Informacje:)

24.09.2018r.

Walczę z brakiem weny i czasu. Gdy tylko uda mi się stworzyć coś czadowego:P na pewno powrócę:D
Trzymajcie kciuki za szybki powrót:D Bo to na pewno nie koniec:D
Buziaki:*

3 października 2017

Rozdział 20



W głębi serca
Przekroczyć granice


- Spokojnie, Chopper, nic mi nie jest… - Sanji uśmiechnął się pod nosem, gdy mały doktor po raz trzeci sprawdzał stan jego zdrowia. Obrócił w palcach swoją ulubioną paczkę papierosów, miał ogromną ochotę zapalić, ale póki renifer nie przestanie go badać, nie będzie miał spokoju ani możliwości, by zrobić cokolwiek. Czuł się dobrze, pominąwszy ból, który nagle powrócił. Nie rozumiał, co się wczoraj stało, obudził się taki pobudzony i pełny energii, a teraz było z nim gorzej. W dodatku renifer też wyglądał na niezadowolonego.  – I co, żyję? – Westchnął zniecierpliwiony.
- Na to wygląda. – Chopper w końcu się uśmiechnął. – I chyba już wiem, dlaczego obudziłeś się tak nagle. Pamiętasz, co się działo po przebudzeniu?
Blondyn zamyślił się i z trudem stłumił zażenowanie. Nie pamiętał dokładnie wszystkiego, ale te obrazy, które właśnie w błyskawicznym tempie przemknęły przez jego głowę, były wystarczające, by spalić porządnego buraka.
- Wstałem i czułem się dobrze, więc poszedłem do kuchni i zająłem się porządkami, a później znów poczułem się strasznie słaby i senny…
- Ciekawe, czułeś się pobudzony? Serce waliło ci szybciej? – Mały renifer zeskoczył z krzesła i zaczął przeglądać szuflady z lekami.
- No, możliwe…
- Aha! – Kucharz uniósł brew, patrząc z zaciekawieniem na doktora, który trzymał w ręce pustą strzykawkę.
-   Sanji! – Do pomieszczenia wbiegł kapitan i z impetem wskoczył na łóżko chorego, nie zważając na to, czy wyrządzi mu tym czynem krzywdę.
- Co robisz, idioto?! Złaź ze mnie, popaprańcu! – Blondyn wierzgnął tak, że Luffy zaraz wylądował z hukiem na podłodze. Ale szybko pożałował swojego czynu, gdy poczuł ostry ból rozchodzący się od rany po mieczu aż po całe ciało.
- Tak się cieszę… - Jęknął kapitan, próbując wstać, jednak nie było mu dane, ponieważ lekarz wskoczył na niego z groźną miną i zaczął wymachiwać pustą strzykawką przed twarzą.
- Czy wczoraj, jak zostałeś tu sam, bawiłeś się tym?!
- Nieee… - Jęknął kapitan, ale próżne były jego starania, gdyż kucharz i lekarz od razu zorientowali się, że ściemnia. – Ale jeśli pomogło… - Zamrugał kilkakrotnie. – To znaczy, że cię wyleczyłem! – Poderwał się z entuzjazmem, łapiąc zarazem renifera i tańcząc jakiś dziki taniec radości.
- Cudownie…- Sanji potarł twarz ręką. Wolał nie wiedzieć, czym nafaszerował go kapitan, bo cokolwiek to było, dało mu niezłego kopa.
- Czemu drzecie japę, nikt wam nigdy nie mówił, że chorzy potrzebują wypoczynku. – Nami stanęła w drzwiach, łypiąc na całą trójkę groźnym okiem. Po chwili jednak uśmiechnęła się wesoło i przeciągnęła, jakby wszelkie troski odeszły w las. - To ja idę wystawić rachunek za usługi gastronomiczne, jakimi was ostatnio raczyłam. - W jej oczach pojawiły się małe Berry i wyszła, śmiejąc się przebiegle.
- Co?!?! - Jęknął Luffy i pobiegł za nią, a Chopper zamrugał kilkakrotnie, nie do końca pewny, czy dziewczyna żartowała czy nie...
