Ta Dam! Oto kolejny rozdział i proszę nie zabijcie mnie...
Zanim zaczniecie czytać to chciałam podziękować za wszystkie cudowne komentarze :D A teraz miłego czytania...
Zanim zaczniecie czytać to chciałam podziękować za wszystkie cudowne komentarze :D A teraz miłego czytania...
W głębi serca
Przekroczyć granice
Zoro
otworzył zaspane oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. W pierwszej chwili nie
miał pojęcia, gdzie jest ani co się dzieje. Dopiero gdy zobaczył długowłosą
blondynkę czeszącą swoje włosy przy biurku z lustrem, przypomniał sobie
wczorajszy wieczór.
Zgodził
się. Naprawdę przystał na propozycję nieznajomej kobiety i o dziwo nie czuł się
z tym źle. Tak, naprawdę już dawno nie był taki spokojny. Wolny od dołujących
go zmartwień, tak jakby ta cała historia z pokręconą brewką w ogóle nie miała
miejsca.
-
Widzę, że już się obudziłeś...mój rycerzu. - Kobieta uśmiechnęła się, co Zoro
dostrzegł w odbiciu lustra. W świetle dnia nieznajoma wyglądała jeszcze
piękniej.
-
Czy ty...?
-
Tak, jesteś uleczony. - Dziewczyna wstała zaraz po upięciu włosów w wysoki kucyk. Miała na
sobie jasnofioletową sukienkę na ramiączkach, a jej szyję zdobił srebrny
wisiorek z zielonym szkiełkiem w środku. - Nie musisz dziękować. To była dla
mnie przyjemność. - Mrugnęła do niego zalotnie i zaśmiała się dziewczęco.
-
Jesteś naprawdę dziwną kobietą...ale rzeczywiście czuję się lepiej. Jak ty to
zrobiłaś?
- Cieszę się. - Blondynka podeszła do niego i ucałowała w
czoło. Zoro teraz doskonale widział jej naszyjnik i pierwszym, co dostrzegł,
było to, że ma dokładnie ten sam kolor co jego włosy. - Ale to, jak tego
dokonałam, pozostanie moją tajemnicą. - Szepnęła mu do ucha i odsunęła się. -
Muszę iść teraz coś załatwić, ale jestem pewna, że jeszcze się spotkamy, nim
odpłyniecie z wyspy. - Pomachała mu na pożegnanie i wyszła, zostawiając go
samego w pokoju.
Zoro
wzruszył ramionami. To nawet lepiej, że nie wie, nie będzie musiał o tym
myśleć. Teraz wystarczyło wstać, ubrać się i mogliby ruszyć w dalszą drogę.
Tylko...gdzie wywiało jego ubrania?
Sanji
uśmiechnął się i położył na małym stoliku herbatę dla Nami-swan i kawę dla
Robin-chan. Od samego rana załoga debatowała o tym, gdzie podział się Zoro. A
on? Uśmiechał się, twierdząc, że nic nie wie, bo jakoś prawda nie chciała
przejść mu przez usta.
-
Mówię wam, chłopaki, że pewnie się zgubił... - Westchnęła Nami, podnosząc
filiżankę. – Dziękuję, Sanji-san...a ty jak się czujesz? Wczoraj nie wyglądałeś
dobrze...
-
Cudownie...- Popatrzył na pozostałych i odchrząknął. - Myślę nawet, że jak
Marimo się znajdzie, będziemy mogli płynąć dalej... - Dodał, jednak załoga nie
wyglądała na przekonaną. Zaległa cisza, w czasie której wszyscy zebrani
patrzyli na niego. - Co jest?
-
Gadaliście? - Pierwszy odezwał się Usopp, przełamując napiętą ciszę.
-
Myślę, że to nie będzie konieczne... - Sanji uśmiechnął się słabo. W nocy nie
zmrużył oka, czując się, jakby miał za chwilę wybuchnąć. Ulga przyszła dopiero
nad ranem, gdy uświadomił sobie, że zachowuje się absurdalnie. Najwidoczniej
Zoro już przeszło i postanowił umilić sobie noc, spędzając ją z piękną panną.
To całkowicie normalne.
-
Sanji?
Blondyn
zamrugał i spojrzał na kapitana. Luffy patrzył na niego tym poważnym wzrokiem,
czego nie robił zbyt często. A on zdał sobie sprawę, że zawiesił się w pół
zdania. Zatkało go. Czyżby był tak zmęczony, że nie wiedział, co chciał
powiedzieć? Gdy chciał się w końcu odezwać, coś, a raczej ktoś mu przerwał.
