły się kiedy postanowili się ujawnić, w tedy do niego dotarło że jego ukochany najprawdopodobniej wstydził się tego, że jest z drugim mężczyzną.
A teraz stali w kuchni razem z przyjaciółmi i rozmawiali o dzieciach, kiedy jeszcze parę dni temu dziwnie się zachowywał i wręcz brzydził się do niego zbliżyć.
- Zoro? - Dziewczyna pomachała mu ręką przed twarzą.
- Co? - Zaschło mu w gardle więc się napił.
- Kretynie, wypowiesz się jakoś na ten temat?
- Niby na jaki? - Otrząsnął się i popatrzył na partnera który już się nie śmiał tylko obserwował go uważnie z zatroskaną miną. Jego serce drgnęło, coś w zachowaniu Sanji'ego się zmieniło i była to miła odmiana.
- Może już sobie pójdziecie?
Sanji zamrugał intensywnie a na jego policzki wkradły się zdradliwe rumieńce. Jego serce biło bardzo szybko mierząc się z tym intensywnym spojrzeniem ciemnych oczu.- Idioto, właśnie zrobiłem kolację!
Luffy przewrócił oczami a Kuina zachichotała co sprawiło, że blondyn zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Zboczeńce! - Zawołał Luffy i wrócił do oglądania filmu, reszta skomentowała jego zachowanie śmiechem.
***
Blond włosy kucharz zmierzył swojego kochanka krytycznym spojrzeniem.
- Nie rozumiem dlaczego chcesz rzucić szkołę... - Położył kolorowa sałatkę na stole i wyciągnął z kieszeni papierosy.
- Bo nie widzę w tym sensu i tak się dziwie że udało mi się skończyć trzecia klasę... i mógłbyś nie palić w mieszkaniu? Nie dość że potem wszystko śmierdzi to jeszcze nie da się oddychać...
- Moje mieszkanie, mogę sobie robić w nim to co żywnie mi się podoba... - Sanji jak na złość odpalił papierosa i zaciągnął się dymem.
- Mam już załatwione praktyki, jeśli wszytko pójdzie dobrze za jakiś czas będę miał już normalną prace... - Zoro skrzywił się, nienawidził kiedy blondyn stwierdzał że to jego terytorium a on nie jest na nim mile widziany.
- Nie uważam, żeby to był dobry pomysł ale jeśli tego chcesz... - Sanji podrapał się po głowie. - To twoja sprawa...A teraz jedź
Zoro westchnął i usiadł na kanapie patrząc jak jego ukochany idzie do okna, nienawidził kiedy robił się taki obojętny na wszystko.
Blondyn stanął przy oknie i kolejny raz zaciągnął się dymem papierosowym. Popatrzył w dół na ulicę i przypomniał sobie dzień w który to wszystko się zaczęło. Jak ten zielony idiota nie potrafił trafić do jego mieszkania a on w akcie łaski postanowił go poratować. Minął już cały rok szkolny i kończyły się wakacje a jemu zdawało się jak by to było zaledwie wczoraj.
- Będziesz jadł? - Zoro obserwował go z kanapy, był ciekawy nad czym teraz blondyn się zastanawia i czy po kolacji czeka go kłótnia i samotnie spędzona noc w domu Kuiny.
- Zamieszkaj zemną... - Sanji zgasił niedopałek w popielniczce stojącej na parapecie i popatrzył na swój obiekt westchnień. - Ja będę albo w szkole albo w restauracji staruszka jeśli zamierzasz zrezygnować ze szkoły i iść do pracy nie będziemy mieli się kiedy spotykać... - Serce mu drżało gdy patrzył na tępą minę swojego chłopaka który pewnie trawił jego słowa. - Wiec wprowadź się tutaj... - Stał przy oknie i czekał na jakąkolwiek reakcje swojego partnera a cisza która zapadła powoli stawała się nie do wytrzymania.
Zoro w końcu wstał i szybkim krokiem podszedł do partnera, jednym płynnym ruchem zarzucił go sobie na ramie.
