W głębi serca
Po drugiej stronie lustra
Sanji założył nogę na nogę , niecierpliwiąc i martwiąc się
coraz bardziej. Siedział na miękkiej kanapie, podobno w jego mieszkaniu,
umieszczonym w jakimś dziwacznym wielkim budynku. Przez otwarte okno wdzierały
się hałasy z dziwnego zewnętrznego świata , który za nic nie przypominał piękna
oceanów i kolorowych wysp , na których jeszcze parę godzin temu się znajdował.
Jeszcze raz popatrzył na zgromadzonych koło niego ludzi, były tam piękne jak zwykle Nami-san i
Vivi-chan oraz Luffy i Usopp.
- Nami, może po prostu zabierzmy go do lekarza? - Usopp
podrapał się po głowie z niepewną miną.
- Jeszcze go zamkną w wariatkowie, nie zauważyłeś, że bredzi
jak potłuczony – Warknęła zdenerwowana rudowłosa.
- Ja mu tam wierzę! – Wtrącił się Luffy, jako jedyny był
bardziej podniecony całą tą sytuacją niż zmartwiony.
- Tak, ale ty byś uwierzył w e wszystko, więc twoje zdanie
się nie liczy... – Długonosy rozsiadł się wygodniej w fotelu. Drugi chłopak w
ogóle się nie przejął i usiadł bliżej blondyna , szeroko się uśmiechając.
- Naprawdę jestem piratem i cały się rozciągam?! - Spytał po
raz kolejny, kołysząc się wesoło.
- Tak, jesteś kapitanem na naszym statku i człowiekiem ,
który odnajdzie One Piece i zostanie królem piratów – Odpowiedział , lekko się
uśmiechając. Pocieszający był fakt, że chociaż ktoś mu wierzył, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie.
- Ale odlot, słyszeliście?! - Zawołał wesoło , ale reszta i
tak go nie słuchała , dyskutując miedzy sobą.
- Może po prostu poczekajmy na Zoro , w końcu on ma tu
najwięcej do powiedzenia – Stwierdziła nieśmiało Vivi, próbując opanować
rozjuszoną koleżankę. W Sanjim aż się
zagotowało na dźwięk tego imienia. Odkąd
dostrzegł na komodzie to dziwne zdjęcie przedstawiające jego i tego
przeklętego Marimo razem , w dodatku uśmiechających się, miał bardzo złe
przeczucia.
- A co niby ten zielony idiota może mieć do powiedzenia?! -
Powiedział zirytowany i po raz kolejny posprawdzał kieszenie w poszukiwaniu
papierosów – Powiedzcie, że gdzieś tu są papierosy. - Luffy przestał się
kołysać i chichotać i popatrzył na niego zdziwiony.
- To nie jest zabawne,
przecież nie palisz od dwóch lat...- Odpowiedział mu całkowicie
poważnie.
- Świetnie! – Syknął wściekle. – Musiałem nieźle przyjebać w
łepetynę, że mam takie popieprzone omamy. – Powiedział bardziej do siebie niż
do reszty. Nie wiedzieć czemu nie potrafił się uspokoić , a to zdjęcie cały
czas przyciągało jego uwagę. - To może powiecie mi , jaki to niby jestem ,
zanim postanowicie zrobić ze mnie
czubka? - powiedział zrezygnowany , patrząc po zdziwionych twarzach
przyjaciół. Po chwili ciszy Nami usiadła obok blondyna i złapała go czule za
dłoń, niepewnie na niego zerkając.
- Wybacz, no to my znamy się z liceum, ty poznałeś nas z
Luffym . Zanim adoptował cię Zeff ,
byliście w jednym sierocińcu, razem z Ace’em
i Sabo. Usopp chodził do szkoły razem z Luffym i tak się zaprzyjaźniliśmy. Ty chodzisz do
szkoły gastronomicznej , a Vivi to twoja młodsza koleżanka, której czasami dajesz
korepetycje. To jest twoje i Zoro mieszkanie, kiedyś mieszkał z wami Luffy ,
ale jakiś czas temu się wyprowadził. - Dziewczyna mówiła powoli tak , by
wszystko dotarło do jej zdezorientowanego kolegi. - Jakieś pytania? - Sanji
chłonął jej każde słowo , by zebrać jak najwięcej informacji , które mogłyby mu się przydać.