Sanji uśmiechnął się szczęśliwy, że wszystko było po staremu, a jego słodka Nami-san jak zwykle walczyła o swoje. Ciekawe, czy jego też czekają jakieś opłaty? Zaśmiał się w duchu i popatrzył na doktora.
- Rozumiem, że nasz tępy kapitan coś mi wstrzyknął?
- Na to wygląda... - Chopper popatrzył na pustą strzykawkę i westchnął. - Ostatnio trochę eksperymentowałem, chciałem stworzyć coś przeciwbólowego a zarazem pobudzającego, ale nie zdążyłem przetestować...
- Więc nasz kapitan zrobił to za ciebie. - Zaśmiał się, obracając między palcami paczkę papierosów. - Chyba ci wyszło, bo dało mi wczoraj niezłego kopa, tylko na krótko... a teraz, skoro jestem zdrowy, to idę zapalić. - I nie czekając na protesty ze strony renifera, powoli a zarazem stanowczo podniósł się i wyszedł z gabinetu.


Sanji zamieszał w garnku, uśmiechając się pod nosem. Przyjemne zapachy rozchodziły się po kuchni, wprawiając wszystkich w dobry nastrój. Tego mu właśnie brakowało, cudownych aromatów i gwarnej załogi tuż za plecami. Czego chcieć więcej? Minęły dwa dni, odkąd został wybudzony przez kapitana ze śpiączki, lecz dopiero dziś Chopper pozwolił mu wrócić do swoich obowiązków jako kucharza. Sprawnymi ruchami dodał kilka przypraw do gotującego się dania, ból już prawie całkowicie ustąpił, jedyne co pozostało po ostatnich wydarzeniach, to lekki lęk przed tym, co będzie. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czy ten zielony Glon coś pamięta, bo ostatni raz, gdy rozmawiali, był na prochach i nie był do końca sobą…albo był bardziej sobą niż kiedykolwiek wcześniej. Pokręcił głową, tak jakby chciał wyrzucić z głowy krępujące myśli i kątem oka spojrzał na stół. Załoga wesoło rozmawiała, zajadając się beztrosko przystawkami, które przygotował. Jego wzrok zatrzymał się na tej zielonowłosej Aldze, a wspomnienia o gorących i silnych ramionach od razu powróciły, wprawiając go w zawstydzenie. Kurde! Znów niósł go jak księżniczkę! Odwrócił wzrok i westchnął, by nabrać nieco dystansu, w końcu przez te dwa dni nic więcej się nie wydarzyło. Uwięziony przez renifera w jego gabinecie był oczywiście odwiedzany przez chłopaków i słodką Nami-san i Robin-chan, jednak Glon się nie pojawił. Również nikt nie kwapił się, by poruszać temat wydarzeń z wyspy, jakby ta przygoda nigdy nie miała miejsca…
- No to skoro wszyscy są już zdrowi… - Nami spojrzała na kucharza, który odwrócił się, gdy tylko zaczęła mówić. – To ja chciałabym o coś zapytać… - Uśmiechnęła się demonicznie i z dekoltu wyciągnęła naszyjnik. Wszyscy prócz Luffy’ego i Zoro poznali go od razu, pomimo uszkodzeń i utraty blasku.
 - Po coś to zabrała! – Wykrzyknął Usopp, chowając się za Frankym, jakby biżuteria miała go za chwilę ugryźć.
Zoro popatrzył na rudowłosą, nie wiedząc o co w ogóle tyle krzyku? Jego wzrok szybko jednak uciekł w innym kierunku. Kuk wyglądał już o wiele lepiej, ale jednak w tej chwili jakby spiął się nie wiedzieć czemu.
- Ktoś ci zniszczył wisiorek? – Zapytał beztrosko Luffy, przekręcając głowę, ale po chwili stracił zainteresowanie i, wykorzystując fakt, że Usopp pozostawił swój talerz bez opieki, zwinął jego zawartość.