- Co ty robisz kretynie!? Ja pytałem poważnie! - Sanji zaczął wymachiwać nogami w powietrzu i tłuc partnera pięściami po plecach jednak ten niewzruszony ruszył do sypialni blondyna i kopniakiem otworzył drzwi. Wszedł do środka i z łatwością rzucił rozwścieczonego ukochanego na miękkie łóżko.
- Teraz to będzie Nasze Łóżko...
- Sanji zaczekaj! Powinniśmy jechać na pogotowie! - Zoro wpadł do ich mieszkania zaraz za blondynem.
Młody kucharz minął zaskoczonego Luffy'ego i dopadł lodówki z której wyciągnął mrożonkę owijając ją w cienką szmatkę przyłożył do obolałego i zakrwawionego oka.
- Matko co się stało? Napadli was? - Czarnowłosy zeskoczył z kanapy i podbiegł do przyjaciela.
Sanji nie odpowiedział tylko tępo wpatrywał się w podłogę. Nigdy nie widział Zeff'a tak wściekłego a to co wygadywał było okropne i takie prawdziwe. Przymknął zdrowe oko bo robiło mu się słabo i niedobrze równocześnie.
- To ten porąbany dziadyga! Powiedzieliśmy mu o wszystkim a on się wściekł i nie dość, że nas powymyślał to... - Zoro urwał widząc jak Sanji robi się coraz bledszy. Był wściekły, że jego partner ani raz nie bronił ich związku kiedy jego przybrany ojciec obrażał ich na różne sposoby, tylko stał i cierpliwie słuchał tej tyrady.
- Luffy zabierz mnie na pogotowie... - Odezwał się słabo przerywając cisze. Miał ogromną ochotę zapalić ale w domu nie było ani jednego papierosa od kiedy ugiął się pod namowami partnera i postanowił w końcu rzucić.
- Ja cię zabiorę. - Zoro podszedł do nich i wyciągnął w stronę ukochanego dłoń która została odtrącona.
- Nie chcę! - Sanji popatrzył w końcu na zielonowłosego, był wściekły czuł się tak jakby ten głupkowaty idiota powoli mu wszystko odbierał. Złapał Luffy'ego za rękę i mijając zaskoczonego Zoro'a wyszli z mieszkania.
- I jak się wam układa? - Nami popatrzyła na przyjaciela bawiąc się małą parasolką z mrożonej herbaty.
- Różnie... - Sanji napił się kawy i popatrzył na swoją piękną przyjaciółkę.
- Tak to wiele mi powie... - Prychnęła rozgniewana.
- Moja kochana... - Jęknął nie miał najmniejszej ochoty teraz o tym myśleć już wystarczy, że w domu ciągle się kłócili.
- Sanji martwimy się, myślisz że nie widać jak ostatnio schudłeś? Nie powinieneś dusić wszystkie w sobie to niezdrowe... - Dziewczyna patrzyła na niego współczująco.
- Nie układa się nam... - Sanji westchnął zrezygnowany. - Ciągle się kłócimy, o wszystko a jeszcze do tego odkąd Luffy się przeprowadził do tego swojego lekarza ciągle mi insynuuje że my też powinniśmy się wyprowadzić z tego mieszkania...
- Nie chcesz?
- Oczywiście że nie, jest moje a on już i tak zabrał mi zbyt wiele... Poza tym już niedługo zaczynam pierwszy rok studiów nie w głowie mi jakieś przeprowadzki, tylko dlatego, że zielonemu idiocie nie podoba się to, że dostałem mieszkanie od Zeff'a.
- Wiesz, oboje jesteście bardzo uparci... - Westchnęła dziewczyna i napiła się słodkiego płynu. - Ale kochasz go jeszcze?
Na policzki Sanji'ego wpełzły rumieńce a on wbił wzrok w swoją filiżankę.
- Przecież wiesz... - Odpowiedział cicho a w zamian dostał tylko rozbawiony śmiech dziewczyny.