-
Wasz przyjaciel pewnie niedługo zejdzie...
Blondyn
drgnął, gdy kobieta stanęła obok niego, promiennie się uśmiechając.
-
Luna! - Zawołał uradowany Luffy. - Widziałaś Zoro? No to nie ma się czym martwić...
-
Właśnie... - Dziewczyna odwróciła się bezpośrednio do Sanjiego. Popatrzył na
jej twarz i mógłby przysiąc, że było wymalowane na niej zwycięstwo. - Mam
nadzieję, że nie hałasowaliśmy za bardzo? Wyglądasz, jakbyś nie spał w nocy
zbyt dobrze... - Dziewczyna puściła do niego oczko i odeszła, nie czekając na
odpowiedź, chichocząc wesoło.
Sanji
popatrzył za nią. Co to kurwa było?! Przecież byli kilka pokoi dalej, nie było
szans, by cokolwiek słyszał! Skąd w ogóle pomysł, że on wie...? To niemożliwe
...widziała go? Popatrzył z powrotem na załogę i zapragnął zapaść się pod
ziemię.
-
Co się tak patrzycie? Przecież mówiłem, że wszystko w porządku! - Warknął, jego
policzki mimowolnie pociemniały.
-
Chyba jaja sobie robicie! Nie chcesz nam chyba powiedzieć, że Zoro spał z tą
dziewczyną! - Nami wstała, przewracając krzesło. - I ty twierdzisz, że wszystko
jest w porządku?!
-
Ja tak twierdzę. - Sanji odwrócił się na pięcie, tuż za jego plecami stał Zoro.
Nie patrzył na niego, tylko na załogę. - Naprawdę z samego rana musicie robić
takie zamieszanie? A ty co się tak gapisz, brewko? Torujesz mi drogę do
stolika. - Dopiero wtedy popatrzył na niego, tak normalnie. Sanji nie zobaczył
w jego oczach ani smutku, ani nawet wesołych ogników. Tylko pustkę czarnych oczu.
Odruchowo zrobił krok w bok, usuwając mu się z drogi.
-
Jakie rano?! Jest jedenasta! I nie zmieniaj tematu! Do reszty wam odwaliło?!
Macie pogadać i się dogadacie albo Luffy wybije wam wszystkie zęby! - trzasnęła
pięścią w stół, by podkreślić swoje słowa. Nikt z załogi się nie odezwał. Nawet
Luffy patrzył na nich zawiedziony.
Zoro
skrzyżował ręce na piersi i popatrzył na blondyna. Czuł się jak dawniej,
kucharz był mu znów całkowicie obojętny.
-
Chcesz pogadać?
-
Nie mamy o czym. - Sanji odwzajemnił spojrzenie, stał spokojnie, ignorując to,
że żołądek wykręcał mu się w środku ze złości.
-
Świetnie, też tak myślę. Jakiś problem z tym, byśmy ruszyli w dalszą drogę?
-
Nie.
-
Doskonale. - Odwrócił się do załogi. - Zadowoleni?
Sanji
widział, jak Nami zaczyna drgać powieka ze zdenerwowania, ale nim zdążyła znów
wybuchnąć, odezwał się kapitan.
-
Wypłyniemy jutro. Jak tylko Sanji uzupełni zapasy...
-
Luffy... - Zaczął Usopp, ale kapitan mu przerwał.
-
Jak twierdzą, że wszystko jest w porządku, to tak pewnie jest. Wypłyniemy
jutro, tak postanowiłem.
Sanji
przystanął i przyjrzał się wystawie sklepowej, kolorowe czapki i kapelusze aż
błyszczały zza szyby. Większość popołudnia spędził samotnie, przemierzając
uliczki miasta. Było tu naprawdę pięknie...i nudno. Ludzie wydawali się tak
beztrosko szczęśliwi. Westchnął, jego wzrok przykuła zielono-czarna bandana.
Ładnie złożona leżała tuż obok żółtego kapelusza. Jego myśli kolejny raz
zaczęły krążyć wokół tego przeklętego Marimo.
