Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

22 marca 2017

Rozdział 14

Cześć i czołem:)
Oto kolejny rozdział:) Mam nadzieje, że umili wam dzień:)
Jeśli ktoś ciekawy rozdziały od 1 do 6 są już poprawione i zaktualizowane:) 
Miłego czytania:)


W głębi serca
Przekroczyć granice


Sanji przeczesał swoje blond włosy, lekko się denerwując. Niepotrzebnie  zrzucił na barki towarzysza swoje obawy co do powrotu do tamtego świata. Teraz Usopp co chwilę zerkał na niego zupełnie tak, jakby  miał nagle zniknąć. Oczywiście zabronił mu mówić komukolwiek, po co  wprowadzać jeszcze większe zamieszanie. I tak mieli wystarczająco wiele zmartwień, chociaż w tym momencie nie było tego widać. Rozejrzał się po salonie i uśmiechnął pod nosem. Ich kapitan był naprawdę niesamowity, a jego pogoda ducha działała na innych. Nawet ludzie z miasteczka przyłączyli się do jego zabawy, wesoło tańcząc i śpiewając. Jego wzrok zatrzymał się przy barze , a dokładnie na takim jednym zielonowłosym typku, który chciał przyprawić go o zawał. Cały wieczór zbierał się w sobie, by do niego podejść i w końcu pogadać. Usopp miał rację, musi zacząć myśleć i jakoś to załatwić.
- Luna, zagraj coś jeszcze! - Zawołał kapitan, wesoło krążąc wokół fortepianu.
- Dałbyś jej w końcu spokój, idioto! - Nami popatrzyła groźnie na kapitana,  a później na uśmiechniętą kobietę. - On tak zawsze...
- Nic nie szkodzi, naprawdę lubię grać, a już dawno nie miałam tak wesołych słuchaczy... - Uśmiechnęła się ponownie i zaczęła grać kolejny utwór, tym razem nieco spokojniejszy.
Sanji przyjrzał się jej, była naprawdę śliczna i taka delikatna...zupełnie inna niż Nami-san czy Robin-chan. Doskonale prezentowała się w zwiewnej sukience, która zasłaniała wszystko, co trzeba. Kuk zatrzymał się wzrokiem gdzieś na okolicach jej biustu , jednak to, co przykuło jego uwagę, wbrew pozorom było czymś innym. Jej Naszyjnik był naprawdę ładny, srebrny z jasnoniebieskim kamieniem w środku.
Westchnął i przeciągnął się na miękkiej kanapie. Nie powinien się rozpraszać jeszcze bardziej. Niechętnie  znów popatrzył na zielonowłosego, zastanawiając się, jak powinien zacząć rozmowę. Wiedział, że powinien rozegrać to na spokojnie, ewentualnie jakoś przeprosić za ten pijacki wybryk, ale tylko za to.
Sanji wstał i wyszedł z lokalu, od razu zapalając papierosa. Było już ciemno, a zapalone latarnie  oświetlały uliczki. Odetchnął głęboko, paląc papierosa zadziwiająco długo.
- Co się denerwujesz , idioto? Po prostu to zrób, to przecież tylko Marimo...

