W głębi serca
Po drugiej stronie lustra
Zoro podnosił ciężary w swojej siłowni, pot spływał po jego umięśnionym nagim torsie, nadając mu majestatyczny wygląd greckiego boga. Atmosfera na statku nie bardzo uległa zmianie. Co prawda wiedzieli już mniej więcej, co się stało z tym przeklętym kucharzem, ale wyjaśnienia podane przez Robin nie były zadowalające. Według kobiety lustro to jakieś przejście miedzy światami, czy coś takiego. Roronoa zrozumiał z jej wypowiedzi tylko tyle, że Idiota 1 (Sanji ze świata OP) jest teraz w innym świecie, a idiota 2 (Sanji z Tokio) od dwóch dni znajdował się na ich statku. Co prawda i tak mało go to obchodziło, bo kuk to kuk i nieważne który, i tak jest idiotą, ale inni wydawali się tym faktem mocno zaniepokojeni. Dlatego ich statek był teraz przycumowany w ustronnym miejscu, by jak najdłużej ukryć ich obecność przed marynarką.
Przez otwarte okno wtargnął piękny zapach pieczonego mięsa, który sprawił, że żołądek mężczyzny zrobił fikołka i zaburczał głośno, domagając się pożywienia. Zielonowłosy odstawił wielką sztangę. Omijał kuchnię, odkąd pojawił się Idiota 2, nie był pewny, czego ma się dokładnie spodziewać, ale dziewczyny, głównie ta ruda jędza, kategorycznie zabroniły mu obrażać kucharza i co dziwniejsze miał być dla niego miły. Nagle oszalały, czy co? Czy kobiety naprawdę myślą, że tak po prostu zmieni sposób traktowania tego kretyna tylko dlatego, że poprzewracało mu się w głowie. I do tego te dziwne spojrzenia, których niby nie zauważył, a którymi raczyły go dziewczyny. Cała sytuacja sprawiała, że czuł się dziwnie i dlatego tym razem wybrał ucieczkę niż konfrontację, ale niestety organizm domagał się solidnej porcji jedzenia, więc i tak nie miał wyboru. Przeszedł przez klapę w podłodze i zjechał po drabince na dół. Od razu ruszył do kuchni prowadzony słodkim zapachem, ale oczywiście zanim znalazł docelowe miejsce, odwiedził łazienkę, kajutę chłopaków, gabinet Choppera i znowu łazienkę. W duchu przeklinał Franky’ego i tak śmiesznie wymyślony statek, w którym pomieszczenia same się przemieszczają. Kiedy otwierał kolejne drzwi, burczenie w brzuchu stawało się nie do zniesienia.
- Popatrzmy! Kto zaszczycił nas swoją obecnością... - Nami patrzyła na niego wymownie z lekkim tajemniczym uśmiechem, tak jakby tylko czekała na jego pojawienie się.
- Po prostu zgłodniałem. - Przy stole siedziała cała załoga oprócz blondyna, Zoro ruszył do stołu, starając się nie zerknąć w stronę kuchennych blatów. Jedyne wolne miejsce znajdowało się miedzy Nami a Luffym, co nie bardzo mu odpowiadało, ale raczej nie miał innych możliwości, bo chociaż stół był dość spory, sam Franky zajmował z trzy miejsca. Zielonowłosy od razu zaczął nakładać sobie smakowicie wyglądające jedzenie, był ciekaw, czy ten drugi gotuje równie dobrze. Oczywiście nigdy by mu nie powiedział ,że jego potrawy bardzo mu smakują, komplementowanie tego pacana byłoby poniżej jego godności.
- To, że prosiłyśmy cię, byś był dla niego miły, nie miało znaczyć „omijaj szerokim łukiem” - Szepnęła mu do ucha, a w jej głosie dało się wyczuć figlarną nutę, po czym dodała dużo głośniej – Boże, mógłbyś się chociaż wykąpać, bo śmierdzisz! – Co wywołało ogólne rozbawienie.