***
Sanji opadł na kanapę, przymykając oczy, minęło już kilka dni a jemu tak naprawdę jeszcze nie udało się porozmawiać z Zoro'em. Miał mnóstwo spraw do załatwienia, nie obecność na uczelni nie była wskazana na pierwszym roku, przez te całe zamieszanie z Zwierciadłem narobił sobie niezłych zaległości. Popatrzył na zegar wiszący na ścianie i westchnął, dochodziła 21 a Zoro'a jeszcze nie było co znaczyło, że albo trening z Kuina'om się przeciągnął albo siedzi razem z Tym gościem.
Przeciągnął się leniwie, Luffy'ego również nigdzie nie było więc może jednak wrócił dziś na noc do swojego domu. Żal mu było zostawiać go samego, Law ciągle nie wracał a jego przyjaciel chodził jak struty. Wiedział, że Luffy nienawidzi bezsilności i był przekonany, że gdyby tylko wiedział gdzie jego ukochany się znajduje pojechał by zanim nie bacząc na nic.
Wstał i zaczął szykować lekką kolację, musiał w końcu porozmawiać z Zoro'em i zamknąć ten nieudany rozdział za nimi, jeśli tego nie zrobią nigdy nie pójdą naprzód a ich związek się rozpadnie.
***
Sanji siedział w salonie skupiając się nad tekstem w książce i równocześnie słuchając swojego partnera.
- Chyba przyjmę tę pracę, jest lepiej płatna, będę robił to co lubię i może w końcu będziemy mogli się przeprowadzić...
Blondyn uniósł wzrok i popatrzył zrezygnowany na kochanka.
- Ty znowu o przeprowadzce, mówiłem ci że nie mam zamiaru się stąd na razie wyprowadzać...
- Wiadomo... - Zoro skrzywił się - Nie rozumiem jak możesz ciągle pomagać temu staremu pierdzielowi w restauracji skoro...
- Po prostu mogę! - Sanji z trzaskiem zamknął podręcznik. - Czyli co? Chcesz przyjąć pracę tą co już któryś raz proponował ci ten koleś, jak mu tam było...
- Mihawk...
- No, właśnie... - Blondyn zmierzył swojego partnera wściekłym spojrzeniem. Widział tego mężczyznę parę razy jak kręcił się wokół jego zielonego idioty. Miał złe przeczucia co do tego człowieka a w dodatku czół zazdrość widząc jakim szacunkiem i podziwem darzy go Zoro.
- Nie chce byś przyjmował tę prace...
- Co, dlaczego? - Zoro zdziwił się, przecież to było nie logiczne ze strony blondyna. Myślał, że się ucieszy, gdy mu powie o nowej pracy, mało kiedy trafia się taka okazja by ktoś bez szkoły mógłby dobrze zarabiać.
- Bo nie chce! - Warknął i wstał - Mógłbyś chociaż tyle dla mnie zrobić... - Powiedział z wyrzutem zbierając książki ze stolika. - A teraz wybacz jutro mam sprawdzian i nie mam ochoty na kolejną kłótnie.
Zoro patrzył jak jego ukochany zamyka za sobą drzwi od sypialni, nie wiedział czy jest bardziej wściekły czy smutny. Przecież robił dla niego wszystko, nawet mieszkał w mieszkaniu jego "Ojca" który go nienawidził. Znosił jego humory i wieczne wonty o coś. Ale teraz zachowywał się absurdalnie.
Sanji szedł ulicą niosąc siatki pełne zakupów, był zmęczony po całym dniu spędzonym na uczelni ale miał bardzo dobry humor więc wziął sobie za punkt honoru by pogadać ze swoim zielonkawym idiotą i jakoś załagodzić sytuacje. Wiedział, że ostatnio był dla niego okropny a na samo wspomnienie o przeprowadzce albo Imienia na literę M. trafiał go szlak. Zatrzymał się gdy za szyby baru mignęła mu zielona czupryna. Przyjrzał się uważnie i był już pewny, że to jego chłopak siedział przy barze. W pierwszej chwili chciał wejść do środka ale zamarł bez ruchu gdy zobaczył jak obcy facet poklepał go po ramieniu. Patrzył tak przez chwilę jak dwaj mężczyźni wesoło o czymś rozmawiają a serce biło mu coraz szybciej. Odwrócił się napięcie od wielkiego okna i puścił się biegiem przed siebie.