Blondyn zamrugał zdziwiony tym, co właściwie się przed chwilą stało. Cały czas siedział odwrócony w stronę recepcji, którędy wyszedł Marimo w towarzystwie niebiańskiej dziewczyny. Dlaczego taka cudowna dziewczyna zaczepia tego idiotę? A nie jego? Dlaczego z nią poszedł? Tak po prostu i to właśnie wtedy , kiedy zdecydował się z nim porozmawiać. Jakoś załagodzić sytuację. Rozmowa z Usoppem dała mu dużo do myślenia. Kurwa, chciał go nawet przeprosić! A on!
Olał go! Tak bez słowa, po prostu go olał! I to dla takiej pięknej panienki, jaką była Luna-chan! Co ten parszywy Glon sobie wyobraża? Niby taki biedny, zakochany...
Czekaj!
O czym on w ogóle myśli? Przecież to bardzo dobrze, że go olał i poszedł gdzieś z tym aniołem. To by znaczyło, że nie jest gejem i to wszystko mu się wydawało. Oczywiście byłoby lepiej , jakby ta cudna anielica podeszła do niego. Ten tępy glon na pewno nie wie , jak zająć  się tak delikatnym ciałem. Troglodyta!
Prychnął, dalej wpatrując się w ten sam punkt.
To, że razem wyszli, wcale nie znaczyło, że do czegoś dojdzie.
To spojrzenie dziewczyny przewierciło go na wylot, poczuł się dziwnie niespokojny. To wymowne spojrzenie, tak jakby  już nie zamierzała mu oddać Zoro.
Oddać...mu...zwariował? O czym on kurwa myśli?! Niech sobie go zabiera i robi z nim, co chce! On ma to gdzieś!
- Sanji?
- Hmm? - Odwrócił się i rozejrzał, by  namierzyć osobę, która do niego mówiła. Na końcu popatrzył w dół i zobaczył ich małego doktora z tym swoim zatroskanym wyrazem pyszczka.
- Co jest?
- Czy wszystko w porządku? Dlaczego Zoro wyszedł z Luną? Bardzo zbladłeś, źle się czujesz? Potrzebny ci lekarz? Poszukam jakiegoś!
- Z Luną... - Kucharz popatrzył uważnie na Choppera. Nie  rozumiał, dlaczego się tak denerwuje. - Ty jesteś lekarzem...
- A faktycznie! To pomogę. Wyglądasz, jakbyś  miał się zaraz przewrócić. Coś cię boli?
- Nie...czuję się naprawdę świetnie.
- Wow! Sanji , umarłeś? Powiedz, że nie umarłeś! Bo wyglądasz, jakbyś  umarł! - Luffy zaczął skakać wokół niego, robiąc trochę zamieszania.
- Idioto, nie uważasz, że martwi wyglądają nieco inaczej...
- Trudno się nie zgodzić... - Do rozmowy dołączyła Robin-chan, pojawiając się znikąd. Delikatnie złapała go za nadgarstek. - Biorąc jednak pod uwagę twój odcień skóry, lekko podkrążone oczy i chłodną w dotyku skórę, można by się pomylić...wyczuwam jednak tętno, co potwierdza, że jednak nie umarłeś.
- No i to, że gada! - Luffy poczochrał go przyjacielsko po włosach i rozejrzał się dookoła. - A Zoro gdzie wywiało?
- Przed chwilą wyszedł z Luną. - Odezwał się Chopper. - Może zatrułeś się czymś? Boli cię brzuch?
- Ej idioci i ty , Robin, czemu znów robicie zamie...boże , Sanji , co się stało? - Nawigatorka popatrzyła na niego wystraszona.
Sanji popatrzył na wszystkich lekko zażenowany całą tą sytuacją. O co im chodziło, przecież czuł się fantastycznie. Marimo wyszedł właśnie z piękną damą o jeszcze piękniejszym imieniu i na pewno nie myśli teraz o nim. To powód do świętowania! Wszystko wróci do normy...
- Podobno Zoro wyszedł z Luną... - Sanji patrzył na wymowne spojrzenie, jakie Robin-chan posłała Nami-san, przez co poczuł się jeszcze głupiej.
- A ty co? - Nami uniosła brew, mierząc go lekko kpiącym spojrzeniem. - Zły, że taka ślicznotka wybrała Jego zamiast Ciebie , czy zazdrosny, że z nią poszedł? - Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, patrząc wyzywająco.
- Nami...
- No co , Robin? Zoro jest przystojniakiem , to normalne, że oglądają się na niego dziewczyny.
- Masz rację , Nami-swan... - Odezwał się słabo Sanji i wstał. - Chyba już mówiłem, że jest mi całkowicie obojętny. Mało mnie interesuje, gdzie chodzi i z kim. Może robić, co chce jak każdy z nas. A teraz , jeśli  pozwolicie, pójdę się położyć, bo jednak źle się czuję... - Kucharz wyminął ich i wyszedł z salonu, kierując się na piętro, gdzie znajdowały się ich wynajęte pokoje.