-
Parszywy dupek... - Mruknął i ruszył dalej. Wszyscy się o niego martwili,
chcieli mu pomóc, a on! Tak po prostu się odkochał po przespaniu się z
nieznajomą! Wielka mi miłość! Stek bzdur, przez które wszystkich skłócił! Znów
przystanął i otrząsnął się. Dlaczego się tak wścieka?! Powinien się cieszyć, że
to wszystko się skończyło! Jest dokładnie tak, jak chciał! Nie kocha go i jutro
wypływają w dalszą podróż. Będzie jak dawniej! Większość dnia będzie
obserwował, jak śpi, a kiedy już łaskawie ruszy ten swój parszywy tyłek,
nakopie mu za jakiś głupkowaty tekst! Znaczy...wcale nie zamierza się na niego
gapić, jak śpi...kurwa!
Znów
przystanął i usiadł na najbliżej ławeczce, czując, jak żołądek podchodzi mu do
gardła. Co się z nim działo? Wyciągnął papierosa i odpalił go, od razu się
zaciągając. Załoga miała rację, naprawdę zachowywał się idiotycznie. Nie był
już w świecie po drugiej stronie lustra ani nie musiał się bać, że Zoro znów
będzie go dotykać. Po prostu nie będzie tego chciał, tak jak on. Dlaczego więc
się wścieka? Przecież pewnie nie pierwszy raz dotykał jakiejś kobiety
czy...dogadzał jej... Matko kochana! Przecież on też spał z niejedną!
Wypuścił
ze świstem powietrze wymieszane z dymem i spuścił głowę, czochrając swoje blond
włosy.
-
Wszystko w porządku?
-
Tak, Robin-chan... - Od razu poznał kobietę i wcale się nie zdziwił, że
pojawiła się znikąd. Usiadła obok niego, podziwiając okolicę.
-
Tym razem nigdzie nie pójdziemy... - Spojrzała na niego wymownie i uśmiechnęła
się.
Chłopak
zaśmiał się. Tak, to był najlepszy pomysł dnia.
Siedzieli
tak w ciszy, tego właśnie potrzebował. Nie chciał kolejny raz rozmawiać i
roztrząsać całej sprawy. Nie chciał kolejnych pytań o to, dlaczego się złości,
czy słuchać głupich komentarzy. Nie miał pojęcia, dlaczego czuł się tak
parszywie. Może z niewyspania? Cała afera go przytłoczyła? A może polubił
takiego przyjaznego Zoro? Przesadził, tak gwałtownie go odtrącając i to
wielokrotnie. Usopp miał rację, niepotrzebnie tak ostro go potraktował. Sam
narobił jeszcze więcej zamieszania.
-
Robin-chan....to zaczarowane lustro...
-
Myślę, że nie powinieneś się akurat tym przejmować. Jakkolwiek byś nie wrócił,
fakt, że tu jesteś, oznacza, że klątwa zwierciadła została zdjęta.
-
Usopp się wygadał...
-
Martwił się...z magią nie ma żartów. Odbyłeś niesamowitą podróż pomiędzy dwoma
odmiennymi światami i wróciłeś, chociaż prawie nie było na to szansy.
-
Bardzo chciałem was znów zobaczyć...wszystkich. - Mruknął i popatrzył na
towarzyszkę smutno. Miał ogromne szczęście, że wrócił i znów mógł zobaczyć
przyjaciół. Jego słodką Nami-swan, rozważną Robin-chan, chłopaków i
nawet...tego przeklętego glona.
-
My ciebie też...całe szczęście, że pocałunek prawdziwej miłości przełamał
zaklęcie...
Sanji
drgnął i popatrzył na towarzyszkę.
-
Co...co powiedziałaś?
-
Nigdy nie słyszałeś o tym, że ta prawdziwa miłość przełamuje złe klątwy?
-
Słyszałem, ale...to nie mogło być to. To, co czuł ten glon, na pewno nie było
prawdziwą miłością.
-
To zabawne, że pomyślałeś akurat o nim. - Uśmiechnęła się pobłażliwie. -
Wszyscy chyba zapomnieli, że w tym wydarzeniu brały udział jeszcze dwie osoby,
które pragnęły do siebie wrócić.
Sanji
zaczerwienił się, doskonale pamiętał wyznanie miłości Marimo z tamtego świata.
Jego gorące spojrzenie...
-
Więc to dzięki nim...?
-
Myślałam, że się domyślisz...