- Spadaj na drzewo! - Odpyskował i odruchowo popatrzył w stronę kuchni skąd za chwilę powinien nadejść atak rozwścieczonego kucharza, co jednak nie nastąpiło. Patrzył wprost w te ciemnoniebieskie tęczówki, które wpatrywały się w niego nie z wściekłością, ale, w co nie mógł uwierzyć, bo było to kompletnie niewiarygodne, czule. Zamrugał kilka razy i objął blondyna spojrzeniem, wyglądał dziwnie ze związanymi włosami w kucyk i odsłoniętą całą twarzą. Cisza trwała zbyt długo, bo nawet Luffy przestał jeść i wpatrywał się w nich wyczekująco, szybko musiał coś wymyślić.
- Co się gapisz, brewko? - Był w takim szoku, że tylko tyle umiał z siebie wycedzić.
- To chyba nie zabronione, poza tym sam się gapisz... - Odszczeknął się niezrażony postawą zielonowłosego.
- Bo wyglądasz jak idiota z tą fryzurą! – Warknął, miał ochotę pozbyć się tego uśmieszku z jego gęby. Luffy z Usoppem zaczęli chichotać, a Nami wyglądała, jakby chciała go pobić.
-Nie znasz się, Zoro! To Suupper fryz! – Wtrącił się Franky i zaczął wyginać śmiało ciało, co wywołało kolejne salwy śmiechu.
- Dla baby, chyba że jest coś, czego ten ero-kuk nam nie powiedział... - kontynuował obrażanie, nie zwracając uwagi na turlających się ze śmiechu chłopaków. Blondyn podszedł do niego i oparł się nonszalancko o stół.
- Dla ciebie, skarbie, mogę udawać nawet słodką dziewicę, jeśli cię to podnieci... - Powiedział kokieteryjnie, puszczając do szermierza oczko. Chłopaka zatkało, gdyby miał coś w ustach, najpewniej zadławiłby się na śmierć.
- Pedzio...
- Żebyś wiedział.
- No nie mogę! – Zawołał śmiejący się do rozpuku kapitan - Chcę mu powiedzieć! Mogę? Błagam, pozwólcie mi!
- No nie wiem, widzisz jego minę? Jeszcze się załamie i co? - Sanji założył nogę na nogę, a uśmiech ani na chwilę nie schodził mu z twarzy. Dopiero teraz Zoro zdał sobie sprawę, że przez te dwa dni, które praktycznie spędził sam na ćwiczeniach, wiele go ominęło.
- Co jest grane? - Zielonowłosy spojrzał na jedyną rozsądną osobę przy tym stole, która się nie śmiała. Nie przepadał, gdy załoga robiła sobie z niego żarty.
- Cóż, pan kucharz powiedział nam, że w jego świecie jesteście parą, dlatego prosiłyśmy, byś był dla niego miły, jak widać niepotrzebnie... – Kobieta wydawała się niewzruszona tym, co mówi, jakby ogłaszała coś zupełnie normalnego.
- Ja chciałem powiedzieć! – Jęknął Luffy, podnosząc się z ziemi. Usopp pocieszająco poklepywał go po ramieniu.
- Czym jesteśmy? - Zoro zamrugał nerwowo, a wyraz jego twarzy stawał się coraz głupszy.
- Parą, czyli mieszkamy razem, chodzimy na randki, a w sypialni robimy mnóstwo grzesznych rzeczy... - Westchnął rozbawiony Sanji.
- Nie wiem jak inaczej mógłbym ci to wytłumaczyć, chyba że chcesz, bym ci pokazał? - Dodał, oblizując lubieżnie usta. Chłopaki śmiali się dalej, a na policzkach Nami wykwitł szkarłatny rumieniec.