- Boże, co za tępaki z was… - Nawigatorka westchnęła ciężko i popatrzyła znów na blondyna. – Sanji, chyba wszyscy są ciekawi, w jaki sposób pozbyłeś się tej czarownicy.
Sanji przełknął ciężko ślinę, a kropelka potu spłynęła mu po twarzy. Tego obawiał się najbardziej. Przecież nie może im powiedzieć, jak zdjął zaklęcie z tego imbecyla. Odetchnął głęboko, starając się stłumić wstyd, by zabrzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
- Przykro mi, Nami-san, ale nie pamiętam za bardzo, co się wtedy stało… - Popatrzył dziewczynie prosto w oczy, modląc się w duchu, by mu uwierzyła, chociaż sam sobie by zapewne nie dał wiary. Nami skrzywiła się niezadowolona z uzyskanej odpowiedzi, a on poczuł na sobie wzrok ciemnych oczu. Odwzajemnił spojrzenie i był pewny, że Zoro nic nie pamięta. Jego wzrok wręcz promieniał ciekawością i jednocześnie ulgą?
- Mogę zobaczyć? – Robin wyciągnęła dłoń, by Nami podała jej naszyjnik.
- Jasne, w takim stanie i tak jest bezwartościowy. – Nawigatorka wzruszyła ramionami i oddała błyskotkę. Westchnęła, widząc jak Luffy z Usoppem walczą o kawałek mięsa. – Dzieci…
Pani Archeolog przyglądała się biżuterii bardzo dokładnie, gdy Sanji zaczął podawać na stół gorącą kolację.
- Gdzie go znalazłaś?
- Leżał w kupce popiołu…no wiesz, w tej wielkiej Sali…gdzie znaleźliśmy ich… - Nami spojrzeniem wskazała Chłopaków. – No a tej wiedźmy już nigdzie nie było…jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Robin popatrzyła na przyjaciółkę, a później przeniosła wzrok na kucharza. Więc jej przypuszczenia okazały się słuszne. Czarownica nigdy nie opuściła tamtej Sali, ale pozostawało jedno pytanie. Jak Sanji zdjął zaklęcie z Zoro? W jednej chwili odpowiedź nasunęła się jakby sama.
- Ojej… - Cała załoga spojrzała na Robin, bo takie poruszenie z jej strony było niecodzienne. Nawet Kapitan przestał na chwilę jeść.
- Co się stało, Robi-chan? – Sanji w mgnieniu oka znalazł się przy niej, by nieść pomoc, jednak nic takiego się nie stało. Kobieta spojrzała na niego czule, a jej oczy błyszczały niecodziennym blaskiem.
- Wszystko w jak najlepszym porządku….
- Wpadłaś na coś? – Nami spojrzała podejrzliwie na koleżankę i blondyna.
- Mam kilka hipotez, jednak nie potwierdzimy żadnej, skoro nasi panowie nic nie pamiętają.
- Szkoda – Nami znów westchnęła. – Jestem ciekawa, jak zaklęcie zostało zdjęte z Zoro.
- Czy to nie jasne… - Zaczął Luffy, ale nacisnął sobie do ust mięsa z wielkiej ryby i reszta zdania została całkowicie zastąpiona mlaskaniem.
- Jak się mówi, to się nie je, debilu! -Nawigatorka tak trzepnęła go z pięści w głowę, że zaczął się dusić. – Poza tym co ty tam możesz wiedzieć…
Sanji pozbierał puste talerze i zabrał je do zlewu, bardzo by chciał, żeby ta rozmowa dobiegła końca.
Luffy połknął wszystko to, co miał w buzi i westchnął zadowolony – Uff co za pychota… - Jego zadowolenie potwierdził głośny bek i czułe klepanie po brzuszku. – Przecież każdy wie, że złe czary znikają od BUZIAKÓW! Shishishi…
- Co? – Nami zamrugała kilkakrotnie, jakby nie wierząc własnym uszom. – Toś wymyślił…
Nie zdążyła dokończyć, bo kapitana zwalił z krzesła czarny pantofel, co wywołało krępującą ciszę. Wszystkie pary oczu skierowały się na Kucharza.
