W głębi serca
Po drugiej stronie lustra
Sanji słyszał nieznane mu dźwięki, dochodzące zza uchylonych okien, znajdujących się niedaleko niego, i głosy ludzi szepczących niespokojnie, których na pewno nie znał. Nie był pewny, czy chce otwierać oczy, czuł się jakoś dziwnie, jak w źle dopasowanej koszuli. Przeciąganie tego cyrku nie miało sensu, więc postanowił w końcu usiąść i otworzyć oczy. To, co ujrzał, zaparło mu dech w piersi, miał już pewność, że coś było nie tak. Podbiegła do niego niebieskowłosa dziewczyna ze zmartwioną miną. Chłopak znał ją doskonale, ale nie miał pojęcia, co tu robiła, był w takim szoku, że nie potrafił cieszyć się faktem, że znów ma okazję ją zobaczyć.
- Sanji-san, jak się czujesz?! Tak nagle straciłeś przytomność...- Kucnęła przy nim i złapała go czule za dłonie. W normalnych warunkach oszalałby ze szczęścia, a jego serce na pewno by wyfrunęło z klatki piersiowej, ale mały głosik w głowie mówił mu, że powinien uważać na swoje zachowanie i słowa. W końcu nie wiedział, co tak naprawdę się stało.
- Vivi-chan? Co się stało? - Siłą woli powstrzymywał się, by nie spytać „Co tu do cholery robi?” Dotarło do niego, że już na pewno nie jest w tym sklepie, do którego wszedł z Robin-chan, a dziwne pojazdy, które dostrzegł za oknem, utwierdzały go w przekonaniu, że albo zwariował, albo nagle znalazł się w bardzo dziwnym miejscu.
- Nie pamiętasz? Jesteśmy w muzeum, przyszliśmy na wystawę i podczas oglądania eksponatów nagle zemdlałeś... - Dziewczyna wyglądała na bardzo przejętą. Sanji rozejrzał się po pomieszczeniu. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, a prawie w każdym kącie stała jakaś rzeźba. W międzyczasie podeszła do nich blondynka o niebieskich oczach, ubrana w czarno-biały uniform.
- Przepraszam, czy już w porządku? - Kobieta uśmiechała się łagodnie, prawdopodobnie dziękując niebiosom, że w końcu się obudził.
- Tak, oczywiście. - Powiedział pewny siebie i uśmiechnął się do kobiety zniewalająco, aż dostrzegł na jej policzkach delikatne rumieńce. Kobieta wyglądała na przekonaną, czego nie można było powiedzieć o Vivi. Chłopak flirtował jeszcze przez chwilę z blondwłosą dziewczyną, aż odeszła, cicho chichocząc.
- Sanji-san, na pewno wszystko dobrze? - Vivi patrzyła na niego, nie rozumiejąc, co się dzieje.
- Jak najbardziej, kochanie. Byłabyś tak miła i pokazała mi miejsce, w którym straciłem przytomność? - Chłopak ujął jej drobną dłoń, próbując przekonać dziewczynę, że wszystko już jest w porządku, choć wiedział, że tak naprawdę nic nie jest takie, jak powinno być.
- Przy tamtym lustrze... – Dziewczyna wskazała palcem ogromne zwierciadło z drewnianą ramą, które stało niedaleko i właśnie oglądała je jakaś zakochana para. Sanji poznał je od razu, to było to samo zwierciadło, które widział w tamtym sklepie. Chłopak poczekał, aż para odejdzie i podszedł do niego. Zaczął bacznie je oglądać z każdej strony, aż w końcu spojrzał w swoje odbicie i po raz kolejny oniemiał. Wyglądał zupełnie inaczej, włosy były krótsze i nieco bardziej poszarpane, a grzywka już nie przysłaniała jego oka. Ubranie też było inne. Pamiętał, że miał na sobie kolorową hawajską koszulę i ciemne spodnie do kolan, a teraz był ubrany w czarne długie spodnie, białą koszulę, marynarkę i cienki ciemny krawat. Sanji uszczypnął się w policzek, a jego blada skóra natychmiast zrobiła się czerwona, miał nadzieję, że to tylko strasznie dziwny sen, ale nic na to nie wskazywało, nie obudził się i dalej stał jak kołek, wpatrując się zszokowany w lustro. Niebieskowłosa podeszła do niego i czule złapała go za łokieć.
-Vivi-chan, czy mogłabyś mnie stąd wyprowadzić? Chciałbym porozmawiać w jakimś spokojnym miejscu...- Mężczyzna oddychał płytko, nie był kimś, kto łatwo wpada w panikę, wręcz przeciwnie, łatwo potrafił odnaleźć się w danej sytuacji, ale to, co otaczało go w tym momencie, przerażało go ogromnie.
- Jasne – Dziewczyna wiedziała, że coś jest nie tak. Trzymając przyjaciela za łokieć, wyprowadziła go z budynku i jakiś kwadrans później siedzieli w parku na ławce. Sanji obserwował wszystko z ciekawością i lękiem, tak jak dziecko oglądające nową zabawkę czy poznając najróżniejsze dziwy tego świata. Vivi czekała cierpliwie, zachowanie chłopaka było naprawdę dziwne.
