Więc bez zbędnej gatki życzę wszystkim miłego czytania. Buziaki.
W głębi serca
Odnaleźć siebie
A teraz
głęboki wdech…Dobrze i jeszcze jeden, przecież nic strasznego się nie dzieje,
to tylko ten cholerny glon. Wparował mu nieproszony do łazienki i znowu to
robi, wymaga tak szybkich zmian… dlaczego? Jak on to sobie niby wyobraża?!
Trzeba było nic nie mówić i wyprzeć się wszystkiego, ale nie, on musiał mu
powiedzieć o pocałunku! Idiota! Minął tydzień od krępującej rozmowy i przez
pierwsze dwa dni wydawałoby się, że wszystko wróciło do normy, ale później coś
się zmieniło w zachowaniu zielonowłosego. Jakby nagle dotarło do niego coś, co
sprawiło, że zaczął działać pomimo jego usilnych protestów.
- Czy możesz
przestać, kretynie?! - Sanji oparł się
plecami o zimne kafelki i popatrzył wprost w ciemne oczy, w których można było
dostrzec wesołe iskierki. Tak, glon był ostatnio zbyt wesoły i stanowczo za
bardzo nachalny.
-
Przeszkadza ci to? – Szepnął i przycisnął blondyna bardziej do ściany, jednak
smukłe dłonie kucharza nie pozwoliły zbliżyć mu się bardziej. Uśmiechnął się
pod nosem, w tym tygodniu wiele się zmieniło i wiele rzeczy do niego dotarło, a
raczej zostało mu wytłumaczone. Na początku chciał dać spokój, przynajmniej na
jakiś czas, i spróbować powrócić do normalności. Pewnie nie tylko on wpadł na
taki pomysł, bo zachowanie Kuka także wróciło do normy. To uspokoiło załogę i
wprowadziło wesołą atmosferę na statku. Jednak cały czas jedno nie dawało mu
spokoju: Sanji w końcu go pocałował! Sam mu o tym powiedział! Więc by zrozumieć,
co tak naprawdę się stało, poszedł po radę do jedynej rozsądnej osoby na tym
statku. I nie pomylił się, Robin wszystko mu wytłumaczyła. Oczywiście na
początku nie potrafił uwierzyć w słowa pani archeolog, jednak gdy sam poskładał
wszystkie fakty, jej wersja wcale nie wydawała się już tak nieprawdopodobna.
Więc zaczął próbować, bo przecież blondyn musi się w końcu na coś zdecydować.
- Jasne, że
przeszkadza, imbecylu! Naruszasz moją przestrzeń prywatną… - Sanji położył
dłonie na gołym torsie Marimo, powstrzymując od dalszego zbliżania się. Czuł,
jak towarzyszowi bije szybko serce, a po twarzy muskał go jego gorący oddech.
Co on wyprawia?! Powinien kopnąć go w jaja, by mieć święty spokój, a nie to…
- Jesteś uroczy,
kiedy się wstydzisz, wiesz…? - Zoro uśmiechnął się i wykorzystując to, że
blondyn ma zajęte ręce, jedną dłonią złapał go za podbródek i uniósł lekko do
góry, by zajrzeć blondynowi głęboko w oczy.
- A ciebie
chyba pogięło… - Mruknął, z trudem odwzajemniając spojrzenie. Co ten Glon
planował i, co ważniejsze, skąd w nim tyle odwagi do tak radykalnych posunięć?
– Chcesz czegoś…?
- W tym
momencie to tylko cię pocałować…
Sanji spiął
się, słysząc coś takiego wypowiedziane w tak beztroski sposób.
- Zwariowałeś!?
– Sanji odepchnął go z całej siły, serce waliło mu jak szalone, a twarz
płonęła. – Czemu opowiadasz takie głupoty… to, że pocałowałem cię, bo musiałem,
nic nie znaczy… - dodał już ciszej.
- To ty masz
problem z przyjęciem prawdy… dobrze wiesz, dlaczego pocałunek mnie odczarował. A
poza tym, wcale nie musiałeś tego robić, sam podjąłeś taką decyzję…
- Ty… - Zagryzł
dolną wargę, gorączkowo myśląc, co zrobić. Mógł się domyślić, że w końcu
zielonowłosy wpadnie na to, co się stało albo ktoś z załogi mu to wytłumaczy. –
Cokolwiek sobie ubzdurałeś, nie upoważnia cię to do robienia takich rzeczy…
- Takich
rzeczy? Masz na myśli próby zbliżenia się do ciebie? – Zoro skrzyżował dłonie
na piersi, starając się zachować spokój. Nie żeby był zły, po prostu
zawstydzenie kuka sięgało już zenitu, co sprawiało mu nie lada frajdę.
Sanji
rozejrzał się, szukając jakiejś drogi ucieczki. Stali sami w łazience
naprzeciwko siebie, a w jego głowie panował zamęt. Najchętniej uciekłby stąd,
trzaskając za sobą drzwiami, ale jakaś jego część chciała zostać i pozwolić
glonowi na różne dziwne rzeczy. Na pocałunki i bliskość, jednak gdy próbował
sobie to wyobrazić, przewracało mu się w żołądku.