- Kilka: co z Robin-chan, Chopperem i Frankym?
- Ja nie znam nikogo takiego – Nami popatrzyła na resztę
zebranych , ale raczej żadne z nich nie
wiedziało, o kogo może mu chodzić.
- Więc pytanie , czy posiadamy statek , jest raczej bez
sensu?
- Nie mamy statku – Powiedział zawiedziony Luffy – Nawet
nigdy nie pływaliśmy na takim – Dodał.
- Dlaczego mieszkam razem z tym kretynem szermierzem? - Ta
odpowiedź mimo wszystko ciekawiła go najbardziej. Przełknął nerwowo ślinę.
W tym momencie oddałby wszystko za choćby jednego papierosa.
- Jak to dlaczego ? Przecież jesteście ze sobą... - Nami
ścisnęła jego dłoń , czując jak mężczyźnie napinają się mięśnie. Sanji nie
odpowiedział , tylko pobladł lekko. Z przedpokoju doszły ich dźwięki
otwieranych , a następnie zamykanych drzwi. Po chwili zza rogu wyłonił się Zoro i popatrzył na
wszystkich lekko zdziwiony.
- Siema, zapomniałem o czymś czy to zbieg okoliczności, że
was tyle zegnało w jedno miejsce? - Zażartował , odkładając plecak i skórzaną
kurtkę pod ścianą. Luffy wstał i podszedł do zielonowłosego, Sanji wpatrywał
się w podłogę , nerwowo przetwarzając informacje, a serce biło mu coraz szybciej. Przecież to , co
mówili , było niemożliwe i obrzydliwe.
To był jakiś koszmar , z którego nie potrafił się obudzić. Luffy zaczął szybko
streszczać przyjacielowi , co się mniej więcej stało i że nie jest dobrze. Mina
Zoro nieco zrzedła po tym , co usłyszał i podszedł od razu do swojego chłopaka.
Stanął za kanapą i wsunął dłoń w krótkie blond kosmyki lekko ale pewnie
odwracają c mu głowę tak by spojrzał mu w twarz.
- Co jest , Sanji? -
Spytał czule, patrząc mu głęboko w oczy. Sanji poczuł, że zaraz oszaleje,
pierwszy raz usłyszał swoje imię, czule wypowiedziane przez tego zielonego
glona , a w dodatku jego ciało zareagowało przyjemnymi dreszczami na jego
dotyk. Szarpnął się gwałtownie i uciekł za najbliższe drzwi , które okazały się
prowadzić do łazienki. Serce waliło mu jak oszalałe i nie potrafił nabrać
powietrza. Miał dość tego szalonego świata, przecież to wszystko co mówili było
chore. Zrobiło mu się niedobrze , więc zamknął oczy , próbując poukładać
wszystkie fakty w głowie. Osunął się po drzwiach na ziemię i starał się
uspokoić , gdy ktoś zapukał.
- Zostawcie mnie,
muszę pomyśleć... – Zawołał, by dali mu
na chwilę spokój, wziął głęboki wdech. Wiedział, że to nie czas i miejsce na
atak paniki.
- Dobra... – Głos zza
drzwi należał do Zoro , ale był taki dziwny, pełny niepokoju. Sanji brał
głębokie wdechy, aż jego serce zaczęło
normalnie bić. Otworzył oczy i skupił się na faktach. Wiedział , że jakimś
cudem znalazł się w innym świecie, gdzie nie był piratem lecz
najzwyczajniejszym obywatelem , a w dodatku wszystko wskazywało na to , że jest
Gejem i w dodatku jest z Nim. Z trudem opanował mdłości. Na samą
myśl, że ten kretyn mógłby go
dotykać w tak popieprzony sposób , robiło mu się słabo. Wstał i rozejrzał się
dookoła zwykła mała łazienka z wanną, kiblem, umywalką i lustrem. Odpowiedź
była taka oczywista, zwierciadło takie samo w obu światach. Wiedział, że jak
najszybciej musi wrócić do tego muzeum , by wydostać się z tego zwariowanego
świata. Popatrzył nerwowo na drzwi, będzie musiał jakoś przekonać tego kretyna,
że to jakaś wielka pomyłka. Powróciło wspomnienie tego miłego uczucia , gdy go
dotknął, odkręcił wodę i opłukał twarz. To wszystko było takie dziwne.