- Powiedz mi, proszę, gdzie ja właściwie jestem? Zabrzmię na pewno dziwnie ale dałbym sobie uciąć moją drogą rękę, że jeszcze niedawno byłem w małym miasteczku...- Właśnie tego się bał, dziewczyna wyglądała na bardzo skołowaną i zdenerwowaną, ale w końcu musiał zapytać, bo ta sytuacja nie odpowiadała również jemu.
- Jak to gdzie? W Japonii, mieszkasz tu od dziecka i na pewno nie jest to małe miasteczko, bo jesteśmy prawie w środku Tokio, dużego miasta... - Sanji roześmiał się, nigdy nie słyszał o wyspie nazwanej „Japonią” czy „Tokio”.
- Więc jeszcze mi powiedz, że nie jesteś księżniczką Vivi, a ja nie jestem kucharzem na pirackim statku? - Chłopak nie wytrzymał, z minuty na minutę czuł się dziwniej. Jego ciało wydawało się inne, jakby był zupełnie w obcej skórze. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, wyjęła z torebki jakieś śmieszne urządzenie, ponaciskała na kolorowy ekranik i przyłożyła do ucha, czekając.
- Halo, Nami? Dobrze, że odebrałaś, Sanji zemdlał w muzeum... Nie, nic mu nie jest, chyba. Siedzimy w parku niedaleko centrum i twierdzi, że jestem jakaś księżniczką i bredzi od rzeczy, chyba uderzył się w głowę... – Dziewczyna mówiła bardzo szybko, nie zważając uwagi na ciekawskie spojrzenia kolegi. – Proszę cię, nie wiem, co mam robić, przyjechałabyś po nas? – Rozmawiała jeszcze chwilę, po czym odłożyła telefon, zerknęła na blondyna, który zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. Wyciągnął pęk kluczy, jakiś portfel z dziwnymi monetami w środku i urządzenie podobne do tego, przez które przed chwilą Vivi-chan rozmawiała z Nami-san.
- To moje? Po co mi tyle kluczy? Co to jest? – Ostatnie dotyczyło owego dziwnego urządzenia.
- Tak, to twoje. To pewnie klucze do mieszkania, restauracji twojego opiekuna i szafki w szkole, nie wiem, do czego jest reszta kluczy. To jest telefon komórkowy, a tamto to portfel... – Dodała od siebie, odpowiadanie na takie pytania było naprawdę dziwne. Miała nadzieję, że jej przyjacielowi nie stało się nic poważnego i to chwilowy zanik pamięci, bo na żarty jej to nie wyglądało. Sanji uznał, że zadawanie tych pytań nie było mądrym posunięciem. Vivi wyglądała już na całkowicie przerażoną. Postanowił więc poczekać na przebieg wydarzeń, by niepotrzebnie się nie pogrążać. Żałował tylko, że w kieszeniach nie znalazł żadnych papierosów, bardzo by mu pomogły uspokoić skołatane serce.
- Sanji-san, jak się czujesz?! Tak nagle straciłeś przytomność...- Kucnęła przy nim i złapała go czule za dłonie. W normalnych warunkach oszalałby ze szczęścia, a jego serce na pewno by wyfrunęło z klatki piersiowej, ale mały głosik w głowie mówił mu, że powinien uważać na swoje zachowanie i słowa. W końcu nie wiedział, co tak naprawdę się stało.
- Vivi-chan? Co się stało? - Siłą woli powstrzymywał się, by nie spytać „Co tu do cholery robi?” Dotarło do niego, że już na pewno nie jest w tym sklepie, do którego wszedł z Robin-chan, a dziwne pojazdy, które dostrzegł za oknem, utwierdzały go w przekonaniu, że albo zwariował, albo nagle znalazł się w bardzo dziwnym miejscu.
- Nie pamiętasz? Jesteśmy w muzeum, przyszliśmy na wystawę i podczas oglądania eksponatów nagle zemdlałeś... - Dziewczyna wyglądała na bardzo przejętą. Sanji rozejrzał się po pomieszczeniu. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, a prawie w każdym kącie stała jakaś rzeźba. W międzyczasie podeszła do nich blondynka o niebieskich oczach, ubrana w czarno-biały uniform.
- Przepraszam, czy już w porządku? - Kobieta uśmiechała się łagodnie, prawdopodobnie dziękując niebiosom, że w końcu się obudził.
- Tak, oczywiście. - Powiedział pewny siebie i uśmiechnął się do kobiety zniewalająco, aż dostrzegł na jej policzkach delikatne rumieńce. Kobieta wyglądała na przekonaną, czego nie można było powiedzieć o Vivi. Chłopak flirtował jeszcze przez chwilę z blondwłosą dziewczyną, aż odeszła, cicho chichocząc.
- Sanji-san, na pewno wszystko dobrze? - Vivi patrzyła na niego, nie rozumiejąc, co się dzieje.
- Jak najbardziej, kochanie. Byłabyś tak miła i pokazała mi miejsce, w którym straciłem przytomność? - Chłopak ujął jej drobną dłoń, próbując przekonać dziewczynę, że wszystko już jest w porządku, choć wiedział, że tak naprawdę nic nie jest takie, jak powinno być.