- Nie, dzięki! - Syknął wściekle, wcale nie było mu do śmiechu, tego po prostu było już za wiele. Wstał z rozmachem, dobył jednego z mieczy i zamachnął się na blondyna. Wszystko działo się bardzo szybko i tylko Luffy zareagował na czas. Wskoczył mu na plecy i owinął swoje ręce wokół ramion szermierza tak, że katana zatrzymała się tuż przed twarzą zdziwionego blondyna, który zdążył tylko zasłonić się ręką.- No już, wystarczy, to były tylko żarty, Zoro, nie bierz tego do siebie... - Pomimo całej sytuacji, głos Luffy’ego był spokojny i wesoły. Wiedział, że jego przyjaciel był porywczy, zwłaszcza jeśli chodziło o Sanjiego - Poza tym, on podobno nie umie się bić, więc jeszcze zrobiłbyś mu krzywdę, a raczej krzywdę ciału naszego Sanjiego... - Zoro patrzył w te przerażone tęczówki i poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku. Nie potrafił zrozumieć, jak ten idiota mógł się zasłonić dłońmi. Gdyby nie Luffy, odciąłby mu rękę, a przecież tego by nie chciał. Cała złość odeszła w jednym momencie, pozostawiając jednak nieprzyjemne uczucie w żołądku.
- Już dobrze... - Mruknął całkiem spokojnie, czując, jak reszcie załogi ulżyło. - Możesz mnie puścić... - Luffy zlazł z przyjaciela i poklepał go po plecach, jednak żartowanie sobie z ich orientacji nie było dobrym pomysłem. Sanji szybko wycofał się do kuchni, szykując jakieś kolejne danie i udając, że wszystko jest w porządku, Zoro jednak dostrzegł, jak drżą mu dłonie. Zignorował to i usiadł ponownie za stołem, gdzie Nami raziła go piorunującym spojrzeniem, a wszyscy prócz Luffy’ego mieli poważne miny. Podświadomie czuł, że pojawienie się tego drugiego kucharza wywoła wiele zamieszania i zmian wśród załogi.
Po drugiej stronie lustra
Zoro podnosił ciężary w swojej siłowni, pot spływał po jego umięśnionym nagim torsie, nadając mu majestatyczny wygląd greckiego boga. Atmosfera na statku nie bardzo uległa zmianie. Co prawda wiedzieli już mniej więcej, co się stało z tym przeklętym kucharzem, ale wyjaśnienia podane przez Robin nie były zadowalające. Według kobiety lustro to jakieś przejście miedzy światami, czy coś takiego. Roronoa zrozumiał z jej wypowiedzi tylko tyle, że Idiota 1 (Sanji ze świata OP) jest teraz w innym świecie, a idiota 2 (Sanji z Tokio) od dwóch dni znajdował się na ich statku. Co prawda i tak mało go to obchodziło, bo kuk to kuk i nieważne który, i tak jest idiotą, ale inni wydawali się tym faktem mocno zaniepokojeni. Dlatego ich statek był teraz przycumowany w ustronnym miejscu, by jak najdłużej ukryć ich obecność przed marynarką.
Przez otwarte okno wtargnął piękny zapach pieczonego mięsa, który sprawił, że żołądek mężczyzny zrobił fikołka i zaburczał głośno, domagając się pożywienia. Zielonowłosy odstawił wielką sztangę. Omijał kuchnię, odkąd pojawił się Idiota 2, nie był pewny, czego ma się dokładnie spodziewać, ale dziewczyny, głównie ta ruda jędza, kategorycznie zabroniły mu obrażać kucharza i co dziwniejsze miał być dla niego miły. Nagle oszalały, czy co? Czy kobiety naprawdę myślą, że tak po prostu zmieni sposób traktowania tego kretyna tylko dlatego, że poprzewracało mu się w głowie. I do tego te dziwne spojrzenia, których niby nie zauważył, a którymi raczyły go dziewczyny. Cała sytuacja sprawiała, że czuł się dziwnie i dlatego tym razem wybrał ucieczkę niż konfrontację, ale niestety organizm domagał się solidnej porcji jedzenia, więc i tak nie miał wyboru. Przeszedł przez klapę w podłodze i zjechał po drabince na dół. Od razu ruszył do kuchni prowadzony słodkim zapachem, ale oczywiście zanim znalazł docelowe miejsce, odwiedził łazienkę, kajutę chłopaków, gabinet Choppera i znowu łazienkę. W duchu przeklinał Franky’ego i tak śmiesznie wymyślony statek, w którym pomieszczenia same się przemieszczają. Kiedy otwierał kolejne drzwi, burczenie w brzuchu stawało się nie do zniesienia.