Zoro napił się piwa prosto z butelki i zaśmiał wesoło gdy Usopp kończył opowiadać swoją zmyśloną historyjkę. Reszta przyjaciół również się śmiała.
- Możecie nie wierzyć niedowiarki ale tak właśnie było! - Zawołał obrażony chłopak wymachując przy tym rękami.
- Tak, tak, na pewno - Powiedziała rudowłosa dziewczyna podnosząc ramkę stojącą na komodzie. Zoro bardzo lubił to zdjęcie które Nami zrobiła im w trzej klasie. I podarowała w pierwszą rocznice ich związku. Popatrzył katem oka na kochanka który w kuchni wesoło rozmawiał z Kuina'ną doskonale udawał, że wszystko jest w porządku.
Zoro wiedział, że coś się zmieniło blondyn był dla niego oschły jak nigdy do tond, nawet przestał się z nim kłócić a każdą poważną rozmowę kończył stwierdzając że nie ma czasu bo musi się uczyć.
Sanji patrzył na wesołą gromadkę w jego salonie, już dawno nie widzieli się wszyscy razem, nawet Sabo przyjechał w odwiedziny ku uciesze Luffy'ego i Ace'a.
Czół na sobie spojrzenie Zoro'a, uśmiechał się wesoło do wszystkich udając że wszystko jest w porządku, chociaż jego serce było porwane na strzępy. Nie potrafił porozmawiać z Zoro'em przez cały czas widział go z tym obcym przystojnym mężczyzną w barze. Dodatkowy klin wbił sobie sam gdy kilka dni później dowiedział się że jego ukochany przyjął jednak tę prace nic mu o tym nie mówiąc i cały czas ukrywał ten fakt.
- Jak ci idzie na studiach? - Kuina uśmiechała się wesoło również popijając piwo prosto z butelki.
- Fantastycznie! - Młody kucharz uśmiechnął się ucieszony że w końcu ktoś zapytał i zaczął opowiadać ile zdążył się już nauczyć.
- Jaki zakład?
Sanji przerwał swoją opowieść i popatrzył w głąb pokoju słysząc uniesiony głos Zoro'a.
- Pytam się, co miałeś na myśli mówiąc, że jesteśmy razem przez zakład? - Zoro piorunował podpitego już Ace'a wzrokiem, w pokoju nastała wyczekująca cisza a prawie wszystkie oczy były skierowane na tę dwójkę. Tylko Sabo patrzył na coraz bardziej blednącego blondyna.
Ace zaśmiał się wesoło był już w takim stanie, że nie był do końca świadomy tego co robił.
- No założyliśmy się, że cię zdobędzie i udało mu się! Czy to nie cudowne...
Zoro odstawił piwo na stolik i wstał powoli.
- Muszę wyjść na chwilę... - Roronoa wyszedł z mieszkania nawet nie odwracając się w stronę kuchni gdzie stał jego partner.
Sanji'emu trzęsły się ręce, wpatrywał się w punk gdzie jeszcze przed chwilą siedział jego ukochany i nie potrafił się ruszyć.
- A temu co się stało? - Ace pociągnął zdrowo z butelki gdy czyjaś dłoń uderzyła go w tył głowy.
- Coś ty zrobił kretynie... - Sabo patrzył na brata gniewnie, co wywołało u innych jeszcze większe zdziwienie. Mało kiedy blondyn dawał się ponosić złości, uchodził raczej za opiekuńczego starszego brata.
- Co tu się dzieje Sabo? On chyba nie mówił prawdy?
- Mówił. - Odezwał się słabo Sanji i wrócił do szykowania przekąsek próbując uspokoić drżenie rąk, wiedział że powinien pobiec za nim i próbować to jakoś wyjaśnić ale nie potrafił ruszyć się z miejsca.