- Przejebałem… - Sanji stał za barem oddzielony od reszty załogi i tak cholernie zażenowany. Najchętniej zapadłby się pod ziemię, przecież mógł nie reagować. Czuł, jak na twarzy wykwitają mu wypieki. Tak bardzo zapragnął się schować, że zgiął się, udając, że po coś sięga, ale niestety zrobił to z taką prędkością, że przywalił czołem w krawędź blatu. – Kurwa!
- Sanji, wszystko w porządku? – Odezwał się Usopp, a Franky wyciągnął swój mały grzebyk i zaczesał błękitne włosy do tyłu.
- Nie wiem jak wy, kochana załogo…ale to jest chyba ten moment, w którym w niezłym stylu opuszczamy pomieszczenie, by oni… - Tu wskazał Zoro z konsternacją wypisaną na twarzy i schowanego za barem Sanjiego. – mogli pogadać.
- Zgadzam się… - Robin wstała, złapała pod rękę zaskoczoną nawigatorkę i ruszyła w stronę wyjścia, rzucając na odchodne ciche „powodzenia” w stronę Zoro.
Reszta ruszyła w jej ślady, zdając sobie sprawę, że coś jest na rzeczy, a nie ma nic lepszego na oczyszczenie atmosfery jak szczera rozmowa. Tylko Luffy nie rozumiał, co znowu powiedział takiego, że oberwał z buciora w twarz. Przecież powiedział prawdę! Chopper wyciągnął ze swojego plecaczka małą apteczkę i wcisnął ją Zoro do ręki.
- Na wszelki wypadek… - Pokazał na swoje czoło, by upewnić się, że przyjaciel będzie wiedział, co zrobić i czmychnął z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
Nastała cisza, Zoro popatrzył na małe czerwone pudełko i na bar. Co tu się właściwie stało?
Jeszcze przed chwilą wszyscy jedli…a teraz został sam z Kukiem…to za dużo jak na niego.
Wstał i podszedł do blatu, nachylając się, by sprawdzić, czy kucharz dalej tam jest. Jego oczom ukazała się blond czupryna.
- Żyjesz? – Spytał niepewnie, kładąc apteczkę obok siebie. Nie był pewny, czego się spodziewać po Kuku. Nie wiedział, co tak naprawdę pamięta z ostatnich wydarzeń. Dowiedział się również, że jego nagłe okazanie uczuć dwa dni temu było spowodowane jakimś eksperymentem.
- Jeszcze tak… - Sanji wstał powoli i popatrzył na Zoro, który stał naprzeciw niego. Twarz go paliła, a czoło bolało, zrobił z siebie idiotę.
- Chopper zostawił to… - Zoro zaśmiał się z lekką kpiną, widząc rosnącego guza na środku czoła blondyna, i przesunął pudełko w stronę towarzysza. – Wiesz, o co im chodziło? Dlaczego wszyscy tak nagle uciekli?
Sanji zamrugał kilka razy. No pięknie, zakochał się w kompletnym półmózgu! Brak jakiegokolwiek logicznego myślenia.
- Pewnie po to, byśmy porozmawiali o tym, co się tu przed chwilą stało…idioto.
Zoro patrzył uważnie na ukochanego. Faktycznie cała ta sytuacja i jego zachowanie wydało mu się dziwne, ale żeby od razu robić takie zamieszanie. Przecież po tych ostatnich wydarzeniach Kuk pewnie nie będzie chciał z nim rozmawiać. Miał trochę czasu, by przyjąć do wiadomości, że nigdy nie zostanie mu wybaczone, bo czemu by miało być?
- Pamiętasz coś z tego, jak cię zaczarowała? – Zaczął Sanji, jednocześnie udając ogromne zainteresowanie zawartością apteczki.
- Nie bardzo… - Zoro przełknął ślinę, cały czas czuł na swoich dłoniach krew, a gdy tylko zamykał oczy, widział zakrwawione ciało ukochanego leżące u jego stóp. – Nie wiem, co robiłem, ale to mnie nie usprawiedliwia….