Zoro
obserwował, jak gorączkowo blondyn myśli. Wiedział, że jest strasznie nachalny,
ale po prostu miał dość czekania, aż blondyn się zdecyduje. Jeśli naprawdę coś
do niego czuje, jak tłumaczyła mu to Robin, nie powinien tyle myśleć, tylko dać
się ponieść…chwili.
- Będziesz
tak stał i się gapił? Miałem zamiar się wykąpać… - Prychnął blondyn, próbując
jakoś rozładować kłębiące się w jego głowie myśli.
- Nie wiem,
na co czekasz… - Zoro uśmiechnął się perfidnie, widząc jak już czerwona twarz
Kuka nabiera jeszcze ciemniejszego odcienia. Nigdy by nie pomyślał, że można go
tak łatwo zawstydzić. – Jeśli chcesz, mogę ci nawet umyć plecy…
- Moje plecy!
– Tego było już za wiele, skąd taka zmiana w tym glonie? – Ty słyszysz w ogóle,
co mówisz…?
- Tak, i
zastanawiam się, jak długo zamierzasz się bronić i wypierać własne uczucia…
- Co? Ja nic
nie wypieram… to ty chyba coś źle zrozumiałeś…i…i…właśnie!
- Więc
zaprzeczasz, że odczarowałeś mnie pocałunkiem prawdziwej miłości? – Zoro
patrzył uważnie na zdziwioną minę Kuka. Słysząc własne słowa, prawie się
roześmiał, bo w jego ustach brzmiało to bardzo komicznie. – i…właśnie?
- Ja… -
Sanji odwrócił wzrok, co on niby miał teraz zrobić? Nie może przecież
zaprzeczyć, znów cofnęliby się, zamiast pójść do przodu, co byłoby niewskazane.
Może powinien mu pozwolić…w końcu przeszedł przez tę głupią linię…tylko,
powoli. Nie może mu również przytaknąć. Po chwili odwzajemnił spojrzenie, już
nieco pewniej, choć dalej zawstydzony. – Czego ty tak właściwie chcesz ode mnie?
- Chyba już
powiedziałem… - Zoro westchnął zrezygnowany.
- No to
dalej…na co czekasz? – Sanji opuścił ręce i oparł się znów, tym razem z własnej
woli, o chłodną ścianę. Serce biło mu jak szalone, nie był pewny, czego się
spodziewać. Jedyne co pamiętał z feralnego pocałunku, to smak krwi i potu w
ustach. Nie było to przyjemne wspomnienie, warto by je czymś zamazać. Glon nie
powinien całować źle…i może da mu na trochę spokój. Zamknął powieki, by
skrępowanie nie wzięło góry i odetchnął głęboko, czekając…
Jak to na co
czekam!? Zoro przełknął ciężko ślinę, twarz tak go paliła, że pewnie można by
było użyć jej jako kuchenki i ugotować wodę. Z niedowierzaniem patrzył na
blondyna, który właśnie pozwolił się pocałować i czekał! On naprawdę pozwoli
mu…to chyba sen.
- Marimo? –
Kucharz uchylił lekko powieki i to, co zobaczył, sprawiło, że parsknął
śmiechem. Jeszcze nigdy nie widział twarzy glona tak czerwonej. Dobrze wiedzieć,
że Alga morska jest tylko mocna w gębie. – I co, spękałeś?
- Zamknij
się...po prostu mnie zaskoczyłeś…
- Sam się
zamknij, glonie jeden… - Sanji przetarł dłonią zawstydzoną i rozbawioną twarz.
- Po prostu
mnie zaskoczyłeś… - Zoro znów się do niego zbliżył i złapał za ramiona, pewnie
zaglądając mu w oczy. Czas się na chwilę zatrzymał, a powietrze zgęstniało
wokół nich. Miał wrażenie, że czekał na tę chwilę wieki.
- Cóż,
pewnie walczą o dominację… w związku.
- Stawiam
Berry na to, że Zoro będzie na górze…
- Jesteś
pewna swego Nami-chan, przyjmuję zakład. Sanji wydaje się w takich sprawach
bardziej doświadczony…
- Pff…może z
dziewczynami, z Zoro to zupełnie co innego...przy nim Sanji jest jak…
Nie było
dane jej dokończyć, bo z wielkim impetem tuż przed nimi przeleciał Zoro.
Przebijając ścianę i wbijając się w następną. Po chwili przez dziurę wyszedł
również Sanji i popatrzył na dziewczyny.
- Łazienka
już wolna, Nami-swan i Robin-chan. – Mruknął i oddalił się szybkim krokiem,
zostawiając dziewczyny w niemym zdziwieniu.
-
Eeee…dobra. – Nami popatrzyła zaskoczona na Zoro. – W czymś przerwałyśmy?
Zoro
westchnął i pomacał się po obolałej twarzy, już tak niewiele brakowało…a
skończyło się jak zawsze, kopniakiem prosto w gębę.