- Przy tamtym lustrze... – Dziewczyna wskazała palcem ogromne zwierciadło z drewnianą ramą, które stało niedaleko i właśnie oglądała je jakaś zakochana para. Sanji poznał je od razu, to było to samo zwierciadło, które widział w tamtym sklepie. Chłopak poczekał, aż para odejdzie i podszedł do niego. Zaczął bacznie je oglądać z każdej strony, aż w końcu spojrzał w swoje odbicie i po raz kolejny oniemiał. Wyglądał zupełnie inaczej, włosy były krótsze i nieco bardziej poszarpane, a grzywka już nie przysłaniała jego oka. Ubranie też było inne. Pamiętał, że miał na sobie kolorową hawajską koszulę i ciemne spodnie do kolan, a teraz był ubrany w czarne długie spodnie, białą koszulę, marynarkę i cienki ciemny krawat. Sanji uszczypnął się w policzek, a jego blada skóra natychmiast zrobiła się czerwona, miał nadzieję, że to tylko strasznie dziwny sen, ale nic na to nie wskazywało, nie obudził się i dalej stał jak kołek, wpatrując się zszokowany w lustro. Niebieskowłosa podeszła do niego i czule złapała go za łokieć.
-Vivi-chan, czy mogłabyś mnie stąd wyprowadzić? Chciałbym porozmawiać w jakimś spokojnym miejscu...- Mężczyzna oddychał płytko, nie był kimś, kto łatwo wpada w panikę, wręcz przeciwnie, łatwo potrafił odnaleźć się w danej sytuacji, ale to, co otaczało go w tym momencie, przerażało go ogromnie.
- Jasne – Dziewczyna wiedziała, że coś jest nie tak. Trzymając przyjaciela za łokieć, wyprowadziła go z budynku i jakiś kwadrans później siedzieli w parku na ławce. Sanji obserwował wszystko z ciekawością i lękiem, tak jak dziecko oglądające nową zabawkę czy poznając najróżniejsze dziwy tego świata. Vivi czekała cierpliwie, zachowanie chłopaka było naprawdę dziwne.
- Powiedz mi, proszę, gdzie ja właściwie jestem? Zabrzmię na pewno dziwnie ale dałbym sobie uciąć moją drogą rękę, że jeszcze niedawno byłem w małym miasteczku...- Właśnie tego się bał, dziewczyna wyglądała na bardzo skołowaną i zdenerwowaną, ale w końcu musiał zapytać, bo ta sytuacja nie odpowiadała również jemu.
- Jak to gdzie? W Japonii, mieszkasz tu od dziecka i na pewno nie jest to małe miasteczko, bo jesteśmy prawie w środku Tokio, dużego miasta... - Sanji roześmiał się, nigdy nie słyszał o wyspie nazwanej „Japonią” czy „Tokio”.
- Więc jeszcze mi powiedz, że nie jesteś księżniczką Vivi, a ja nie jestem kucharzem na pirackim statku? - Chłopak nie wytrzymał, z minuty na minutę czuł się dziwniej. Jego ciało wydawało się inne, jakby był zupełnie w obcej skórze. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, wyjęła z torebki jakieś śmieszne urządzenie, ponaciskała na kolorowy ekranik i przyłożyła do ucha, czekając.
- Halo, Nami? Dobrze, że odebrałaś, Sanji zemdlał w muzeum... Nie, nic mu nie jest, chyba. Siedzimy w parku niedaleko centrum i twierdzi, że jestem jakaś księżniczką i bredzi od rzeczy, chyba uderzył się w głowę... – Dziewczyna mówiła bardzo szybko, nie zważając uwagi na ciekawskie spojrzenia kolegi. – Proszę cię, nie wiem, co mam robić, przyjechałabyś po nas? – Rozmawiała jeszcze chwilę, po czym odłożyła telefon, zerknęła na blondyna, który zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. Wyciągnął pęk kluczy, jakiś portfel z dziwnymi monetami w środku i urządzenie podobne do tego, przez które przed chwilą Vivi-chan rozmawiała z Nami-san.
- To moje? Po co mi tyle kluczy? Co to jest? – Ostatnie dotyczyło owego dziwnego urządzenia.
- Tak, to twoje. To pewnie klucze do mieszkania, restauracji twojego opiekuna i szafki w szkole, nie wiem, do czego jest reszta kluczy. To jest telefon komórkowy, a tamto to portfel... – Dodała od siebie, odpowiadanie na takie pytania było naprawdę dziwne. Miała nadzieję, że jej przyjacielowi nie stało się nic poważnego i to chwilowy zanik pamięci, bo na żarty jej to nie wyglądało. Sanji uznał, że zadawanie tych pytań nie było mądrym posunięciem. Vivi wyglądała już na całkowicie przerażoną. Postanowił więc poczekać na przebieg wydarzeń, by niepotrzebnie się nie pogrążać. Żałował tylko, że w kieszeniach nie znalazł żadnych papierosów, bardzo by mu pomogły uspokoić skołatane serce.