Zoro szedł koło blondynki, nie odzywając się. Świeże  powietrze nieco go otrzeźwiło i naprawdę zaczął się zastanawiać, dlaczego zgodził się wyjść z nieznajomą. Zwłaszcza że brewka chyba chciał pogadać.
- Nie ma czego żałować. Po  co kolejny raz wysłuchiwać tego, że cię nie kocha?
Zoro zatrzymał się gwałtownie, mierząc dziewczynę groźnym spojrzeniem. Ta jednak nie wyglądała na przejętą, tylko uśmiechnęła się delikatnie.
- Spokojnie, nie czytam ci w myślach, po prostu twoi przyjaciele nie są zbyt dyskretni. - Zaśmiała się dziewczęco. - Poza tym czuć od ciebie złamanym sercem.
- Nic sobie nie złamałem... - Mruknął trochę zawstydzony i zły na resztę. Niczego nie potrafili zachować dla siebie. Banda debili.
- Jesteś uroczy. Cóż, to  jego strata, że nie widzi, jak bardzo mógłbyś go uszczęśliwić. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. – To co,  idziemy dalej? Z chęcią pokażę ci okolicę, wieczorami jest tu naprawdę pięknie.
- Jesteś dziwna. Nie boisz się spacerować po nocy z nieznajomym? - Mówiąc to, jednak ruszył dalej, było coś w tej dziewczynie, co go intrygowało.
- Po prostu znam się na ludziach...albo jestem z tych niegrzecznych dziewczynek, które lubią zaczepiać przystojnych piratów. - Mrugnęła do niego zalotnie.
Zoro nie odpowiedział, w sumie taka sytuacja zdarzyła mu się pierwszy raz. Nigdy nie miał zbyt dobrych kontaktów z kobietami. Nie liczył Kuiny , bo wtedy byli jeszcze dzieciakami. Nami i Robin też się nie wliczały, bo ta pierwsza to jakiś demon nie kobieta, a Robin to Robin...
- Widzę, że jesteś z tych nieśmiałych, milczków... - Uśmiechnęła się, siadając w parku na ławeczce.
- Zastanawiam się, czego ode mnie  chcesz, kobieto?
Stanął przed nią  i przyjrzał się jej. W dobrze oświetlonym parku widział ją doskonale.
Piękne rozpuszczone długie blond włosy, duże błyszczące zielone oczy przyozdobione w kaskadę gęstych rzęs. Ubrana w niebieską sukienkę wyglądała jak dziewczyna nie z tego świata. Musiał przyznać, że nie brakowało jej uroku osobistego.
- Jesteś bezpośredni. -Zaśmiała się.- Nic nie chcę, po prostu lubię pomagać tym o złamanym sercu. Jeśli byś zapragnął mojej pomocy, mogłabym uleczyć twoją cierpiącą duszę...
- Ta akurat, jesteś naprawdę dziwna... - Zoro spiął się. To, co  mówiła ta kobieta, było naprawdę niepokojące.
- Może i tak... – Przeciągnęła się z gracją i spojrzała mu prosto w oczy. - Ale czy nie byłoby cudownie popłynąć w dalszą podróż już bez tych wszystkich ciążących ci uczuć? Nie powiesz mi chyba , że nie chciałbyś przestać go kochać? Poczuć się znów szczęśliwy i wolny...
- Zamknij się... - Zoro cofnął się, nie chciał przyznać nawet sam przed sobą , jak bardzo kusiły go jej słowa.
- Ten słodki blondynek na pewno od chwili, gdy się dowiedział , nie marzy o niczym innym. - Dziewczyna wstała, podchodząc do szermierza bardzo blisko. - Mogę sprawić, że znowu będziesz wolny i już nigdy nie będziesz cierpiał z miłości...
Zoro popatrzył znów w jej hipnotyzujące zielone oczy. To, co mówiła, było takie kuszące i naprawdę sporo by ułatwiło. Gdyby nie kochał tej zakręconej brewki, mogliby spokojnie ruszyć dalej. O ile dziewczyna mówiła prawdę. I co by chciała w zamian?
- Wszystko pięknie , o ile mówisz prawdę i muszę uprzedzić, że nie mam  pieniędzy... - Zakpił, patrząc z góry na dziewczynę, która zaczęła błądzić palcem po jego bicepsie.
- Nie jestem w stanie ci tego udowodnić, musiałbyś mi zaufać. - Zaśmiała się. - A jeśli chodzi o cenę, to jakoś się dogadamy...