- Nie próbuj nawet znowu przepraszać, idioto… - Przerwał mu, wyciągając maść na potłuczenia, nie potrafił zapanować nad drżeniem rąk, emocje zaczynały brać górę.
- Eeee…pamiętasz…?
- A czemu miałbym nie pamiętać? I zapamiętaj sobie, że ostatni raz niosłeś mnie w tak krępujący sposób! 
Zoro oniemiał, tego się jednak nie spodziewał. Był prawie pewny, że Kuk znów będzie miał luki w pamięci, w końcu tak dziwnie się zachowywał. W ciszy obserwował, jak blondyn drżącymi dłońmi próbuje odkręcić zakrętkę maści. Chyba w pewnym momencie przeoczył jakiś ważny fakt…Odetchnął głęboko.
- Piłeś? Bo zachowujesz się strasznie dziwnie… - Zabrał mu z rąk tubkę i bez problemu otworzył, wyciskając niewielką ilość na swoje palce. – Widzisz, to całkiem proste…głupi ero-kuku.
- Jesteś beznadziejny… - Sanji szybkim ruchem dłoni odgarnął blond grzywkę, odsłaniając zaczerwienione czoło i dając tak do zrozumienia, by Zoro to zrobił.
- Przynajmniej umiem odkręcić tubkę z maścią… - Wahał się przez chwilę, a jego serce zaczęło szybciej bić. Powoli wyciągnął dłoń w stronę kuka i, nie widząc żadnych protestów, dwoma palcami dotknął jego czoła, delikatnie rozprowadzając lekarstwo.
Blondyn nie odpowiedział i nie patrzył na towarzysza, uciekając wzrokiem. Nie umknął mu fakt, że skóra towarzysza jest bardzo gorąca ani to, że nie ma pojęcia, co się z nim działo. Naprawdę zachowywał się jak skończony kretyn, a najgorsze było to, że nie miał pojęcia, jak to zmienić. 

Zoro po chwili odsunął dłoń i zakręcił tubkę, nastała niezręczna cisza, a ich dzielił tylko barowy blat i tona niewypowiedzianych słów. Zoro popatrzył uważnie na blondyna, który uciekał spojrzeniem w inną stronę, jakby nad czymś intensywnie myślał. Jego policzki w dalszym ciągu były zaczerwienione, co dodawało mu uroku. Choć zachowanie lekko irytowało. Ale Zoro czekał, jeśli blondyn ma mu coś do powiedzenia, na co intensywnie wskazywała krępująca sytuacja, niech mu powie, on już powiedział co miał.
- Posprzątajmy… - Odezwał się w końcu Kuk i, nie czekając na odpowiedź, ruszył po puste talerze. – Jak już tu jesteś, to mi pomożesz… - Dodał i złapał kilka półmisków, nie patrząc na zielonowłosego. Rozmowa…co niby miałby mu powiedzieć? Że wszystko sobie przypomniał? Swoje pijackie gadanie… że gdy Zoro był pod wpływem zaklęcia, on w końcu zrozumiał i przekroczył tę zasraną linię! Że jedyny sposób, by zdjąć z niego urok – który w dodatku poskutkował – to pocałunek, bo nie miał dość sił, by skopać mu dupsko! Że specjalnie dał się nadziać na tę katanę i we śnie spotkał jego przyjaciółkę…i na dodatek wygląda na to, że coś do niego czuje, tylko jest tak przerażony nowymi odczuciami, że najchętniej strzeliłby sobie w łeb…Nie, nie, nie…
- Kuk…?
- Zamknij się…nie widzisz, że myślę, co ci powiedzieć… - Warknął i zdał sobie sprawę, że stoi obładowany talerzami i gapi się bez ruchu w przestrzeń. – Muszę zapalić…
Zoro zmarszczył brwi. Tak, zachowanie Kuka było strasznie irytujące.
- Nie zachowuj się jak baba i mów, co chcesz powiedzieć, albo wychodzę, bo zachowujesz się jak wariat… - Warknął zielonowłosy i schował w końcu maść do pudełka.