Wyrzyscy patrzyli na niego w osłupieniu, w końcu Nami podbiegła do niego i zdrowo trzasnęła go w głowę.
- Sanji, ogarnij się!
Blondyn popatrzył na dziewczynę oszołomiony a trybiki w jego głowie zaczęły się obracać w zastraszającym tempie.
- Za chwilę wrócę. - Mruknął i wybiegł z mieszkania jak strzała.
***
Dolał sobie wina do kieliszka i smutno popatrzył na jedzenie które tak starannie przygotował. Zerknął na pęknięty telefon by po raz kolejny upewnić się, że nie dostał żadnej wiadomości, dochodziła już północ a tego zielonego palanta jeszcze nie było.
W końcu doczekał się dźwięku przekręcania kluczyków w drzwiach i usłyszał jak ktoś niezgrabnie wchodzi do mieszkania.
Zaraz potem zielonowłosy mężczyzna wszedł do salonu prowadzony niewielkim światłem dochodzącym z kuchni w której siedział Sanji.
- Jeszcze nie śpisz? - Zoro podszedł do niego - Czekałeś na mnie?
Blondyn od razu wyczuł woń alkoholu i męskich perfum nie należących do zielonowłosego, nie odpowiedział tylko wstał i zaczął sprzątać kolację chowając wszystko do lodówki.
- Ej, mówię do ciebie! - Zoro złapał go za ramie i przyciągnął do siebie. - Nie ignoruj mnie...
Blondyn popatrzył mu prosto w oczy, był wściekły chciał mu dzisiaj tyle wyjaśnić a ten kretyn się spił. Zoro nigdy się nie upijał ale nie mógł również powiedzieć, że alkohol w ogóle na niego nie działał.
- Jedzie od ciebie na kilometr, wódką i nie wiadomo czym jeszcze... - Warknął nie mogąc się powstrzymać.
- No i co z tego?
- To, że nie mam najmniejszej ochoty dziś z tobą rozmawiać zielonkawy pacanie, więc mnie łaskawie puszczaj...
- Pokręcona brewka. - Warknął drugi mężczyzna puszczając partnera. - Wiesz ty jesteś jakiś nienormalny! Raz zachowujesz się tak, innym razem zupełnie inaczej jak jakiś schizofrenik! A ostatnio to w ogóle byłeś jak pojebany! Czego ty w ogóle o demie chcesz? Mam się wynieść? Jak tak to powiedz to prosto z mostu a nie pogrywaj zemną w te swoje gierki!
Żyłka na skroni blondyna pulsowała intensywnie, mężczyzna patrzył tępo na swojego kochanka, tego już było za wiele. Odetchnął głęboko zastanawiając się jak by zacząć rozmowę.
- Oczywiście, to ja jestem tym złym. - Założył ręce na biodra niczym wojownicza kura domowa karcąca swojego męża. - Więc Roronoa spójrz na siebie, to nie ja wróciłem do domu śmierdzący alkoholem i obcymi perfumami. - Mówił spokojnie i z lekkim wyrzutem nie odrywając od ukochanego wzroku. - W dodatku przyjąłeś tę prace, chociaż prosiłem cię byś tego nie robił i jeszcze przez cały ten czas ukrywałeś to przede mną...
Zoro zbladł lekko, wyglądał jak by właśnie dostał od Sanji'ego w policzek.
- Od kiedy...
- Od samego początku, nie jestem idiotą domyśliłem się...
- Czemu nie powiedziałeś, że wiesz? - Zoro był lekko zdezorientowany, nie przypuszczał że jego chłopak wiedział o wszystkim od samego początku.
- Ja ci miałem powiedzieć?! - Sanji patrzył na niego jak na idiotę. - Nie uważasz, że ty powinieneś poinformować mnie, że zmieniłeś pracę? Kto tu się zachowuje jak nienormalny? - Blondyna zalewała krew, nie pojmował jak można być takim imbecylem.