- Popatrzmy! Kto zaszczycił nas swoją obecnością... - Nami patrzyła na niego wymownie z lekkim tajemniczym uśmiechem, tak jakby tylko czekała na jego pojawienie się.
- Po prostu zgłodniałem. - Przy stole siedziała cała załoga oprócz blondyna, Zoro ruszył do stołu, starając się nie zerknąć w stronę kuchennych blatów. Jedyne wolne miejsce znajdowało się miedzy Nami a Luffym, co nie bardzo mu odpowiadało, ale raczej nie miał innych możliwości, bo chociaż stół był dość spory, sam Franky zajmował z trzy miejsca. Zielonowłosy od razu zaczął nakładać sobie smakowicie wyglądające jedzenie, był ciekaw, czy ten drugi gotuje równie dobrze. Oczywiście nigdy by mu nie powiedział ,że jego potrawy bardzo mu smakują, komplementowanie tego pacana byłoby poniżej jego godności.
- To, że prosiłyśmy cię, byś był dla niego miły, nie miało znaczyć „omijaj szerokim łukiem” - Szepnęła mu do ucha, a w jej głosie dało się wyczuć figlarną nutę, po czym dodała dużo głośniej – Boże, mógłbyś się chociaż wykąpać, bo śmierdzisz! – Co wywołało ogólne rozbawienie.
- Spadaj na drzewo! - Odpyskował i odruchowo popatrzył w stronę kuchni skąd za chwilę powinien nadejść atak rozwścieczonego kucharza, co jednak nie nastąpiło. Patrzył wprost w te ciemnoniebieskie tęczówki, które wpatrywały się w niego nie z wściekłością, ale, w co nie mógł uwierzyć, bo było to kompletnie niewiarygodne, czule. Zamrugał kilka razy i objął blondyna spojrzeniem, wyglądał dziwnie ze związanymi włosami w kucyk i odsłoniętą całą twarzą. Cisza trwała zbyt długo, bo nawet Luffy przestał jeść i wpatrywał się w nich wyczekująco, szybko musiał coś wymyślić.
- Co się gapisz, brewko? - Był w takim szoku, że tylko tyle umiał z siebie wycedzić.
- To chyba nie zabronione, poza tym sam się gapisz... - Odszczeknął się niezrażony postawą zielonowłosego.
- Bo wyglądasz jak idiota z tą fryzurą! – Warknął, miał ochotę pozbyć się tego uśmieszku z jego gęby. Luffy z Usoppem zaczęli chichotać, a Nami wyglądała, jakby chciała go pobić.
-Nie znasz się, Zoro! To Suupper fryz! – Wtrącił się Franky i zaczął wyginać śmiało ciało, co wywołało kolejne salwy śmiechu.
- Dla baby, chyba że jest coś, czego ten ero-kuk nam nie powiedział... - kontynuował obrażanie, nie zwracając uwagi na turlających się ze śmiechu chłopaków. Blondyn podszedł do niego i oparł się nonszalancko o stół.
- Dla ciebie, skarbie, mogę udawać nawet słodką dziewicę, jeśli cię to podnieci... - Powiedział kokieteryjnie, puszczając do szermierza oczko. Chłopaka zatkało, gdyby miał coś w ustach, najpewniej zadławiłby się na śmierć.