- Odezwał się ten, co nie wiadomo jak długo zbierał się na wyznanie uczuć i zamiast to zrobić, chował się po kątach! – Z trzaskiem odłożył talerze do zlewu, a żyłka irytacji zaczęła mocno pulsować na jego czole.
- Ty… - Zoro skrzywił się, a krew w nim zawrzała. Dość tego, nie pozwoli się więcej tak obrażać.
- Co ja?! Nie po to pozwoliłem się przeszyć na wylot mieczem, by tylko móc zdjąć z ciebie zaklęcie i żebyś teraz nazywał mnie tchórzem! – Wykrzyknął mu prosto w twarz, nim zdążył ugryźć się w język.
- Co…jak to specjalnie…? O czym ty w ogóle mówisz…? Podobno nic nie pamiętasz! - Zoro zacisnął dłonie w pięści. Był zły, że nie potrafi sobie przypomnieć tamtych wydarzeń.
- Normalnie, tępaku! Nie mogłem cię pokonać, to wpadłem na inny pomysł, by cię odczarować. O którym jakieś 15 minut temu wspomniał Luffy, nim trzasnąłem go butem. Oczywiście cała załoga się domyśliła, co się stało, oprócz szanownej zielonej algi! Która jest kompletnym imbecylem!
Zoro zamrugał kilkakrotnie, próbując zanalizować to, co właściwie zostało powiedziane.
- Pocałowałeś mnie…? – Mruknął tak zaskoczony, jakby właśnie usłyszał coś niewyobrażalnego. Na przykład, że Crocodaile rozdaje prezenty w stroju świętego Mikołaja.
- Nie…bezmózgiego Kaktusa! – Prychnął zirytowany, nadal nie mogąc zrozumieć, jak mógł poczuć coś do takiego kretyna.
- Chcesz powiedzieć, że sam z własnej woli pocałowałeś mnie i to zdjęło ze mnie zaklęcie…a ja tego nie pamiętam? – W tym momencie Zoro nie wiedział, czy się cieszyć, czy wściekać z takiego obrotu sprawy. – I to przez to zachowujesz się jak kretyn?
- Można by to tak ująć… - Sanji przeczesał dłonią włosy, miał już dość tej krępującej rozmowy. Twarz go paliła od wstydu i złości, a powstrzymywanie się przed rzuceniem się i chęcią skopania czyjegoś tyłka sprawiała, że bolały go i tak poobijane mięśnie.
- I co teraz? – Zoro spoważniał, teraz wszystko stało się logiczne. Jakby nie można było od razu powiedzieć, co się wydarzyło. Może nie do końca rozumiał, dlaczego to akurat pocałunek zdjął z niego zaklęcie, ale wyjaśniło to dziwne zachowanie Kuka i zatajanie prawdy. Nawet on nie potrafił sobie wyobrazić blondyna, jak przed całą załogą przyznaje się, że pocałował faceta i to w dodatku „Marimo”.  Pozostaje też duma Kucharza, która na pewno ucierpiała po tym pojedynku, a przyznanie się, że nie potrafił go pokonać, na pewno nie przyszło mu łatwo. Ale co teraz? Czy te wydarzenia znaczą, że coś się zmieniło? Że może Sanji mu wybaczy? I że dadzą radę płynąć razem w dalszą podróż, powróciwszy do pierwotnego stanu? A może coś więcej…?

- Jak to co teraz? – Sanji rozejrzał się i po chwili odetchnął głęboko, biorąc i rzucając szmatkę prosto w Zoro. – Ja myję, a ty wycierasz…  


***
Witam wszystkich, czytelników:p. Tak oto kończymy "Przekroczyć granice" mam nadzieje, że rozdział przypadł wam do gustu.  Podziękowania i moc uścisków dla Arashi za wierne betowanie :D I dla was za tak długie czekanie:*
Walniemy małą zapowiedź....:p 
Już wkrótce W głębi serca " Odnaleźć siebie" :D rozpoczniemy trzeci sezon:D
Pozdrowienia i całusy.
Muza