- No jak już się domyśliłeś to mogłeś powiedzieć, że wiesz... - Zoro wyglądał tak jak by to co mówił było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem.
- Z kim piłeś? Bo na pewno nie była to Kuina, śmierdzisz męskimi perfumami.
- Z Mihawk, to co nie wolno mi już wypić z kolegą? Ty ciągle oglądasz się za tymi głupimi babami...
- Wiesz co... Musiałeś wypić bardzo dużo bo już bredzisz... - Sanji nie miał siły ciągnąć tej rozmowy dalej, ten głupi Glon wszystko zepsuł. - Bliski musi być ten twój znajomy, że jedziesz jego perfumami, wiesz jak chcesz się wynieść to proszę bardzo, ty zawsze o tym wspominasz...Niech cię ten "Twój Kolega" przygarnie jak taki chętny by spędzać z tobą czas!
Zoro zamrugał i zagryzł wargę, w głowie mu szumiało od wypitego alkoholu, wcale nie chciał się kłócić, było im od kilku dni naprawdę wspaniale, wiedział że od razu powinien mu powiedzieć o pracy w szkole dojo.
- Skarbie... - Zielonowłosy zrobił niepewny krok w stronę mężczyzny, czyżby był zazdrosny o Mihawk. Myślał gorączkowo trawiąc każde słowo blondyna.
- Teraz to skarbie... - Prychnął - Jestem wściekły, możemy pogadać rano?
- Mów teraz... Chce mieć to z głowy...
- Tak? No to proszę bardzo, powiem ci co dziś na ciebie czekało żebyś miał to z głowy... - Warknął, nie mogąc już wytrzymać. - Już od kilku dni chciałem z tobą pogadać ale ciągle coś nam przeszkadzało... Więc wykopałem Luffy'ego i przyszykowałem kolację, chciałem ci powiedzieć... Że cię kocham idioto i wcale się nie gniewam, że przyjąłeś tę pracę tylko nie rozumiem dlaczego mi nie powiedziałeś.
Chciałem przeprosić, za całą tą akcję z zakładem, na początku bałem się, że mnie zostawisz a później nie widziałem już sensu by do tego wracać. - Sanji'emu powoli głos się załamywał ale kontynuował swoją wypowiedz patrząc prosto w oczy partnera. - Chciałem również ci powiedzieć, że dobrze wiem, jak nienawidzisz tego mieszkania i że jestem gotowy na przeprowadzkę, byśmy mieli NASZ własny dom...
A ty! Wracasz do domu w środku nocy i cuchniesz obcym facetem! Jestem wściekły, obwiniasz o wszystko mnie a sam prowokujesz kłótnie! Ciągle dajesz mi do zrozumienia, że nie wierzysz w to, że cię kocham a sam nigdy tego nie powiedziałeś. - Sanji mówił bardzo szybko starając się opanować drżenie rąk i głosu. - Może i na początku był to tylko zakład, głupia zabawa ale na litość boską jesteśmy ze sobą już kilka lat! Rzuciłem palenie i zrezygnowałem z kobiet bo cię kocham...A ty dupku!? Mówisz mi, że chcesz mieć taką poważną rozmowę z głowy.
Więc proszę bardzo już po wszystkim! - Krzyknął i minął oniemiałego Zoro'a, trzaskając za sobą drzwiami od sypialni.
***
- Opanuj się kobieto! No mój ale... - Czarnowłosy próbował zrozumieć co się właściwie stało. - Czyli co? Jeszcze mu nie powiedział?
- Matko a ja myślałam, że tylko Luffy jest tępakiem - Jęknęła Nami łapiąc się za głowę i również zaczęła opieprzać piegowatego.
Luffy wyszedł po cichu z mieszkania i zbiegł po schodach na dół, wyszedł z klatki i usiadł koło przyjaciela szturchając go w ramie.
- Sanji, gdzie Zoro?
Odpowiedziała mu głucha cisza, szturchnął przyjaciela mocniej i powtórzył pytanie.
- Nie złapałem go... - Odpowiedział zachrypniętym głosem i uniósł nieco głowę.
- Spoko, przemyśli wszystko i wróci... - Luffy poklepał go pocieszycielko po ramieniu.
- Luffy, on kogoś ma... - Sanji jęknął a łzy cisnęły mu się do oczu.
- Zoro? Przestań opowiadać głupoty, przecież cię kocha. - Czarnowłosy popatrzył w zachmurzone niebo, wiedział dobrze co zielonowłosy czuje do Sanji'ego tak samo dobrze jak to, że Zoro nie jest facetem który zdradza.
- Jakoś nigdy tego nie powiedział...
Zoro patrzył na plecy blondyna, który siedział na kanapie pochylony nad książkami. Po felernej imprezie, oczywiście wrócił do mieszkania ale nie chciał rozmawiać ze swoim partnerem. Czół się jak by to wszystko co do tej pory przeżyli było jakimś wielkim kłamstwem czy porąbaną grą prowadzoną przez kucharza.
Musiał wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Wychodzę - Mruknął sucho i zabierając swoje katany wyszedł z mieszkania.
Sanji popatrzył za nim i westchnął smętnie, cisza panująca miedzy nimi stawała się nie do zniesienia. Pomyślał, że chyba musiał by zdrowo przy grzmocić w głowę by Zoro chodź na chwilę zapomniał o tym wszystkim i chciał z nim porozmawiać albo wspólnie skorzystać z ich łóżka. Podniósł wibrujący telefon i odebrał, słuchając uważnie rozmówczyni.
- Do Muzeum? Oczywiście, że z tobą pójdę o słodka Vivi-chan...
***
Zoro czół przyjemne ciepło i że czyjaś dłoń gładzi go po włosach, po wczorajszych rewelacjach chciał wszystko przemyśleć i zapewne usnął na kanapie w salonie. Uchylił lekko powieki i zobaczył Sanji'ego który z zamkniętymi oczami głaskał go po głowie. Było to bardzo przyjemne, myślał że po wczorajszej kłótni kucharz przestanie się do niego odzywać albo na prawdę w końcu go zostawi, najwidoczniej kolejny raz się pomylił. Nigdy nie myślał o tym w taki sposób, bardzo go kochał ale po prostu nie potrafił się otworzyć w stu procentach. Myśl, że blondyn zwrócił na niego uwagę tak naglę nigdy go nie opuszczała a gdy poznał już prawdę nie był zadowolony. Do tego dochodziła zazdrość, teraz rozumiał dlaczego blondyn prosił by nie przyjmował tej pracy.
- Przepraszam... - Szepnął i poczuł jak blondyn drgnął.
- Nie ma sprawy. Chcesz kawę?
- Sanji... Kocham cię - Zoro patrzył na pochylonego nad nim blondyna z jego ud miał doskonały widok na te niebieskie oczy.
- Wiem głuptasie. - Kucharz przysunął się jeszcze bardziej i pocałował go lekko w usta, jego serce przyjemnie zadrgało na te słowa.
- Więc chcesz być zemną dalej? - Odezwał się zaraz po zakończeniu pocałunku. - Chociaż jestem takim kretynem?
- No wiesz... - Blondyn zaśmiał się wesoło. - Kocha się pomimo wszystko...
Koniec:)
Dziękuje wam za dotarcie do końca epilogu, matko mam wrażenie, że pisałam ten rozdział wiecznie, przepraszam za to.
Mam szczerą nadzieje, że spodoba się wam ta historia i że co nieco się powyjaśniało. Za wszelkie nieścisłości was przepraszam i Fanów Ace'a też, że zrobiłam z niego takiego bufona...
Jeśli chcecie bym coś jeszcze kiedyś napisała o tej dwóje proszę śmiało pisać w komentarzach to samo tyczy się Law'a i Luffy'ego jeśli bylibyście ciekawi ich historii.
Tak więc kończę rozdział "Po drugiej stronie lustra" i zapowiadam że już niedługo pojawi się kolejna część mojego opowiadania:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)