-
Chyba jednak jestem tępakiem... - Zaśmiał się. Przypomniał sobie, jak oglądał
tę durną bajkę, gdzie książę zbudził swoją ukochaną pocałunkiem. W głowie znów
usłyszał melodię z ich piosenki. Ostatni raz, gdy o niej myślał, czuł tylko
szczęście. Dlaczego znów nie może tego poczuć? Być bezgranicznie szczęśliwy,
przecież wszyscy jego przyjaciele byli koło niego. A on, zamiast się z tego
cieszyć, odtrącił wszystkich. Przecież nikt nie chciał źle...
-
Robi się późno, a ja chciałam jeszcze coś sprawdzić w tutejszej bibliotece... -
Dziewczyna wstała i położyła mu dłoń na ramieniu. - Nie martw się...znasz
Luffy’ego i pozostałych, wszystko będzie dobrze.
-
Towarzyszyć ci? - Sanji popatrzył na nią i zaraz potem roześmiał się weselej. -
Nie, lepiej nie. Ja wrócę dziś na statek, muszę sporządzić listę zakupów.
-
Przekażę reszcie, jak tylko wrócę, powodzenia. - Uśmiechnęła się i odeszła.
Sanji patrzył za nią, nim nie zniknęła w jednej z uliczek.
Odetchnął
głęboko i wstał już spokojny. Musi wziąć się w garść i ponieść odpowiedzialność
za swoje czyny, a co najważniejsze...w końcu się wyspać.
Zoro
rozejrzał się po statku, reszta załogi została w mieście, ale on nie mógł już
znieść tych ich oskarżycielskich wyrazów twarzy. Przecież nie zrobił nic złego,
w końcu czuł się wolny. Przynajmniej tak myślał większość dnia. Nie bolało go
serce, gdy patrzył na blondyna i cieszył się z tego, ale coś wzbudziło jego
niepokój.
Gdy
został sam, dotarło do niego, że wcale nie chodziło mu o ich spojrzenia. Tak
naprawdę nie interesowało go już ich zdanie, bo byli mu całkowicie obojętni.
Wszedł
do kuchni i uważnie przyjrzał się pomieszczeniu. Było puste...zupełnie tak jak
on teraz...
To,
co czuł cały dzień, nie było szczęściem czy wolnością, a pustką. Nie odczuwał
potrzeby, by kontynuować swoją życiową podróż. Nie czuł nawet powinności, by
dotrzymać obietnicy danej Kuinie. W głowie miał tylko te świdrujące zielone
oczy, które go rozpraszały i przyzywały...
Nie
rozumiał, co dokładnie się dzieje, ale to wcale nie miało dla niego znaczenia,
z każdą chwilą czuł się obojętny .
Odpiął
swoje katany od pasa i położył na kuchennym blacie. Nie były mu już potrzebne.
Rozejrzał
się jeszcze raz i wyszedł z pomieszczenia, by po chwili opuścić statek.
Robin
spokojnie, lecz z niepokojem przeglądała książki w miejskiej bibliotece, po
chwili jednak znów zerknęła na obraz wiszący na ścianie. Pokręciła głową z
niedowierzaniem i wyciągnęła kolejną książkę, uważnie ją przeglądając.
Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona, że w końcu znalazła to, czego szukała.
-
No to poczytajmy o tej czarodziejce Lunie…
Usiadła
przy stoliku i jeszcze raz rzuciła okiem na obraz. Młoda kobieta o długich
srebrnych włosach i przenikliwych zielonych oczach, którą przedstawiał ów obraz,
sprawiała wrażenie, jakby cały czas ją obserwowała. Ale to, że postać z obrazu
do złudzenia przypominała jej tę samą dziewczynę, którą spotkali wczoraj, nie
było jej największym zmartwieniem. Bardziej interesował ją antyczny naszyjnik, który
posiadały obie, a który z niewyjaśnionych powodów zmieniał kolor. Była pewna, że
wczoraj wisiorek Luny był jasnoniebieski, a z samego rana lśnił zielenią. Za to
ten namalowany na obrazie był ciemnofioletowy Robin była przekonana, że
pojawienie się tej kobiety nie było przypadkowe…właśnie teraz…tylko musiała
zdobyć więcej informacji…
Kolejny
raz na nie popatrzył, niepokój rozlewał się po jego ciele, sprawiając, że znów
nie potrafił zmrużyć oka. Odpalił papierosa. A ten wieczór miał być taki
spokojny, pomyślał i usiadł na krześle, wpatrując się w trzy katany spokojnie
leżące na blacie barowym. Zupełnie same.