- Myślę, że
powinnyśmy poszukać Franky’ego… - Robin przyjrzała się dziurze w ścianie. – Nie
będzie zachwycony…
Szedł szybko
przez statek, a serce waliło mu jak szalone i co gorsza nie chciało przestać.
Wszedł do jednego z pomieszczeń, które okazało się pracownią Usoppa, i
zatrzasnął za sobą drzwi.
- Musimy
pogadać…- Warknął, usiadł na podłodze i odpalił papierosa, patrząc na
towarzysza zdenerwowany.
- Eeee…no
dobra -Usopp uniósł wzrok i zerknął na podenerwowanego blondyna, czekał.
Sanji
milczał, odpalając papieros za papierosem, i wpatrywał się w sufit, myśląc
gorączkowo. Trwało to dłuższą chwilę, na tyle długą, że Usopp przestał się w
niego wpatrywać i powrócił do przerwanej mu wcześniej pracy.
- Myślisz… -
Zaciągnął się papierosem i z przykrością stwierdził, że nie wie, co zrobić ani
co powiedzieć, bo to, o czym myślał, nie chciało przejść mu przez gardło.
- Chodzi o
Zoro? – Snajper uniósł wzrok i, widząc minę kucharza, wiedział, że chodziło
dokładnie o niego. – Jak ci to pomoże, możemy pomilczeć…?
- Myślisz… -
zaczął znowu, nie miał z kim pogadać, a musiał, potrzebował opinii innej osoby.
– Że on chce To ze mną zrobić?
- Eeee… -
Usopp zamrugał kilkakrotnie. -Jeśli mówiąc „to”, masz na myśli tę rzecz…którą
robią pary, to niewykluczone, że może chcieć…. – Snajper podrapał się po nosie
z konsternacją wymalowaną na twarzy. Nie rozumiał, dlaczego kucharz przyszedł
akurat do niego, z takimi problemami lepiej byłoby mu zajść do dziewczyn. – To źle?
- Pary…? –
mruknął pod nosem, jakby z całej wypowiedzi usłyszał tylko to jedno słowo. Od
kiedy On i Marimo są parą!? Czemu Usopp w ogóle to tak ujął? O boże, czy tak
ich widzi teraz załoga?! Jeśli by się zastanowić, Robin-chan też wspomniała coś
o związku tuż zanim jego noga znalazła się na twarzy Marimo. – Nie przypominam
sobie, żebym zostawał czyimś chłopakiem… - W co on się wpakował?!
-
Potrzebujecie randki! – Nami walnęła pięścią w stół, jej oczy błyszczały z
ekscytacji.
- Oszalałaś,
kobieto… - Zoro upił łyk sake z butelki.
- On musi
się po prostu rozluźnić, wyobraź sobie! – Wycelowała w niego palcem. –
Będziecie sami, z dala od statku, romantyczny spacer, wino, piękne widoki,
jeszcze więcej wina, a później jakiś mały pokoik i cała noc tylko dla was… -
Teraz jej oczy płonęły wręcz żywym ogniem.
Zoro
popatrzył na Robin, która spokojnie siedziała z nimi przy stole, ignorując rudą
wariatkę i pijąc herbatę.
- Myślę, że
to dobry pomysł, oczywiście bez przesady… - Uśmiechnęła się do przyjaciółki,
która już odpłynęła we własnych marzeniach. – Obaj pewnie potrzebujecie czasu,
by zastanowić się co teraz… więc może zróbcie coś, co obaj lubicie.
Zoro znów
się napił, w miarę własnych możliwości uważnie słuchając kobiety. To chyba nie
był głupi pomysł. Tylko co by to miało być…?
Luffy
pomachał blondynowi dłonią przed twarzą, gdy odpowiedział mu brak reakcji i
przechylił głowę w bok.
- Co mu
jest?
-
Rozmawialiśmy... i chyba się przegrzał. – Usopp westchnął. – Siedzi tak już
jakiś czas…chyba coś do niego dotarło.
Luffy złapał
blondyna za nos i pociągnął, imitując dźwięk trąbki, po czym zaśmiał się
wesoło.
- Pogięło
cię… - Sanji zmarszczył brew. – A może ci nakopać? – By przerywać mu w tak
ważnych rozmyślaniach. Kolejny raz próbował na spokojnie poukładać sobie
wszystko w głowie i dojść do tego, jak znalazł się w tak posranej sytuacji. Czy
Marimo też myśli, że są parą? Czy to tylko załoga wybiegła przed szereg? Dobra,
może coś obaj poczuli, ale to nie znaczy, że od razu im się uda i będą parą
zakochanych gołąbeczków…w sumie jak o tym myśli w taki sposób, to aż go mdli.
Poza tym co miała na myśli Nami-san? Niby jaki on jest przy tym cholernym
Glonie?!
- Za dużo
myślisz… - Odezwał się z powagą kapitan, krzyżując ręce na piersi.
Blondyn
zamrugał kilkakrotnie ze zdziwienia, obserwując kapitana.
- To coś, co
tobie nie grozi. – Prychnął i wstał, odpalając papierosa. – Za godzinę kolacja,
palanty… - Wyszedł, trzaskając drzwiami.