Sanji patrzył w sufit. Już  był spokojny i wcale się nie dziwił załodze, bo gdy wszedł do pokoju i popatrzył w lustro, sam się przestraszył. Przeciągnął się na łóżku i wtulił w miękką pościel. W pokoju stało jeszcze jedno, więc już niedługo nawiedzi go któryś członek załogi.
- Powinienem więcej spać... - Mruknął do siebie i pomimo to wstał. Nie czuł się zmęczony, chociaż było już późno. Zaczął krążyć po pokoju, próbując odgonić niepożądane myśli, ale wcale mu to nie pomogło. Dopiero gdy usłyszał jakieś hałasy dochodzące z korytarza, zatrzymał się i zgasił papierosa w szklanej popielniczce. Podszedł do drzwi i wyjrzał zaciekawiony usłyszanymi dźwiękami.
Jednak to, co zobaczył, było czymś, czego się w ogóle nie spodziewał. Nie poruszył się , obserwując , jak piękna długowłosa blondyna namiętnie całowała się z Zoro. I to z wzajemnością!
Oparta o drzwi rękami obejmowała go za szyję, a jej smukłe nogi oplatały go w pasie.
Przełknął ślinę, gdy kobieta sięgnęła jedną  dłonią do klamki i z cichym skrzypnięciem otworzyła drzwi. Już po chwili oboje zniknęli w pomieszczeniu.
Młody kucharz rozejrzał się po korytarzu. Czy to się naprawdę dzieje?
Jego oddech przyśpieszył gwałtownie, nie rozumiał, dlaczego poczuł się tak źle. Przecież to tylko Marimo! Może kochać się z kim chce! Byle nie z nim!
Zamknął się w pokoju i popatrzył na swoje drżące dłonie.
- Kurwa!


10 marca 2017

Rozdział 13

To znowu ja!:)
Mamy oto rozdział 13, jest krótki ale mam nadzieje że się wam spodoba. Postaram się by kolejny rozdział był dłuższy:)
Miłego czytania:)


W głębi serca
Przekroczyć granice


Zoro pociągnął zdrowo z butelki, nie przejmując się gwarem panującym w gospodzie. W tym momencie było mu to nawet na rękę, bo głośne rozmowy i muzyka zagłuszały nieco chaos panujący w jego głowie. Jak on mógł się wpakować w coś takiego?
Oparł policzek o dłoń i przyjrzał się swojemu odbiciu w butelce. Nawet tam widział, jak żałośnie wyglądał. Westchnął smętnie i upił kolejny łyk swojego ulubionego płynu. Nie potrafił się otrząsnąć z tego, co się wydarzyło. W tej chwili naprawdę nie był sobą i naprawdę nie rozumiał, jak to się stało, że zakochał się w tej pokręconej brewce. Jak mógł być taki głupi i uwierzyć, że ma jakiekolwiek szanse by...odwzajemnił jego uczucia? Przecież to Kuk! Samo to, że to ten irytujący padalec, powinno go od razu otrzeźwić. A to, że ten wredny typek miał w sobie to coś, co sprawiało, że nie potrafił oderwać od niego wzroku, to wcale go nie usprawiedliwiało.
Musi z tym skończyć. Przestać się użalać nad sobą i w końcu coś zrobić. Co z tego, że ból rozdzierał mu serce, przecież nie zmusi blondyna, by się w nim zakochał. Jeśli nie chce rozmawiać, to nie będą tego robić! Przecież wystarczy udawać, że nic się nie stało i płynąć dalej. Przecież potrafi zapanować nad własną żądzą i nie myśleć o tym smukłym ciele, pachnących i miękkich włosach i tym głębokim spojrzeniu, przez które przeszywały go dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
- To głupota... - Westchnął. Pozwolił, by zbyt wiele rzeczy zaczęło mu się w nim podobać.  Dlaczego nie potrafił się ogarnąć?! Przecież doskonale wiedział, że tak to się skończy. Czemu to tak przeżywa? Przecież jest piratem! Musi się wziąć w garść i po prostu przestać kochać!
- Ukrywasz się?
Zoro wzdrygnął się. To już była kpina, że nie zauważył Nami. Naprawdę stracił czujność.
- Nie. Siedzę i piję, jak widać...to wy gdzieś poleźliście.
- Myśleliśmy, że będziecie rozmawiać na statku...
- No to źle myśleliście... - Zoro popatrzył na nią z góry.
- Dalej jest zły?
- I raczej nigdy nie przestanie być, ale to już nieważne...
- Jak to nieważne? Co ty znowu wymyśliłeś...?
Zoro dopił to, co miał w butelce i mierzył ją poważnym spojrzeniem.
- Nic nie będę robić. - Westchnął. - I wy też. Przykro mi, ale nie będzie happy endu. Po prostu popłyniemy dalej.
- Chyba żartujesz? Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Normalnie, o ile ty z Usoppem też się pogodzicie.
Zoro rozejrzał się po barze, ale nie dostrzegł nikogo znajomego.
- Gdzie w ogóle reszta załogi?
- Faceci...i ta wasza logika. - Rudowłosa dziewczyna prychnęła rozgniewana. - Wynajęliśmy pokoje w małym pensjonacie. W sumie jak już cię znalazłam, to możemy iść i nie martw się, tam też jest bar.
- Co za rozrzutność i troska, to na pewno ty? - Zoro uśmiechnął się kpiąco. Rzadko kiedy zdarzało się, by nawigatorka wynajmowała jakieś pokoje dla wszystkich.
- Nie były drogie i nie myśl sobie. Będziecie musieli mi oddać z odsetkami.
Dziewczyna poklepała go po ramieniu, a on mógłby przysiąc, że dostrzegł błysk Berri w jej oczach.
- Nie. Jednak to cała ty. – Wstał, upewniając się, czy jego katany dalej są tam, gdzie powinny. - Możemy iść...

Pensjonat, o którym mówiła Nami, był naprawdę niedaleko i już przy drzwiach dało się słyszeć ich kapitana.
Weszli do środka i od razu do ich uszu doszedł straszny harmider.
- Co ten idiota znów wymyślił!
Zoro westchnął i wszedł głębiej do pomieszczenia, mijając roześmianą recepcjonistkę. Jego oczom ukazał się średniej wielkości salon z kilkoma małymi okrągłymi stolikami. Gdzieniegdzie stały bordowe kanapy, ale najbardziej w oczy rzucał się dość obficie wyposażony bar. Oczywiście zaraz po załodze na czele z kapitanem okupujących fortepian.
- Yo hohohoho, Yo hohoho!
Zoro uniósł brew. Byłoby dobrze, gdyby ich kapitan trafił w chociaż jedną nutę.
- Je Je Okej! - Franky najwidoczniej się tym nie przejmował, bo jak zwykle ruszył w tan. - Suuuperyyy!
- I ja naprawdę należę do tej załogi... - Nawet przez chwilę rozważał, czy nie podejść, ale jednak zrezygnował i udał się prosto do baru. Musiał przyznać, że panował tu zupełnie inny klimat, niż w tamtym barze, dużo bardziej przyjemny. Zamówił sobie piwo i patrzył jak nawigatorka drze się po chłopakach.
Może jakoś uda się im wrócić do normalności, jak ten pseudokucharzyna im na to pozwoli. O co on tak właściwie się wścieka? Nie powiedział mu prawdy, ale skoro i tak ma go gdzieś, to po co ta złość? Przecież nic mu tak naprawdę nie zrobił. Mógłby go wtedy zerżnąć, ale nie zrobił tego. Nie zasłużył sobie na takie traktowanie! Robin miała rację, przez cały czas myślał tylko o tym, by go nie zranić, a on przy wszystkich wgniótł go w ziemię. Nawet się nie zastanowił, tylko skopał leżącego. Nie był przecież jakimś zwierzęciem, które nad sobą nie panuje.
Serce Zoro zaczęło szybciej bić, poczuł złość na samego siebie.
Bo przecież nie on zaczął to wszystko. Nie on twierdził, że...kurwa, jak można mieć tak słabą głowę i nie pamiętać, co się komuś mówiło!  
Obejrzał się w stronę fortepianu, bo zamiast pojedynczych i źle dobranych dźwięków zaczął słyszeć ładną melodię.
Przy instrumencie siedziała młoda i naprawdę ładna długowłosa blondynka. Oczywiście dookoła niej skakał Luffy, ciesząc się jak dziecko.
Zoro przeszył dreszcz, bo stało się coś dziwnego. Kobieta patrzyła prosto na niego, lekko się uśmiechając i przenikając na wylot dużymi zielonymi oczami. W ogóle niewzruszona słomianym idiotą, zupełnie tak jakby grała tylko dla niego.
Otrząsnął się i odwrócił, to idiotyczne, chyba ponosiła go wyobraźnia. Ta dziewczyna nie miała powodu, by patrzeć na niego, a tym bardziej, by grać. Napił się jeszcze trochę piwa, próbując rozgonić niepożądane myśli.
- Czuję jedzenie!
Dało się słyszeć okrzyk radości kapitana, który stracił zainteresowanie muzyką i rzucił się w stronę recepcji, gdzie właśnie pojawili się Usopp i Sanji obładowani torbami z jedzeniem.
Zoro popatrzył w ich kierunku, zatrzymując wzrok na blond czuprynie i aż poczuł skurcz w sercu.
Odwrócił się i przełknął ciężko ślinę, próbując się uspokoić.
Bardzo by chciał nie czuć tego obezwładniającego go bólu. Nie może pozwolić, by emocje z nim wygrały. Muszą przecież ruszyć dalej, a nie może go przecież unikać!
Znów popatrzył w stronę recepcji, powtarzając sobie w myślach, że czegokolwiek by blondyn nie zrobił, to on da radę. Patrzył jak ich kapitan próbuje zeżreć zawartość toreb nawet ich nie otwierając, za co dostaje kopa w łeb od kucharza i kazanie. Uśmiechnął się pod nosem widząc to. Tak, ich kuk naprawdę miał temperament. Obserwował ich w ciszy, złość zniknęła znów zastąpiona niepewnością. Nie może się tak na niego gapić…to chore. Jak na zawołanie Sanji popatrzył w jego stronę, a ich oczy się spotkały. Zoro odwrócił wzrok i napił się, by jakoś uspokoić swoje ciało i myśli. Jest w stanie znieść wiele, ale nie sposobu, w jaki blondyn popatrzył na niego teraz. Już wolał złość i pogardę niż współczucie.

Zielonowłosy szermierz pociągnął kolejny spory łyk z butelki. Musiał wypić już naprawdę dużo, bo lekko szumiało mu w głowie. Co zbyt często się nie zdarza, a raczej nigdy. Miał szczerą nadzieję, że alkohol tu wcale nie jest tak drogi i rano, gdy nawigatorka zobaczy rachunek, to go żywcem nie pogrzebie. Zaśmiał się w duchu, przynajmniej nie byłoby problemu z blondaskiem, ani żadnego innego...
Starał się tam nie patrzeć, oczywiście gdy ich kapitan zobaczył tyle żarcia, w trybie natychmiastowym rozkręcił imprezkę. Do której bardzo szybko przyłączył się personel i goście pensjonatu. I tak z cichego i spokojnego miejsca ich kapitan zrobił biesiadę. Na szczęście załoga dała mu spokój i nie próbowała wciągnąć w wir zabawy. Chociaż nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że ktoś się na niego gapił. Wręcz był tego pewny, ale nie chciał się odwracać i znów zobaczyć tę pokręconą brewkę. Nie teraz…myślał, że da radę. Rano był nawet gotowy, by z nim porozmawiać i jakoś przekonać, że mogą płynąć dalej, ale on znów go odepchnął a na dodatek to spojrzenie.  Teraz wiedział, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. On mu nie wybaczy i będzie patrzył jak na jakiegoś odmieńca.
- Sprawdzasz, ile zmożesz?
Zoro wzdrygnął się, gdy Brewka usiadł obok niego. Co jest? Czego chciał? Znów go zwymyśla od najgorszych? Może nagle zachciało mu się gadać?
- Jak zawsze...
Nie odwrócił się i nie spojrzał na niego, chociaż dobrze wiedział, że on na niego patrzy.
- Bo wiesz...- Zaczął nieśmiało kuk, ale szybko zostało mu przerwane.
Szermierz już chciał odwrócić się do kucharza. Wyczuł w jego głosie jakąś odmianę, ale ktoś położył mu dłoń na ramieniu i odwrócił się w drugą stronę.
Już chciał spytać "czego?", ale gdy zobaczył przed sobą stojącą zielonooką piękność, która wcześniej grała na fortepianie, lekko się zdziwił.
- Mam ochotę na spacer w świetle księżyca w miłym towarzystwie i tak sobie pomyślałam, że wolałbyś spędzić ten wieczór ze mną niż... - Tu spojrzała na blondyna wymownie, lekko się uśmiechając. - ze swoim przyjacielem.
Zoro przełknął ślinę, patrząc prosto w te hipnotyzujące zielone oczy.
Naprawdę poczuł, że to wcale nie jest taki zły pomysł. Z pewnością przyda mu się trochę świeżego powietrza i to z dala od kucharza.
- Chyba masz rację... – Wstał, nawet nie patrząc na blondyna i najzwyczajniej w świecie pozwolił się wyprowadzić kobiecie z lokalu.