Gdy
wrócił na statek, już tu leżały, a przypiętego zawsze do nich Glona nigdzie nie
było.
On
ich nigdy nie zostawia, a zwłaszcza tej, która była najcenniejsza ze
wszystkich.
Czy
powinien się martwić? No bo chyba nie przyszedł tu...by zostawić katany i sobie
poszedł? Tak pomyślał na samym początku. Zostawił, wyszedł i zgubił się gdzieś
na statku. To było bardzo podobne do Marimo, ale po cholerę zostawiłby miecze w
kuchni? No i gdzie poszedł?! Przecież statek nie był aż tak wielki, by tak
długo pozostawać niezauważonym.
Powinien
iść spać...był naprawdę zmęczony i miał gdzieś to, czemu ten tępak zostawił tu
te cholerne miecze.
Może powinien jeszcze raz go poszukać? Może
utknął pod pokładem?
Wstał
i wyszedł z kuchni. Co mu szkodzi sprawdzić jeszcze raz? I tak musi iść do
ładowni, by sprawdzić stan zapasów. Może przy okazji zerknąć do kilku
pomieszczeń.
Jednak
gdy po chwili znów stał na pokładzie, był już pewny, że na statku znajdował się
tylko on. Rozejrzał się dookoła, czując powracający niepokój.
Pędem
ruszył do kuchni i zamaszyście otwierając drzwi, wpadł do środka. Katany w
dalszym ciągu leżały na blacie, a w pomieszczeniu nikogo nie było.
-
Co jest...? - Podszedł do mieczy i przyjrzał się im uważnie. Nie było
wątpliwości, to były na pewno jego katany. - Gdzie wasz właściciel? Dlaczego
jesteście tu same? - Prychnął i usiadł na wysokim krześle, patrząc tak, jakby miecze
umiałyby mu odpowiedzieć.
Poderwał
się, gdy usłyszał hałas dochodzący z zewnątrz i coraz bardziej zbliżający się
do kuchni. Pokręcił głową, czym on się przejmował? Pewnie ten idiota nawet nie
zauważył, kiedy zszedł ze statku.
Jakie
poczuł rozczarowanie, gdy przez drzwi weszła załoga, a strach powrócił, gdy
okazało się, że Zoro z nimi nie było.
-
Robin, czy ciąganie nas tu wszystkich w środku nocy było naprawdę konieczne? -
Rudowłosa dziewczyna przeciągnęła się, wchodząc za chłopakami do środka i
dopiero wtedy zauważając blondyna.
-
Obawiam się, że tak... - Ostatnia weszła ciemnowłosa dziewczyna, która spojrzała
na kucharza, a po chwili na katany.- Nie ma go?
Sanji
pokiwał twierdząco głową. Reszta załogi wyglądała tak, jakby nie miała
zielonego pojęcia, co się dzieje, w sumie to dokładnie tak samo jak on.
-
Opowiadasz głupoty, przecież są tu jego katany... - Nami podeszła do mieczy i
pokazała je palcem, jakby chciała podkreślić to, że naprawdę się tu znajdują.
-
Ale co robią tu same? - Kapitan przechylił głowę, robiąc minę jakby intensywnie
myślał.
-
Chyba znam na to odpowiedź... - Robin położyła na stole książkę, którą
trzymała w rękach. – Myślę, że musicie tego wysłuchać...
Hej Słońce,
OdpowiedzUsuńTutaj:
-Macie pogadać i się dogadacie albo Luffy wybije wam wszystkie zęby!-tylko przecinka przed albo zapomniałaś i radziłabym zmienić pogadać na porozmawiać, ponieważ dogadać i pogadać troszkę się zlewa, nie jest to błąd, po prostu tak jest ładniej:).
To się porobiło... HA, wiedziałam, że z tą magi-laską, (właśnie stworzyłam jakiś dziwny neologizm) było coś nie tak!
Mądra Robin również to zauważyła, mam nadzieję, że uda im się znaleźć Zoro, zanim nasz drogi Marimo coś sobie zrobi... Albo zgubi się w lesie... Znając go tak właśnie się stanie... :)
Już nie mogę się doczekać LawLu!!!
Przesyłam tonę weny, ściskam i dopinguję :D.
Ma-chan
PS Pozdrawiam betę.
Heja:D
UsuńTe przecinki będą mi się śniły po nocy...poprawiony i odhaczony:p
Cóż jeśli chodzi "pogadać" i "porozmawiać" dziękuje za uwagę i z pewnością masz rację ale nie można też zapominać o prawdziwości wypowiedzi.
Np. Gdyby mówiła to Robin na pewno użyła by słowa "porozmawiać" ale taka wkurzona Nami... już nie koniecznie. Przynajmniej ja tak myślę:)
HA! magi-laska! genialne:D
Cóż zgubienie się w lesie to do Zoro bardzo podobne...
Dziękuje za wenę i w ogóle...
Pozdrawiam.
Zgłaszam sprzeciw :D
UsuńPrzed "albo" nie stawiamy przecinka. Chyba że jest podwojone, to wtedy przed drugim "albo" przecinek musi być ;)
Ewentualnie można zmienić tak: "Macie się dogadać i albo się dogadacie, albo Luffy wybije wam wszystkie zęby" - brzmi dosadniej i pasuje do Nami xD
Arashi
PS. Ma-chan, dziękuję za pozdrowienia i miłe słowa, także te we wcześniejszych komentarzach i również pozdrawiam :)
Oczywiście miało być: "Macie pogadać i albo się dogadacie, albo Luffy wybije wam wszystkie zęby" ;)
UsuńArashi
Przepraszam, zwracam honor, mój błąd, mój wielki błąd, mój błąd niewybaczalny. Po prostu babsztyl z polskiego ostatnio stwierdził, że przecinki przed albo muszą być, że jestem tempa i w ogóle...
UsuńTo ona jest tempa, wiec się nie przejmuj tym albo :).
Ma-chan
Słoneczko,
UsuńNie przejmuj się przecinkami, Arashi-chan mnie poprawiła i wiem, że ma rację :).
Hhhhhm, nigdy, nie zastanawiałam się, nad sposobem wypowiedzi danego bohatera, ale tak, masz rację ;).
Ciesze się, że podoba Ci się to sformułowanie :D.
Jeszcze raz pozdrawiam i przesyłam multum weny.
Ma-chan
Acha i jeszcze jedno:
UsuńDziękuję wam obu, za to, że odpisujecie na moje komentarze, nawet nie wiecie, jakie to przyjemnie uczucie :). To, co robicie, jest po prostu niesamowite. Uwielbiam czytać to opowiadanie, szczególnie gdy jest poprawione. Dziękuję, wam za to.
Poza tym, podejrzewam, że nie ja jedna tak czuję :D.
Ściskam was obie (kiedyś, to ja was chyba uduszę).
Ma-chan
Ma-chan, nie przepraszaj, to żaden niewybaczalny błąd ;) zwłaszcza jeśli w błąd wprowadza sama polonistka, więc niewybaczalna jest tylko jej ignorancja, niewiedza lub nie wiem co :<
UsuńArashi-chan... ooo, jak mi miło :D
Też uwielbiam to opowiadanie i nawet jak czytam każdy rozdział pięciokrotnie ze szczególnym skupieniem na przecinkach, to i tak nie mam go dosyć i nadal chcę więcej ;)
Więc Muza, pisz jak najdłużej, oby wena Ci się nigdy nie wyczerpała. A jakby co, to będziemy jej trochę podsyłać :D
Pozdrawiam
Arashi
Tak, mam szczęście, że Arashi zaproponowała współpracę:D
OdpowiedzUsuńDaj spokój Mati, to ja się cieszę, że czytasz i komentujesz to moje opko. Więc odpowiedź to czysta przyjemność:)
Możesz ściskać ja tam lubię przytulaski:p
Pozdrawiam Muza
Ps. Jak byś miała, jeszcze jakieś pytania to zawsze możesz do mnie napisać na pocztę:) Adres powinien się już wyświetlić w zakładce "coś o mnie"
Słoneczko,
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z Arashi-chan (czyli, że mogę Cię tak nazywać Aaaraaashi-chaan :D) i dziękuję za propozycję, podejrzewam, że w najbliższym czasie z niej skorzystam :).
Ma-chan
PS Jeśli chcesz, też możesz się do mnie zwracać Mati Arashi-chan ;).
...
OdpowiedzUsuńGdzie jest mój muszkiet od spraw opierdiwycg babsk? -_-
Zoro chyba się zgubił, zgubił się na drodze życia hm!
Czekam na neeeext <3
~~Aku
Wzięłabym jej ten wisiorek i wyrzuciła go przez okno ;_; BTW, kolejne fajne opko.
OdpowiedzUsuń