- Pedzio...
- Żebyś wiedział.
- No nie mogę! – Zawołał śmiejący się do rozpuku kapitan - Chcę mu powiedzieć! Mogę? Błagam, pozwólcie mi!
- No nie wiem, widzisz jego minę? Jeszcze się załamie i co? - Sanji założył nogę na nogę, a uśmiech ani na chwilę nie schodził mu z twarzy. Dopiero teraz Zoro zdał sobie sprawę, że przez te dwa dni, które praktycznie spędził sam na ćwiczeniach, wiele go ominęło.
- Co jest grane? - Zielonowłosy spojrzał na jedyną rozsądną osobę przy tym stole, która się nie śmiała. Nie przepadał, gdy załoga robiła sobie z niego żarty.
- Cóż, pan kucharz powiedział nam, że w jego świecie jesteście parą, dlatego prosiłyśmy, byś był dla niego miły, jak widać niepotrzebnie... – Kobieta wydawała się niewzruszona tym, co mówi, jakby ogłaszała coś zupełnie normalnego.
- Ja chciałem powiedzieć! – Jęknął Luffy, podnosząc się z ziemi. Usopp pocieszająco poklepywał go po ramieniu.
- Czym jesteśmy? - Zoro zamrugał nerwowo, a wyraz jego twarzy stawał się coraz głupszy.
- Parą, czyli mieszkamy razem, chodzimy na randki, a w sypialni robimy mnóstwo grzesznych rzeczy... - Westchnął rozbawiony Sanji.
- Nie wiem jak inaczej mógłbym ci to wytłumaczyć, chyba że chcesz, bym ci pokazał? - Dodał, oblizując lubieżnie usta. Chłopaki śmiali się dalej, a na policzkach Nami wykwitł szkarłatny rumieniec.
- Nie, dzięki! - Syknął wściekle, wcale nie było mu do śmiechu, tego po prostu było już za wiele. Wstał z rozmachem, dobył jednego z mieczy i zamachnął się na blondyna. Wszystko działo się bardzo szybko i tylko Luffy zareagował na czas. Wskoczył mu na plecy i owinął swoje ręce wokół ramion szermierza tak, że katana zatrzymała się tuż przed twarzą zdziwionego blondyna, który zdążył tylko zasłonić się ręką.- No już, wystarczy, to były tylko żarty, Zoro, nie bierz tego do siebie... - Pomimo całej sytuacji, głos Luffy’ego był spokojny i wesoły. Wiedział, że jego przyjaciel był porywczy, zwłaszcza jeśli chodziło o Sanjiego - Poza tym, on podobno nie umie się bić, więc jeszcze zrobiłbyś mu krzywdę, a raczej krzywdę ciału naszego Sanjiego... - Zoro patrzył w te przerażone tęczówki i poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku. Nie potrafił zrozumieć, jak ten idiota mógł się zasłonić dłońmi. Gdyby nie Luffy, odciąłby mu rękę, a przecież tego by nie chciał. Cała złość odeszła w jednym momencie, pozostawiając jednak nieprzyjemne uczucie w żołądku.
- Już dobrze... - Mruknął całkiem spokojnie, czując, jak reszcie załogi ulżyło. - Możesz mnie puścić... - Luffy zlazł z przyjaciela i poklepał go po plecach, jednak żartowanie sobie z ich orientacji nie było dobrym pomysłem. Sanji szybko wycofał się do kuchni, szykując jakieś kolejne danie i udając, że wszystko jest w porządku, Zoro jednak dostrzegł, jak drżą mu dłonie. Zignorował to i usiadł ponownie za stołem, gdzie Nami raziła go piorunującym spojrzeniem, a wszyscy prócz Luffy’ego mieli poważne miny. Podświadomie czuł, że pojawienie się tego drugiego kucharza wywoła wiele zamieszania i zmian wśród załogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz